Cicho i po woli zacząłem wstawać, aby go nie zbudzić. Ruszyłem do kuchni. Zrobiłem nam śniadanie z resztek z lodówki, w postaci kanapek, po czym wziąłem dwie szklanki i sok. Nekuś wskoczył na blat i akurat gdy wlewałem napój, szturchnął mnie, jakby to zaplanował. Wylałem, na blat i siebie.
-Kocie! Ty mała cholero!- zbeształem go. Wtedy usłyszałem śmiech. Odwróciłem się, a za mną w drzwiach stał śmiejący się Tsugi.
-Hej-przywitał mnie wesoło.
-Hej…-odpowiedziałem. Oczywiście jak to u mnie bywa, mój ton nie zawierał w sobie ani grama życia. Posprzątałem to CO TEN POMIOT SZATANA WYLAŁ i razem z Tsugim zaczęliśmy jeść.
***
Po zjedzonym śniadaniu, po kolei ruszaliśmy do łazienki. Siedziałem z kotem, czekając na chłopaka, gdy usłyszałem jego wołanie z owego pomieszczenia.
-Aiden! Pomocy!- szybko pobiegłem na górę, myśląc, iż coś mu się stało. Zapukałem, a on kazał mi wejść. Stał rozżalony koło urwanej rury, wszystko było by w porządku, gdyby nie fakt, że nie miał koszulki. Najwyraźniej nie zdążył się przebrać do końca…Mu to chyba nie przeszkadzało. Stał koło umywalki i patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Czułem się nie zręcznie i tylko się modliłem, abym się nie zaczerwienił.
-Urwałem…-powiedział. Przyłożyłem rękę do twarzy w geście zażenowania…Jak można urwać rure?!
-Jak ty to? –starałem się na niego nie patrzeć.
-No, no bo moja noga jest dzika no i przypadkiem kopnąłem…- odpowiedział. Westchnąłem i podszedłem do rury. Wtrącać się do czyjegoś życia, a potem dewastować mu łazienkę...Chyba tylko on tak potrafi.
-Ona tylko wypadła, będzie żyć- kucnąłem przy umywalce i zacząłem ‘’naprawiać’ tą nieszczęsną rurę. Szkło gładko, po chwili było zrobione.
---
<Tsugi? Teraz ty jesteś Bogiem pamiętaj! ;z; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz