środa, 15 marca 2017

Od Alex'a cd. Katelyn


Nie ma co ukrywać, że chłopak miał ogromną ochotę sam sobie prawić kazanie, bowiem pozwolił zakłócić ciszę jego dość skromnych progów kobiecie. Pomimo tego, iż zazwyczaj lubi przebywać w towarzystwie lub tłumie, jego dom stanowił strefę zen - i każdy, kto zatrząsłby spokojem panującym w tym zaciszu, przywitałby się nie z samym gospodarzem, a jego pięścią. Podobny sektor, którym był jedynie sam chłopak, tworzył podczas codziennych biegów. Wtedy również cenił sobie ciszę oraz samotność, tak trudną do znalezienia w osadzie pełnej ludzi, gwaru i ogólnego chaosu.
I jakby nie patrzeć, przywódczyni klanu w jeden dzień poważnie zaburzyła stabilność obu tych obszarów, stanowiących chwilę wytchnienia czarnowłosego od zgiełku. Nie ma także co ukrywać, że Alex był z tego powodu wściekły. Jednak nie tyle co na dziewczynę, a na samego siebie. Nikt nie kazał mu bowiem rozmawiać z nią wtedy w tym lesie: najzwyczajniej w świecie mógł odwrócić się na pięcie i pobiec dalej, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Lecz on wolał wdać się w niezbyt uprzejmą pogawędkę, ryzykując w ten sposób własne życie. Jakby tego było mało, stoczył nierówną walkę z żądnym ludzkiej krwi kotem, z zewnątrz uroczym, a kryjącym w sobie pupilka samego Lucyfera. Ponadto, on sam zaproponował jej wspólne upieczenie ciasta, czego nigdy dotąd nie robił. Chodzi zarówno o gotowanie z kimś, jak i samo pieczenie. Zazwyczaj ograniczał się bowiem do szybkich i prostych potraw, niewymagających zbyt dużej uwagi. Ciasto natomiast potrzebowało koncentracji oraz skupienia, między innymi przy pilnowaniu czasu przebywania masy w piekarniku. A właśnie, skoro już mowa o tej nagrzanej skrzynce, jak długo już pracuje?
Pozostawiony sam w salonie, z podejrzanie pachnących ciastkiem w dłoni, przez chwilę się nad tym zastanawiał. W końcu jednak uznał, że najlepszą metodą na zdobycie pewności będzie sprawdzenie piekarnika. Ciasto potrzebowało jeszcze kilkunastu minut, toteż w tym czasie poszedł pomóc posprzątać przywódczyni. Dziwne... Zawsze sądził, iż ludzie będący "u władzy", nie muszą zajmować się czymś takim jak porządek czy też czystość, bowiem zajmują się tym inni, poddani jej ludzie. Nie trzeba toteż opisywać jego zdumienia na widok chwytającej szmatki bez mrugnięcia chociażby powieką dziewczyny, by w następnej chwili przecierać skrawkiem materiału blat stołu. Tak więc zrezygnowany ruszył w stronę największej z możliwych dla faceta zmór - zlewu wypchanego naczyniami po brzegi. Alex nie byłby jednak sobą, gdyby uniknął tego wyzwania, toteż z największą pewnością siebie podszedł do zlewozmywaka i rozpoczął rytuał poszukiwania zatyczki oraz gąbki. Ironia losu nie pozwoliła mu jednak na wygody, dlatego odnalazł te dwie rzeczy dopiero po wyciągnięciu wszystkiego z komór. Z głębokim westchnieniem zamknął odpływ, by w następnej kolejności odkręcić kran z ciepłą wodą. Dodał nieco płynu, po czym rozpoczął tą istną katorgę, zaczynając od sztućcy. Dziwne było to, że robili jedynie ciasto, więc jakim cudem w zlewozmywaku wylądował otwieracz do puszek, a także drewniany tłuczek do mięsa? To pytanie nie dawało mu spokoju, chociaż po chwili kolejne pojawiło się w jego głowie. Zrzucił z dłoni nadmiar piany, odwracając się w stronę kuchennego stołu, przy którym siedziała dziewczyna:
- Czy jestem godzien tego, by panienka Katelyn podeszła tutaj i pomogła mi w tej torturze, wycierając umyte już naczynia? - zapytał, po czym dodał - Byłbym bardzo wdzięczny, bowiem wkrótce nie będę miał już gdzie wkładać moich cennych talerzy.
Ta westchnęła przeciągle, jednak po chwili podniosła się z miejsca, po czym złapała pierwszy z brzegu czysty i suchy ręcznik, biorąc do rąk jedno z naczyń. Brakowało tylko sekundy, by rozbiło się ono na kuchennych płytkach, jednak przed tak marnym losem uratowała je wysunięta w porę stopa, zmniejszająca siłę uderzenia. Czarnowłosy spojrzał z rezygnacją na swojego gościa, pochylając się w stronę wyszczerbionego już talerza.
- Mokry jest... Wyślizgnął mi się, sorry. - Usłyszał nieco niewyraźne słowa przeprosin.
Chłopak w odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami, ponownie myjąc upuszczone przez przywódczynię naczynie. Następnie podał je jej bez słowa, ponownie wracając do pracy. Czy był zły na dziewczynę? Nie. Każdemu mogło się przecież to zdarzyć, a sam chłopak nie był lepszy w czasie pierwszych dni w nowym mieszkaniu. Między innymi dlatego właśnie każdy talerz jest na wagę złota. Kiedy ta wręcz niewolnicza praca dobiegła końca, chłopak w duchu pochwalił siebie i dziewczynę za brak jakichkolwiek ubytków w jego kuchni poza tm jednym, nieszczęśnie wyglądającym, wyszczerbionym talerzem. Niemal w tej samej chwili, w której czarnowłosy przerzucił ręcznik przez oparcie krzesła, przez kuchnię przebiegł odgłos monotonnego, rytmicznego pikania. Był to sygnał oznaczający, że ciasto jest już gotowe. Alex zabrał dwie rękawice kuchenne, po czym podszedł do piekarnika. Bez zaglądania do środka otworzył drzwiczki, odsuwając się od wydobywającego się ze środka gorącego dymu niosącego ze sobą słodki zapach.
- Miejmy nadzieję, że smakuje tak jak pachnie. - powiedział, wyciągając parzącą nawet pomimo ochrony dłoni formę z wypiekiem, dodając - Albo jak wygląda. Aby na 100% nie dodawałaś ostatnio smoły?
Zamiast odpowiedzi otrzymał dość lekkie uderzenie w ramię. Mimo tego - oczywiście specjalnie - zachwiał się, a wraz z nim ciasto przez niego trzymane zakołysało się niebezpiecznie. Prawdopodobny tor lotu formy nasuwał podejrzenia, że wypiek wyląduje na ziemi. Dziewczyna widząc to, wyciągnęła rękę, zupełnie jakby chciała przytrzymać blaszkę. Nie miała jednak rękawic, a z tego co wiedział chłopak, nie miała ona jakiś super zdolności chroniących ją przed wysoką temperaturą. Dobra, bądźmy szczerzy: oprócz imienia i jej stanowiska w klanie nic o niej więcej nie wie. Pominąć można dwójkę jej małych, futrzanych i diabolicznych kotów. W porę otrząsnął się z tych myśli, ponownie odzyskując równowagę. W ostatniej chwili, bowiem ciemnowłosa już miała chwytać rozgrzaną do ponad 200°C formę z wypiekiem. I nawet jeśli udałoby jej się ją złapać, po chwili sama by ją puściła, zapewne z piskiem otaczając swoje rozpalone palce. Chłopak spojrzał na nią z wyrzutem, mówiąc:
- Wybrałabyś ciasto, a nie mnie. Nawet gdyby ten wypiek wylądował na ziemi, pomógłbym ci upiec następne. Ty jednak nie myślałaś o ratowaniu mnie, ale o tej wrednej bombie kalorycznej. Czuje się urażony. - ostentacyjnie odwrócił wzrok, odkładając blaszkę na wcześniej wyciągniętą drewnianą deskę, zakrywając następnie dostęp do niej dziewczynie swoim własnym ciałem - W ramach przeprosin przyjmę to ciasto jako znak twej skruchy oraz pokory.
Twarz przywódczyni wykrzywił grymas, mogący być połączeniem uśmiechu szaleńca, rozbawienia, kpiny oraz zaskoczenia. Dość różnorodna ta mieszanka, jednak takimi właśnie słowami można było opisać ten dziwny wyraz twarzy dziewczyny.
- Zgoda. - odpowiedziała, by po chwili dodać - Ale pod jednym warunkiem. Pozwolisz mi je udekorować.
Mimo iż Alex wyczuł, że Katelyn miała w tym jakiś ukryty cel, niechętnie skinął głową. Tajemniczy uśmiech dziewczyny rozciągnął się niemal na całą jej twarz, przez co czarnowłosy miał coraz to gorsze przeczucia. Mimo tego i tym razem spełniał polecenia dziewczyny dotyczące polewy, glazury, pomady, lukru czy piernik tam wie czego. W końcu, po dość długim i monotonnym ręcznym mieszaniu tej białej cukrowej masy, dziewczyna wyciągnęła z szafki butelkę z sokiem truskawkowym i bez słowa wlała co najmniej połowę jej zawartości. Walker dopiero po dłuższej chwili mieszania zdał sobie sprawę z tego, na co pozwolił.
- RÓŻOWY?! - praktycznie ryknął, patrząc z wściekłością w stronę niewinne spoglądającej na niego dziewczyny.
Ta natomiast wzruszyła jedynie ramionami, zerkając z ciekawością na neonowy wręcz odcień tej znienawidzonej przez czarnowłosego barwy. Czując jednak na sobie jego niemal mordercze spojrzenie, rzuciła w kierunku Alex'a:
- Pozwoliłeś mi na dekorowanie, więc teraz się nie odzywaj. Poza tym, przecież różowy kolor jest taki uroczy, słodki oraz...
- Masz na myśli ohydną, wywołującą odruch wymiotny i powodującą krótkotrwałą utratę wzroku perfidną barwę? - chłopak przerwał jej, odsuwając od siebie miskę z tą okropnie wyglądającą w jego patrzałkach masą.
Jego towarzyszka natomiast zaśmiała się cicho pod nosem, kręcąc delikatnie głową. Następnie odwróciła się przez ramię, zerkając na stygnące przy otwartym oknie ciasto. Po chwili ponownie zwróciła swoją uwagę na tą znienawidzoną przez Walkera mieszaninę, mówiąc:
- Wydaje mi się, że niezbyt przepadasz za tym odcieniem. Niestety, nie mam ochoty po raz kolejny przygotowywać nowego lukru, toteż musimy wykorzystać ten, który mamy. Poza tym weź przestań, to tylko kolor, taki sam jak biały oraz czarny.
Alex pokręcił głową z dezaprobatą, w głowie już układając sobie plan, jak to całkowicie przypadkiem wyrzucić miskę z jej odrażającą zawartością przez okno. Nim jednak zdążył wprowadzić swój plan w życie, przywódczyni podeszła do ciasta, zamykając przy okazji przyszłą drogę ucieczki tego przeklętego, różowego lukru. Następnie przesłodzonym głosem oznajmiła, iż wypiek już przestygł i należy go jak najszybciej udekorować, by móc zjeść w możliwie najbliższym czasie. Zrezygnowany chłopak, nie chcąc sprawiać przykrości dziewczynie, westchnął głęboko i z urazą porównywalną do dziecka, któremu ktoś zabrał cukierka, pozwolił przywódczyni udekorować górę tą jadowicie jaskrawą masą. Kiedy w końcu skończyła tą dość łatwą pracę oznajmiła, że należy dodać teraz do pozostałego lukru jeszcze nieco cukru pudru, aby ten stał się bardziej gęsty. Alex nie przywitał tej decyzji z entuzjazmem, bowiem znów musiał zająć się mieszaniem tej okropnej substancji. Humor poprawił się jednak nieco gdy zauważył, iż masa zaczęła tracić swoją barwę. I pomimo faktu, że nadal była różowa, aktualnie ten odcień był dość znośny. Przywódczyni zerknęła na efekty jego pracy, po czym zaczęła szukać czegoś w kuchennych szafkach. Po chwili dało się słyszeć dźwięk pracujących nożyczek, lepsze lata mające już dawno za sobą. Zaciekawiony czarnowłosy zerknął w tamtą stronę, przez chwilę obserwując dziewczynę odcinającą dolny róg foliowego woreczka. Gdy jej się to udało, podeszła do gospodarza tego mieszkania i bezceremonialnie zabrała miseczkę z gęstym, bladoróżowym lukrem. Kolejnym krokiem było przełożenie cukrowej masy do wnętrza tej prowizorycznej tubki, by następnie skierować wylot nad ciasto. Chłopak widząc jednak trzęsące się dłonie Katelyn przy pierwszych literach napisu, zapewne brzmiącego "Wesołych Świąt", westchnął głęboko i podszedł do niej, mówiąc:
- Daj mi to, jeśli chcesz, aby napis był czytelny.
Ta obrzuciła go niedowierzającym spojrzeniem, nie wypuszczając foliowego woreczka z rąk. Ciągle upierała się przy swoim, kontynuując wykonywaną wcześniej czynność. Nim doszła jednak do literki "s" w pierwszym wyrazie, Walker nie wytrzymał - podciągnął rękawy bluzy, stanął bliżej niej i nakrył jej dłonie swoimi.
- Skoro nie chciałaś mi go oddać, teraz będziemy z niego korzystać razem. Nie po to siedzieliśmy tyle czasu nad tym wszystkim, aby teraz twoje reumatyczne ręce zniszczyły efekty naszej pracy. - Rzucił w odpowiedzi na zaskoczone spojrzenie dziewczyny.
Zaszczycił ją swoją uwagą jedynie na chwilę, gdyż w następnym momencie był już całkowicie skoncentrowany na tworzeniu pojedynczych zygzaków, które dopiero po kilku sekundach zaczęły przybierać kształt liter. Chłopak pochylił się nieco bardziej nad ciastem, aby dokładniej nakładać lukier. Nie myślał jednak o tym, że ignoruje przywódczynię - teraz jego umysł zaprzątały różne sposoby połączenia ze sobą sąsiednich liter. Był odpowiedzialny za odzwierciedlanie wyimaginowanego wzoru, który znajdował się w jego głowie. Dziewczyna natomiast miała za zadanie wyciskanie lukru tylko wtedy, kiedy było to konieczne.
W końcu, po dobrych kilku minutach dekorowania, oboje odsunęli się od stołu, oceniając efekty swojej pracy. Chłopak przychylił lekko głowę, mrużąc oczy. Dopiero teraz zauważył, że był tak blisko wściekle różowego koloru. Dziwne, wcześniej mu to nie przeszkadzało. Po chwili wyprostował się, opierając prawą skroń na zaciśniętej lekko pięści, lewą dłonią obejmując łokieć drugiej ręki. Wzrok utkwiony miał w cieście - tak dobrze prezentującym się po upieczeniu, teraz już niekoniecznie w tym różu - kiedy zwrócił się do Kate:
- Czegoś tutaj brakuje... Czegoś ciemnego, jasnych kolorów już z pewnością wystarczy.
Czując na sobie uważne spojrzenie dziewczyny, odwrócił się w jej stronę. Ta natomiast po chwili znów skupiła swoją uwagę na wypieku, odpowiadając:
- Co powiesz na czekoladę? Powinna się nadać, bo niestety zużyliśmy resztę kakao.
Czarnowłosy pokręcił jedynie przecząco głową, odpowiadając:
- Żadna czekolada nie przeżyje u mnie dłużej niż dwóch dni, tak więc nic takiego u mnie nie znajdziesz. Co się tyczy kakao, też racja. O ile się jednak nie mylę, gdzieś mam czekoladową posypkę. Nada się?
Ta spojrzała na niego tak, jakby chciała powiedzieć: "Nie masz czekolady ani kakao, ale posypkę już masz?". Żadne z tych słów jednak nie opuściły jej ust, bowiem ta odpowiedziała jedynie:
- Powinna być dobra.
Po chwili już trzymała w dłoniach małą paczuszkę wypełnioną kolejną porcją cukru, który wkrótce wylądował na świeżo polukrowanym cieście. Alex w tym czasie zwrócił się w stronę ponownie wypełnionego po brzegi, nie wiadomo praktycznie kiedy, zlewu. I tak jak ostatnim razem, powtórzył wszelkie czynności: opróżnianie, zamykanie odpływu, płyn, woda. W momencie wkładania przez dziewczynę ciasta do chłodziarki, rzucił:
- Nie możemy razem gotować. Zbankrutuje na wodzie i środkach czyszczących.
Następnie jego wzrok powędrował po blacie szafek, posypanych w niektórych miejscach cukrem pudrem, by w końcu zatrzymać się na dziewczynie.

---

<Katelyn? Wim, jestem zua... >:3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz