W sumie może nawet lepiej, że koty wróciły do domu przywódczyni. W przeciwnym wypadku mogłyby zostać ofiarą wciąż zdenerwowanego Alex'a, który z niedającym się ukryć grymasem wyrzucił do kosza pusty papierek po czekoladzie, będącym ostatnim posiłkiem Tekliusz w jego domu. Nigdy już bowiem więcej nie wpuści tego pupilka Lucyfera do środka, nawet gdyby nadeszła powódź czy coś w tym rodzaju. Za jedyny plus tej sytuacji można uznać fakt, iż kakaowy smakołyk już wcześniej został w dość dużym stopniu pochłonięty przez czarnowłosego. Lecz jak to się ma do tego, że ten wyliniały kot pożarł aż sześć kostek? Przecież to niedopuszczalne... Walker będzie się musiał solidnie zastanowić, czy aby sojusz z krwiożerczym kotem wciąż jest i będzie aktualny. Odłożył sobie jednak ten temat na później, gdyż teraz - zaabsorbowany rytuałem krojenia ciasta oraz wyobrażaniu sobie, jak też smakuje - wolał się skupić bardziej na przyjemniejszych i dających więcej radości rzeczach niż na rozmyślaniu o przebrzydłym futrzaku oraz swojej zemście na nim.
- Alex... Ja chcę większy kawałek. Zasłużyłam sobie na niego.
Wypowiedź Kat przerwała jego rozmyślania, przez co wrócił do rzeczywistości. Spojrzał spod zmrużonych lekko powiek na ukrojony fragment ciasta, który powinien spokojnie zaspokoić głód dorosłego człowieka. Następnie przeniósł wzrok na dziewczynę, odpowiadając:
- Na moje to ci wystarczy. Poza tym, martwię się o ciebie i nie chcę, żebyś się przejadła. Nie mam lekarstw na problemy gastryczne.
Ta, wyczuwając fałszywość jego słów, odpowiedziała z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy:
- Dobra, a tak na serio? Przyznaj się, że chcesz go mieć w większości tylko i wyłącznie dla siebie.
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem, zabierając swoją - skromniejszą w porównaniu do tej znajdującej się na talerzyku dziewczyny - porcję wypieku.
- A tak na serio nie chcę potem słuchać twojego biadolenia na temat tego, że przeze mnie przytyłaś. Poza tym, cukier ci skoczy, a nie mam zamiaru biegać za tobą po całej osadzie i tłumaczyć się innym, iż nie brałaś dragów ani innych proszków szczęścia. Już kiedyś tak miałem i nie mam zamiaru powtarzać tych jakże banalnych wymówek. I niestety, ale ciasto zostaje u mnie. Moje składniki, mój piekarnik, moja forma, mój dom. Tort też więc mój, ewentualnie mogę oddać ci lukier, który swoją drogą nawet jest dobry. - Kończąc oblizał łyżeczkę, jeszcze przed chwilą zawierającą porcję wypieku.
Dziewczyna poszła w jego ślady, odpowiadając dopiero po chwili:
- Egoista. Nie przytyję od jednego kawałka, a ciebie nie zbawi malutki fragmencik podarowany mnie. W końcu to był mój przepis, a i ja nieco pomogłam w przygotowaniu.
Czarnowłosy podniósł wzrok do góry, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał.
- Hmm... Nie. - Powiedział, ponownie nabierając na łyżeczkę nieco bomby cukrowej.
- I tak wiem, że odstąpisz mi kawałek. Przecież mnie lubisz, prawda? Nie daj się prosić...
Alex w odpowiedzi pokręcił przecząco głową, uśmiechając się kpiąco w jej stronę.
- Jestem uparty, musiałabyś mieć więc dość mocny argument na to, bym się podzielił. A wiedz, że jak na razie bardziej realistyczne jest dla mnie wyrzucenie tego do śmietnika niż oddanie tobie chociażby okruszka. Sprawę lubienia ciebie wolę zostawić pod znakiem zapytania.
Ta zrobiła obrażoną minę, wymachując ciągle oblepioną od lukru łyżeczką tuż przed oczami Walkera.
- Jako przywódczyni klanu ludzi rozkazuję ci dać mi pozostałe ciasto. I bez dyskusji.
- Taki argument jakoś słabo do mnie przemawia. Muszę cię uświadomić, że nie słucham nikogo innego oprócz siebie samego. Ta rozmowa może więc trwać w nieskończoność, jeśli nie wymyślisz lepszego powodu. Tak więc jak na razie odpowiadam nie. I bez dyskusji.
~~~~~~~^^~~~~~~~
Od tamtego wydarzenia minęło kilka tygodni, w czasie których ciemnowłosa zapewne zaczęła przeklinać dzień, w którym postanowiła wybrać się tamtej feralnej godziny na spacer wraz ze swoimi towarzyszami. Był to swoisty wybór X, ponieważ to od niego wszystko się zaczęło. A co konkretnie? Otóż Alex zna już na wylot rozkład mieszkania Katelyn, niejednokrotnie sprowadzając na nią stan przedzawałowy pojawiając się jakby znikąd w jej lokum. Dziewczyna dała sobie jednak w końcu spokój z prośbami o zaprzestaniu "napastowania" jej osoby ze strony czarnowłosego, za wszelkie nagłe ubytki w lodówce oraz innych produktach żywnościowych obwiniając właśnie jego. Praktycznie nie mijało się to w dużym stopniu z prawdą, ale to już mniej ważne. Jak miała się relacja między Walkerem a Tekliusz? Można by powiedzieć, iż zaczęli się wspólnie znosić. Co jakiś czas zdarzały im się spięcia na kształt ludzkich kłótni, lecz w końcu i z tym dawali sobie spokój. Sytuacja pogorszyła się jednak wraz z obecnością pewnego zwierzaka, jakże lubianego przez Midnight'a.
- Aker! Zostaw tą zdechłą wiewiórkę, idziemy!
Pies zareagował niemal natychmiast, na odchodnym rzucając nieco zawiedzione spojrzenie w stronę truchła. Następnie puścił się biegiem, w kilka sekund zrównując krok ze swoim właścicielem. Alex miał nadzieję, że jeśli jego towarzysz nieco sobie pobiega, przez resztę dnia da mu święty spokój. Jak na razie metoda ta okazała się być skuteczna, dzięki czemu czarnowłosy miał więcej czasu na nic nie robienie. Sprawy nieco się skomplikowały, toteż ostatnio nie wiedział, co ma robić z wolnym czasem. Najczęściej wychodził na plac i obserwował ludzi tam się gromadzących albo odwiedzał przywódczynię, jakże łatwo dającą się wyprowadzić z równowagi. Jeśli natomiast chciał nieco poleniuchować w domu, jego zwierzak wnet znalazł mu jakieś zajęcie. Głaskanie, drapanie po karku, zabawa w "znajdź ten przedmiot", najczęściej ukryty za poduszką najbliższą ręce jego właściciela to tylko kilka z jakże zmyślnych pomysłów, jakie znalazły się w tej nadzwyczaj inteligentnej głowie futrzaka. Teraz na szczęście pies był bardziej skupiony na równym truchcie u boku chłopaka oraz na równoczesnym pokonywaniu tych samych przeszkód co on. Sierściuch nie musiał oczywiście pochylać się, aby nie zaliczyć spotkania twarzą w korę ze zwisającymi nisko gałęziami. Mimo tych niedogodności Walker wolał zdecydowanie bardziej to niż tak jak inni ciągle przebywać w tym gwarnym oraz tłocznym mieście. Czasami trzeba po prostu odetchnąć od tego wszystkiego... Jego rozmyślania zostały przerwane przez nagle zatrzymującego się towarzysza. Chłopak zauważył to dopiero po chwili, dlatego przystanął kilka metrów dalej, patrząc na psa z wyczekiwaniem.
- Dalej, idziemy. Jeszcze tylko dwa kilometry i wracamy do domu.
Ten jednak nie zareagował, pochylając pysk ku ziemi, po czym węsząc ruszył w stronę, z której oboje przybiegli. Czarnowłosy nie widział zatem innego wyjścia jak tylko ruszyć za zwierzakiem. Pies powoli wędrował w kierunku wysokiego żywopłotu tylko i wyłącznie po to, by nagle zniknąć po jego drugiej stronie. Alex po chwili poszedł w jego ślady, w duchu obiecując sobie, że jeśli to kolejny "pościg" za martwą wiewiórką, przez następne dni psiak nie dostanie kości na obiad. Chociaż znając życie, w takim postanowieniu wytrzymie godzinę, może dwie. W końcu rozejrzał się dookoła, a kiedy nie zauważył niczego godnego uwagi, westchnął głęboko i rzucił w stronę psa, odwracając się jednocześnie na pięcie.
- Aker, wracamy. Tu nic nie ma, a ja nie mam zamiaru szwędać się po les...
Nie skończył, bowiem w tamtym momencie jego czworonożny towarzysz zawył przeciągle, puszczając się biegiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Czarnowłosy zaklnął pod nosem, po czym zawołał futrzaka. Nie odzyskał jednak odpowiedzi, wręcz przeciwnie. Sierściuch przyspieszył, za nic mając prośby swojego właściciela o powrót. Wkrótce zniknął z pola widzenia człowieka, który poważnie zaczął rozważać zostawienie pupila w środku lasu. W końcu doszedł jednak do wniosku, iż prędzej czy później zacznie szukać piechura. Zrezygnowany ruszył więc wgłąb gęstwin, pod nosem mrucząc niezbyt miłe słowa skierowane pod adresem Aker'a. Mimo to dobrze wiedział, że gdy tylko zobaczy psa niewidzialny oraz niepożądany przez Midnight'a kamień spadnie z jego serca. Zdążył już bowiem przyzwyczaić się do zwierzaka i pomimo tych wszystkich nerwów, jakich ów towarzysz przysporzył chłopakowi, nie mógłby teraz pozwolić na to, by coś mu się stało. Chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo się o niego martwi. Nie raz i nie dwa futrzak sam wracał do domu, odnajdując do niego drogę nawet z drugiego końca osady. Sęk w tym, że wtedy nie pobiegł za niczym konkretnym, a został tam celowo zostawiony (tak, aż wstyd przyznać) przez samego Alex'a. Z początku miało to za zadanie pomóc w odnalezieniu jego prawdziwego domu, lecz z czasem stała się to forma sprawdzenia "inteligencji" zwierzęcia. Jak widać do dzisiejszego poranka, za każdym razem wrócił. Teraz Walker nie miał jednak takiej pewności co do tego, iż znów znajdzie drogę. W mieście jest bowiem wiele punktów orientacyjnych, w lesie natomiast jest nieco gorzej. Po raz kolejny wzdychając głęboko, przyspieszył nieco. Niestety, wnet zmuszony był zwolnić, przedzierając się przez gęste, nisko rosnące krzaki. Usta po raz kolejny opuściła salwa obcego języka, niezbyt przyjemnego dla uszu. Kiedy w końcu pokonał tą jakże niewygodną przeszkodę, w oddali usłyszał szczeknięcie psa. Jak najprędzej ruszył w tamtą stronę, po drodze znajdując tropy w postaci śladów odcisków łap w podmokłej glebie. Przykuły one uwagę Walkera jedynie na chwilę, gdyż po okolicy znów rozniósł się odgłos należący do zwierzęcia, tym razem będący przeciągłym - sprawiającym wrażenie smutku - wyciem. Chłopak słyszał je tylko raz. Było to w domu tego perfidnego voodoo, kiedy to sam czarnowłosy miał zostać marionetką w rękach "dziecka zła", jak głosił napis na jego koszulce. Nic więc dziwnego, że kiedy dźwięk ucichł, człowiek bez chwili zawahania - podobnie jak piechur wcześniej - puścił się sprintem w stronę, z której dobiegło go to smętne wołanie. W czasie biegu raz po raz wykrzykiwał imię psa. Ten natomiast odpowiadał mu kolejną salwą wycia, z każdym pokonywanym przez Midnight'a krokiem będącą coraz głośniejszą. Po kilku minutach, które zdawały się trwać godzinę, Alex wpadł zasapany na niewielką polanę. Nie zdążył się jednak nawet wyprostować po wręcz morderczym biegu przełajowym, kiedy został powalony na ziemię przez pewną sierściową kupę mięcha.
- Jasny gwint, Aker. Złaź ze mnie, oddychać nie mogę. - Rzucił z niezbyt dobrze ukrywaną urazą w kierunku czworonoga.
Ten za nic miał niestety jego mało przyjemną prośbę, zsuwając się jedynie nieco z klatki piersiowej chłopaka. On usiadł raptownie, dopiero teraz dostrzegając powód "zrozpaczenia" swojego towarzysza. Czarnowłosy chwycił oburącz pysk zwierzaka, przyglądając się wbitej w górną wargę w okolicy nosa, dość sporej wielkości drzazgę. Człowiek westchnął z irytacją, próbując złapać palcami odłamek drzewa.
- I było uciekać? Zaraz ci to wyciągnę, zaufaj mi.
Pies w odpowiedzi zaskomlał cicho, jednak nie odsunął się nawet na centymetr. Kilka sekund później "ciało obce" zostało odrzucone wiele metrów dalej, a pupil w ramach wdzięczności polizał swojego właściciela po twarzy, następnie wydając wesoły okrzyk radości w postaci szczeknięcia.
- Aker, ile razy mam ci mówić, że nie po oczach? Szczekania tak blisko mnie też się to tyczy. - Rzucił jakby od niechcenia, wycierając powieki o rąbek koszulki.
Sierściuch po raz kolejny wydał swój jakże charakterystyczny odgłos, a Walker uśmiechnął się mimowolnie. Następnie poklepał lekko towarzysza po karku, wstając z ziemi. Zrobił to tylko i wyłącznie po to, by poznać powód owego nieposłuszeństwa psa.
- Casper? Co ty tu robisz? - zapytał opierającą się o pobliskie wiekowe drzewo dziewczynę, z której oczu wręcz wyciekała... nienawiść?
- Co ja tu robię? Mogłabym zapytać cię o to samo, podobnie jak tego twojego wstrętnego kundla...
Alex słysząc tą obrazę pod adresem swojego psa, zrobił krok w stronę przywódczyni, próbując zachować swobodny ton oraz obojętny wyraz twarzy. Udało mu się to dość średnio.
- Czekaj no, coś ty powiedziała? Teraz wstrętny kundel, a jakiś czas temu zachwalałaś go tylko i wyłącznie dlatego, żebym nie oddawał go do schroniska. Poza tym, ciekaw jestem, co też mogło ci się stać, że nagle aż tak bardzo go nie lubisz.
Ta w odpowiedzi wyciągnęła spod płaszcza (zaprawdę powiadam wam, nie mam pojęcia, kto przy temperaturze powyżej 15°C chodzi w tak grubym nakryciu) swojego przesławnego kota Tekliusza. Dziwne było nieco to, że jego futerko było całe mokre mimo tego, iż nie padało.
- Ten twój super pies - zaczęła, wyciągając przed siebie ręce wraz z kociakiem, a chłopak musiał syknąć cicho w kierunku towarzysza, by ten nie pobiegł na złamanie karku w stronę Miauczysława - omal nie pożarł mi Tekli. W ostatniej chwili zdołałam ją uratować.
Czarnowłosy przez chwilę zachował pełną powagi twarz, jednak w końcu dał za wygraną. Zgiął się w pół ze śmiechu, opierając lewą dłoń na szyi zwierzaka, aby temu nie przyszło czasami na myśl ponowić próbę "zabójstwa".
- Mam nadzieję, że twój mały Lucyferek nie będzie miał traumy na przyszłość. Co to by była za tragedia... - powiedział w przerwach między kolejnymi falami śmiechu.
Ciemnowłosa po raz kolejny spojrzała ze złością na chłopaka, odpowiadając mu z jadowitym uśmieszkiem niezwiastującym niczego dobrego.
- Tekliusz jest silna, da sobie radę. Przecież była miażdżona ledwo kilka sekund, a twojego kundla obkładałam gałęzią o wiele dłużej.
To momentalnie przywróciło chłopaka do wcześniej utraconej powagi, kiedy mierząc chłodnym spojrzeniem przywódczynię zapytał tonem, który niejednego człowieka mógłby przyprawić o ciarki:
- Coś ty powiedziała? Nie, nie chodzi mi o tego kundla. Biłaś mojego psa kawałkiem drewna?
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, a Tekla znów zniknęła pod płaszczem:
- Najpierw szczekał, więc chciałam go odgonić. On nie reagował, dlatego uderzyłam go kilka razy, na co ten... Niemal połknął mojego kochanego kotka w całości. Dopiero, kiedy złamałam na nim gałąź, zaczął wyć jak głupi i puścił Tekliusz. Potem ty przyszedłeś...
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że najpierw ty zaczęłaś go walić jak jakaś wariatka kijem, a potem się dziwisz, iż chciał ci zjeść kota? - zapytał, przerywając jej jednocześnie i nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się w stronę psa i poklepał go po pysku, mówiąc - Dobry pies. Niech Kat ma nauczkę na przyszłość.
- Aker! Zostaw tą zdechłą wiewiórkę, idziemy!
Pies zareagował niemal natychmiast, na odchodnym rzucając nieco zawiedzione spojrzenie w stronę truchła. Następnie puścił się biegiem, w kilka sekund zrównując krok ze swoim właścicielem. Alex miał nadzieję, że jeśli jego towarzysz nieco sobie pobiega, przez resztę dnia da mu święty spokój. Jak na razie metoda ta okazała się być skuteczna, dzięki czemu czarnowłosy miał więcej czasu na nic nie robienie. Sprawy nieco się skomplikowały, toteż ostatnio nie wiedział, co ma robić z wolnym czasem. Najczęściej wychodził na plac i obserwował ludzi tam się gromadzących albo odwiedzał przywódczynię, jakże łatwo dającą się wyprowadzić z równowagi. Jeśli natomiast chciał nieco poleniuchować w domu, jego zwierzak wnet znalazł mu jakieś zajęcie. Głaskanie, drapanie po karku, zabawa w "znajdź ten przedmiot", najczęściej ukryty za poduszką najbliższą ręce jego właściciela to tylko kilka z jakże zmyślnych pomysłów, jakie znalazły się w tej nadzwyczaj inteligentnej głowie futrzaka. Teraz na szczęście pies był bardziej skupiony na równym truchcie u boku chłopaka oraz na równoczesnym pokonywaniu tych samych przeszkód co on. Sierściuch nie musiał oczywiście pochylać się, aby nie zaliczyć spotkania twarzą w korę ze zwisającymi nisko gałęziami. Mimo tych niedogodności Walker wolał zdecydowanie bardziej to niż tak jak inni ciągle przebywać w tym gwarnym oraz tłocznym mieście. Czasami trzeba po prostu odetchnąć od tego wszystkiego... Jego rozmyślania zostały przerwane przez nagle zatrzymującego się towarzysza. Chłopak zauważył to dopiero po chwili, dlatego przystanął kilka metrów dalej, patrząc na psa z wyczekiwaniem.
- Dalej, idziemy. Jeszcze tylko dwa kilometry i wracamy do domu.
Ten jednak nie zareagował, pochylając pysk ku ziemi, po czym węsząc ruszył w stronę, z której oboje przybiegli. Czarnowłosy nie widział zatem innego wyjścia jak tylko ruszyć za zwierzakiem. Pies powoli wędrował w kierunku wysokiego żywopłotu tylko i wyłącznie po to, by nagle zniknąć po jego drugiej stronie. Alex po chwili poszedł w jego ślady, w duchu obiecując sobie, że jeśli to kolejny "pościg" za martwą wiewiórką, przez następne dni psiak nie dostanie kości na obiad. Chociaż znając życie, w takim postanowieniu wytrzymie godzinę, może dwie. W końcu rozejrzał się dookoła, a kiedy nie zauważył niczego godnego uwagi, westchnął głęboko i rzucił w stronę psa, odwracając się jednocześnie na pięcie.
- Aker, wracamy. Tu nic nie ma, a ja nie mam zamiaru szwędać się po les...
Nie skończył, bowiem w tamtym momencie jego czworonożny towarzysz zawył przeciągle, puszczając się biegiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Czarnowłosy zaklnął pod nosem, po czym zawołał futrzaka. Nie odzyskał jednak odpowiedzi, wręcz przeciwnie. Sierściuch przyspieszył, za nic mając prośby swojego właściciela o powrót. Wkrótce zniknął z pola widzenia człowieka, który poważnie zaczął rozważać zostawienie pupila w środku lasu. W końcu doszedł jednak do wniosku, iż prędzej czy później zacznie szukać piechura. Zrezygnowany ruszył więc wgłąb gęstwin, pod nosem mrucząc niezbyt miłe słowa skierowane pod adresem Aker'a. Mimo to dobrze wiedział, że gdy tylko zobaczy psa niewidzialny oraz niepożądany przez Midnight'a kamień spadnie z jego serca. Zdążył już bowiem przyzwyczaić się do zwierzaka i pomimo tych wszystkich nerwów, jakich ów towarzysz przysporzył chłopakowi, nie mógłby teraz pozwolić na to, by coś mu się stało. Chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo się o niego martwi. Nie raz i nie dwa futrzak sam wracał do domu, odnajdując do niego drogę nawet z drugiego końca osady. Sęk w tym, że wtedy nie pobiegł za niczym konkretnym, a został tam celowo zostawiony (tak, aż wstyd przyznać) przez samego Alex'a. Z początku miało to za zadanie pomóc w odnalezieniu jego prawdziwego domu, lecz z czasem stała się to forma sprawdzenia "inteligencji" zwierzęcia. Jak widać do dzisiejszego poranka, za każdym razem wrócił. Teraz Walker nie miał jednak takiej pewności co do tego, iż znów znajdzie drogę. W mieście jest bowiem wiele punktów orientacyjnych, w lesie natomiast jest nieco gorzej. Po raz kolejny wzdychając głęboko, przyspieszył nieco. Niestety, wnet zmuszony był zwolnić, przedzierając się przez gęste, nisko rosnące krzaki. Usta po raz kolejny opuściła salwa obcego języka, niezbyt przyjemnego dla uszu. Kiedy w końcu pokonał tą jakże niewygodną przeszkodę, w oddali usłyszał szczeknięcie psa. Jak najprędzej ruszył w tamtą stronę, po drodze znajdując tropy w postaci śladów odcisków łap w podmokłej glebie. Przykuły one uwagę Walkera jedynie na chwilę, gdyż po okolicy znów rozniósł się odgłos należący do zwierzęcia, tym razem będący przeciągłym - sprawiającym wrażenie smutku - wyciem. Chłopak słyszał je tylko raz. Było to w domu tego perfidnego voodoo, kiedy to sam czarnowłosy miał zostać marionetką w rękach "dziecka zła", jak głosił napis na jego koszulce. Nic więc dziwnego, że kiedy dźwięk ucichł, człowiek bez chwili zawahania - podobnie jak piechur wcześniej - puścił się sprintem w stronę, z której dobiegło go to smętne wołanie. W czasie biegu raz po raz wykrzykiwał imię psa. Ten natomiast odpowiadał mu kolejną salwą wycia, z każdym pokonywanym przez Midnight'a krokiem będącą coraz głośniejszą. Po kilku minutach, które zdawały się trwać godzinę, Alex wpadł zasapany na niewielką polanę. Nie zdążył się jednak nawet wyprostować po wręcz morderczym biegu przełajowym, kiedy został powalony na ziemię przez pewną sierściową kupę mięcha.
- Jasny gwint, Aker. Złaź ze mnie, oddychać nie mogę. - Rzucił z niezbyt dobrze ukrywaną urazą w kierunku czworonoga.
Ten za nic miał niestety jego mało przyjemną prośbę, zsuwając się jedynie nieco z klatki piersiowej chłopaka. On usiadł raptownie, dopiero teraz dostrzegając powód "zrozpaczenia" swojego towarzysza. Czarnowłosy chwycił oburącz pysk zwierzaka, przyglądając się wbitej w górną wargę w okolicy nosa, dość sporej wielkości drzazgę. Człowiek westchnął z irytacją, próbując złapać palcami odłamek drzewa.
- I było uciekać? Zaraz ci to wyciągnę, zaufaj mi.
Pies w odpowiedzi zaskomlał cicho, jednak nie odsunął się nawet na centymetr. Kilka sekund później "ciało obce" zostało odrzucone wiele metrów dalej, a pupil w ramach wdzięczności polizał swojego właściciela po twarzy, następnie wydając wesoły okrzyk radości w postaci szczeknięcia.
- Aker, ile razy mam ci mówić, że nie po oczach? Szczekania tak blisko mnie też się to tyczy. - Rzucił jakby od niechcenia, wycierając powieki o rąbek koszulki.
Sierściuch po raz kolejny wydał swój jakże charakterystyczny odgłos, a Walker uśmiechnął się mimowolnie. Następnie poklepał lekko towarzysza po karku, wstając z ziemi. Zrobił to tylko i wyłącznie po to, by poznać powód owego nieposłuszeństwa psa.
- Casper? Co ty tu robisz? - zapytał opierającą się o pobliskie wiekowe drzewo dziewczynę, z której oczu wręcz wyciekała... nienawiść?
- Co ja tu robię? Mogłabym zapytać cię o to samo, podobnie jak tego twojego wstrętnego kundla...
Alex słysząc tą obrazę pod adresem swojego psa, zrobił krok w stronę przywódczyni, próbując zachować swobodny ton oraz obojętny wyraz twarzy. Udało mu się to dość średnio.
- Czekaj no, coś ty powiedziała? Teraz wstrętny kundel, a jakiś czas temu zachwalałaś go tylko i wyłącznie dlatego, żebym nie oddawał go do schroniska. Poza tym, ciekaw jestem, co też mogło ci się stać, że nagle aż tak bardzo go nie lubisz.
Ta w odpowiedzi wyciągnęła spod płaszcza (zaprawdę powiadam wam, nie mam pojęcia, kto przy temperaturze powyżej 15°C chodzi w tak grubym nakryciu) swojego przesławnego kota Tekliusza. Dziwne było nieco to, że jego futerko było całe mokre mimo tego, iż nie padało.
- Ten twój super pies - zaczęła, wyciągając przed siebie ręce wraz z kociakiem, a chłopak musiał syknąć cicho w kierunku towarzysza, by ten nie pobiegł na złamanie karku w stronę Miauczysława - omal nie pożarł mi Tekli. W ostatniej chwili zdołałam ją uratować.
Czarnowłosy przez chwilę zachował pełną powagi twarz, jednak w końcu dał za wygraną. Zgiął się w pół ze śmiechu, opierając lewą dłoń na szyi zwierzaka, aby temu nie przyszło czasami na myśl ponowić próbę "zabójstwa".
- Mam nadzieję, że twój mały Lucyferek nie będzie miał traumy na przyszłość. Co to by była za tragedia... - powiedział w przerwach między kolejnymi falami śmiechu.
Ciemnowłosa po raz kolejny spojrzała ze złością na chłopaka, odpowiadając mu z jadowitym uśmieszkiem niezwiastującym niczego dobrego.
- Tekliusz jest silna, da sobie radę. Przecież była miażdżona ledwo kilka sekund, a twojego kundla obkładałam gałęzią o wiele dłużej.
To momentalnie przywróciło chłopaka do wcześniej utraconej powagi, kiedy mierząc chłodnym spojrzeniem przywódczynię zapytał tonem, który niejednego człowieka mógłby przyprawić o ciarki:
- Coś ty powiedziała? Nie, nie chodzi mi o tego kundla. Biłaś mojego psa kawałkiem drewna?
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, a Tekla znów zniknęła pod płaszczem:
- Najpierw szczekał, więc chciałam go odgonić. On nie reagował, dlatego uderzyłam go kilka razy, na co ten... Niemal połknął mojego kochanego kotka w całości. Dopiero, kiedy złamałam na nim gałąź, zaczął wyć jak głupi i puścił Tekliusz. Potem ty przyszedłeś...
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że najpierw ty zaczęłaś go walić jak jakaś wariatka kijem, a potem się dziwisz, iż chciał ci zjeść kota? - zapytał, przerywając jej jednocześnie i nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się w stronę psa i poklepał go po pysku, mówiąc - Dobry pies. Niech Kat ma nauczkę na przyszłość.
- - -
<Kotek? Miało być krótko, ale jestem łakoma na punkty xd Aha, powodzenia ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz