Chłopakowi wydawała się być podejrzana ta nagła zmiana ze strony dziewczyny. Skoro tak bardzo martwiła się o swoje koty, to dlaczego od razu z nimi nie przyszła? Wiadomo było, że gdyby Alex zobaczyłby zaledwie ogon tego sierściucha z pewnością zatrzasnąłby jej drzwi przed nosem, ale sam fakt, że przypomniała sobie o nich dopiero teraz - akurat na czas sprzątania - był dość interesujący. Mówiąc szczerze, czarnowłosy nie chciał żadnego prezentu. Jednak kiedy na jej twarzy pojawiła się tak zwana "smutna buźka", zgodził się na przyniesienie tych króliczków Lucyfera do jego domu, tworząc z niego w ten sposób strefę wojny. Dlatego nie trzeba wspominać o tym, że gdy tylko zobaczył tą z pozoru słodką mordkę kryjącą małe zło wcielone, jego mina wyrażała więcej niż milion słów. Nie skomentował jednak obecności Tekliusz w jego lokum, tak samo jak nie zwrócił większej uwagi na drugiego towarzysza przywódczyni, który zaraz po przyjściu upodobał sobie kanapę chłopaka i momentalnie zasnął. Jak to możliwe, że te dwa sierściuchy żyją w zgodzie, będąc swoim kompletnym przeciwieństwem? Alex zastanawiał się nad tym jedynie przez chwilę, bowiem przed jego nosem mignęła biała, prezentowa kokarda zdobiąca różowe pudełko. Czarnowłosy skrzywił się, widząc tą znienawidzoną barwę blisko swoich oczu.
- Zaczynam podejrzewać u ciebie uzależnienie od tej wstrętnej barwy. Nie zdziwiłbym się, gdyby cały twój dom przypominał ten z bajek o Barbie, Casper. - Rzucił, niechętnie biorąc do rąk pakunek podarowany przez dziewczynę.
Następnie odłożył go na stół, ponownie podchodząc w stronę zlewu i wycierając ostatni już talerz. Czując na sobie jednak uważne spojrzenie dziewczyny odwrócił się w jej stronę, przechylając lekko głowę podczas pytania:
- Coś nie tak? Jeśli chcesz, tobie też mogę znaleźć coś do roboty, to nie problem. Możesz na przykład zamieść podłogę albo ją um...
- Dlaczego go nie otworzysz? - przerwało mu ciche pytanie dziewczyny, a ona sama wyglądem przypominała przysłowiowego zbitego psa - Jeśli tego nie zrobisz, będzie mi przykro, bo tak bardzo się starałam i nawet nie będę miała okazji zobaczenia, czy mój prezent był trafiony. Poza tym to nieco niegrzeczne z twojej strony, że traktujesz mój podarek jak zwykłą gazetę, do której możesz zajrzeć w każdej chwili.
Chłopak przewrócił w odpowiedzi oczami, podnosząc wzrok ku górze. Następnie niezbyt delikatnie odłożył trzymane w rękach naczynie, przez co omal nie pozbył się tej części zastawy stołowej. Kolejnym krokiem było odrzucenie ręcznika na blat, podchodząc jednocześnie do stołu. Tam, po kilkusekundowej walce z ozdobną kokardą i zdjęciu pokrywy pudełka, nie zaglądając nawet do środka, rzucił w stronę Katelyn:
- Zadowolona? Mam nadzieję, że tak, bo jak dalej będziesz udawała zrozpaczoną osóbkę, to ten wyraz twarzy zostanie ci do końca życia.
Z początku jego głos był wzburzony oraz nadzwyczaj rozdrażniony. Głównie dlatego, że za każdym razem, kiedy ta sprawiała wrażenie zasmuconej, w chłopaku znów budziła się opcja "starszego nadopiekuńczego braciszka", przez którą nie mógł jej niemal niczego odmówić. Jednak z każdym wypowiadanym przez niego słowem ów złość ustępowała miejscu zwątpieniu. Przyczyną tej nagłej zmiany był bowiem złośliwy uśmieszek namalowany wręcz na twarzy przywódczyni. Jej oczy natomiast to spoglądały na czarnowłosego, to na pakunek leżący na stole. Przepełniany przez złe przeczucia, Walker opuścił wzrok, zaglądając do środka. Kilka sekund później już chyba każda osoba w okolicy słyszała niezadowolenie gospodarza, którego głos wzrastał wraz z każdą głoską w zdaniu:
- Katelyn! Co to ma znaczyć, do diabła?!
Dziewczyna, do której się zwracał, była już natomiast w połowie drogi do salonu, łapiąc się za brzuch ze śmiechu. Alex nie był jednak w nastroju do żartów, kiedy w grę wchodziła ta znienawidzona przez niego barwa. Ruszył zatem dość szybkim krokiem za przywódczynią, w głowie już układając plan małej i słodkiej zemsty na ciemnowłosej.
- Gdybyś widział teraz swoją minę... - wydukała w przerwach między śmiechem, który był coraz głośniejszy z każdym krokiem chłopaka w jej stronę - Naprawdę, przedni widok.
- Przedni? Ktoś jeszcze używa takiego słowa? - rzucił, mierząc przywódczynie morderczym spojrzeniem i razem z nią okrążając sofę.
Wyglądało to przekomicznie, jeśli jeszcze wziąć pod uwagę sprzeczne emocje targające tą dwójką. Komizmu tej sytuacji dodawał także śpiący w najlepsze kot Katelyn, wylegujący się w centrum mebla będącego środkiem okręgu wyznaczanego przez stopy tej dwójki.
- Tak. JA. - zaakcentowała drugi wyraz, a na jej twarzy pojawił się ten sam demoniczny uśmieszek co wcześniej - Czy wiesz, że zasady dobrego wychowania mówią, że z prezentu należy się cieszyć?
- Tak. Oczywiście. - odpowiedział jej z sarkazmem - Niezmiernie cieszę się z tego czegoś. Teraz pozwolisz mi wrzucić to do najczarniejszych zakamarków mojej szafy. Być może jakiś biedny faun z Narnii zabierze go i ubierze, bo mu kopyta zmarzły.
Na tą wypowiedź usta ciemnowłosej po raz kolejny rozciągnęły się jak u kota z Cheshire. Alex dopiero teraz zrozumiał, w co się wpakował i że po raz kolejny warto byłoby trzymać język za zębami w pobliżu tej dziewczyny. Ta niespiesznie się wyprostowała, krzyżując ręce w okolicy żeber. Wzrok miała utkwiony w chłopaku, kiedy powiedziała:
- Szkoda, by taki ładny, mięciutki oraz uroczy sweterek zabrał jakiś pół kozioł. Poza tym sądzę, że do twarzy by ci było w różowym. Czymś przecież trzeba podkreślić te oczka i włoski, nie myślałeś o tym wcześniej?
Jej rozmówca westchnął głęboko, a po ostentacyjnym przewróceniu oczami i rozluźnieniu uścisku szczęk, odpowiedział:
- Czemu niemal wszyscy w osadzie uwzięli się na moje włosy? Pójdę jutro albo nie, jeszcze dzisiaj do fryzjera i każe je ściąć na więźnia. Co się tyczy twarzowości różowego koloru, tutaj nie mogę się z tobą zgodzić. Nigdy bowiem nie będę wyglądać lepiej w tym okropnym kolorze niż w czymś czarnym albo szarym, tak więc wybacz, ale nie spełnię twoich fetyszów dotyczących mojego ubioru.
Przywódczyni zaśmiała się cicho, kręcąc głową z dezaprobatą i ponownie skupiając wzrok na czarnowłosym, by wypowiedzieć te znaczące dla przyszłych wydarzeń słowa:
- Uuu... Czyżbym wyczuwała tchórzostwo? Nie wiem jak inni, ale po tobie nie spodziewałabym się takiego czegoś. - w tamtym momencie wzruszyła ramionami, rozglądając się leniwym wzrokiem po salonie, dodając - Przecież to tylko kolor, nic więcej.
Czy chłopak wyczuł ten idealnie ukryty sarkazm? Tak. Czy zauważył, że dziewczyna wykorzystywała na nim siłę perswazji? Naturalnie. Tak więc co zrobił wiedząc, że ta go podpuszcza? To chyba oczywiste, że przyjął to nieme wyzwanie.
- Będę go nosić przez minutę. - powiedział, mrużąc oczy utkwione w zadowolonej z siebie dziewczynie - Ale pod jednym warunkiem. Jeśli wytrzymię, już nigdy więcej nie przyniesiesz do mojego domu ani nie dasz mi niczego różowego. Nie chcę już widzieć tego koloru na oczy, zrozumiano? Jeśli przegram, nie pisnę nawet słówka następnym razem, nawet gdybyś zaczęła urządzać mi domek Barbie z mieszkania.
Jego rozmówczyni zdawała się rozmyślać nad tym przez chwilę. Chłopak natomiast odczuwał coraz większe uczucie triumfu, oczami wyobraźni widząc już siebie wyrzucającego do szafy tą nowo nabytą część garderoby. Entuzjazm ten został jednak zgaszony przez słowa Katelyn:
- Drogo się targujesz. Przyjmę wyzwanie, jeśli będziesz chodził w tym sweterku przez pięć minut i to po ulicy, może się zgodzę... - nim jednak skończyła, czarnowłosy jej przerwał.
- Dwie minuty w salonie, do okna nie podejdę.
- Dwie minuty w salonie bez ukrywania się, okno ci odpuszczę. - Dopowiedziała, opierając się o sofę pełniącą funkcję ich rozjemcy.
Chłopak wziął głęboki oddech, spuszczając lekko głowę. Przez myśl cały czas przechodziło mu pytanie "Na coś ty się zgodził, chłopie?". Stan ten trwał ledwo sekundę, bowiem w następnym już momencie wyprostował się dumnie, wyciągając prawą rękę w kierunku przywódczyni, mówiąc:
- Zgoda. - po krótkim uścisku dłoni, odwrócił się w stronę kuchni i rzucił przez ramię - Przygotuj się na porażkę, Casper.
Kilka chwil później ponownie znalazł się w jednym pomieszczeniu z ciemnowłosą, lecz tym razem w powietrzu przymierzał na siebie różowy sweter. Nie był on ani jaskrawy, ani blady: po prostu różowy. Poza tym, faceci nie widzieli zbyt dużej różnicy w odcieniach, widząc jedynie te dwa. Alex nie był wyjątkiem, toteż uznał ten kolor za podstawowy, bez innych zbędnych określeń. To jednak nie pomogło, o czym świadczył grymas doskonale widoczny na jego twarzy. Mierzył jeszcze chwilę nienawistnym wzrokiem ten z pozoru niewinny kawałek materiału, który w najbliższej przyszłości miał zawisnąć na jego ciele. Oderwał od niego wzrok dopiero po usłyszeniu dość kąśliwej uwagi ze strony swojej rozmówczyni. Powoli odłożył swój przyszły ubiór na pobliski fotel, by następnie zdjąć swoją bluzę - inaczej nie założyłby tego wstrętnego czegoś na siebie. A więc dla swojej wygody, zmuszony był do pozbycia się całej górnej części garderoby. Kolejnym krokiem było pochylenie się w stronę tego przeklętego kawałka ubrań, zwracając się zza pleców do dziewczyny i nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem:
- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci do środka. Poza tym, niegrzecznie jest się gapić. Nie mówiła czasem o tym twoja książka od dobrych manier, panno wychowana?
Trzymając już w rękach ten piekielny sweter, odwrócił się w stronę zegara wiszącego na ścianie. Nim jednak utkwił w nim wzrok, zobaczył przelotne spojrzenie dziewczyny i... czyżby rumieńce? Niestety, ów chwila była zbyt krótka, by chłopak mógł to właściwie zinterpretować. Spojrzał na stary zegar, a kiedy sekundową wskazówkę dzieliło niecałe 15 cichych tyków do minięcia cyfry 12, próbując ukryć obrzydzenie zaczął zakładać tą perfidną odzież. Chociaż ona sama w sobie nie była zła, jedynie ten kolor był wręcz odpychający. W czasie przeciskania głowy przez otwór pod nosem wymamrotał cichą salwę łaciny, jednak w końcu udało mu się wygrać tą bitwę. W ostatnich trzech sekundach poprawił rękawy, którym brakowało kilkunastu centymetrów do nadgarstków oraz próbował zsunąć nieco brzegi swetra. Mimo to nadal można było zobaczyć dość szeroki pasek skóry niezakryty ani przez podarunek Katelyn, ani przez spodnie. Nie można było jednak zaprzeczyć, że ów garderoba była wygodna.
- Dwie minuty. Czas start. - rzucił w momencie, kiedy najbardziej aktywna ze wskazówek rozpoczęła nowy obieg.
Następnie spojrzał wyzywająco w stronę przywódczyni, opierając się ramieniem o framugę. Przez ćwierć czasu będącego zakładem mierzyli się jedynie wzrokiem. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i sięgnęła do leżącej nieopodal torebki, mówiąc:
- Nie no, takiej okazji nie można przegapić. Muszę mieć jakąś pamiątkę.
Walker przyglądał się jej nerwowym ruchom przez kilka sekund, łącząc wszystkie fakty i uświadamiając sobie cel dziewczyny w momencie, kiedy w rękach zobaczył małe, przenośne oraz metalowe urządzenie. W pierwszym odruchu chciał schować się za ścianą lub ściągnąć ten zaskakująco miękki sweter. Gdyby jednak wybrał którąś z tych opcji, w ten sposób przegrałby zakład. Nie dopuszczał jednak do siebie myśli, że obecna sytuacja mogłaby zostać uwieczniona na zdjęciu z telefonu komórkowego. I nie, wcale nie chodziło mu o wciąż śpiącego kota na sofie ani o tego drugiego... który nagle zniknął. Czarnowłosy nie przejmował się jednak tą nagłą nieobecnością, w kilku krokach pokonując dystans dzielący go od ciemnowłosej. Ta wydała stłumiony okrzyk przerażenia, kiedy trzymany przez nią aparat został nagle wydarty z jej dłoni, a chłopak stał już na drugim końcu pokoju sprawdzając, czy ta aby nie zdążyła nacisnąć tego znaczącego guzika.
- Oddawaj! To moje! - krzyknęła, próbując wyrwać z rąk gospodarza tego domu swoją własność. Bezskutecznie.
Ten odwrócił się do niej plecami, unosząc ręce do góry i przeglądając galerię zdjęć przepełnioną fotografiami nikogo innego jak przesławnej Tekliusz. Na szczęście, przynajmniej dla chłopaka, jego osoby na tych zdjęciach nie było. Ani myślał oddawać jednak stalowosrebrny telefon, ozdobiony niczym innym jak różowymi naklejkami. Gdy dziewczyna stojąca za nim stała się zbyt upierdliwa, błyskawicznie ruszył w stronę przeciwległej ściany salonu, bezceremonialnie zrzucając śpiącą Śnieżynkę z kanapy. Ta spojrzała na niego nienawistnie, odchodząc dumnie wyprostowana i zajmując pobliski parapet. Tam ułożyła się na powstałej dzięki słońcu jasnej plamie, mrucząc cicho po spotkaniu promieni światła z jej ciemnym futerkiem, ogrzewając je w ten sposób. Chłopak stanął natomiast na oparciu, przez co jego głowa sięgała niemal sufitu. Kolejnym krokiem było pomachanie wyłączoną już komórką przed nieco zdumioną dziewczyną, mówiąc:
- Chcesz go? No to sobie weź. - ostentacyjnie spojrzał na zegar, który te dwie minuty odmierzał niczym godziny - Pragnę jeszcze dodać, że do końca zakładu pozostało niecałe 55 sekund.
Na reakcje nie musiał długo czekać, bowiem ciemnowłosa niemal w tej samej chwili ruszyła niczym rozpędzony czołg w stronę Alex'a. Był on na tyle zaskoczony jej zachowaniem, że nie zdążył zejść na ziemię. Kilka sekund później obaj byli już na kanapie, z czego czarnowłosy ledwo utrzymywał równowagę przez szarpiącą go dziewczynę. W końcu zrezygnowała jednak z tego, również wchodząc na oparcie sofy. Tam sytuacja przebiegła niemal błyskawicznie: gwałtowne ruchy dziewczyny spowodowały całkowite poddanie się czarnowłosego siłom grawitacji, a sama przywódczyni szarpiąc za jego różowy sweterek skazała się na podobny los. Na szczęście lub nieszczęście - zależy dla kogo - najpierw upadli na siedzisko kanapy, by następnie przeturlać się razem na podłogę. Gospodarz miał jednak takiego pecha, że za pierwszym razem uderzył potylicą w oparcie mebla, a za drugim w drewnianą posadzkę. Wymruczał pod nosem nową łacinę, by w następnej sekundzie podciągnąć się do pozycji półsiedzącej i spojrzeć na leżącą na nim dziewczynę, pytając:
- Cała jesteś? - na potwierdzenie i szybkie odsunięcie się przywódczyni, dodał - W sumie co mogłoby ci się stać? Miałaś przecież miękkie lądowanie.
Po tych słowach przetarł tył czaszki prawą ręką, po chwili odrywając ją od głowy i przyglądając się jej szeroko otwartymi oczami. Później spojrzał na swoją drugą dłoń, by po chwili rozejrzeć się po okolicy, jednak z marnym rezultatem. Katelyn przyglądała się temu dziwnemu tańcu chłopaka przez krótką chwilę, dopiero potem rozumiejąc, jaka nastąpiła tragedia. W czasie upadku zgubił on bowiem urządzenie należące do jego gościa, teraz pilnie poszukiwane przez siedzącą na podłodze dwójkę. Niemal jednocześnie zlokalizowali oni telefon leżący w wejściu do kuchni. Jako że ciemnowłosa była bliżej znaleziska, zdążyła się jeszcze odwrócić w stronę chłopaka, obdarzając go demonicznym uśmieszkiem i zerkając teatralnie na zegar. Temu brakowało niecałych 40 sekund, by zakład dobiegł końca, toteż czarnowłosy, niewiele myśląc, rzucił się w zaraz za dziewczyną. Wiedział jednak, że ne zdąży dotrzeć do tego przeklętego urządzenia przed swoim gościem, dlatego zamiast urządzać wyścig szczurów do sera będącego komórką, wolał uziemić przeciwnika. I tak, po krótkiej chwili szamotaniny i cichych, niekiedy niegrzecznych słowach, oboje ponownie siedzieli na podłodze. Różnica jednak była taka, że gospodarz obejmował w pasie szarpiącą się niczym topielec dziewczynę, nie pozwalając jej zbliżyć się ani na centymetr do telefonu. Za nic miał jej próby czy też prośby o wypuszczenie, za każdym razem wzmacniając siłę uścisku i nie odrywając wzroku od okrągłej tarczy zegara. Brakowało jeszcze trochę więcej niż pół minuty, by ten koszmar z różem w tle się skończył, jednak ów triumf chłopaka przerwało ciche miauczenie. Oboje spojrzeli w tamtą stronę, patrząc szeroko otwartymi oczami w stronę sławnej Tekliusz, siedzącej zaraz przy komórce i liżącej leniwie swoją łapkę. Następnie spojrzała na dwójkę przed sobą, a chłopak dałby sobie uciąć palec, że w jej oczach można było zobaczyć coś na kształt kpiny, zainteresowania oraz... zadowolenia? Nie miał jednak więcej czasu, aby się nad tym zastanowić, bowiem w następnej chwili rozległ się głos przywódczyni:
- Tekliusz, bądź dobrym kotkiem i przysuń mi ten telefon, proszę...
- Ani mi się waż, ty wyliniały kocie. - przerwał jej czarnowłosy, rzucając ostrzegawcze spojrzenie w stronę futrzaka - Przesuń go w jej stronę chociażby o milimetr, a uwierz mi, przerobię cię na pastę do paneli, a ze skórki zrobię sobie czapkę na zimę.
Mały towarzysz ciemnowłosej to spojrzał najpierw na swoją właścicielkę, to na chłopka za jej plecami, a na końcu na feralny aparat. Później zrobił coś, czego nikt by się nie spodziewał.
- Nie! Tekliusz, w drugą stronę, tutaj! - krzyczała dziewczyna, obserwując obróconego do niej ogonem kota, pyszczkiem przesuwającego aparat wgłąb kuchni.
- Dobry kotek. Zaczynam cię lubić. - Dodał chłopak, uśmiechając się szeroko w stronę sekundowej wskazówki mijającej już cyfrę 9 - A więc przykro mi, Casper. Dwie minuty kończą się za 10... 9... 8... 7...
Jego wyliczanie było zagłuszane przez dziewczynę wciąż nawołującą swojego kota. Było to jednak bezskuteczne, bowiem gdy chłopak wymówił liczbę 0 i puścił ją, niemal natychmiast zdjął z siebie ten perfidny sweterek, odrzucając na drugi koniec sofy, o którą oparł się plecami. Ciemnowłosa pobiegła w tym czasie do kuchni, jednak kiedy znów mogła robić zdjęcie chłopak uśmiechnął się do niej kpiąco, mówiąc:
- No co ty, półnagiego faceta sfotografujesz? To nieco niegrzeczne, nie sądzisz panno "jestem dobrze wychowana"? - rzucił z sarkazmem.
Nim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zza jej nóg wyszedł mały zdrajca, który swój wzrok utkwił w chłopaku. On odpowiedział mu tym samym, próbując wymyślić jakiś sprawdzony ruch samoobrony przeciwko kocim pazurom wbijającym się w ciało. Nim jednak doszło do walki na śmierć i życie, kot Katelyn zatrzymał się w niewielkiej odległości od stóp czarnowłosego. Kiedy zapadła niezręczna cisza, Alex zrobił coś, czego nigdy nie spodziewał się po sobie:
- Sorry za tą pastę do paneli i czapkę. Musiałem cię nieco zastraszyć, żebyś zdradził swoją panią i tak dalej... No dobra, za tego wyliniałego też przepraszam... O co ci chodzi, do diabła? Zaraz dostaniesz skrętu szyi od tego przechylania głowy... No dobra, za tą rakietę też sorry, zadowolony jesteś z siebie? - zakrywając twarz dłonią, dodał - Boże... Nigdy nie sądziłem, że będę przepraszać kota.
Po tych słowach Tekliusz usiadła naprzeciwko Walkera, wpatrując się w niego uważnie. On także nie pozostawał jej dłużny, nawet nie mrugając. Prowadzili tą niemą bitwę na spojrzenia ledwie przez 15 sekund, gdy w końcu mały sierściuch wstał i ruszył w stronę chłopaka. Nie rzucił się jednak na niego z pazurami ani nie wbił swoich kiełków w jego ciało, a podszedł w pobliże dłoni czarnowłosego i... prosił się o drapanie za uszkiem. Alex siedział przez chwilę oniemiały, a zarówno jego, jak i oczy dziewczyny, omal nie wyleciały z orbit. Nim jednak krwiożerczy kot zdołał zmienić zdanie, gospodarz mieszkania spełnił jego zachciankę i potarł kciukiem furto w okolicy lewego ucha zwierzaka. Po chwili dało się słyszeć głębokie, nieco stłumione, mruczenie.
- No to jak? Rozejm, ty mały ludożerco? - zapytał chłopak.
W odpowiedzi na te pytania towarzysz dziewczyny wskoczył mu na kolana, nie pozwalając przerwać tej jakże przyjemnej dla niego czynności. Na usta czarnowłosego wdarł się nikły uśmiech, którym obdarował także przywódczynię, mówiąc:
- Żegnaj żywy różu, witaj ponura szarości i czerni w mym domu. Przegrałaś, Casper. - widząc jej irytację, dodał - Ale sweterek sobie zostawię na pamiątkę. Poza tym, może nie faun, ale ktoś inny będzie potrzebował odrobiny ciepła. I nie, to nie będę ja.
Katelyn przewróciła oczami, obracając się w stronę kuchni. Nie minęło jednak parę sekund, kiedy bluza Alex'a wylądowała na jego głowie.
- Ubierz się. Głodna jestem i mam ochotę na ciasto, a siedzenie z półnagim facetem przy stole jest co najmniej nieetyczne.
Odpowiedział jej cichy śmiech chłopaka.
---
<Katelyn? Wiem, jestem taka zła... >:3 >