Nie ma co ukrywać, że zachowanie Katelyn wzbudziło niemałe zainteresowanie Alex'a. W sumie jednak nie było się czemu dziwić - on nie był przed chwilą lepszy. Z jednej strony nie chciał zostawać sam na sam z Burgerem w jego mieszkaniu - nie mówiąc już o tym, że nieco dziwnie to zabrzmiało. Jednak perspektywa porozmawiania sobie z panem Aczpoletem na osobności była zbyt kusząca, by z niej zrezygnować. Poza tym, nie przepuści żadnej okazji, by nieco pograć mu na nerwach. Tym bardziej, kiedy odkrył jego "słaby punkt", że tak to ująć.
Kiedy więc usłyszał szczęk zamykanych drzwi, niespiesznym krokiem podszedł do szafki, wyjmując z niej szklankę. Następnie podłożył ją pod kran, zapełniając niemal do pełności zimną wodą. Opierając się tyłem o blat, powoli skierował swój leniwy wzrok na jasnowłosego. Nowy gospodarz mieszkania patrzył na Walkera z nadzwyczajną pewnością siebie oraz czymś na kształt wściekłości, co lekko rozbawiło starszego chłopaka. Aby osiągnąć jeszcze lepszy efekt w doprowadzaniu Burgera do szału, uniósł prowokacyjnie jedną brew i patrzył na niego kpiarskim spojrzeniem, przykładając naczynie do ust. Młody Aczpolet w tym czasie zacisnął dłonie w pięści, z kończącą się powoli cierpliwością przyglądając rytuałowi najdłuższego łyku wody w dziejach świata. Nie zwlekał więc ani chwili dłużej, gdy owa czynność dobiegła końca, pobijając dotychczas ustanowiony rekord - oczekujący właśnie na wpis do Księgi Guinessa.
- Powiesz mi może, co ty robisz? - zapytał, patrząc wzburzony w stronę czarnowłosego.
Ten uniósł brew jeszcze wyżej, to popatrując na jasnowłosego, to na wciąż trzymaną przez siebie szklankę z wodą, patrząc na tego młodszego jak na niespełna rozumu człowieka.
- Piję wodę, a co? Nie widać? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie, ponownie biorąc powolny, wręcz ślimaczy pod względem szybkości, łyk. Widząc coraz bardziej zdenerwowanego chłopaka, uśmiechnął się do siebie w myślach, nie dając tego po sobie poznać z zewnątrz. Nie wiadomo jednak, jak długo wytrzyma - Hej, spokojnie. Złość piękności szkodzi, nie słyszałeś?
- Chodziło mi bardziej o to, co robisz z Katelyn. - zaczął, wypinając dumnie pierś, zupełnie jakby znajomość imienia dziewczyny była czymś wartym i godnym co najmniej Nagrody Nobla - Nie jesteście parą, byś zachowywał się tak jak przed chwilą. Znajomi też tak nie robią.
Alex, specjalnie ignorując wypowiedź Burgera, ponownie podniósł szklankę, opróżniając ją w kilka sekund. Następnie odwrócił się w stronę zlewu, gdzie po szybkim umyciu i pozostawieniu naczynia do obeschnięcia, ponownie zwrócił uwagę na wytrąconego już z równowagi młodego Aczpoleta. Ponownie spojrzał na niego spod uniesionych brwi, po czym bez mrugnięcia chociażby powieką zapytał, przechylając lekko głowę i patrząc na swojego rozmówcę:
- A skąd ta pewność, że Kotek nie jest moją dziewczyną? Bo nie dałem jej buziaka nim wyszła?
Odpowiedź nadeszła niemal od razu, a starszy chłopak nagrodził się w duchu za to, że postanowił wypić tą wodę wcześniej. W przeciwnym wypadku zapewniłaby ona darmowy prysznic, lądując na twarzy nowego gospodarza z chwilą, gdy ten zaczął mówić pewnym siebie głosem:
- Przed chwilą pytałem o to Kate, a ta zaprzeczyła. Kompletnie nie wiedziała, o co ci chodzi.
Na twarzy jasnowłosego można było wyczytać uczucie triumfu, przepełniające go wraz z wypowiadanymi słowami. Jego rozmówca natomiast najpierw spojrzał na niego ze zdziwieniem i niedowierzaniem, które chwilę później zastąpione zostały przez rozbawienie oraz coś, co można uznać za początkowe objawy choroby psychicznej. Nim jednak padło chociaż jedno słowo, starszy wybuchnął głośnym śmiechem, łapiąc się za brzuch. Młody Aczpolet w tym czasie patrzył na niego z niemałym zaskoczeniem, obserwując zginającego się niemal wpół z rozbawienia czarnowłosego. W końcu, kiedy się trochę ogarnął, spojrzał na młodszego chłopaka, nie potrafiąc ukryć uśmiechu z twarzy. Jego rozmówcy nie było jednak do śmiechu.
- Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek spotkam na tyle żałosnego chłopaka, który pytałby kobietę o to, czy jest z jakimś facetem. Stary, takie rzeczy załatwia się w męskim gronie, a nie zawraca tym głowy dziewczynom. Jeszcze pomyślą, że są od nas lepsze. Chociaż nie mam pewności co do tego, że mogę mówić w liczbie mnogiej. I to nie ja jestem tutaj problemem. - Rzucił, przyglądając się reakcji z początku oniemiałego, a potem wściekłego jasnowłosego.
W czasie, kiedy Burger King szukał odpowiednich słów, Alex oparł się ponownie o blat za sobą, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Z największą uwagą obserwował te jakże dobrze widoczne zmiany nastroju u młodszego chłopaka. Z początku lekkie zawstydzenie, które po chwili ustąpiło miejsca oburzeniu było właśnie tym, czego oczekiwał aktualnie Walker. I zbędne byłoby ukrywanie, że doprowadzanie ludzi do takiego stanu nie przynosi mu satysfakcji. Nie poprzestanie jednak na tym - można by powiedzieć, że chłopak dopiero się rozkręca. Pytanie brzmi, czy to dobrze, czy też wręcz przeciwnie. Oczywiście dla nowego gospodarza mieszkania, w którym aktualnie oboje przebywają. A tutaj mogą być niemałe wątpliwości...
- Że niby ja nie jestem facetem? Spójrz lepiej na siebie, ty postawiający włosy na żel, mający zerowe poczucie stylu, zachowujący się jak dwuletnie dziecko i będący kompletnym beztalenciem... - zaciął się, poszukując zapewne odpowiedniego słowa - błaźnie ty jeden.
Gdyby nie to, że owe słowa dotyczyły samego czarnowłosego, ten w pierwszym odruchu zaklaskałby głośno oraz uścisnął dłoń samemu młodemu Aczpoletowi. Powstrzymywał go jednak także fakt, że jego rozmówca dość długo rozmyślał nad odpowiedzią, co zdecydowanie obniżało wartość jego wypowiedzi. Zamiast tego uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby.
- Zapewne zaskoczę cię w tym momencie, bo codziennie rano widzę swoje odbicie w lustrze, więc wiem, jak wyglądam. Włosy postawiane na żel? I tutaj zdradzę ci pewien sekret - to ich naturalne ułożenie. Jedyną uwagę, jaką im poświęcam, to ta podczas jednorazowego dziennego ich rozczesywania rano. Zerowe poczucie stylu? Chodzę w tym, w czym mi najwygodniej. Poza tym, zwracam także uwagę na funkcjonalność. Nie każde ubranie jest bowiem w stanie przeżyć chociaż jednego spotkania z moimi nieodłącznymi... nieważne. Zachowanie przypominające małolatę? Wolę mówić, że cieszę się z życia, a i każdy z nas ma coś z dziecka. Beztalencie powiadasz. Zależy, jak definiujesz to kluczowe słowo. Jeśli za talent uznajesz coś w stylu jodłowania czy stepowania, przyznaję ci rację. Jednak pragnę zauważyć, że każdy z nas ma swoje mocne i słabe strony. Nikt idealny nie jest. Co się tyczy błazna, wolę określenie "obdarzony poczuciem humoru". - w tamtym momencie odsunął się od blatu, robiąc krok w stronę młodego Aczpoleta. On natomiast cofnął się niezbyt zgrabnie, wpadając na krzesło stojące za nim. Powodów dla ów zachowania mogło być wiele, jednak najbardziej prawdopodobnym winowajcą było chłodne, niekiedy przerażające spojrzenie ciemnowłosego utkwione w jego rozmówcy - Teraz pozwól, że ja powiem coś o tobie. Kiedy na ciebie patrzę, nie widzę dorosłego faceta, a mięczaka chowającego się za innymi. Krytykujesz mój wygląd? Spójrz na siebie. Ty także postawiasz włosy na żel, nie masz poczucia stylu i zachowujesz się jak dziecko. Nie będę już opisywał cię jako błazna, bo moim zdaniem swym wzrostem i jakże barwnym kolorem ubrań przypominasz mi pewne małe stworzonko, uciekające przed czarnoksiężnikiem i jego kotem, Burger...
- Jestem Bergen, naucz się tego wreszcie, ty niedorozwoju ludzkiego pochodzenia. - Przerwał mu.
Alex spojrzał na niego pobłażliwie, by w następnej chwili odpowiedzieć:
- Wiesz, że twoje imię kojarzy mi się z pewnym niemieckim słowem? Ma ono kilka znaczeń, jednak jedno szczególnie do ciebie pasuje. Czasownik "bergen" w tym języku oznacza między innymi "ratować". Tak więc radzę ci się zastosować do znaczenia swego imienia, ratując swe ostatnie szare komórki, bo zaczynam żałować, iż nie usłyszałem ostatnio o katastrofie pociągu, Smerfie.
Słysząc ostatnie słowo, wcześniej wspomniany karzełek pokonał dzielący chłopaków dystans, zatrzymując się dopiero w odległości wyciągniętej ręki. I mimo iż w jego oczach dało się wykryć strach - dziwnie zadowalający Alex'a - stanął pewny siebie przed chłopakiem, po czym zadarł głowę do góry, by na niego spojrzeć. Powodem dla takiego zachowania stał się fakt, że młody Aczpolet był niemal równego wzrostu co przywódczyni klanu, a i ona sięgała starszemu z chłopaków ledwo do podbródka.
- Nie waż się nazywać mnie Smerfem! Mam na imię Bergen! Rozumiesz?! Przeliteruję to specjalnie dla ciebie: B - E - R - G - E - N. Zapamiętaj to sobie, ty...
- Jeśli często brakuje ci słownictwa, polecam kupno słownika. - powiedział Walker po kilku sekundach ciszy - Poza tym, nie życzę sobie kolejnych obelg skierowanych pod moim adresem. Ja znalazłem dla ciebie ładne i szybko wpadające w ucho pseudonimy. Czy wyzywam cię od ciot i debili? Nie. A więc widzisz, nie jestem aż taki zły, jak mogłoby się wydawać. Poza tym pamiętaj, że Kate czeka na zewnątrz, a wrzaski w połączeniu z twoim piskliwym głosikiem niezbyt dobrze ukazują moją osobę w oczach praktycznie najważniejszej członkini klanu. Tak więc bądź tak miły i zawrzyj trzewostan, bo inaczej sam się tym zajmę, choć nie obiecam, że twoja szczęka wyjdzie z tego starcia w jednym kawałku.
Jasnowłosy, nie zważając na słowa Alex'a, ponownie podniósł głos prawie o oktawę, przez co jego gość omal nie wepchnął mu do ust swojej własnej skarpetki, uprzednio ściągniętej by z jego stopy.
- Nie tłumacz mi się tutaj Katelyn! A właśnie, ona jest moja, rozumiesz?! Nie pozwolę ci mi jej odebrać, kapujesz?! Zabraniam ci z nią rozmawiać i chociażby spojrzeć w jej stronę, ty...
Nim skończył, starszy z chłopaków przerwał mu, ziewając przeciągle i ostentacyjnie zakrywając usta dłonią. Następnie posłużył się środkowym palcem prawej ręki, by przetrzeć w ten sposób "zmęczone" po zaledwie kilku godzinach pracy oczy. Młody Aczpolet przyglądał się mu z żądzą mordu w oczach, nieco słabo wypadającej przy zaledwie jednym, przelotnym spojrzeniu chłopaka.
- Uspokój się. I nie wrzeszcz na mnie, dobrze ci radzę. - zaczął Alex, opuszczając dłoń. Ton jego głosu nie wyrażał już kpiny czy rozbawienia - był po prostu wyprany z emocji. Ręce ponownie skrzyżował na klatce piersiowej. Nie zapomniał także utkwić w Smerfie swojego chłodnego wzroku. Z niemałym zadowoleniem zauważył, jak Burger się wzdrygnął, a to oznaczało, że te szare patrzałki po raz kolejny spełniły swoje zadanie - A teraz postawmy sprawę jasno. Katelyn nie jest ani twoja, ani moja. Ona jest samoswoja. Nikt nie będzie rozkazywać zarówno jej, jak i mnie, z kim ma być. Radzę ci się z tym pogodzić, bo i ja nie mam zamiaru przestać przebywać w jej towarzystwie z powodu twoich chorych urojeń. Poza tym nie sądzisz, że to ona ma tutaj o wiele więcej do powiedzenia niż ja czy ty? Zresztą, nawet gdybyś był ostatnim człowiekiem na ziemi, Casper bardziej wolałaby zapewne mojego trupa niż ciebie, Smerfie.
Reakcja jasnowłosego na ten wywód nie lekko zaskoczyła Alex'a. Otóż młody Aczpolet, po wydaniu z siebie odgłosu godnego potomka wikingów, podniósł zaciśniętą w pięść prawą dłoń i posłał ją w kierunku lewej strony twarzy wyższego chłopaka. Nim jednak zdążyła przebyć chociaż połowę drogi, została zatrzymana przez Walkera. Teraz marnie wyglądająca piąstka Burgera była ściśnięta przez lewą dłoń starszego, a sam były agresor wpatrywał się aktualnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy w swoją niedoszłą ofiarę. Ta z kolei przyglądała mu się ze stoickim spokojem, co było o wiele gorsze niż wybuch małej bomby atomowej.
- Po pierwsze: prosiłem cię, żebyś nie wrzeszczał, bo zlezie się tu zaraz połowa osady. Twój móżdżek wielkości orzeszka powinien przetworzyć tą informację przynajmniej teraz. - Chłodny ton czarnowłosego wywołał jeszcze większe, niż to dziwne spojrzenie, przerażenie u młodszego chłopaka.
Smerf w tym czasie próbował wyrwać się z tego uścisku, jednak im dłużej próbował, tym mocniejszy się on stawał. Nie pomagał również fakt, że do pracy zobowiązał także drugą rękę.
- Po drugie, - kontynuował Walker, za nic mając próby uwolnienia się jasnowłosego z jego uścisku - pragnę dać ci pewną radę na przyszłość. Otóż jeśli chcesz komuś przywalić, liczy się nie tylko siła, ale i szybkość oraz precyzja, a ich z pewnością ci brakuje. Dlatego więc, jeśli nie chcesz już nigdy więcej znaleźć się w podobnej sytuacji, nie atakuj ludzi mego pokroju. W taki sposób ułatwisz im zadanie, podając wręcz jak na tacy swoje słabe punkty. Równie dobrze mógłbym ci złamać teraz nadgarstek w trzech miejscach jednocześnie. Tak więc radzę ci zrobić sobie z tego jakieś motto czy coś w ten deseń. I przestań się wiercić, bo i tak puszczę cię dopiero, gdy z tobą skończę. A jak na razie sam się prosisz o odgłos łamanej kości.
Młody Aczpolet, nie zważając na słowa Alex'a, ponownie zaczął się wyrywać. Starszy z chłopaków westchnął jedynie ciężko, jeszcze bardziej zgniatając jego dłoń. Ten w odpowiedzi wciągnął głośno powietrze, ciągle wspomagając się drugą ręką w nadziei na uwolnienie, niestety bez rezultatu. I jeśli wcześniej wyglądał na przestraszonego, teraz omal nie popuścił w spodnie.
- Po trzecie, - mówił dalej - nigdy więcej nie waż się mi rozkazywać. To moje życie i zrobię z nim to, co mi się będzie podobać. Nie jesteś moim ojcem, aby mnie pouczać oraz mówić, co jest dobre, a co złe. W porównaniu do ciebie nie potrzebuję opieki 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Potrafię sam o siebie zadbać, a nie oczekiwać na pomoc ze strony innych. Takie myślenie jest już przereklamowane.
W końcu pan Burger King nie wytrzymał, wykrzykując w stronę Walkera niezbyt uprzejmą prośbę o zwolnienie uścisku. Ten jednak za nic miał jego słowa, ciągle przeszywając go chłodnym spojrzeniem swoich szarych oczu. Młody Aczpolet w tym czasie rozejrzał się szybko dookoła, jakby szukając czegoś lub kogoś, kto mógłby mu pomóc. Niczego takiego jednak zapewne nie znalazł, przez co zrobił coś, czego czarnowłosy się spodziewał - próbował zadać mu cios poniżej pasa. Nim jednak zdążył chociażby unieść stopę wyżej niż na 15 centymetrów, szybki ruch Alex'a sprawił, że zaledwie sekundę później stał już za plecami jasnowłosego, wciąż ściskając jego pięść. Ten z kolei, po początkowym zaskoczeniu, ponowił próbę, wykonując tym razem zamach do tyłu. I ta próba okazała się daremna, co nagrodzone zostało poprzez nieco odbiegające od ogólnie przyjętych norm ułożenie prawego ramienia Smerfa, wydającego w tamtym momencie cichy syk bólu. Oczywiście za sprawą starszego chłopaka.
- Po czwarte, zrób tą przyjemność i mnie, i światu, i przestań posiadać tak wysoką samoocenę. - kontynuował swym głosem wypranym z emocji, nie zważając na ciche protesty - Nie ma istot idealnych, a ty z pewnością nie jesteś wyjątkiem. Tak więc przestań się zachowywać, jakby każdy był na twoje zawołanie, bo inaczej bardzo się rozczarujesz. Tutaj możesz liczyć jedynie na siebie oraz ewentualnych przyjaciół, jednak z tymi też trzeba uważać. Do czego dążę? Nie myśl sobie, że Katelyn wpadnie tobie lub innemu pierwszemu lepszemu w ramiona, a potem będzie żyć długo i szczęśliwie jak w bajkach. Muszę cię zasmucić, bowiem życie nie zawsze przewiduje szczęśliwy happy end. Poza tym, Kate to mądra dziewczyna, która wie, czego chce. W dodatku woli być wolnym człowiekiem, a nie legalnym niewolnikiem. Ja także wyznaję podobny sposób myślenia, tak więc powiem to tylko raz, jak facet... tobie: daj sobie spokój. Ona zasługuje na kogoś stokroć razy lepszego niż ty. Kogoś, dla którego straci głowę. I jeśli brzmi to teraz jak tekst z taniego romansidła, zaskoczę cię, bowiem znałem kiedyś dziewczynę, bardzo podobną do naszej przywódczyni. Widziałem także, jak zachowywała się po spotkaniu "tego jedynego", jak to lubiła mawiać. Wątpię więc, abyś ty był odpowiednim kandydatem dla niej.
Młody Aczpolet nie wytrzymał dłużej słowotoku autorstwa Walkera, przerywając mu i ciągle próbując wyrwać się z jego uścisku, co zaczynało przyjmować komiczny wygląd.
- Od kiedy to bawisz się w swata? Albo raczej swatkę? Tylko mi nie mów, że jesteś bezrobotny, bo chyba padnę ze śmiechu. - wyrzucił z siebie.
Czarnowłosy słysząc te słowa, wygiął rękę Burgera na tyle mocno, by usłyszeć kolejne stęknięcie bólu. Kiedy tak się stało, odpowiedział:
- Aktualnie jestem bez pracy, jednak postanowiłem sam stworzyć dla siebie miejsce zatrudnienia. Tak więc pragnę cię uprzedzić, że jeśli kiedykolwiek staniesz się moim klientem, wyjdziesz z zakładu cały obolały po kilkugodzinnych torturach, które mogłyby trwać kilkadziesiąt minut.
- A można wiedzieć, jaką to działalność gospodarczą otworzysz, panie bezrobotny? - usłyszał kąśliwą uwagę Smerfa.
Starszy chłopak pokręcił jedynie głową z rozbawienia, odpowiadając:
- Pragnę zauważyć, że ty także jesteś obecnie bezrobotny. Co się tyczy natomiast specjalizacji mojego zakładu, będę musiał cię zasmucić, bowiem z pewnością nie będzie to klub, gdzie mógłbyś robić maślane oczy do niejednego mężczyzny. Ja swoją pracę traktuje poważnie, tak samo jak każde inne wyzwanie czy też zadanie. Tak więc zapewne zrozumiesz teraz, że sprawę z tobą i Katelyn także postrzegam jako coś bardzo ważnego. Może to zabrzmi teraz nieco dziwnie, ale dam ci pewną radę: weź się za siebie, to może kiedyś będziesz choć w połowie godzien spoglądania w jej stronę. Na początek polecam siłkę oraz jakieś 5 godzin biegania dziennie, codziennie. Jeśli pragniesz uwagi naszej przywódczyni, radzę ci nie denerwować ludzi jej najbliższych, czyli w pewnym sensie i mojej osoby. A wiedz, że mnie lepiej nie wyprowadzać z równowagi. W dodatku pamiętaj, że ja zawsze będę kręcić się w pobliżu, a każda oferta ma termin ważności. I nieważne, ile trudu włożysz w swoją pracę, może się on okazać daremny.
W końcu puścił dziecięcą niemal piąstkę młodego Aczpoleta. Ten natomiast odskoczył szybko od czarnowłosego, odwracając się przez ramię i obdarzając starszego chłopaka spojrzeniem nienawistnych, błękitnych oczu. On jednak przyjął to jedynie lekko znudzonym spojrzeniem, wzruszając ramionami i ruszając w stronę wyjścia. Nim jednak minął chociażby próg kuchennych drzwi, usłyszał wołanie Burgera:
- Ty się boisz, że zabiorę ci Kate. Widać to jak na dłoni. - Jego głos wyrażał ogromną pewność siebie. - I co mi powiesz teraz, panie zazdrośniku?
Alex spojrzał na niego z niemałym rozbawieniem, odpowiadając:
- Muszę cię niestety zasmucić, ale to nie zazdrość. Nasza przywódczyni jest po prostu moją dobrą znajomą, o którą się martwię. I o ile się nie mylę, zazdrość polega na tym, że jedna osoba chce posiadać cechę lub własność innej jednostki. I tu jest problem, bo ja się sobie podobam, a ty nie masz mi nic ciekawego do zaoferowania. A teraz wybacz, ale idę ogarnąć swoje sprawy. Poza tym, Casper już pewnie na mnie czeka.
Ponownie ruszył w stronę drzwi, jednak nim przeszedł przynajmniej 3 metry, kolejne pytanie jasnowłosego przecięło ciszę:
- Dlaczego mówisz na nią "Casper"? Przecież nie przypomina ducha.
Ten uśmiechnął się ukradkowo, odpowiadając nad wyraz ciekawskiemu chłopakowi:
- Powiedzmy, że to słodka tajemnica moja i Kotka, Smerfie.
W następnej chwili był już w holu, skąd prosta droga poprowadziła go na zewnątrz. Tam, tak jak się spodziewał, czekała już na niego Katelyn z miną wyrażającą nieme pytanie "Coś ty tam tak długo robił? “. Alex w odpowiedzi pokręcił jedynie głową i zapewnił przywódczynię, że młodemu Aczpoletowi nic się nie stało. Następnie ruszyli przed siebie w stronę lokum ciemnowłosej, prowadząc rozmowę na dość błahe tematy, a każdy z nich był argumentem przeciwko opowiadaniu dziewczynie o tym, czego dotyczyła rozmowa chłopaków.
---
<Bergen? Katelyn? Wybaczcie za czas oczekiwania. A ciebie Kotek przepraszam za zakończenie - co ty na to, aby wykorzystać je później? >:3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz