piątek, 31 marca 2017

Od Toluen'a c.d Yvris

Wypełnianie papierzysk było bez wątpienia monotonne i nudne, a przynajmniej za takie szybko uznałby je Telo i najpewniej już po czwartej z rzędu potraktowanej pieczątką kartce zrezygnowałby i zajął się swoimi sprawami, gdyby nie fakt, że tym razem tej poniekąd żmudnej pracy towarzyszył jednak szczytny cel w postaci uwolnienia bibliotekarza od nadmiaru obowiązków. No, może jeszcze miała coś w tej kwestii do powiedzenia ta obiecująca perspektywa Yvrisa zgadzającego się na wspólne wyjście, która zamajaczyła gdzieś w trakcie rozmowy.
Mimo to jednak Toluenowi dłużyło się na tyle mocno, że szybko stracił poczucie czasu. Nie miał przy sobie zegarka, na który i tak głupio byłoby mu patrzeć podczas pracy, zwłaszcza mając świadomość, że Yvris co jakiś czas na niego zerka; równie niezręcznie zresztą czuł się na myśl, że miałby tak zwyczajnie rozglądać się za jakimś znajdującym się w zasięgu wzroku, więc pozostawało mu obstawiać, ile już minęło. Nie żeby to miało jakieś znaczenie.
Postanowił po prostu skupić się na swoim zadaniu, by jak najszybciej je wykonać. Stosik, którym się zajmował, stawał się zauważalnie coraz mniejszy w miarę jak zapełniał starannym pismem kolejne kartki, aż w końcu Telo z niejakim zdziwieniem odkrył, że zostały mu już tylko cztery. Szybko się z nimi uporał, zadowolony, że poszło całkiem sprawnie, po czym wyrównał jeszcze nowy stos, utworzony tym razem z zapisanych już i zapieczątkowanych nudnych papierzysk, po czym usadowił się wygodniej na krześle, mimowolnie wlepiając wzrok w profil siedzącego bokiem do niego Yvrisa, który wciąż jeszcze nie skończył swojej pracy i wydawał się nią niezwykle zaabsorbowany. Młody mężczyzna miał okazję poprzyglądać mu się chwilę, nim bibliotekarz uniósł głowę i spojrzał najpierw na niego, a potem na stosik na biurku.
- Powiedziałbym, że poszło jak za dotknięciem magicznej różdżki, ale to byłby żart poniżej mojego poziomu - stwierdził Telo i mrugnął porozumiewawczo.

---

<Nie nie, zapłaci pewno ten gość który zgubi przypadkiem portfel.>

czwartek, 30 marca 2017

Od Alex'a cd. Bergen, Katelyn


Czarnowłosemu brakowało słów, by opisać młodszego chłopaka. Nie, nie chodziło tutaj o jego niesamowitość oraz męstwo. Z pewnością nie o to drugie. Alex cały czas zadawał sobie jedno pytanie: śmiać się czy płakać? Nie mógł zrozumieć, jakim cudem na świecie jest ktoś taki jak Bergen i że owe istnienie ma prawo bytu. Wiele słów cisnęło mu się na usta w momencie, kiedy Katelyn wspomniała coś tego poranka o prośbie jasnowłosego dotyczącą spotkania. Nie byłby także sobą, gdyby nie zaoferował swojego towarzystwa. Nie miał zresztą nic ciekawego do roboty, a i nie mógł ukryć, że znów chciał nieco podenerwować młodego Aczpoleta. Prawda jest jednak taka, że nie był w stanie uwierzyć w to, co mówiła przywódczyni. Żeby chłopak dziewczynie... Po prostu brak słów. Decyzja podjęta przez Walkera okazała się być trafna, bowiem utwierdził go w tym przekonaniu grymas pojawiający się na twarzy Smerfa z pewnością na jego widok. Co prawda to prawda, nieco zaskoczyła go - jakby to powiedzieć - "wylewność" Burger King'a. Nie wspominając już o tym, iż wyglądało to co najmniej dziwnie. Bardzo prawdopodobne, że ów ruch zdziwił także samą dziewczynę, po chwili zajmującej miejsce u boku Alex'a. Na usta najstarszego z zebranej trójki wdarł się zdradziecki uśmieszek, zmieciony niemal w jednej sekundzie przez swoisty egoizm przywódczyni.
- Ja też lubię czekoladę, wiesz o tym. - Rzucił z udawaną urazą, patrząc na wyrzucającą już jedynie pusty papierek ciemnowłosą.
Ta jedynie spojrzała na niego, przybierając maskę z zasmuconą twarzą i czymś, co można uznać jako nagłe przypomnienie sobie o jakiejś niezwykle ważnej rzeczy. Czarnowłosy wiedział jednak, że podobnie jak on uwielbia grać innym na nerwach, jednak z różnym rezultatem. Oczywiście jemu wychodzi to znacznie lepiej.
- Wybacz, zapomniałam. Może Bergen ma jeszcze gdzieś dodatkową tabliczkę...
- Nie ma. Skończyła się. - Chłodny i zdradzający uczucie triumfu głos gospodarza przerwał wypowiedź ciemnowłosej, stawiając kropkę nad i.
Alex spojrzał na niego spod uniesionej w kpiarskim geście brwi, by następnie zwrócić się do swojej byłej rozmówczyni.
- Spokojnie, mam u siebie w domu kilka sztuk. A skoro ty nie podzieliłaś się ze mną teraz, zmuszona będziesz wieczorem przyglądać się temu jakże złożonemu procesowi zjadania przeze mnie tej pysznej czekolady samemu. - mówiąc, oparł się o blat za sobą i skrzyżował ramiona na piersi, kontynuując - I tak, to jest twoja ulubiona, z kawałkami karmelu. I nie, nie ma przebacz. Będę jeść ją przez bitą godzinę, a ty będziesz siedzieć w fotelu naprzeciwko ze Śnieżynką na kolanach i trwać w tej katordze, licząc na odpuszczenie win. Muszę to jednak skonfrontować z Tekliusz, a ją naprawdę trudno przekonać.
Na te słowa dziewczyna stojąca naprzeciwko niego zaśmiała się cicho pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą. Inaczej sytuacja miała się z jasnowłosym chłopakiem, który spoglądał to na jednego, to na drugiego, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Czarnowłosy zwrócił na to uwagę jedynie na sekundę, bowiem w następnej chwili Katelyn powiedziała:
- Oj, ta Tekliusz... Wcześniej mogłaby ci oczy wydrapać za samą twoją obecność...
- Z wzajemnością. - Dopowiedział, uśmiechając się do niej szeroko.
- Mała zdrajczyni... - kontynuowała, ponownie kręcąc głową - Chcę odzyskać swojego krwiożerczego kociaka. Poza tym, ze mną się nie podzielisz? No weź, czasami najpierw działam, a potem myślę. W dodatku to czekolada z karmelem! To będzie grzech, jeśli nie odstąpisz mi jednej, dwóch, może trzech kostek.
Jej rozmówca przewrócił teatralnie oczami, wzdychając cicho. Następnie przyjrzał się uważnie ciemnowłosej, starając się nie roześmiać z wyrazu twarzy chłopaka stojącego za nią.
- Taa, a nagle z jednej, dwóch, może trzech kostek wyjdzie cała tabliczka. O nie, moja droga. Już raz wpadłem w podobną pułapkę i więcej razy nie mam zamiaru oddawać ci mojej czekolady. Poza tym, przed chwilą pokazałaś, że można się nie podzielić. Dlatego przykro mi, ale nie i koniec kropka.
Ta w odpowiedzi po raz kolejny raz, o ile nie setny, zrobiła swą popularną "smutną buźkę", patrząc w stronę starszego chłopaka z politowaniem w oczach. Ten zakrył twarz obiema dłońmi, mrucząc cicho pod nosem w obcym języku, by następnie rzucić w stronę ciemnowłosej ponownie na nią spoglądając:
- Nie patrz tak na mnie. Nie ma mowy, żebym się z tobą podzielił, tym bardziej po tym, co przed chwilą zrobiłaś. Nie pomogą żadne prośby ani błagania, nie i koniec. Nie przekonasz mnie, nawet Tekliusz nie posłucham. To będzie moja jakże słodka zemsta za to twoje zapominalstwo.
Dziewczyna natomiast jeszcze bardziej przechyliła głowę, łącząc dłonie z tyłu pleców i huśtając się na stopach, przenosząc ciężar ciała ze stóp na palce i na odwrót.
- Proooszeee... - Powiedziała przeciągle, uśmiechając się szeroko do Alex'a.
Ten jednak ciągle patrzył na nią obojętnym wzrokiem, kręcąc przecząco głową i wypowiadając na głos to jedno znaczące, trzyliterowe słowo. I z pewnością nie było to "tak" ani "kot".
- Nie. Nic na tym bożym świecie nie przekona mnie do zmiany decyzji, więc wybacz, ale dzisiejszy wieczór spędzisz obserwując mnie zajadającego się twoim smakołykiem. I nawet terminator nie zmusi mnie do odstąpienia ci chociażby papierka czy okruszka.
Ciemnowłosa, udając niebywałe oburzenie tymi słowami, zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, wspierając dłonie na biodrach. Ta niema bitwa trwała ledwo kilka sekund, bowiem po chwili Katelyn powiedziała z ogromną stanowczością w głosie:
- Podzielisz się ze mną, bo tak ci każe. I bez dyskusji.
- Nie podzielę się z tobą, bowiem nie słucham nikogo innego prócz samego siebie. I bez dyskusji. - Zawtórował jej czarnowłosy.
- Podzielisz się, gdyż jestem przywódczynią i każę ci to zrobić.
- Nie podzielę się, ponieważ jestem wolnym człowiekiem i nikt nie może rządzić moim życiem oraz rozporządzać zapasem czekolady. - Zaoponował niemal natychmiast.
- Podzielisz się dlatego, że mnie lubisz, a i ja zasługuje na tą czekoladę bardziej niż ty.
- A skąd pewność, że to nie jest skrywana nienawiść? Nie podzielę się, bowiem twoje zachowanie jest niezgodne z zasadami etykiety, której to tak pilnie mnie uczyłaś.
- Podzielisz się i koniec kropka.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie i pogódź się z tym, Casper. Jestem uparty, więc taką rozmowę możemy prowadzić do samego wieczora, a nie chciałbym nadużywać gościnności naszego drogiego Bur... Bergena.
Wspomniany chłopak, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z własnego istnienia, potrząsnął szybko głową, ponownie patrząc to na Katelyn, to na Alex'a. Na tego drugiego z kolei spoglądał tylko po to, by za każdym razem zobaczyć kpiarski uśmiech oraz szczere rozbawienie w oczach. Cała sytuacja bawiła bowiem najstarszego z całej trójki, a to dziwne szczęście wzmacniało zagubienie widoczne na twarzy jasnowłosego. Walker przez chwilę zastanawiał się, o co też może chodzić, jednak owe rozmyślania zostały przerwane przez gospodarza:
- Nie przejmuj się nim, Katelyn. Gdzieś w szafie mam jeszcze jakąś czekoladę...
Przerwało mu ciche prychnięcie dochodzące od strony szafy. Źródłem owego dźwięku był nie kto inny jak czarnowłosy. Na pytające spojrzenia dwójki mającej niemal taki sam wzrost, rzucił:
- Jakieś trzy minuty temu się skończyła, a teraz nagle gdzieś jest? Interesujące... Czyżby fabryka Willy'ego Wonki za ścianą czy cudowne przeobrażenie mąki w czekoladę? Nie mam pojęcia, co zaskoczyłoby mnie bardziej. Może prawda. Co ty na to, panie Aczpolet?
W pomieszczeniu na chwilę zapadła cisza. Gospodarz spojrzał z nadzieją na pomoc w stronę dziewczyny, jednak ta nie odezwała się nawet słowem. Alex pokręcił głową z dezaprobatą, z trudem powstrzymując się od złośliwego komentarza. Wolał zostawić sobie ten argument na później, teraz pozwalając wykazać się młodszemu chłopakowi, który usprawiedliwił swój sposób postępowania dosyć krótko:
- Przed chwilą przypomniałem sobie, że mam jeszcze jedną. Zdarza się, dość często.
Walker, ciągle uważnie się mu przyglądając, skinął powoli głową. Gest ten jednak nie sugerował, że zgadza się z owym stwierdzeniem czy też nie poddaje go w wątpliwość. Był on jedynie zatwierdzeniem na to, że jego słowa zostały przetworzone przez mózg najwyższego z zebranych.
- Powiadasz, że dopiero teraz sobie o tym przypomniałeś. Hmm... W sumie to całkiem możliwe, jeśli wziąć pod uwagę twoją szybkość w przetwarzaniu informacji. Skoro jeszcze do dzisiejszego dnia nie przyswoiłeś tego, co powiedziałem ci wczoraj, mam skłonności podejrzewać, że ród sławnych Aczpoletów zatrzyma się na tobie.
Dziewczyna stojąca obok Bergena zmierzyła czarnowłosego chłodnym spojrzeniem mówiącym coś w stylu "Ogarnij się". On jednak nie zwrócił na to większej uwagi, podobnie jak starał się nie uśmiechnąć kpiarsko na widok nieco zdezorientowanego jasnowłosego. W końcu pan zapominalski zacisnął dłonie w pięści, spoglądając na starszego ze złością doskonale widoczną w błękitnych oczach.
- Może powiesz w końcu, o co ci tak naprawdę chodzi? Nie mam zamiaru bawić się w kotka i myszkę, a ty z pewnością mi tego nie ułatwiasz, panie... jakiś tam. - Dodał po chwili zawahania.
Teraz jego rozmówca nie był w stanie się nie uśmiechnąć, słysząc tą wiązankę zdań autorstwa młodszego. Kąciki ust powoli opadały jednak wraz z każdym wypowiadanym słowem:
- No tak, przecież nie miałeś dostępu tak jak ja do czyiś informacji. Dlatego naprawiam już swój błąd. Midnight z tej strony, imię już znasz, więc dalsze ceregiele są zbędne. Chcesz wiedzieć, o co mi chodzi? - w tamtym momencie uśmiech niemal całkowicie zniknął z jego twarzy. Odepchnął się od blatu za sobą i nie odrywając chłodnego wzroku od Burgera, zrobił powolny, aczkolwiek duży krok w jego stronę, zaciskając bezwiednie dłonie w pięści - Jeśli masz dobrą pamięć, z pewnością przypomina ci się teraz wczorajszy dzień. Jeżeli przetworzyłeś choć połowę z tamtych słów powinieneś był się domyślić, o co mi chodzi. Lecz odnoszę wrażenie, że niespecjalnie rozumiesz ten temat. Nie mam jednak pojęcia, jak inaczej wytłumaczyć ci słowa "dorosły facet".
W tamtym momencie nagle pojawiła się przed nim Katelyn, powstrzymując go przed następnym krokiem. Ten spuścił nieco wzrok, spoglądając na nią pytająco. Dziewczyna odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili:
- Przestań. Wyglądasz, jakbyś chciał go zabić, a na to nie mogę pozwolić.
Alex ponownie spojrzał na Bergena i rzucił krótko, bez mrugnięcia chociażby powieką:
- Teraz na serio zaczynam o tym myśleć.

---

<Bergen? Katelyn? Wybaczcie za ten ogólny bezsens i czas oczekiwania... Nawet nie miałam weny na wprowadzenie mojego planu, ale no cóż... Ważne, że jest >:3 >

wtorek, 28 marca 2017

Od Alex'a cd. Katelyn "Sojusz z krwiożerczym kotem"


Chłopakowi wydawała się być podejrzana ta nagła zmiana ze strony dziewczyny. Skoro tak bardzo martwiła się o swoje koty, to dlaczego od razu z nimi nie przyszła? Wiadomo było, że gdyby Alex zobaczyłby zaledwie ogon tego sierściucha z pewnością zatrzasnąłby jej drzwi przed nosem, ale sam fakt, że przypomniała sobie o nich dopiero teraz - akurat na czas sprzątania - był dość interesujący. Mówiąc szczerze, czarnowłosy nie chciał żadnego prezentu. Jednak kiedy na jej twarzy pojawiła się tak zwana "smutna buźka", zgodził się na przyniesienie tych króliczków Lucyfera do jego domu, tworząc z niego w ten sposób strefę wojny. Dlatego nie trzeba wspominać o tym, że gdy tylko zobaczył tą z pozoru słodką mordkę kryjącą małe zło wcielone, jego mina wyrażała więcej niż milion słów. Nie skomentował jednak obecności Tekliusz w jego lokum, tak samo jak nie zwrócił większej uwagi na drugiego towarzysza przywódczyni, który zaraz po przyjściu upodobał sobie kanapę chłopaka i momentalnie zasnął. Jak to możliwe, że te dwa sierściuchy żyją w zgodzie, będąc swoim kompletnym przeciwieństwem? Alex zastanawiał się nad tym jedynie przez chwilę, bowiem przed jego nosem mignęła biała, prezentowa kokarda zdobiąca różowe pudełko. Czarnowłosy skrzywił się, widząc tą znienawidzoną barwę blisko swoich oczu.
- Zaczynam podejrzewać u ciebie uzależnienie od tej wstrętnej barwy. Nie zdziwiłbym się, gdyby cały twój dom przypominał ten z bajek o Barbie, Casper. - Rzucił, niechętnie biorąc do rąk pakunek podarowany przez dziewczynę.
Następnie odłożył go na stół, ponownie podchodząc w stronę zlewu i wycierając ostatni już talerz. Czując na sobie jednak uważne spojrzenie dziewczyny odwrócił się w jej stronę, przechylając lekko głowę podczas pytania:
- Coś nie tak? Jeśli chcesz, tobie też mogę znaleźć coś do roboty, to nie problem. Możesz na przykład zamieść podłogę albo ją um...
- Dlaczego go nie otworzysz? - przerwało mu ciche pytanie dziewczyny, a ona sama wyglądem przypominała przysłowiowego zbitego psa - Jeśli tego nie zrobisz, będzie mi przykro, bo tak bardzo się starałam i nawet nie będę miała okazji zobaczenia, czy mój prezent był trafiony. Poza tym to nieco niegrzeczne z twojej strony, że traktujesz mój podarek jak zwykłą gazetę, do której możesz zajrzeć w każdej chwili.
Chłopak przewrócił w odpowiedzi oczami, podnosząc wzrok ku górze. Następnie niezbyt delikatnie odłożył trzymane w rękach naczynie, przez co omal nie pozbył się tej części zastawy stołowej. Kolejnym krokiem było odrzucenie ręcznika na blat, podchodząc jednocześnie do stołu. Tam, po kilkusekundowej walce z ozdobną kokardą i zdjęciu pokrywy pudełka, nie zaglądając nawet do środka, rzucił w stronę Katelyn:
- Zadowolona? Mam nadzieję, że tak, bo jak dalej będziesz udawała zrozpaczoną osóbkę, to ten wyraz twarzy zostanie ci do końca życia.
Z początku jego głos był wzburzony oraz nadzwyczaj rozdrażniony. Głównie dlatego, że za każdym razem, kiedy ta sprawiała wrażenie zasmuconej, w chłopaku znów budziła się opcja "starszego nadopiekuńczego braciszka", przez którą nie mógł jej niemal niczego odmówić. Jednak z każdym wypowiadanym przez niego słowem ów złość ustępowała miejscu zwątpieniu. Przyczyną tej nagłej zmiany był bowiem złośliwy uśmieszek namalowany wręcz na twarzy przywódczyni. Jej oczy natomiast to spoglądały na czarnowłosego, to na pakunek leżący na stole. Przepełniany przez złe przeczucia, Walker opuścił wzrok, zaglądając do środka. Kilka sekund później już chyba każda osoba w okolicy słyszała niezadowolenie gospodarza, którego głos wzrastał wraz z każdą głoską w zdaniu:
- Katelyn! Co to ma znaczyć, do diabła?!
Dziewczyna, do której się zwracał, była już natomiast w połowie drogi do salonu, łapiąc się za brzuch ze śmiechu. Alex nie był jednak w nastroju do żartów, kiedy w grę wchodziła ta znienawidzona przez niego barwa. Ruszył zatem dość szybkim krokiem za przywódczynią, w głowie już układając plan małej i słodkiej zemsty na ciemnowłosej.
- Gdybyś widział teraz swoją minę... - wydukała w przerwach między śmiechem, który był coraz głośniejszy z każdym krokiem chłopaka w jej stronę - Naprawdę, przedni widok.
- Przedni? Ktoś jeszcze używa takiego słowa? - rzucił, mierząc przywódczynie morderczym spojrzeniem i razem z nią okrążając sofę.
Wyglądało to przekomicznie, jeśli jeszcze wziąć pod uwagę sprzeczne emocje targające tą dwójką. Komizmu tej sytuacji dodawał także śpiący w najlepsze kot Katelyn, wylegujący się w centrum mebla będącego środkiem okręgu wyznaczanego przez stopy tej dwójki.
- Tak. JA. - zaakcentowała drugi wyraz, a na jej twarzy pojawił się ten sam demoniczny uśmieszek co wcześniej - Czy wiesz, że zasady dobrego wychowania mówią, że z prezentu należy się cieszyć?
- Tak. Oczywiście. - odpowiedział jej z sarkazmem - Niezmiernie cieszę się z tego czegoś. Teraz pozwolisz mi wrzucić to do najczarniejszych zakamarków mojej szafy. Być może jakiś biedny faun z Narnii zabierze go i ubierze, bo mu kopyta zmarzły.
Na tą wypowiedź usta ciemnowłosej po raz kolejny rozciągnęły się jak u kota z Cheshire. Alex dopiero teraz zrozumiał, w co się wpakował i że po raz kolejny warto byłoby trzymać język za zębami w pobliżu tej dziewczyny. Ta niespiesznie się wyprostowała, krzyżując ręce w okolicy żeber. Wzrok miała utkwiony w chłopaku, kiedy powiedziała:
- Szkoda, by taki ładny, mięciutki oraz uroczy sweterek zabrał jakiś pół kozioł. Poza tym sądzę, że do twarzy by ci było w różowym. Czymś przecież trzeba podkreślić te oczka i włoski, nie myślałeś o tym wcześniej?
Jej rozmówca westchnął głęboko, a po ostentacyjnym przewróceniu oczami i rozluźnieniu uścisku szczęk, odpowiedział:
- Czemu niemal wszyscy w osadzie uwzięli się na moje włosy? Pójdę jutro albo nie, jeszcze dzisiaj do fryzjera i każe je ściąć na więźnia. Co się tyczy twarzowości różowego koloru, tutaj nie mogę się z tobą zgodzić. Nigdy bowiem nie będę wyglądać lepiej w tym okropnym kolorze niż w czymś czarnym albo szarym, tak więc wybacz, ale nie spełnię twoich fetyszów dotyczących mojego ubioru.
Przywódczyni zaśmiała się cicho, kręcąc głową z dezaprobatą i ponownie skupiając wzrok na czarnowłosym, by wypowiedzieć te znaczące dla przyszłych wydarzeń słowa:
- Uuu... Czyżbym wyczuwała tchórzostwo? Nie wiem jak inni, ale po tobie nie spodziewałabym się takiego czegoś. - w tamtym momencie wzruszyła ramionami, rozglądając się leniwym wzrokiem po salonie, dodając - Przecież to tylko kolor, nic więcej.
Czy chłopak wyczuł ten idealnie ukryty sarkazm? Tak. Czy zauważył, że dziewczyna wykorzystywała na nim siłę perswazji? Naturalnie. Tak więc co zrobił wiedząc, że ta go podpuszcza? To chyba oczywiste, że przyjął to nieme wyzwanie.
- Będę go nosić przez minutę. - powiedział, mrużąc oczy utkwione w zadowolonej z siebie dziewczynie - Ale pod jednym warunkiem. Jeśli wytrzymię, już nigdy więcej nie przyniesiesz do mojego domu ani nie dasz mi niczego różowego. Nie chcę już widzieć tego koloru na oczy, zrozumiano? Jeśli przegram, nie pisnę nawet słówka następnym razem, nawet gdybyś zaczęła urządzać mi domek Barbie z mieszkania.
Jego rozmówczyni zdawała się rozmyślać nad tym przez chwilę. Chłopak natomiast odczuwał coraz większe uczucie triumfu, oczami wyobraźni widząc już siebie wyrzucającego do szafy tą nowo nabytą część garderoby. Entuzjazm ten został jednak zgaszony przez słowa Katelyn:
- Drogo się targujesz. Przyjmę wyzwanie, jeśli będziesz chodził w tym sweterku przez pięć minut i to po ulicy, może się zgodzę... - nim jednak skończyła, czarnowłosy jej przerwał.
- Dwie minuty w salonie, do okna nie podejdę.
- Dwie minuty w salonie bez ukrywania się, okno ci odpuszczę. - Dopowiedziała, opierając się o sofę pełniącą funkcję ich rozjemcy.
Chłopak wziął głęboki oddech, spuszczając lekko głowę. Przez myśl cały czas przechodziło mu pytanie "Na coś ty się zgodził, chłopie?". Stan ten trwał ledwo sekundę, bowiem w następnym już momencie wyprostował się dumnie, wyciągając prawą rękę w kierunku przywódczyni, mówiąc:
- Zgoda. - po krótkim uścisku dłoni, odwrócił się w stronę kuchni i rzucił przez ramię - Przygotuj się na porażkę, Casper.
Kilka chwil później ponownie znalazł się w jednym pomieszczeniu z ciemnowłosą, lecz tym razem w powietrzu przymierzał na siebie różowy sweter. Nie był on ani jaskrawy, ani blady: po prostu różowy. Poza tym, faceci nie widzieli zbyt dużej różnicy w odcieniach, widząc jedynie te dwa. Alex nie był wyjątkiem, toteż uznał ten kolor za podstawowy, bez innych zbędnych określeń. To jednak nie pomogło, o czym świadczył grymas doskonale widoczny na jego twarzy. Mierzył jeszcze chwilę nienawistnym wzrokiem ten z pozoru niewinny kawałek materiału, który w najbliższej przyszłości miał zawisnąć na jego ciele. Oderwał od niego wzrok dopiero po usłyszeniu dość kąśliwej uwagi ze strony swojej rozmówczyni. Powoli odłożył swój przyszły ubiór na pobliski fotel, by następnie zdjąć swoją bluzę - inaczej nie założyłby tego wstrętnego czegoś na siebie. A więc dla swojej wygody, zmuszony był do pozbycia się całej górnej części garderoby. Kolejnym krokiem było pochylenie się w stronę tego przeklętego kawałka ubrań, zwracając się zza pleców do dziewczyny i nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem:
- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci do środka. Poza tym, niegrzecznie jest się gapić. Nie mówiła czasem o tym twoja książka od dobrych manier, panno wychowana?
Trzymając już w rękach ten piekielny sweter, odwrócił się w stronę zegara wiszącego na ścianie. Nim jednak utkwił w nim wzrok, zobaczył przelotne spojrzenie dziewczyny i... czyżby rumieńce? Niestety, ów chwila była zbyt krótka, by chłopak mógł to właściwie zinterpretować. Spojrzał na stary zegar, a kiedy sekundową wskazówkę dzieliło niecałe 15 cichych tyków do minięcia cyfry 12, próbując ukryć obrzydzenie zaczął zakładać tą perfidną odzież. Chociaż ona sama w sobie nie była zła, jedynie ten kolor był wręcz odpychający. W czasie przeciskania głowy przez otwór pod nosem wymamrotał cichą salwę łaciny, jednak w końcu udało mu się wygrać tą bitwę. W ostatnich trzech sekundach poprawił rękawy, którym brakowało kilkunastu centymetrów do nadgarstków oraz próbował zsunąć nieco brzegi swetra. Mimo to nadal można było zobaczyć dość szeroki pasek skóry niezakryty ani przez podarunek Katelyn, ani przez spodnie. Nie można było jednak zaprzeczyć, że ów garderoba była wygodna.
- Dwie minuty. Czas start. - rzucił w momencie, kiedy najbardziej aktywna ze wskazówek rozpoczęła nowy obieg.
Następnie spojrzał wyzywająco w stronę przywódczyni, opierając się ramieniem o framugę. Przez ćwierć czasu będącego zakładem mierzyli się jedynie wzrokiem. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i sięgnęła do leżącej nieopodal torebki, mówiąc:
- Nie no, takiej okazji nie można przegapić. Muszę mieć jakąś pamiątkę.
Walker przyglądał się jej nerwowym ruchom przez kilka sekund, łącząc wszystkie fakty i uświadamiając sobie cel dziewczyny w momencie, kiedy w rękach zobaczył małe, przenośne oraz metalowe urządzenie. W pierwszym odruchu chciał schować się za ścianą lub ściągnąć ten zaskakująco miękki sweter. Gdyby jednak wybrał którąś z tych opcji, w ten sposób przegrałby zakład. Nie dopuszczał jednak do siebie myśli, że obecna sytuacja mogłaby zostać uwieczniona na zdjęciu z telefonu komórkowego. I nie, wcale nie chodziło mu o wciąż śpiącego kota na sofie ani o tego drugiego... który nagle zniknął. Czarnowłosy nie przejmował się jednak tą nagłą nieobecnością, w kilku krokach pokonując dystans dzielący go od ciemnowłosej. Ta wydała stłumiony okrzyk przerażenia, kiedy trzymany przez nią aparat został nagle wydarty z jej dłoni, a chłopak stał już na drugim końcu pokoju sprawdzając, czy ta aby nie zdążyła nacisnąć tego znaczącego guzika.
- Oddawaj! To moje! - krzyknęła, próbując wyrwać z rąk gospodarza tego domu swoją własność. Bezskutecznie.
Ten odwrócił się do niej plecami, unosząc ręce do góry i przeglądając galerię zdjęć przepełnioną fotografiami nikogo innego jak przesławnej Tekliusz. Na szczęście, przynajmniej dla chłopaka, jego osoby na tych zdjęciach nie było. Ani myślał oddawać jednak stalowosrebrny telefon, ozdobiony niczym innym jak różowymi naklejkami. Gdy dziewczyna stojąca za nim stała się zbyt upierdliwa, błyskawicznie ruszył w stronę przeciwległej ściany salonu, bezceremonialnie zrzucając śpiącą Śnieżynkę z kanapy. Ta spojrzała na niego nienawistnie, odchodząc dumnie wyprostowana i zajmując pobliski parapet. Tam ułożyła się na powstałej dzięki słońcu jasnej plamie, mrucząc cicho po spotkaniu promieni światła z jej ciemnym futerkiem, ogrzewając je w ten sposób. Chłopak stanął natomiast na oparciu, przez co jego głowa sięgała niemal sufitu. Kolejnym krokiem było pomachanie wyłączoną już komórką przed nieco zdumioną dziewczyną, mówiąc:
- Chcesz go? No to sobie weź. - ostentacyjnie spojrzał na zegar, który te dwie minuty odmierzał niczym godziny - Pragnę jeszcze dodać, że do końca zakładu pozostało niecałe 55 sekund.
Na reakcje nie musiał długo czekać, bowiem ciemnowłosa niemal w tej samej chwili ruszyła niczym rozpędzony czołg w stronę Alex'a. Był on na tyle zaskoczony jej zachowaniem, że nie zdążył zejść na ziemię. Kilka sekund później obaj byli już na kanapie, z czego czarnowłosy ledwo utrzymywał równowagę przez szarpiącą go dziewczynę. W końcu zrezygnowała jednak z tego, również wchodząc na oparcie sofy. Tam sytuacja przebiegła niemal błyskawicznie: gwałtowne ruchy dziewczyny spowodowały całkowite poddanie się czarnowłosego siłom grawitacji, a sama przywódczyni szarpiąc za jego różowy sweterek skazała się na podobny los. Na szczęście lub nieszczęście - zależy dla kogo - najpierw upadli na siedzisko kanapy, by następnie przeturlać się razem na podłogę. Gospodarz miał jednak takiego pecha, że za pierwszym razem uderzył potylicą w oparcie mebla, a za drugim w drewnianą posadzkę. Wymruczał pod nosem nową łacinę, by w następnej sekundzie podciągnąć się do pozycji półsiedzącej i spojrzeć na leżącą na nim dziewczynę, pytając:
- Cała jesteś? - na potwierdzenie i szybkie odsunięcie się przywódczyni, dodał - W sumie co mogłoby ci się stać? Miałaś przecież miękkie lądowanie.
Po tych słowach przetarł tył czaszki prawą ręką, po chwili odrywając ją od głowy i przyglądając się jej szeroko otwartymi oczami. Później spojrzał na swoją drugą dłoń, by po chwili rozejrzeć się po okolicy, jednak z marnym rezultatem. Katelyn przyglądała się temu dziwnemu tańcu chłopaka przez krótką chwilę, dopiero potem rozumiejąc, jaka nastąpiła tragedia. W czasie upadku zgubił on bowiem urządzenie należące do jego gościa, teraz pilnie poszukiwane przez siedzącą na podłodze dwójkę. Niemal jednocześnie zlokalizowali oni telefon leżący w wejściu do kuchni. Jako że ciemnowłosa była bliżej znaleziska, zdążyła się jeszcze odwrócić w stronę chłopaka, obdarzając go demonicznym uśmieszkiem i zerkając teatralnie na zegar. Temu brakowało niecałych 40 sekund, by zakład dobiegł końca, toteż czarnowłosy, niewiele myśląc, rzucił się w zaraz za dziewczyną. Wiedział jednak, że ne zdąży dotrzeć do tego przeklętego urządzenia przed swoim gościem, dlatego zamiast urządzać wyścig szczurów do sera będącego komórką, wolał uziemić przeciwnika. I tak, po krótkiej chwili szamotaniny i cichych, niekiedy niegrzecznych słowach, oboje ponownie siedzieli na podłodze. Różnica jednak była taka, że gospodarz obejmował w pasie szarpiącą się niczym topielec dziewczynę, nie pozwalając jej zbliżyć się ani na centymetr do telefonu. Za nic miał jej próby czy też prośby o wypuszczenie, za każdym razem wzmacniając siłę uścisku i nie odrywając wzroku od okrągłej tarczy zegara. Brakowało jeszcze trochę więcej niż pół minuty, by ten koszmar z różem w tle się skończył, jednak ów triumf chłopaka przerwało ciche miauczenie. Oboje spojrzeli w tamtą stronę, patrząc szeroko otwartymi oczami w stronę sławnej Tekliusz, siedzącej zaraz przy komórce i liżącej leniwie swoją łapkę. Następnie spojrzała na dwójkę przed sobą, a chłopak dałby sobie uciąć palec, że w jej oczach można było zobaczyć coś na kształt kpiny, zainteresowania oraz... zadowolenia? Nie miał jednak więcej czasu, aby się nad tym zastanowić, bowiem w następnej chwili rozległ się głos przywódczyni:
- Tekliusz, bądź dobrym kotkiem i przysuń mi ten telefon, proszę...
- Ani mi się waż, ty wyliniały kocie. - przerwał jej czarnowłosy, rzucając ostrzegawcze spojrzenie w stronę futrzaka - Przesuń go w jej stronę chociażby o milimetr, a uwierz mi, przerobię cię na pastę do paneli, a ze skórki zrobię sobie czapkę na zimę.
Mały towarzysz ciemnowłosej to spojrzał najpierw na swoją właścicielkę, to na chłopka za jej plecami, a na końcu na feralny aparat. Później zrobił coś, czego nikt by się nie spodziewał.
- Nie! Tekliusz, w drugą stronę, tutaj! - krzyczała dziewczyna, obserwując obróconego do niej ogonem kota, pyszczkiem przesuwającego aparat wgłąb kuchni.
- Dobry kotek. Zaczynam cię lubić. - Dodał chłopak, uśmiechając się szeroko w stronę sekundowej wskazówki mijającej już cyfrę 9 - A więc przykro mi, Casper. Dwie minuty kończą się za 10... 9... 8... 7...
Jego wyliczanie było zagłuszane przez dziewczynę wciąż nawołującą swojego kota. Było to jednak bezskuteczne, bowiem gdy chłopak wymówił liczbę 0 i puścił ją, niemal natychmiast zdjął z siebie ten perfidny sweterek, odrzucając na drugi koniec sofy, o którą oparł się plecami. Ciemnowłosa pobiegła w tym czasie do kuchni, jednak kiedy znów mogła robić zdjęcie chłopak uśmiechnął się do niej kpiąco, mówiąc:
- No co ty, półnagiego faceta sfotografujesz? To nieco niegrzeczne, nie sądzisz panno "jestem dobrze wychowana"? - rzucił z sarkazmem.
Nim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zza jej nóg wyszedł mały zdrajca, który swój wzrok utkwił w chłopaku. On odpowiedział mu tym samym, próbując wymyślić jakiś sprawdzony ruch samoobrony przeciwko kocim pazurom wbijającym się w ciało. Nim jednak doszło do walki na śmierć i życie, kot Katelyn zatrzymał się w niewielkiej odległości od stóp czarnowłosego. Kiedy zapadła niezręczna cisza, Alex zrobił coś, czego nigdy nie spodziewał się po sobie:
- Sorry za tą pastę do paneli i czapkę. Musiałem cię nieco zastraszyć, żebyś zdradził swoją panią i tak dalej... No dobra, za tego wyliniałego też przepraszam... O co ci chodzi, do diabła? Zaraz dostaniesz skrętu szyi od tego przechylania głowy... No dobra, za tą rakietę też sorry, zadowolony jesteś z siebie? - zakrywając twarz dłonią, dodał - Boże... Nigdy nie sądziłem, że będę przepraszać kota.
Po tych słowach Tekliusz usiadła naprzeciwko Walkera, wpatrując się w niego uważnie. On także nie pozostawał jej dłużny, nawet nie mrugając. Prowadzili tą niemą bitwę na spojrzenia ledwie przez 15 sekund, gdy w końcu mały sierściuch wstał i ruszył w stronę chłopaka. Nie rzucił się jednak na niego z pazurami ani nie wbił swoich kiełków w jego ciało, a podszedł w pobliże dłoni czarnowłosego i... prosił się o drapanie za uszkiem. Alex siedział przez chwilę oniemiały, a zarówno jego, jak i oczy dziewczyny, omal nie wyleciały z orbit. Nim jednak krwiożerczy kot zdołał zmienić zdanie, gospodarz mieszkania spełnił jego zachciankę i potarł kciukiem furto w okolicy lewego ucha zwierzaka. Po chwili dało się słyszeć głębokie, nieco stłumione, mruczenie.
- No to jak? Rozejm, ty mały ludożerco? - zapytał chłopak.
W odpowiedzi na te pytania towarzysz dziewczyny wskoczył mu na kolana, nie pozwalając przerwać tej jakże przyjemnej dla niego czynności. Na usta czarnowłosego wdarł się nikły uśmiech, którym obdarował także przywódczynię, mówiąc:
- Żegnaj żywy różu, witaj ponura szarości i czerni w mym domu. Przegrałaś, Casper. - widząc jej irytację, dodał - Ale sweterek sobie zostawię na pamiątkę. Poza tym, może nie faun, ale ktoś inny będzie potrzebował odrobiny ciepła. I nie, to nie będę ja.
Katelyn przewróciła oczami, obracając się w stronę kuchni. Nie minęło jednak parę sekund, kiedy bluza Alex'a wylądowała na jego głowie.
- Ubierz się. Głodna jestem i mam ochotę na ciasto, a siedzenie z półnagim facetem przy stole jest co najmniej nieetyczne.
Odpowiedział jej cichy śmiech chłopaka.

---

<Katelyn? Wiem, jestem taka zła... >:3 >

niedziela, 26 marca 2017

Cerisana ma towarzysza!

Autor nieznany

Imię: Durango
Płeć: Samiec
Wiek: 4 lata
Żywioł: Mrok
Opis: Cały czarny z ciemno-fioletowym połyskiem, wspaniałe długie puszyste pióra, lśniące białe oczy bez źrenic, długość około metra, rozpiętość skrzydeł ok 1,8 metrów, bardzo szybko lata, jest mądry, jest to istota myśląca
Moce: 


  • rozmowa ze swoim właścicielem w myślach, 
  • zmienianie upierzenia, 
  • ciemność jako sprzymierzeniec - dodaje mu sił, 
  • przeczuwanie zagrożeń
Właściciel: Cerisana

sobota, 25 marca 2017

Nowa postać!

waderra
"Odważni co prawda nie żyją wiecznie, ale ostrożni nie żyją wcale"
Imię: Cerisana
Pseudonimy: Ceria, Ceris
Płeć: Wadera
Orientacja: hetero
Wiek: 3 lata 2 miesiące
Rodzina: Na razie nie ma, rodzice zaginęli dawno temu
Głos: władczy, pewny, śpiewny
Rasa: wilk
Żywioł: Mrok-Ogień
Moce:

  • zianie ogniem, 
  • teleportacja, 
  • latanie, 
  • ciemność jako sprzymierzeniec-dodaje jej sił -ale ma jedną słabośc-tylko podczas pełni księżyca, 
  • zmienianie kształtu(ograniczone) - wyrastają jej rogi, większe pazury i zęby, staje się większa i silniejsza.

Charakter: Jest odważna, pewna siebie, ale czasami arogancka i złośliwa. Cechuje ją ponure i sarkastyczne poczucie humoru. Potrafi też być agresywna i brutalna - niełatwo kontroluje emocje. Mimo tego potrafi stanąć na wysokości zadania i być pomocna. Ma zdolności do makabry.
Aparycja: Jak na foci, tyle że Ciemniejsze odcienie - a jak się zezłości może stać sie prawie czarna.
Umiejętności/Zainteresowania: szybkość, inteligencja/uprawianie sportu
Zauroczenie: na razie nie, może poszukuje.
Towarzysz: mały ptak stymf [a formularz?]
Co lubi: 

  • ciszę, 
  • samotność, 
  • adrenalinę, 
  • walki, 
  • noc, 
  • księżyc (zwłaszcza pełnia)

Czego nie lubi: 

  • koloru różowego, 
  • wesołości, 
  • światła

Kierujący: Ceriane [HW]

piątek, 24 marca 2017

Partnerstwo zawarte!

Hejo. Był ślub, wprawdzie słaby ale lepszy będzie w opie XD i były te wszystkie ceregiele, był nawet Ksiondz Katelyn, w imprę z okazji 200 postów, więc chyba trzeba to w końcu powiedzieć.

Dessin i Silver  

Od teraz są partnerami! :D
No chyba cię coś....Ha, nje XD


Tak więc Silver zostaje takim Krulem Krulów nad Krulami, a Dess przenosimy do zakładki przywódców. Ja piszam opko o ślubie, a w sobotę lub w niedzielkę pojawi się nasze...ekhem...Opko 18+ written by me. Ach, będzie pysznie! :D
I ten, składać w komkach hołd Królewskiej parze, w dodatku pierwszej na tym pińknym blogu.
To co, byo?

~Ziemniak

Od Lauren c.d Bergen

- Jak to dziwne?- Zapytał mnie chłopak na przeciwko.
- Tak to~.- odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie, co jakiś czas patrzyłam, jakby zaciekawiona na chłopaka, a Ron był raczej zirytowany jego widokiem. Zjeżył lekko sierść na karku oraz ogonie i kładł po sobie uszy. Zastanawiałam się co jest nie tak z nieznajomym. Wyglądał przecież dość normalnie, codziennie, Chłopak zauważył zdenerwowanie zwierzaka.
-A temu co?- zapytał kierując palec wskazujący na fretkę.
- Jest zdenerwowany.- wzruszyłam ramionami nie przestając jeść.
- Czym?- dopytywał mnie rozmówca, najwidoczniej zainteresowany zwierzęciem.
- Choroba wie. - skwitowałam biorąc duży kawał mięsa do ust, by już nie zadawał mi tylu pytań. Czasami tacy ludzie chcący wiedzieć wszystko mnie irytują. Zwłaszcza takie małe dzieci.

---

<Bergen?>

czwartek, 23 marca 2017

♥200 postów! :D♥

Tak, 200 postów :"3 Nawet szybko je dobiliśmy c: Nw co napisać, więc wymienię tylko kilka osób, które najbardziej się napracowały (tzn. były aktywne) przez ten czas:
Mid/Alex 
Ziemniak/Silver
JA/Katuś
Finn
Dessin
Senilla
Bergen

Co do innych - mogło być lepiej ;p No ale cóż, jestem zadowolona^^

A winc teraz kolejna impreza w nagrodę, kolejny ślub, teraz Silverka i Dessuś. Będzie fajnie^^ Jutro (piątek, 24.03) o godzinie 17:30 na chacie. Zapraszam^^ Każdemu pasuje? Prosiłabym o odpowiedzi w komentarzach.

~Katuś

Od Finn'a c.d Finn

- Dzięki, przyjacielu. - odpowiedziałem.
Mojemu nowemu koledze chyba a się to spodobało, bo uśmiechnął się do mnie i przytulił mnie.
- Może pójdziemy pobiegać? - zaproponował. - Chociaż trochę schudniesz, bo to ci się przyda - zaśmiał się.
Spojrzałem na niego wściekle, jednak naprawdę nic do niego nie miałem i nie byłem na niego zły.
- Popatrz na siebie. - zaśmiałem się.
Zaczęliśmy się śmiać razem. Następnie wyszliśmy z mojej pięknej i przytulnej jaskini i zaczęliśmy biegać. Niestety szybko się zmęczyliśmy u musieliśmy wrócić do domu, a raczej jaskimi. Często nazywałem jaskinię domem bez powodu, ale tak mi się podobało.

---

C.D.N

Od Finn'a c.d Finn

- Yyyy... Okej. - odpowiedział.
- Super, to trochę dziwne imię, ale wiesz. - odpowiedziałem.
Potem poszliśmy razem do mojej jaskini. Oprowadziłem po niej Fryderyka i zrobiłem dla niego przytulne miejsce.
- Dzięki. - odpowiedział.
Czułem, że się zaprzyjaźniamy. Był dla mnie coraz milszy. Ja zawsze byłem miły i jak mówi moje imię, serdeczny. Nie musiałem się zmieniać, byłem idealny. Byliśmy do siebie podobni. Tak samo fajni. Czułem jak moje uczucie do tej pięknej ciemnowłosej damy ustawało, a bardziej zależało mi na moim nowym kumplu, którym był Fryderyk. Przypominał mi Pruta. Był wspaniały, ale nie prawdziwy...
- Fajny dom. - powiedział Makaron (tak nazywałem Fryderyka).

---

C.D.N

Od Finn'a c.d Finn

- Eee... O co ci chodzi, stary? - zapytał zwierz.
- Łał, ty mówisz! - krzyknąłem.
To było naprawdę coś. Nigdy nie spotkałem gadającego zwierza, ale to była magiczna kraina, więc tu wszystko byłoby możliwe.
- No tak. - odpowiedział. - Zdziwiony? - zapytał.
Był trochę nieserdeczny. Chciałem pierwszy wyciągnąć do niego rękę i się przywitać. Budził we mnie zainteresowanie i bardzo chciałem się z nim zaprzyjaźnić, mimo tego iż był inną rasą.
- Jestem Finn, Frytek, Serdeczny Sendłicz. - powiedziałem i podałem mu rękę.
- A ja... Fryderyk. - odpowiedział i niechętnie podał mi rękę.
- Mogę nazywać cię Prut? - zapytałem.

---

C.D.N

Od Katelyn c.d Tsugi

 Katelyn westchnąła i ruszyła za chłopakiem wyciągając kolejne ciastka. Ale to nie ona miała je zjeść.
- I jak to ciastko? Smakowało? - zapytała uśmiechając się sztucznie, co nie było dla niej czymś nowym.
- Mhm. - mruknął chłopak.
Dziewczyna uśmiechnęła się po raz kolejny.
- To może chcesz jeszcze jedno? - zapytała.
Tsugi zaczął się zastanawiać. Z jednej strony ciastka nie były takie złe, ale chłopak nie wiedział, że mają w sobie kocimiętkę.
- Chyba mi nie zaszkodzi. - powiedział i uśmiechnął się.
- Nie martw się, nic ci się nie stanie. - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech. - Chyba... - dodała cicho.

---

<Kończę. Krótkie i beznadziejnie, ale ten...>

Od Bergena c.d Lauren

- Jeśli chcesz, to oczywiście. - odpowiedziałem nie patrząc na osobę, która zadała mi pytanie.
Bez słowa dosiadła się. Spojrzałem na nią. Zauważyłem czarnowłosą dziewczynę. Nie przypominała tych miejscowych dziewcząt. Nie przypominała także jego ukochanej Kate, która zresztą mnie nie chciała. Ona wolała kogoś innego, kto był o wiele lepszy ode mnie, a przynajmniej tak mi się zdawało. Chyba wiadomo o kogo chodzi, tak? Postanowiłem zacząć rozmowę.
- A więc jak masz na imię? - zapytałem.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jestem Lauren - odpowiedziała.
- Ładne imię - powiedziałem, a ona się zarumieniła. - Ja jestem Bergen
- Hmmmm... Bardzo śmieszne imię, takie niespotykane. - uśmiechnęła się.

---

<Lauren?>

Od Finn'a c.d Finn "Nowy przyjaciel"

 Usiadłem pod drzewem i popatrzyłem na mój stary krzaczek, pod którym tak często się załatwiałem. Odetchnąłem, a wraz z tym zacząłem myśleć o swoim życiu. To był tylko sen, ale dzięki niemu byłem naprawdę szczęśliwy. Choć miał tylko... Sekundę?, bo chyba tyle tak naprawdę trwają sny, to wydawało mi się, jakby to były wieczność.
 Usłyszałem miauczenie. Przestraszyłem się. Podchodząc do miejsca, w którym usłyszałem ten dźwięk, odsłoniłem krzaczek. Tam dostrzegłem małego kotka. Był o wiele mniejszy niż zwykłe koty.
- Cześć, mały... - powiedziałem.
On tylko mnie zignorował.
- Chcesz zostać moim Prutem? - zapytałem.
Kot znów mnie zignorował.
- To był mój mały zwierzak. - dodałem.

---

C.D.N

Finn ma towarzysza!

Apofiss

Imię: Fryderyk, aczkolwiek Finn często nazywa go Prutem - po swoim zwierzątku ze snu, Finn'em Junior, albo Małym Makaronem. Ma naprawdę wiele różnych przezwisk, które jak pewnie wiadomo stworzył Finn. Bo kto wymyślił by równie głupie imiona? No kto? Tylko Finn.
Płeć: Tak, chyba wiadomo, iż jest to kot.
Wiek: Kot jest młody, ma tylko 4 miesiące.
Żywioł: Woda
Opis: Fryderyk jest kotem perskim (Kate zezwoliła na posiadanie kota, ale tylko takiego małego :P). Jest mniejszy niż standardowe koty, to przez jego magiczną rasę, bowiem nie jest to zwykły kot perski, ale jego magiczna odmiana. Kot ninja! Finn Junior potrafi miauczeć po japońsku. Co do umaszczenia: ma białą, puszystą sierść będącą w okolicach pyszczka także czarną. Jest to typowe umaszczenia dla kota, nie różni się niczym szczegółowym.
Moce: 

  • Super szybkość, 
  • Rzucanie kul wodnych

Właściciel: Finn

Od Finn'a c.d Finn

 Myślałem o tej pięknej damie i zastanawiałem się czy jeszcze kiedyś tu przybędzie. Zżerała mnie zazdrość, gdy tylko myślałem, że może kogoś mieć. W naszego klanu - potężnego klanu wilków, nie było żadnej wyjątkowej damy, wyjątkiem była Dessin, która odznaczała się pięknem, którego nie da się kupić, ani w żaden sposób otrzymać. Ona miała w sobie tę wrodzoną grację, nie była to pierwsza lepsza wilczyca, nie będąca taką, jaką ją opisuję.
 Zacząłem szurać łapą po ziemi, która była podłogą mojej jaskini. Usiadłem na swoim legowisku i niechętnie się na nim położyłem. W głowie wciąż miałem widok tej pięknej, niebiesko-białej wilczycy, którą jak każdy się domyśla była ta, o której wcześniej opowiadałem. Tak, widziałem ją. Stałem za drzewem i wszystkiemu się przyglądałem. Na szczęście ani Silver, ani dziewczyna, a raczej wadera mnie nie zauważyli. Czekałem na chwilę, gdy ona znów zawita na nasze tereny, a wtedy przygotuję dla niej coś niezwykłego, a ona z pewnością nie oprze się mojej osobie. Tylko jest jeden problem... Czy ona w ogóle tu powróci i czy jest jeszcze wolna? Nie zdziwiłbym się, gdyby miała już kogoś, jednak nie chciałem tego.
 Wziąłem się w garść i powolnie ruszyłem przed siebie, tym samym wychodząc ze swojej ukochanej jaskini. Zacząłem zbierać małe i te większe kwiatki, by potem je jej podarować. A jeśli nie przybędzie tu, w co nie wierzę, to dam je Dessin, czyli drugiej na mojej liście.

---

C.D.N

środa, 22 marca 2017

Od Finn'a cd. Finn


Pytałem łzy i pobiegłem w stronę swojej małej, aczkolwiek przytulnej jaskini. Postanowiłem znaleźć nowego towarzysza zabaw, w jakie bawiłem się z Prutem. A może tego też nazwę imieniem mojego wspaniałego zwierzaka? Myśląc o Prucie, cieniu i fałszywym Prucie zacząłem wymyślać jak mogłby wyglądać mój nowy towarzysz życia. Nie pogardziłbym piękną wilczycą u mego boku. W sumie człowiek też mógłby być, ale musiałby zamieniać się w wilka, by w ogóle przejść na terytorium wilków. Silver nie jest chyba aż taki głupi na jakiego wygląda (wybacz, Silv xD ). Usiadłem w swojej jaskini i zacząłem myśleć. Odetchnąłem, a z mych oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy, które później spadały bezgłośnie na ziemię. Pomyślałem o jednej osobie z Klanu Ludzi, złego klanu, była zmiennokształtna i... piękna.

---

C. D. N. 

poniedziałek, 20 marca 2017

Od Dessin c.d Silver



Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam w jakimś namiocie, a obok mnie kręciło się kilkoro wilków. Nie czułam bólu. Prawdę mówiąc, to nie czułam nic. Jedynie przyjemne ciepło. W powietrzu unosił się zapach ziół i roślin, których nazwy dokładnie znałam. Znalazłam się u medyków? Jak? Pamiętałam to, że przeszłam już kawał drogi. Później zachorowałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć momentu, kiedy tutaj wracałam. Byłam słaba, nie przyszłabym tu sama. Odetchnęłam głośno, kiedy poczułam mocne szturchnięcie. Otworzyłam oczy i podniosłam łeb. Silver stał nade mną i udawał, że jest czymś zajęty.
– Dobrze było – wymamrotałam zachrypniętym głosem.
Basior ponownie położył się obok mnie. Wtuliłam się w jego miękką, białą sierść. Potrzebowałam ciepła. Było mi strasznie wstyd i jednocześnie byłam wdzięczna Silverowi za to, że postanowił mnie odszukać. Gdyby nie on, byłabym świetnym obiadem dla padlinożerców.
– Jesteś strasznie głupia – mruknął, obejmując mnie łapą. – Tak samo jak ja. Oboje jesteśmy idiotami.
– Wiem – wyszeptałam. – Dziękuję.
Zamilknął na chwilę. Słyszałam jego spokojny oddech i miarowe bicie serca.
– Muszę się troszczyć o członków swojego klanu – odezwał się.
– Zwłaszcza o mnie – prychnęłam i uśmiechnęłam się. – Przez ciebie zginęłabym już dwa razy.
– Do trzech razy sztuka – zaśmiał się.
Zgromiłam go wzrokiem. W odpowiedzi wzruszył barkami. Nachylił się nade mną. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Chciałam zaprotestować, wstać, uciec z tego miejsca jak najdalej, ale nie mogłam się poruszyć. Ten odruch paniki szybko minął, kiedy poczułam jego pysk przy swoim. Medycy zawyli, coś do nas mówili, ale nic nie słyszałam. Byłam głucha na wszystkie dźwięki. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w jego oddech.
Po chwili odsunął się ode mnie. Spuściłam wzrok, patrząc na swoje łapy. Było mi na przemian gorąco i zimno. Próbowałam się uspokoić, bo moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Silver podszedł do jednego z medyków, rozmawiając z nim chwilę. Czułam, że reszta medyków uporczywie mi się przygląda. Ogarnęły mnie wątpliwości. Silver to przywódca. On może mieć każdą waderę, którą tylko zechce. Wiele samic zrobiłoby wszystko, aby być teraz na moim miejscu. Silver może się przecież tylko mną bawić. Mogę być tylko na dzisiaj, a jutro zacznie udawać, że nic się nie stało. Chciało mi się płakać.
– Możesz już wrócić do domu – powiedział basior, podchodząc do mnie.
Podniosłam się bez słowa i w milczeniu ruszyłam za nim w stronę wyjścia z namiotu.
– Trapi cię coś? – zapytał. – Nie martw się, już nie będę próbował cię zabić – zażartował.
– Słuchaj... – zaczęłam – ty jesteś przywódcą i możesz mieć, co tylko zechcesz...
– Jesteś okropnie głupia – powiedział. – Z jednym się zgodzę, mogę mieć, co zechcę. I właśnie to dostałem.

---

>Silver?<

Nowa zasada!

Hay, a więc jest nowa zasada w regulaminie (podpunkt 14, w punkcie 2). Ta zasada była już długo, jednak zauważyłam, że nie ma jej w regulaminie chyba, że jestem ślepa, a to bardzo możliwe. Poza tym, do kolejnej imprezy tylko 9 postów (wraz z tym), a więc piszcie >.< Jeśli kogoś na poprzedniej imprezie nie było i nie wie: impreza jest nieobowiązkowym spotkaniem, jest organizowana na chacie, kogo teraz będzie ślub? xd
~Katelyn

Od Finn'a c.d Dessin

- O, fajerwerki! - zawołałem, a Dess zaciągnęła mnie pod drzewo. - Nie można chować się pod drzewem, uczyłem się tego w przedszkolu. - mruknąłem.
Dess spojrzała na mnie poirytowana. Najwyraźniej nie bawiło jej moje zachowanie.
- Schowamy się do którejś z jaskiń. - mruknęła.
- Mój dom jest ładny, możemy się tam schować. - Po tych słowach wypowiedzianych z mojego pyska, pobiegłem przed siebie i zacząłem przeskakiwać palącą się trawę i radośnie wołać:
- Wolność!
Wadera nie była zadowolona z mojego zachowania, ale chyba spodziewała się tego po mnie.
- Finn, przestań.
Grzecznie wróciłem pod drzewo nie patrząc na Dess. Miałem spuszczoną głowę. Nie lubiłem, gdy ktoś zakazywał mi zabawy, jednak Dessin była ładna, więc jej wybaczyłem.

---

<Dess? Długo, wiem. Krótkie, wiem>

Od Finn'a c.d Finn

Przestraszyłem się. A co jeśli to wszystko było prawdą? Gdzie jest Prut? W tym śnie przeżyłem tyle pięknych chwil, a może to też jest sen?
***
Nazywam się Finn. Jestem wilkiem z Klanu Wilków. Nie wyróżniam się niczym szczególnym. Zawsze marzyłem o tym, by zostać kimś więcej niż zwykłym wilkiem zmuszonym do pełnienia służby przywódcy krulowi. To wszystko... Dessin... Nie, w sumie to była jedyna osoba, którą znałem.
***
- Emm... Finn? - usłyszałem znajomy głos. - Finn, to ja - Dessin.
Otworzyłem powoli swoje leniwe ślepia i zacząłem przyglądać się waderze, którą już wcześniej widziałem. Zależało mi na niej, była moją przyjaciółką, a wielu dotychczas nie miałem.
- Wiem, że to ty, widzę cię. - oznajmiłem.
- Finn, a jednak się obudziłeś! - krzyknęła i zaczęła radoście merdać ogonem.
- A czemu miałbym się nie obudzić? - zapytałem, czując ból w okolicy głowy. - Nic nie pamiętam...
Wadera westchnęła.
- Mam ci wszystko opowiadać? - zapytała.
Spojrzałem na nią z uśmiechem na ustach.
- Jakbyś mogła...
Wadera odetchnęła. Jeszcze raz spojrzała na mnie. Nie wyglądała na zadowoloną. Najwyraźniej nie chciało jej się opowiadać.
- Masz na imię Finn, Frytek, Serdeczny Sendłicz. Jesteś innym niż wszyscy wilkiem, dziwnym... Lubisz chodzić pod krzaczek i ciągle to robisz. Wszyscy się z ciebie śmieją.
- A to... Z Prutem, cieniem...? Gdzie oni są? - zapytałem. Nie mogłem zapomnieć tego snu. Dessin nie wymieniła Pruta i Cienia, a były to jedne z ważniejszych bohaterów mojego snu. - Żyją? - dodałem po chwili.
Dess skrzywiła się, ponieważ nie wiedziała o co chodziło.
- Jakich postaci nie ma. - rzekła krótko i na temat.
- J-jak to? - zapytałem.
- Nikt taki nie istnieje.
Prut był moim największym przyjacielem, a teraz dowiedziałem się, że on tak naprawdę nie istnieje. Był tylko wytworem mojej wyobraźni. Emocje nie pozwoliły mi stać przed Dessin i patrzeć na ma ze spokojem w oczach. Bez słowa uciekłem do lasu zostawiając waderkę samą.
 Biegłem nie zważając na nic. Korzenie, drzewa. Nic. Gdy byłem już wystarczająco daleko, usiadłem pod drzewem i zacząłem rozmyślać.
- To chyba koniec... - powiedziałem sam do siebie. - N-nie. Muszę to wszystko zostawić, zacznę nowe życie.

---

C.D.N

Od Katelyn c.d Alex, Bergen

 Po tym ci się przed chwilą stało, Katelyn miała ochotę nasłać na Bergena swojego krwiożerczego kota - Tekliusza. Odetchnęła podchodząc do Alex'a i spoglądając na Bergena ze wściekłością w oczach. Właśnie w tej chwili, w tym momencie dziewczyna chciała przywalić Bergenowi w twarz. Niewiele wyższy od niej chłopak uśmiechnął się.
- Co to miało znaczyć? - zapytała.
Jasnowłosy najwyraźniej się zastanawiał. Dziewczyna bez słowa podeszła do szafki Bergena i zrobiła coś strasznego... Otworzyła szafkę i... Zabrała czekoladę. Następnie zaczęła ją zjadać.
- Hmm... Bardzo dobra czekolada. - mruknęła spoglądając na zdenerwowanego Bergena.
Widać było, że nie podoba mu się widok zjadającej jego czekoladę Kat. Po kilku minutach czekolada zniknęła z jej ręki.

---

<Kruszynko? :3 Bergen? >3 Katuś jest zua, zjadła czekoladę. Wyszło krótkie, ale cóż>

niedziela, 19 marca 2017

Od Silvera. C.D Dessin

     (Mówię wam, to opo mnie rozwala XD)

*To było przed porwaniem Katelyn i pytaniem o sojusz*

     Och tak, idź sobie! I zgnij w swojej urazie!- pomyślał Silver i odwrócił się na łapie. Wracał do siebie.-A spróbuj tylko wrócić i błagać o litość! Nie tylko pozbawisz się honoru, ba! Obiecuję ci, że zginiesz na miejscu!- dodał, choć miał pewność, że wadera wolałaby zginąć niż pokazać w jakikolwiek sposób, że chce wrócić. Uparta jak osioł...Gdyby tylko coś jej to dało! 
***
     [...] Przed oczami mignął mu biało-czerwony kształt. Rozsunął łapą trawę i poczuł, że serce mu staje, nie pompuje krwi, jest tak nieruchome jak całe jego ciało oraz mina wyrażająca przerażenie i dziką rozpacz. Widział wilczy pysk zalany krwią i zaciśnięte w bólu oczy, zauważył kątem oka też spuchniętą nogę. W oczy rzucił mu się różowo niebieski wzór wokół zamkniętego ślepia...Poczuł, że nogi mu miękną, a powieki opadają. Usłyszał głuche tąpnięcie własnego ciała w wysokiej trawie.


    Basior obudził się we własnej jaskini ze sklejoną od potu sierścią. Co za koszmar! Wyraźnie wyczuwał odór własnego strachu. Żeby zły sen tak go poruszył! Ale i tak czuł poczucie winy i paraliżujące przerażenie na samo wspomnienie. Nie mógł sobie przypomnieć, co było między jego słowami, och, jakże strasznymi słowami!, a tą okropną sceną. Ale chyba nie było to warte zapamiętania, a jeśli też było straszne, to dzięki wielkie, że tego nie pamiętał! Zresztą, próbował sobie wszystko przypomnieć, ale detale mu zanikały. Jednak nadal słyszał swoje okropne słowa I zgnij w swojej urazie!, które tak mu dudniły w głowie jak bęben śmierci, czy jakoś tak. Ona naprawdę zgniła w tym śnie. Choć Silver nawet nie zdążył spostrzec, czy klatka się rusza, miał poczucie, że tak, rzeczywiście zgniła. W sensie nie żyła, bo ciało było chyba świeże. Ale DLACZEGO to go obchodziło?! Przecież to straszna myśl, zwłaszcza, gdy to jest...członek twojego klanu.
    Całe szczęście do jaskini nieśmiało weszła czarna wilczyca z długą grzywą i rzekła:
-Panie, ostatnio zauważyliśmy dwa koty na naszym terenie. -widząc jego minę, szybko dodała- Oczywiście zabiliśmy je i wyrzuciliśmy ich ciała daleko za nasze tereny, nawet nie pochowaliśmy tych pogańskich istot ciemności, o Panie. Ich ciała będą tam gniły po wsze czasy, Panie mój.-Na to zdanie w myślach znów przypomniało mu się I zgnij w swojej urazie. 
-MAM NADZIEJĘ, ŻE TAKA SYTUACJA SIĘ NIE POWTÓRZY, MOJA DROGA! NA NASZE ŚWIĘTE TERENY NIE MAJĄ PRAWA WCHODZIĆ TE SZUMOWINY, ZDRAJCY WŁASNEGO ŻYWIOŁU! TAK, KOTY TO ZDRAJCY, ZAPAMIĘTAJ TO, ISABELLE!-ryknął na nią, lecz nie do końca mu to przeszło. Ta stała jak osłupiała, a po chwili niepewnie weszła druga, tym razem bliżej nieznana mu wadera o różowej sierści i białych pierzastych skrzydłach.
-Panie, czy wszystko w porządku?-Och, jak pragnął jej zaprzeczyć! Przecież nic nie jest w porządku!
-PATRZCIE JĄ, NASTĘPNA ZDRAJCZYNI! WILKI NIE SĄ STWORZENIAMI POWIETRZA, NIE MAJĄ PRAWA MIEĆ SKRZYDEŁ!-darł się.- WSZĘDZIE POGANIE, NAWET WE WŁASNYM KLANIE!
Isabelle, która przywykła do humorów swojego "Króla", rzekła:
-Panie, Pan też ma skrzydła!-Silver osłupiał i po chwili zaczął się śmiać z własnej głupoty. Po czym rzekł:
-Co racja to racja, Isabelle! Widocznie też jestem poganinem! Chwała ci, bo ich nie masz!- tutaj czarna zarumieniła się.-Ale zapamiętajcie- dodał poufnym tonem- koty to i tak poganie nad pogany, a ludzie to dwunożni debile.
Wadery zaśmiały się i już miały wyjść, gdy rzekł, całkiem poważnie:
-Zróbcie sobie melisy czy jakie wy tam zielsko parzycie i pijecie. Chyba wam pomaga na moje fochy.-te kiwnęły głowami i wyszły. Wraz z nimi wypłynęła cała radosna atmosfera i ożywienie wręcz pijackie dla króla zrzędy w średnim wieku.
     Gdyby tylko nie wygnał Dessin! Ta zaraz okrzyknęłaby go starym baranem i debilem, który robi, zanim pomyśli. Silver Spirit Fire, wielki, przerażający lider Klanu Wilków, przy okazji stary baran, osioł i bezmózgi debil! Hahahah, jakie to śmieszne!
Ale jej tu nie ma. Jej i tej napiętej gadki z wyzwiskami. Dlaczego to się skończyło? Zaczął żałować, że postąpił tak, a nie inaczej. Mógłby pozwolić jej się fochnąć, ale chociaż miałby zabawę i byłby z nią. Isabelle i inne tylko gorliwie potakiwały głową na jego żarty-nawet nie wiedział, czy go śmieszą. A ona- ONA to potrafiła dopiec!
I ten sen...
    Nie, on MUSI ją znaleźć. Musi, choćby miałby przypłacić własnym horonem i zdrowiem swojego przyrodzenia (nigdy nie wiadomo, czy nie przyjdzie jej do głowy w wściekłości walnąć go w czułe miejsce)! Ile minęło? Och tak, JEDEN DZIEŃ! Ależ ten Silver zmienny i wzburzony- normalnie jak woda w kiblu. Ale życie, idzie jej poszukać. Zostawia klan Isabelle pod opiekę (w końcu nie ma zastępcy) i rusza w drogę. Najpierw poszuka na granicach, a potem ewentualnie zakradnie się na cudze tereny. Bo cóż mają za wagę ustalone podziały, skoro on stracił jedyną osobę, która tak wiele dla niego znaczyła? Mimma to demon, więc na pewno nie zrozumie, ale Katelyn (przywódczyni ludzi- dwunożnych łysych debili) pewnie tak, jak mogłaby nie zrozumieć, skoro związki ludzkie są tak częste, lecz zarazem tak nietrwałe?
-LOL.- mruknął Silver.
      Godziny mijały, a on nie przestawał szukać. Nie zatrzymywał się nawet w "ważnych sprawach", takich jak jedzenie czy, z braku lepszego słowa, "zesranie się" pod drzewem. Istniał tylko jeden cel- znaleźć i przeprosić Dessin. Nawet, jak nie zechce wrócić, on musi mieć świadomość, że ona żyje, a ten koszmar to jedynie obrazy tworzone przez własne sumienie. A miał wrażenie, że to nie było jedynie to okropne sumienie, które truło mu przez cały dzień tyłek.

***

      Zapadał wieczór. Do basiora dotarło, że jedna doba to za mało na obejście całej Terry Nihil. Powieki mu ciążyły i pewno dawno by zasnął, gdyby nie świadomość tego, że coś mogło jej się stać. Więc szukał dalej. Aż w końcu...
      Zaczynał sobie przypominać ten krajobraz. Właściwie czuł, jakby przeżywał zjawisko zwane Déjà vu, czyli tłumacząc Wikipedią: "odczucie, że przeżywana sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe." Te same drzewa, ta sama pora, ta sama, zdradziecka wysoka trawa. Oraz...NIE! TEN BIAŁO CZERWONY KSZTAŁT!
Normalnie cieszyłby się, że ma moc jasnowidzenia, ale to go przerosło. Drżał. Bał się-on, tak! On- bał się odsłonić łapą trawę, by ujrzeć to, co już raz widział. Ale nie miał wyboru- nawet nie wiedząc kiedy już stał przed tą samą Dessin ze snu.
     Wyglądała okropnie, tak okropnie, przerażająco, wręcz niewilczo! Wzbierało mu się na krzyk. Musiał krzyczeć, MUSIAŁ! Musiał obwieścić całemu światu, że ta biała wadera nie żyje. Była jedną z wielu- z ogroma wilków w jego klanie, a znaczyła dla niego tyle, co milion takich Isabelli! Dlaczego, dlaczego, no NIEEEEEEE!
      Darł się, darł i darł się na całe gardło- był niemal pewny że wszyscy go słyszą. Nie był to wrzask wściekłości- tylko potwornej rozpaczy. Gdyby mógł umrzeć! Zasłużył sobie na to, by gnić w piekle! -Och, Dessin!- szlochał Silver. Przytulił się do jej ciała. Pragnął poczuć bicie jej serca, bądź też najsłabszy, krwisty oddech. Czekaj...Jej serce bije! 
Jego radość nie miała granic.
Jeśli przed chwilą był nieszczęśliwy, teraz mógł wzlecieć ku niebiosom. Zaraz jednak oprzytomniał. Po ukąszeniach w nodze, pomyślał, że to sprawa Dzikiej Żmii. Wąż ten potrafił swym jadem zabić dorosłego wilka w kilka dni. Nie było czasu do stracenia. Silver nie miał uzdrawiających mocy. Nie było czasu, by szukać w klanie kogoś, kto to potrafi, bo wilki są wojownikami, nie medykami. Słyszał legendy o Sercu Krainy i jego cudach. To była jego jedyna nadzieja. Wytworzył kulki ognia oświetlające drogę, delikatnie złapał Dessin, rozwinął skrzydła, które choć rano przeklinał, teraz uznał za błogosławieństwo i poleciał.

***

     Świtało, kiedy dotarł do najbardziej żyznych ziem całej Krainy. Przy samym sercu zauważył rozbite namioty.
-Oby nie byli to wrogowie.-szepnął do siebie Silver i ruszył tam. Z tyłu krzątali się ludzie i wilki, mieszając rozmaite zielsko i uzdrawiając jeżących chorych. Zostawił waderę na ziemi i ruszył w ich kierunku.
-Pomóżcie...-jęknął, kiwając głową na leżącą. Tamci natychmiast zabrali ją do namiotu i podali odtrutkę na jad.
-Za kilka godzin przejdzie. Ty natomiast jesteś zmęczony i głodny-odparł piaskowy basior o łagodnych oczach. -Zaraz ci coś damy do zjedzenia oraz mieszankę usypiającą.
-Czy to bezpieczne?-zapytał.
-Zapewniam, że tak.-odparł tamten i wsmarował w kawałek mięsa jakieś ohydne rośliny.
-Zepsuliście dobre jedzenie.-mruknął Silv, po czym zasnął.
A żaden zły sen nie zaprzątał mu głowy.

---

<Dess? BIADA CI JAK MI ŁADNIE NIE ODPISZESZ! A, i uwzględnij pytanie Silvera o partnerstwo, jeśli byś mogła oraz to, jak wracają do siebie.>

Od Lauren

Szczerze to nie miałam co ze sobą zrobić. Krążyłam dookoła drzewa niedaleko mego domu. Nie miałam lepszego zajęcia od tego. Na moim ramieniu siedział, a raczej stał Ron. Czyli fretka myśląca, że ma coś z człowieka. Tak przynajmniej na to wygląda, ale jest to poniekąd urocze. Podrapałam go lekko za uchem, na co zareagował natychmiastowych przymuleniem się do mojej dłoni, jakby prosząc o więcej. Ze mną nie ma tak dobrze niestety. Po chwili opuściłam rękę, kończąc tym samym chyba już ósme kolko z rzędu. Zaczęło mi się już kręcić w głowie, wiec postanowiłam sobie przystanąć. Po chwili rozejrzałam się i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ze sama czynność łażenia wokół drzewa była głupia. Z zażenowaniem zasiadłam pod rośliną, wyobrażając sobie siebie spacerującą wokół niej jak jakaś idiotka. Lekko się za rumieniłam. Czułam się głupio, choć nikogo nie było w okolicy. To było jeszcze bardziej głupie. Pogrążałam się coraz bardziej, z każdą następną myślą przelatującą przez ma głowę. Warknęłam do siebie "no świetnie.". Mój towarzysz wydawał się zauważać me zdenerwowanie. Poznałam to po tym, gdy lekko tracił mój policzek swoim małym, zimnym nosem. Spojrzałam na niego i lekko się uspokoiłam. Widok takich małych, drobnych zwierzątek zawsze wprawiał mnie w zachwyt. Są takie niewinne i urocze. Odetchnęłam cicho i uznałam, że dobrym pomysłem byłoby się przejść po okolicy. Dźwignęłam się spod drzewa i ruszyłam do centrum terytorium.
***
Było tam dużo ludzi, zważywszy na porę szczytu. Poszłam w stronę jednej z bardziej lubianych przeze mnie restauracji. Wszystkie stoliki były zajęte, ale nie zwróciłam z początku na to uwagi, tylko od razu poszłam sobie zamówić coś do jedzenia. Chwila zatrzymania nadeszła, gdy odebrałam już swoja tace z posiłkiem.
- Kurde.- westchnęłam, spoglądając ukosem na gryzonia, który już zaczął się dobierać dotąd już naszej porcji. Po chwili rozglądania się zauważyłam, że ktoś siedzi samotnie przy stoliku dla dwóch osób. Podeszłam do tej osoby od razu, nawet nie zwracając uwagi na jej płeć.
- Mogę się dosiąść?- wypaliłam bez żadnego przywitania. Persona skinęła tylko głową, a ja zasiadłam przed nie znajomym.

---

<Ktoś?>

Od Bergena c.d Katelyn, Alex

Alex i Kat poszli gdzieś sobie, nie wiedziałem gdzie. Byłem wściekły na Alex'a. Kate była moja, a on mi ją kradł. To niedorzeczne! Otworzyłem drzwi domu i gdy oni odchodzili krzyknąłem.
-Ej wy!
Katelyn chyba mnie usłyszała, bo odwróciła się,ale Alex chyba coś jej powiedział,bo szybko się odwróciła. Wróciłem do domu.
Następnego dnia zadzwoniłem do Kat,żeby do mnie przyszła. Zgodziła się,ale przyszła z moim wrogiem. Chyba każdy wie o kogo chodzi,co nie? Tak... Alex. Byłem pewny, że nie zdobędę jej,nie wierzyłem w siebie. W takim razie musiałem wsiąść sobie Finn'a,ale to miłość zakazana. Gdy Kate i Alex do mnie przyszli,to zrobiłem coś, czego nikt by się nie spodziewał, nigdy. Podeszłem do Kat i ją przytuliłem.Alex chyba się zdziwił. Trochę niższa ode mnie dziewczyna szybko mnie odetchnęła,jednak to mnie nie zniechęciło. To była moja motywacja żeby pokazać Alex'owi.
-C-co ty robisz? - zapytała dziewczyna i stanęła obok Alex'a.
Była spięta.
-Ładna jesteś - powiedziałem.
Uśmiechnąłem się do niej,ale ona nie.Była na mnie zła,chyba.

---

<Kate? Alex? Sory, Hahahaha>

Od Katelyn c.d Alex

 Wpatrując się w blat kuchenny i ten cały bałagan, spowodowany wspólnym dekorowaniem ciasta z Alex'em, Katelyn westchnęła. Przypomniały jej się małe kotki, Tekliusz i Śnieżynka. Myśląc o swych kotkach, do głowy dziewczyny przyszła demoniczna myśl. Nie znała za bardzo Alex'a, jednak domyśliła się, że chłopak nie przepada za kolorem różowym. W tej chwili dziewczyna obmyślała swój jakże zły plan. Ponownie westchnęła, tym razem głośniej, by zwrócić uwagę Alex'a na swoją osobę, a potem kontynuować plan. Widząc to, a raczej słysząc, Alex zapytał:
- Coś się stało?
Bez chwili namysłu, Katelyn odpowiedziała:
- Ech... Tęsknię za moimi malutkimi kotkami... Zostały w domu, same. Czekają za mną już od dłuższego czasu. Pewnie są głodne, a same nie potrafią tak świetnie gotować jak ja... - w tej chwili Alex słuchając jej skrzywił się. Każdy, kto spędził z nią choćby godzinę wiedział, że dziewczyna nie jest dobrą kucharką, mimo tego, że tak dużo o tym mówi. - Moje biedne kotki... Może mogłabym je tu przynieść?
Widać było, że Alex myślał. Najwyraźniej nie chciał po raz kolejny być zaatakowany przez tego krwiożerczego kota - Tekliusza.
- No nie wiem... - mruknął.
Katelyn znów westchnęła, tym razem jeszcze głośniej. Musiała to przemyśleć. W jej planie nie było nic takiego jak "nie wiem". Nie przemyślała tego. Widząc reakcję Alex'a na swoje słowa, podeszła do blatu, biorąc do ręki szmatkę i wycierając go. Odwróciła lekko głowę w stronę​ chłopaka.
- Może przyniosłabym ci prezent...
Po tych słowach chłopak zaczął jeszcze bardziej się zastanawiać. Katelyn odwróciła się w stronę czyszczonego przez nią samą blatu i zaczęła powoli go wycierać.
- No dobrze, ale trzymaj Tekliusza przy sobie. - mruknął.
Przywódczyni bez żadnego słowa wybiegła z domu, zapominając o zamknięciu drzwi. Zostawiła całą swoją robotę, by przynieść swoje małe kotki. Na jej twarzy pojawił się demoniczny uśmieszek.
~*~
Biorąc kotki na ręce przypomniało jej się o tym prezencie, który obiecała Alex'owi. Położyła koty na podłodze i pobiegła do swojej dużej, białej szafy. Wyciągnęła z niej za duży, różowy sweterek i włożyła w pudełko o tym samym kolorze, zawiązując na nim białą kokardę. Wyszła z domu, a za nią kotki.
~*~
Wchodząc do domu chłopaka, Kat zauważyła czysty blat i Alex'a czekającego na swój prezent.
- Zobacz, Tekliusz. - wzięła kota na ręce. - Twój najlepszy przyjaciel tu jest. - zaśmiała się.
Biorąc prezent do ręki, a odkładając kota podała małe pudełko Alex'owi.

---

<Alex? ^////^ >

Od Alex'a cd. Senill


Chłopak nie mógł powiedzieć, że czas spędzony z jasnowłosą był czasem straconym. Dość dobrze dogadywał się z dziewczyną i pomimo początkowego monologu o tych małych, wstrętnych futrzakach, reszta popołudnia przebiegła nadzwyczaj przyjemnie. Dobra, nie się co oszukiwać - polubił ją w momencie, kiedy po otwarciu oczu zobaczył wtedy tabliczkę czekolady. Można uznać więc, że chłopak jest przekupny. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że Senilla ofiarowała mu belgijski kakaowy cud świata, który był nadzwyczaj rzadko dostępny. A jeśli już był, to kosztował niemal tyle co dzienne wynagrodzenie pomniejszego praciwnika budowy. Tak więc, będąc wdzięczny za tą tabliczkę pożywienia Bogów, postanowił odprowadzić jasnowłosą do domu. Miał w tym także ukryty cel: poznać miejsce przechowywania tego smakołyku. Bardziej kierowała nim jednak ciekawość niż chęć "wejścia w posiadanie" owych czekoladowych cudów. Tak więc, po raz kolejny rozmawiając o wszystkim i niczym konkretnym, w końcu dotarli do osady. Tam powitał ich znajomy zgiełk oraz wrzawa ludzi spieszących do swoich domów przed zapadnięciem zmroku. On i jego towarzyszka co rusz musieli się zatrzymywać, by przepuścić rozbiegane dzieci bawiące się w berka czy też pędzącego na złamanie karku członka klanu. W końcu jednak przedostali się na przeciwległy skraj placu, skąd według dziewczyny było już całkiem blisko do jej domu. Dlatego zbywając zapewnienia Senilli dotyczące bezpiecznego, a przede wszystkim samotnego powrotu do swojego lokum, dalej szedł przed siebie w kierunku wskazanym wcześniej przez jasnowłosą. Ta, po krótkim i cichym westchnięciu zrównała z nim krok, ponownie rozpoczynając rozmowę. Nim jednak zdążyła się "rozkręcić", czarnowłosy skręcił w pobliską uliczkę, idąc w stronę ukrytego między domami lokalu o nazwie, której lepiej nie przytaczać. Wbrew wszelkim złym skojarzeniom, był to najzwyczajniejszy bar. Chłopak dopiero w połowie drogi zauważył, że idzie sam. Odwrócił się więc przez ramię, by ujrzeć dziewczynę ze wzrokiem utkwionym w nim. Wyczuwając rozkojarzenie oraz zaciekawienie ze strony Senilli, rzucił:
- Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale zjadłem za dużo słodyczy. Chce mi się teraz pić. Idziesz czy nie?
Ta przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Możesz się napić u mnie. To niedaleko. - powiedziała.
Alex zaśmiał się cicho w odpowiedzi, kręcąc lekko głową. Po chwili ponownie spojrzał na swoją towarzyszkę, mówiąc:
- Nie o takie napoje mi chodziło. - widząc jej szeroko otworzone oczy, dodał - Spokojnie, nie sprowadzę na ciebie kompletnego zgonu. Mnie też nie będziesz musiała prowadzić do domu. Zacznijmy od tego, że żadne z nas nie tknie dzisiaj alkoholu. Pozwól, że pokażę ci osadę z tej innej, ciekawszej strony.
Nie wiadomo, czy to ponaglający ton głosu czarnowłosego, wyciągnięta w stronę dziewczyny dłoń zachęcająca do zrobienia pierwszego kroku czy też szeroki uśmiech widniejący na twarzy chłopaka sprawił, że ta ruszyła w jego stronę. Nim jednak przekroczyła próg, powiedziała:
- Jestem nieletnia, więc poważnie się zastanów nad tym, co chcesz zrobić.
Alex zaśmiał się cicho pod nosem, próbując zamaskować poruszające się nie równomiernie ramiona, zdradzające przepełniające go rozbawienie. W końcu spojrzał na jasnowłosą, której wzrok utkwiony był właśnie w nim.
- Uwierz mi, nie każdy facet za główny cel życia obrał sobie upijanie innych. Poza tym sądzę, że to głowa służy do myślenia, a nie to, co ma się w spodniach.
Po spaleniu kompletnego buraka przez dziewczynę, nim ta zdążyła zmienić zdanie, chłopak wepchnął ją delikatnie do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Nim jednak zrobili kolejny krok, rzucił do niej cicho:
- Ważniejsze dla ciebie rzeczy trzymaj przy sobie. I nie znikaj mi z oczu nawet na sekundę, bo może być kiepsko.

~~~~~~~^^~~~~~~~
[Takie słabe +16]

Oboje wyszli z tej z pozoru obskórnej, jednak zrzeszającej wielu interesujących ludzi, budowli. Nie chwiali się przy każdym kroku, nie zwracali zawartości żołądka za lub do czyjegoś kosza na śmieci. Nie śmiali się z niczego ani nie śpiewali żadnych wieśniackich piosenek. Po prostu szli, tak jak zapowiadał pierwotny cel wędrówki, do domu Senilli. Chłopakowi nie przeszkadzała ciemność, która zapadła dookoła. Jeśli miał być z kimś szczery, to właśnie nocą czuł się najlepiej. Mrok dostarczał ciszy i spokoju, tak rzadkich do uzyskania za dnia w osadzie. Poza tym, było coś przyjemnego w tej pustce panującej dookoła: żadnych ludzi, rowerów, zwierząt, straganów przepełnionych po brzegi różnego rodzaju towarami ani innych, będących nieodłączną częścią kolonii. Chłopak zaczął nawet poważnie rozmyślać nad zmianą godzin treningów - zamiast porannego biegu zacząć ćwiczyć w nocy. Wtedy na pewno nie wpadałby na zakapturzone postacie, nie walczył by z krwiożerczymi kotami ani nie musiałby biegać po lesie, bowiem miasto nocą jest praktycznie puste. Przynajmniej w tej części, mieszkalnej. Ta z barami dopiero teraz odżywa.
Nim jednak zdążył się nad tym głębiej zastanowić, dziewczyna idącą obok niego stanęła raptownie, przez co on zatrzymał się dopiero po zrobieniu dwóch kroków. Nim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, jasnowłosa skinieniem głowy wskazała na inną, wąską uliczkę, mówiąc:
- Tutaj jest skrót, a stąd mam już niedaleko do domu. Dzięki za dzisiaj i tak w ogóle. Nie musisz dalej ze mną iść, dam sobie radę.
Czarnowłosy spojrzał spod uniesiono wysoko w geście kpiny brwi, spoglądając to na Senill, to na wskazaną przez nią drogę mającą być rzekomym "skrótem". Biegał tak wzrokiem niecałe dziesięć sekund, po czym skrzyżował ramiona na piersi, rzucając:
- Jeśli myślisz, że przeprowadziłem cię przez centrum miasta, głównymi i w dodatku oświetlonymi z każdej strony ulicami, a pozwolę iść samej przez ciemną, wąską uliczkę, kiedy aż stąd czuję odór gorzały i słabej jakości cygar oraz papierosy, to jesteś w dużym błędzie. Zresztą, brzmi to jak początek słabej powieści kryminalnej, w której nie chcę być tym głupim bohaterem przyzwalającym na śmierć niewinnej duszyczki. Poza tym, tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
Dziewczyna spojrzała na niego zrezygnowanym wzrokiem, lecz nie protestowała, kiedy Alex ruszył wraz z nią w kierunku podejrzanie wygladającej w jego oczach uliczce. Z początku starał się iść ramię w ramię z jasnowłosą, ale po dłuższej chwili dał sobie z tym spokój, puszczając ją przodem. Dalej deptał jej jednak po piętach, w przenośni i dosłownie. Dlatego przy kolejnym przytrzymaniu stopy wbrew woli jej właścicielki, Senill odwróciła się przez ramię i powiedziała:
- Stąd dam już sobie radę sama. Naprawdę. A więc cześć, do jutra.
Chłopak zatrzymał się w półkroku. Jednak powodem owego zachowania nie były słowa dziewczyny, a inny bodziec niedający się zignorować. I mimo iż dziewczyna szła pewna siebie dalej, głos czarnowłosego sprawił, że się przystanęła.
- Czujesz to? - zapytał, rozglądając się dookoła, jakby odpowiedź znajdowała się gdzieś w mroku.
Jego towarzyszka stwierdziła, że kompletnie nie wie, o co mu chodzi. On jednak dalej upierał się przy swoim, wyraźnie wyczuwając dziwny, aczkolwiek podejrzanie znajomy zapach. Nie, nie były to fajki, alkohol ani żadne ludzkie produkty ukladu pokarmowego. Obrócił głowę w stronę pobliskiej ściany, by ta tajemnicza woń wgryzła się jeszcze bardziej w jego nozdrza. Popychany przez ciekawość, przyłożył dłoń do ciepłej od oblepiającej ją cieczy ściany. Po chwili przetarł między palcami tą lepką i gęstą papkę, roznosząc dookoła ten podejrzany zapach. Dziewczyna w tym czasie westchnęła przeciągle, ignorując go. Następnie ruszyła dalej, lecz nim przeszła dwa metry jej stopa wylądowała w jakieś kałuży. Jasnowłosa zaczęła coś mruczeć pod nosem o czyszczeniu swoich butów, jednak Walker nie zwracał na to uwagi. Szybkim krokiem ruszył w jej kierunku, by znów poczuć tą dziwną woń. Teraz i jego towarzyszka ją poczuła, o czym świadczył skrzywiony wyraz twarzy, słabo widocznym w mroku, w momencie pochylania się nad przesiąkniętym ową cieczą butem. Nim którekolwiek z nich zdążyło się odezwać, gdzieś z lewej strony dało się słyszeć cichy odgłos towarzyszący upadkowi kropel na ziemię. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku, jednak nic nie zauważyli. W następnej chwili Senilla przeszukiwała swoją torbę, by po paru sekundach w dłoni trzymać podręczną latarkę. Czarnowłosy wymruczał pod nosem coś w stylu "Czego kobiety ze sobą nie noszą...", jednak po zabraniu od niej owego przedmiotu zaczął po omacku szukać włącznika. Kiedy go znalazł, bez cienia zawahania nacisnął go, kierując snop światła na ścianę po ich prawej stronie. Razem spojrzeli w tamtym kierunku i niemal jednocześnie zrobili krok w tył. Walker przyjrzał się swojej prawej dłoni, która w bladej poświacie miała podobne ubarwienie na palcach jak i sama fasada pobliskiego budynku. Bo oprócz starych, ciemnoczerwonych cegieł oraz poczerniałego materiału je łączącego, okrągły obszar wielkości rowerowej opony pokrywała karmazynowa, lepka oraz zapewne ciepła jeszcze ciecz o metalicznym zapachu. Nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, z czym mają doczynienia. Nie raz i nie dwa mieli przecież styczność z krwią. Chłopak skierował powoli światło latarki ku ziemi, śledząc drogę spływających po ścianie strumyczków tej życiodajnej cieczy. Kiedy wreszcie mogli zobaczyć, w co wdepnęła chwilę wcześniej dziewczyna, ta pisnęła głośno i odskoczyła do tyłu, odwracając wzrok od szerokiej na niemal metr kałuży... no właśnie. Nieco trudno to opisać, bowiem była to mieszanka ciemnoczerwonej krwi, podejrzanie wyglądających białych fragmentów "czegoś" oraz... sierści? Alex, ignorując prośby jasnowłosej o jak najszybszy powrót, skierował snop przecinającej mrok latarki na przeciwległą stronę uliczki. I jeśli wcześniej chłopak uznał, że dźwięk wydany ostatnio przez Senill był głośny, teraz chyba ogłuchł. Nie pomógł także fakt, że ta odwróciła się w drugą stronę, zakrywając twarz dłońmi.
Najpierw zobaczył dół ciał. To właśnie z nich wypływała ciecz, spadająca wielkimi kroplami na ziemię. Kolejnym fragmentem były rozbebeszone praktycznie brzuchy, z których gdzieniegdzie wciąż zwisały elementy narządów wewnętrznych takich jak jelita, wątroba czy żołądek. Powoli, niczym bohater popularnych filmów grozy, podniósł światło latarki jeszcze wyżej. Teraz mógł patrzeć prosto w nic nie widzące oczy ofiar. Dopiero teraz zauważył, że niektóre z nich nie mają któreś z łap albo ogona, bowiem te właśnie fragmenty ciała leżały pod tym całym, wisielczym zbiorowiskiem co najmniej piętnastu ciał. Popychany przez ciekawość, podszedł bliżej tych małych, wstrętnych trupów i przyjrzał się temu wiszącemu najbliżej, z wydubanym lewym okiem oraz ze zwisającym niczym dzwonek na sznurku żołądku trzymanym przez jelita. Zmuszony był zatkać nos, toteż jego głos zabrzmiał nieco dziwnie, kiedy mówił:
- A więc swego jednak diabli też biorą.
Senilla nawet nie ważyła się odwrócić w stronę chłopaka, kiedy ten patrzył obojętnym wzrokiem na zawieszone na specjalnie przygotowanej do tego desce, niegroźne wyglądające teraz ciałka króliczków samego Lucyfera. Nigdy specjalnie nie przepadał za kotami.

---

<Senill? Wybacz, tylko to przyszło mi do tej chorej głowy. A tak poza tym, powodzenia >:3 >

sobota, 18 marca 2017

Wybór nowego klanu+ Team Medzi

    Siemka! Jak sami widzicie, Klan Kotów ma się nie najlepiej. Należy do niego jedna jedyna członkini, czyli adminka, a jakoś nikt nie kwapi się tam dołączyć. Ostatecznie klan ten mógł czuć się bezpieczny, ale nastąpił już pierwszy krok, jakim jest zawarcie przez Klan Wilków sojuszu z Klanem Ludzi. Teraz nie ma już odwrotu, coś trzeba z tym zrobić.
     Czytałyśmy też ankietę, gdzie padły naprawdę różne zdania na temat nowego Klanu. Szczerze, wciąż dochodzą nowe wypełnienia *Kat mówi, że Burger wysłał przed chwilą*, więc ten post będzie często aktualizowany. Jako iż mam dwa infa, to podzielę ten post na punkty, jeśli nikt się nie fochnie ;)


1. Następca Klanu Kotów

Wiecie, że wojna z Kotami jest już zaczęta. Takie pytanie było nawet w ankiecie. Dużo z was zagłosowało, że ma być usunięty. Ci, co jednak nie chcą tego, piszą (pozwolę sobie zacytować): 
"Ten klan to coś, co wyróżnia bloga na tle innych. Jest nadzwyczajny, wyjątkowy i z pewnością przykuwa uwagę. Osobiście zostawiłabym go jeszcze trochę, może ktoś dołączy."
Po części żal mi kotów, bo pomysł rzeczywiście oryginalny, zresztą koty przedstawiają na blogu stworzenia ognia. Jednak Kat mówi, że jeśli Klan Kotów zostanie wypędzony, Mimma przeżyje, i kto wie, jakie niecne plany zacznie knuć? Jednak jako lider najbardziej chciwego klanu dbam o to, byśmy mieli największą władzę i tereny- kot jest zaledwie jeden, jedyny na wieeeeeelkim obszarze (chyba, że doliczymy tu jakieś szare jednostki, koty NPC), więc co to ma być, że taka mała grupa ma największe wpływy? Jeśli OSTATECZNIE Klan ten by pozostał, zostałby ograbiony z większości terenów. Zresztą, skoro tyle osób widzi patową wręcz sytuację (Kto by teraz dołączył do klanu z jednym członkiem, gdy Klan Wilka i Ludzi to jest coś?), to co za sens trzymać coś, co i tak ma upaść i Silvera w zazdrości przed dobrymi terenami?

Dobra, teraz daję propozycje nowych Klanów, jakie tu padły:
Klan Koni- Myślałam sama nad tym, szczerze mówiąc. Pomysł nie jest zły i mógłby wypalić. Ale konie to stworzenia roślinożerne, stworzenia, które zawsze są ofiarą. Konie są "tchórzliwe", że tak to brzydko ujmę i walczą tylko w ostateczności. A jakie szanse mają konie przy watasze wygłodniałych Wilków, dla których to obiad godny dużego jelenia i przy Ludziach, który mają broń zdolną zabić niczego niespodziewającego się zwierza? O ile jednak konie dla ludzi są towarzyszami, nawet przyjaciółmi, to wilki nie zawahają się wybić takiego stadka, na dodatek przynosząc swemu przywódcy lidera koni na złotej tacy (xD). Konie nie są wojownikami i ogólnie śmieszą mnie blogi o takiej tematyce. Dlatego moim zdaniem to odpada, w tym Klan Jednorożców czy Pegazów, bo to też konie, w dodatku stworzone, by czynić dobro.
Klan Furry- Klan ten już był wprowadzony przez adminkę Tyks, która odchodząc "zniszczyła" ten Klan. Moim zdaniem nie ma sensu tego wskrzeszać. Chyba, że ktoś ma fajny pomysł, plan, wtedy niech pisze, bo to i tak jeden z najbardziej sensownych pomysłów.
Klan Chomików-Myślę, że Klan ten był podany w propozycjach jedynie dla beki. No okej, komuś może się wydawać, że Chomiki byłyby mistrzami kamuflażu przy swoim małym ciele, ale co one mogą w walce? Nie jedzą mięsa, nie zabijają, są tylko słodkie i niewinne. Nikt nie będzie się bawił w ich zabijanie i nie potraktuje poważnie tego, że te małe stworzonka chcą zawładnąć Światem (muchahahaha!).
Klan Świnek Morskich- Dziękuję. Już myślałam, że uważacie, że Świniuszki są gorsze. Ale nie, to nie wypali, gdyż First- Świnki nie tworzą Klanów, ew. małe stadka i Second- też są ofiarami, jak konie czy chomiki. Więc sorki, to też nie przejdzie.
Klan Mieszany- "zrzeszający istoty niepodobne do ludzi i wilków. Pantery, lisy, te nieszczęsne furry i tak dalej. Mogłyby tam znajdować się wszystkie istoty, nie wliczając człeków oraz wilków. Nie można jednak popadać w skrajności. Słoni i żyraf nie potrzebujemy. "- Też to jest coś, ale sorki, stworzenia innych ras nie stworzą zgranego stada. Tygrys nie będzie w stanie utrzymać w ryzach Lisów i Furry naraz. Każde stworzenie ma inne moce, inne "wymagania", inne sposoby życia i myślenia. Więc nie.
Klan Duchów/Strefa 0- "Można też stworzyć strefę 0 - obszar, na którego wtargnięcie będzie równe z wykopaniem sobie samemu grobu. Zamieszkiwałyby je istoty, które wcześniej bały się kotów, a po ich zniknięciu bezstresowo zajęły ich terytorium, patrząc łakomym wzrokiem na pozostałe tereny." Sama dałam ten pomysł (więc nie gadajcie, że "obrażam" tylko pomysły innych), choć widzę że podobny padł też ankiecie. I ten, brzmi fajnie- o, jestem se Duchem, który może przez wszystko przenikać i budzi grozę, hue hue hue... No, mogłoby być. Nie jest to Klan, do którego każdy by się pchał, ale są osoby, które mogłyby być zainteresowane zostaniem "straszydłem". Tylko jest haczyk, dość poważny, który zadecydował praktycznie o wycofaniu pomysłu: Duchy są stworzeniami martwymi, więc nie da się ich zabić. Czyli byłaby przewaga znaczna, a nie może tak być. Tutaj też dziękujemy.
Klan Smoków-Kolejny pomysł mojego autorstwa, choć w ankiecie też występował przed moją propozycją. Wydaje mi się on najlepszy z podanych, gdyż tak: Smoki są fantastyczne, można znaleźć dużo ładnych artów z nimi, są stworzeniami powietrza, więc wszystko gites, żywioły pasują, są drapieżcami, przyciągają uwagę. Coś jeszcze? Tak. Są ogromne i silne. I tu tkwi problem. Ale spokojnie, nie mówię im stanowczego "nie". Można by było to załatwić tak, że smoki nie mogłyby być ogromniaste, tylko np. niewiele większe od przeciętnego wilka i nie wszechpotężne. Zwykłe moce, jak mają ludzie i wilki, żadnych wyolbrzymień. Wtedy mi pasi, a wam?
Klan Aniołów/Demonów/Wampirów/Wilkołaków- Fajne pomysły, aczkolwiek stanowczo wykreśliłabym z tej listy Wilkołaki. Nie są one bowiem niczym innym jak ludzie zmieniający się w Wilki pod wpływem księżyca czy wściekłości, więc byłoby to niesprawiedliwe wobec osób robiących Quest na zmiennokształtność. A jeśli byłyby to wilkołaki jako ludzie porośnięci sierścią i chodzący tak krzywo...też nie raczej, bo mało artów z takimi postaciami. Demony też raczej odpadają, bo są one podobne do Duchów, zresztą- chcecie pisać z kimś, kto ma zaraz "zjeść mi duszę"? Bo ja nie. Anioły średnio mi pasują, ale mogą być, nie wykluczam ich, bo nie mam powodu. Chociaż nie! Anioły mają bardzo podobne charaktery i są wyidealizowane. Ale okej, niech będą w ostateczności. Najbardziej się skłaniam ku Wampirom, ale też nwm, jakby to miało wyglądać. W każdym razie też nie wykluczam.
Klan Lisów- Dobre. Naprawdę dobre. Z dużym powodzeniem mogłyby zastąpić koty, jako stworzenia ognia, są drapieżnikami i nie są wszechpotężne. W porząsiu.
Klan Istot Lasu- Będzie, będzie, ale pod inną nazwą. (Pacz punkt 2).

jeśli macie jeszcze jakieś pomysły na Klan, piszcie! I ogółem, mogłoby być tak, że będą cztery klany, ale to, jeśli pomysł wypali ;)

2. Team Medzi

   Po nazwie można się domyślić, o co cho, a i na chatcie też o tym pisałam. i tak, mam pomysł, który polegałby na stworzeniu czwartego Klanu...Specyficznego klanu. Połączenia Klanu Wilków, Ludzi i innych stworzeń. Byłby on niewielki i zamieszkiwał mały obszar wokół serca krainy. A co by ten Klan miał robić? Otóż, byliby to uzdrowiciele, medycy. Stworzenia posiadające zdolności uleczania, o dobrym sercu, chcące pomagać innym. Byłby to klan neutralny, który nie mieszałby w wojny, a każdy z każdego klanu mógłby uzyskać od nich pomoc. Medycy nie mogliby mieć partnera i potomstwa, ogólnie wiedliby życie samotne, spędzając czas na leczeniu, szukaniu ziół i tym podobnych, bądź gawędząc z innymi członkami swojego klanu, gdy nie mają nic do roboty. Dlaczego taki pomysł? Bo cóż, planujemy wojnę, a gdzie ranni mieliby się zwrócić? Medycy są potrzebni. A że nie każdy ma w klanach moc uzdrawiania, to co zrobią inni? Tutaj tylko pytanko- wolicie, by klan istniał tylko fabularnie, bez osobnej zakładki i waszych postaci, czy wolicie, aby ten klan miał własna zakładkę i można by było tam dołączyć. Co myślicie o tym pomyśle?

Ale mnie ręka boli... To chyba wszystko. Piszcie na chatcie i w komkach!

~Ziemniak

Od Katelyn c.d Silver "Zagłada Klanu Kotów, część 1"

Zwykły, słoneczny dzień. Jak miło. Robiło się coraz cieplej, przez co Katelyn coraz częściej wychodziła ze swojego dużego, aczkolwiek przytulnego domku. Uwielbiała ten czas, gdy z mroźnej zimy robiło się tak ciepło i przyjemnie. Przechadzała się po okolicy przeglądając swój telefon. Po chwili nie patrząc na drogę uderzyła głową w słup i upadła.

~*~

Katelyn znajdowała się w jakimś dziwnym miejscu. Jakimś pokoju. Był cały biały. Powoli wstała rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było tam ani mebli, ani ludzi, nic. Była tam sama. Pokój był niewielki. Po chwili całe pomieszczenie, wraz z osobą, która aktualnie tam przebywała, zachwiało się. Ściany zaczęły się zwężać. Dziewczyna była przestraszona. Takie rzeczy widziała tylko w filmach i nigdy nie chciała sama tego przeżyć. Białe pokój powoli robił się coraz mniejszy. Z każdą sekundą Katelyn coraz bardziej się denerwowała. Gdy myślała, że to już jej koniec - zauważyła białe drzwi. Były tak samo białe, jak sam pokój, więc na początku ich nie zauważyła. A może ich nie było..?
Nie myśląc o niczym pobiegła w stronę drzwi i szybko je otworzyła. Wychodząc, ściany momentalnie zetknęły się ze sobą. Gdyby Kate nie uciekła - pozostał by z niej klops.
Gdy wyszła, była już na dworze. Tylko nie wiedziała gdzie jest. Zaczęła iść do przodu. Odwróciła się, by zobaczyć jak wyglądał ten budynek, w którym mogła skończyć swój żywot. Ale... Gdzie on jest? Zniknął. Nie ma. Katelyn przeżyła już za wiele, więc szczególnie się tym nie przejęła. Szła dalej.
Nigdy nie widziała tego terenu, chociaż swoje terytorium znała jak własną kieszeń. Dlaczego? Bo to nie był jej teren. To było terytorium wilków. W dzieciństwie rodzice opowiadali dziewczynie, że wilki są bezdusznymi i nie myślącymi istotami. Może chcieli ją tylko przestraszyć, by tam nie wchodziła..? Wilki znała z tego, że przybyły pierwsze do krainy.
Od razu, gdy zorientowała się iż jest to terytorium wilków - chciała uciekać z tego miejsca. Ale jak mogła skąd uciec, jeśli nie wiedziała gdzie jest terytorium ludzi..? Po chwili jej oczom ukazał się duży, biały wilk z ciemno - niebieskimi skrzydłami i długim, granatowym ogonem w paski. To był nikt inny jak Silver, przywódca wilków i jedna z najstraszniejszych istot zamieszkujących Terrę Nihil, a przynajmniej tak jej mówiono. Katelyn bez słowa zamieniła się w wilka.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - zapytał.
Dziewczyna zamarła. Teraz nie wiadomo, co ją czeka. Pomimo swojej wilczej postaci, Silver zauważył, że jest ona człowiekiem. Widział jak się przemienia. Odetchnęła. Postanowiła coś powiedzieć. Przywódca wilków czekał na odpowiedź. Bez chwili namysłu Katelyn zaczęła:
- No bo uderzyłam się w głowę i upadłam, i znalazłam się w jakimś dziwnym pokoju, ale uciekłam, no i jestem tutaj... - odetchnęła.
Nie była zadowolona ze swojej wypowiedzi. Bała się, że Silver nie zrozumie, że coś jej się stanie. Martwiła się nie tylko o siebie, ale też o swój lud. Klan Ludzi potrzebował przywódcy, który będzie potrafił zapanować nad swoimi poddanymi.
- Naprawdę? - zapytał, po czym się zaśmiał. Kat patrzyła na niego ze strachem. - Ależ ja to wiem.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
- T-ty wiesz? - zapytała zdziwiona.
Basior znów się zaśmiał.
- Oczywiście. Sam kazałem cię tutaj zwołać.
Katelyn rozluźniła się. Poczuła spokój. Teraz była pewniejsza, że wyjdzie z tego żywa.
- Chcę pokonać Klan Kotów. Dla tego jesteś tutaj. - mówiąc to uderzył łapą w ziemię, na co ta lekko się zatrzęsła, tak samo jak dziewczyna stojąca na przeciwko przywódcy wilków. - Mimma jest sama. Będzie łatwo ją pokonać... - wyszeptał.Silver pokazał Katelyn drogę do Klanu Ludzi. Wracając, myślała o wszystkim. O Mimmie, o tym, czemu ma na imię tak samo jak ona. Przecież "Mimma" nie jest popularnym imieniem, jak "Zuzia" czy inne takie.

W Klanie Ludzi

Dziewczyna siedziała w swoim pokoju, rozmyślając o swojej historii. Przeglądała stare zdjęcia, dokumenty... Ale dalej nie wiedziała, jak to możliwe, że przywódczyni Klanu Kotów jest do niej tak podobna. A może Mimma jest po prostu "kopią" dziewczyny? A może jest jej rodziną..? Nieee.
Musiała się zdecydować. Może dla jej Klanu będzie lepiej, gdy będą mieć większe tereny? Sojusz z Klanem Wilków wcale nie jest takim złym pomysłem...

---

<Silv? :3>