Zrobiło się już ciemno. W mojej wędrówce towarzyszło mi jedynie pohukiwanie puszczyka. Nie bałam się ani trochę. Byłam przekonana, że w tym okolicach to właśnie inne zwierzęta powinny czuć trwogę przed wilkami. Nie wzięłam pod uwagę jednak jednego stworzenia, które schowane w runie leśnym czekało na swoją ofiarę. Zwierzę to było nazywane nosicielem śmierci. Bez fachowej pomocy medyka, ofiara nie miała szans na przeżycie. Wystarczyło kilka dni, aby trucizna zatrzymała serce wilka. Dla małych stworzeń było to kilka godzin w bólu i męczarniach. Zeszłam z głównej ścieżki, przedzierając się przez krzaki. Nagle poczułam ból w kończynie, a syk rozwścieczonego stworzenia był oznaką, że weszłam na jego teren. Zwierzę postanowiło się jednak wycofać. Mogłam go zabić jednym machnięciem łapy. Nie byłam świadoma tego, że to właśnie on powoli zabija mnie...
Położyłam się na polanie, oglądając kończynę, na której widniały dwa zagłębienia. Bolało, ale nic poza tym. Zignorowałam to, kładąc łeb na łapach i oddając się w objęcia snu.
Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Łapa spuchła i bolała mnie jeszcze bardziej. W dodatku odczuwałam nudności i kręciło mi się w głowie. Mocz, który oddałam miał nienaturalnie czerwony kolor. Byłam pewna, że złapałam jakąś nieznaną mi chorobę. Chciałam jednak oddalić się jak najdalej od reszty wilków. Podniosłam się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszyłam przed siebie.
---
>Silver?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz