wtorek, 10 stycznia 2017

Od Evelyn

Obudziły mnie natarczywe promienie słońca, walące prosto w moją twarz.

- Jakby nie było innego miejsca na świecenie. - westchnęłam do siebie i przeciągając się zeszłam z mojego łóżka.

W zasadzie to była stara kanapa z której wystawały sprężyny ale mniejsza z tym. W końcu idealnie spełniała swoje zadanie; miała nie dopuścić abym zasnęła na dobre. Poczłapałam do kuchni, zabrałam kromkę chleba posmarowaną musem z truskawek i ją zjadłam. Potem wróciłam do sypialni, przebrałam się w moje ciuchy i po namyśle przypasałam sobie pochwę z moim mieczem, a przez ramię przewiesiłam łuk. Wyszłam z domu i skierowałam się jak co dzień do leśnego jeziora, które znajdowało się niedaleko mojej polany. Rozejrzałam się dookoła, upewniając się że nikt mnie nie obserwuje ani nie znajduje się w pobliżu, zrzuciłam ubrania ubrania i dałam nurka do lodowatej wody. Chwilę popływałam, rozkoszując się orzeźwiającą kąpielą i wyszłam na brzeg. Osuszyłam się ciepłym prądem powietrza, który gdzieś niedaleko swawolnie dryfował w przestrzeni i ubrałam ubrania, które wcześniej bezwstydnie porzuciłam. Potem truchtem wróciłam na polankę na której stał mój domek i weszłam do szopy. Na podłodze wyłożonej sianem leżał Dark Knight i jak gdyby nigdy nic sobie drzemał.

- Wstawaj leniuchu, potrzebuję twojego grzbietu! Knight tylko uchylił powieki, prychnął i stwierdził:

- A tobie niby po co te dwa badyle, które wy ludzie nazywacie nogami?

- Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami i wyszłam z królestwa mojego konia.

Niespiesznie weszłam do lasu i zaczęłam uważnie lustrować otoczenie. Nagle kątem oka dojrzałam poruszenie w trawie. Wytężyłam wzrok starając się rozpoznać postać, która okazała się królikiem. Wzięłam więc nałożyłam strzałę i naciągnęłam łuk, celując w moje przyszłe jedzonko. Przymrużyłam oczy i wypuściłam pocisk. Królik zaniepokojony świstem, stanął słupka i padł przeszyty strzałą.

- Tak! W dziesiątkę. - ucieszyłam się.

Zabrałam łup i wróciłam do domu. Oporządziłam królika i część mięsa wrzuciłam na blachę, przyprawiłam i włożyłam do miejsca przeznaczonego na pieczenie chleba, a drugą część też przyprawiłam i odstawiłam do marynowania. W między czasie zostawiłam cały ten kuchenny rozgardiasz i poszłam do mojego przyjaciela. Dałam mu wody i siana, wyczyściłam go, a po pogawędce wróciłam do kuchni. Wrzuciłam kilka szczapek do pieca i rozpaliłam ogień. Umyłam i pokroiłam warzywa, przełożyłam do garnka i dolałam wody. Gdy już zrobiły się miękkie, mięso wrzuciłam na patelnię i podlałam wodą. Po godzinie obiad był gotowy. - Całe szczęście, bo byłam już naprawdę głodna. Spałaszowałam talerz, a resztę odstawiłam na później.

Czasami naprawdę przeszkadzało mi życie w takiej norze, ale nie znosiłam zbyt nowoczesnych wygód. Bez prądu i wody radziłam sobie doskonale. Jakoś żyłam bez dostępu do techniki. W każdym razie tęskniłam za ludźmi. Czasami czułam się bardzo samotna, ale celowo żyję tu sama. Dobrze że mój koń rozumie jak się czuję i przynajmniej z nim mogę pogadać.

---

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz