Nowa "znajoma" basiora nagle zerwała się i rzuciła się na niego. Przez kilka sekund basior czuł się obezwładniony, zaraz jednak narodziła się w nim wściekłość. Ona śmie się na niego rzucać, choć on nic jej nie zrobił? Oj nie, pożałuje tego. Podniósł w głowę i ugryzł ją w kark. Wadera zaskomlała jak szczenię, zaraz pisk przerodził się w głuche warczenie. Przycisnęła mu łapę na brzuch. Silver poczuł przemożną chęć ugryzienia ją w łapę, ale zamiast tego przestał się ruszać, choć wzrok miał utkwiony w waderze. Nagle drgnął, przy okazji na moment unosząc ciało. Dessin cofnęła się lekko. Nagle, jakby kierowani tym samym instynktem zaczęli się drapać po pyskach. Poza odgłosami walki na polu panowała cisza. Po chwili basior odezwał się:
- Ej, tak właściwie, to mogę wiedzieć, czemu się na mnie rzuciłaś?-wysapał.
-Bo masz cholernie słabe teksty.
-Zauważyłem. Ale nie wiem czemu wyglądałaś na bardzo wkurzoną. Czyżby jednak moje "słabe teksty" poruszyły cię trochę?
-Nie. Po prostu mnie wkurzasz. Teksty nie mają nic do tego.-rzekła wadera, choć odwróciła wzrok.
Silver chciał wykorzystać okazję.
-Skoro tak, to nie będzie ci przeszkadzać, jeśli powiem ci coś?-zapytał, niby niewinnie.
-Ty to masz naprawdę dużo do powiedzenia, wiesz? Ale nic z tego nie przykułoby mojej uwagi. I nie, nie mów nic- powiedziała, widząc że jej przeciwnik otwiera pysk- bo odejdziesz z wielką rysą na grzbiecie.- wszystko to powiedziała bardzo spokojnie, choć boki unosiły się ciężko z wysiłku.
-Raczej, na brzuchu. Na grzbiecie leżę, znawczyni anatomii- powiedział wilk.
-Frajer. Teraz mam pretekst, by przeorać go pazurami. Cóż, skoro tak...
-Wku*wiająco cię proszę...-wpadł jej w słowo.
-...To przerobię cię na miazgę, a następnie zaniosę twe zwłoki do legowiska i zjem na śniadanie. -dokończyła z uśmiechem "mordercy".
-Mniam, brzmi pysznie. Choć nie wiem co by powiedzieli inni gdyby znali twą skłonność do kanibalizmu.-odparł Silver.
Wadera chyba miała dość czepiania się basiora, więc rzekła.
-Spadaj. Mam cię dość.- puściła go. Tak naprawdę od dobrych kilkunastu minut nie walczyli. On wstał i zaczął lustrować ją wzrokiem.
-Okej, skoro tak... Ale chyba umówimy się, co Dess?-zapytał. Ta mimo zmęczenia zaczęła warczeć. Znowu.
-Posłuchaj. Po pierwsze nie mów na mnie "Dess", bo nawet mnie nie znasz, a po drugie nie, nie lubię cię i każda chwila spędzona w twym towarzystwie szarpie moje nerwy. A nawet jakbym cię tolerowała, to i tak powiedziałabym nie, bo nie umawiam się randki. Wbij to sobie w łeb i idź sobie.
-Co? Chyba cię pogrzało- basior zaczął się śmiać.- Ani mi w głowie chodzić na randki z kimś takim jak ty! Wątpię by któryś by cię chciał. Chyba że jakiś psychopata, hehe. A tak w ogóle, jeśli mogę, to nie zapraszałem cię na kawę i ciasteczko, tylko na walkę. To jedyny sposób na integrację z tobą. Bo w końcu, mamy walczyć razem przeciw kotom-demonom i tymi bezwłosymi debilami! To co, gdzie i kiedy?
-Jutro, gdy słońce zacznie wschodzić. Tutaj.-odparła unosząc wargi i ukazując rząd pięknych, białych kłów. Bynajmniej spojrzenie nie było miłe, raczej odpychające.
-Zgoda. Kto się nie stawi, stawia kawę i ciasteczko- odparł Silv równie poważnie.
-Co? My tego nie jemy!
-Myśl jak wilk. Myślałem o postawieniu obiadu.
-Chętnie, ale to PRZEGRANY powinien stawiać ZWYCIĘZCY posiłek. Za niestawienie się będzie kopa w zad. Prosto ode mnie.
-Zgoda. To cześć. I nie próbuj mnie zabić, gdy będę szedł.- i ruszył przed siebie. Usłyszał jednak ciche:
-Szkoda. Chciałabym ci dać teraz popalić.
<Dess? Tylko przyjdź jutro bo stawiasz kawę i ciasteczko!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz