piątek, 27 stycznia 2017

Od Yvris'a

Wtorkowy dzień pracy Yvris zaczął wcześnie, jak zresztą miał to w zwyczaju robić codziennie, będąc rannym ptaszkiem, którego z łóżka wyganiało może nie tyle wschodzące właśnie słońce, co raczej poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Wiedział świetnie, że nie darowałby sobie, gdyby odważył się spóźnić do pracy choć kilka minut, nie wspominając już nawet o jakimkolwiek wzięciu nieplanowanego wolnego, i do końca dnia chodziłby jeszcze bardziej struty niż zazwyczaj, zawiedziony samym sobą. A że z jego doświadczenia wynikało, iż zdecydowanie lepiej jest unikać dni "złych", skupiając się raczej na tych "przeciętnych", "zwykłych", przeplatanych sporadycznie "całkiem niezłymi" czy też nawet "prawie dobrymi", to do pracy udawał się z tak dużą dozą zadowolenia, na jaką tylko było stać zawiedzionego życiem, niespełnionego literata.
Wtorkowy dzień pracy nie należał do najgorszych. Był spokój, była niczym niezmącona cisza, a nader wszystko - co już co prawda nie było aż tak niezaprzeczalnie piękne, biorąc pod uwagę poziom wykształcenia na tej wsi, na której Guthrie zmuszony był siedzieć, ale wciąż miało swoje uroki - bardzo mała liczba osób obecnych w budynku. Można byłoby pokusić się nawet o stwierdzenie, że ten dzień był w miarę przyzwoity.
Przynajmniej dopóki gdzieś koło południa do biblioteki nie zajrzał Telo, jak zwykle promieniejący energią w ten swój dziwny, działający na nerwy sposób, i jak gdyby nigdy nic nie położył na kontuarze książki w zielonej oprawie, na prawym brzegu splamionej czymś brązowo-bursztynowym.
Yvris zmierzył plamę wzrokiem jasno mówiącym, że już dawno rzuciłby się jej do gardła gdyby tylko takowe posiadała.
- Co to ma być? - zawarczał, przerywając nagle spisywanie niedawno dostarczonych ze stolicy tomów, niczym drapieżnik zamierający w bezruchu na widok ofiary i szykujący się do ataku. I, biorąc pod uwagę burzącą się w nim na widok plamy na jednej z jego książek wściekłość, mogło być to jednak dość trafne porównanie.

<Wkurzony plamą Yvris raz, jak ustalone, prosz.>

Nowa postać!

SaigaTokihito

Im wyżej się wzbijesz, z tym większym impetem uderzysz kiedyś o ziemię

Imię: Toluen, jednak najczęściej (i najchętniej) przedstawia się jako Telo
Pseudonim: Telo
Płeć: Mężczyzna
Nazwisko: Nesardo
Orientacja: Biseksualny
Rodzina: 
  • Aibrim Nesardo - ojciec, 55 lat. Jowialny generał co rusz mylący imiona swoich dzieci.
  • Lenda Nesardo - matka, 49 lat. Cicha, spokojna niedoszła pani ornitolog o słabym zdrowiu i uczuleniu na pierze. 
  • Vendea Nesardo - siostra, 30 lat. Mimo różnicy wieku wciąż jest najlepszą przyjaciółką Telo.
  • Gavrin Nesardo - brat, 25 lat. Autor większości dowcipów na temat profesji Telo oraz ofiara większości jego sztuczek.
  • Landon Nesardo - brat bliźniak różniący się od Telo dosłownie wszystkim prócz koloru oczu.
Wiek: 22 lata
Głos: KLIK!
Żywioł: Magia
Moce: Telo już od najmłodszych lat wykazywał pewne predyspozycje do posługiwania się magią. Jego umiejętności w tym zakresie nie są jednak na razie jakieś wybitne, bo i nie za wiele robi, by takie były, i sprowadzają się głównie do prostych, mało efektywnych w porównaniu do sztuczek rzeczy, takich jak na przykład podgrzewanie wody, przesuwanie przedmiotów, czy też formowanie świetlnej kuli nie przekraczającej rozmiarami piłki do tenisa.
Charakter: Zamknij oczy i wyobraź sobie, że wywodzisz się z szacownego rodu, którego kolejne pokolenia raz po raz przysługiwały się krajowi w taki czy inny sposób, dostarczając mu głównie genialnych strategów i dowódców, ale także polityków, kapłanów, a nawet - dawno, ale jednak - królową. Masz w żyłach krew bohaterów, bystrych umysłów, które nie raz obróciły w perzynę armię cieszącego się znaczną przewagą wroga, kilkoma odpowiednimi słowami ratowały beznadziejne na pierwszy rzut oka sytuacje, a nawet zaskarbiały sobie przyjaźń samych bogów. Fajnie, co? Nie, jeśli miałeś pecha i urodziłeś się akurat Toluenem Abarianem Nesardo i jedyne, co tak naprawdę odziedziczyłeś po przodkach, to nazwisko i rysy twarzy. No ale cóż, jak powszechnie wiadomo, każda szanująca się rodzina powinna mieć w swych zwartych szeregach czarną owcę. Dlaczego ród Nesardo miałby być niby gorszy? Telo nigdy nie pisał się jednak na to stanowisko; nie był typem buntownika, który wszystko robi na wspak, byle tylko dopiec reszcie rodziny. Po prostu tak jakoś wyszło, a on - wykazując się cechą właściwą prawdziwym Nesardo chociaż w tej kwestii - przyjął swój los z godnością, a przynajmniej z wymuszonym uśmiechem i bez zbytecznego użalania się nad sobą, próbując obrócić całą sprawę w żart. Szybko też zaniechał prób oderwania od siebie etykietki, którą przylutowali do niego krewni; jest po prostu sobą. Leniwym, lubiącym żarty Toluenem, tym uroczym nicponiem, który zabawiając małych kuzynów sztuczkami podczas wizyt co rusz utwierdza członków rodziny w przekonaniu, że wysyłając go do akademii matka skazała go na los utalentowanego błazna, którego szczytem umiejętności będzie kształtowanie płomyków w zajączki. I chociaż Telo nigdy nie należał do tych szczególnie dumnych i skorych do chowania urazy, te słowa zawsze budzą w nim coś przerażającego. Gniew, rozgoryczenie, nienawiść, może uśpione ambicje - ciężko powiedzieć, tak samo jak ciężko określić, skąd i dlaczego się pojawiło. Równie bez powodu Telo stara się tłumić to, cokolwiek to jest, za każdym razem, gdy próbuje wypełznąć z zakamarków jego umysłu i osiąść gdzieś bliżej. Może coś na tym traci, może zyskuje - nigdy jakoś go to szczególnie nie obchodziło. Poza chwilami słabości, w których każdy widzi jedynie to, co złe, Toluen stanowi jednak mieszankę iście wybuchową. Energiczny, wiecznie pełen irytująco pozytywnej energii, nie potrafi usiedzieć za długo bezczynnie; zawsze musi mieć czymś zajęte ręce, szczególnie, jeśli ma się na czymś skupić. Na co dzień nie jest zbyt towarzyski, uwielbia jednak wszelkiego rodzaju występy, a jeszcze bardziej skupianie całej uwagi widzówna sobie. Ma cięty język i skłonności do odwracania kota ogonem, a komplementy prawi prawie równie dobrze, jak kłamie. Zawsze stara się dotrzymać obietnic i prawie nigdy mu to nie wychodzi, w pewnym sensie można więc nazwać go niesłownym i nieobowiązkowym, szczególnie biorąc pod uwagę jego skłonność do udawania, że nie ma problemu. Jego kreatywność miejscami bywa przerażająca, a spryt i umiejętność podejmowania szybkich decyzji - podobnie zresztą, jak ta tajemnicza zdolność do przekonującego udawania, że zawsze wie, co robi - upodabniają go bardziej do rudego lisa niż do czarnego niedźwiedzia, którego ród Nesardo ma w herbie. Telo nie należy do osób bardzo nienawistnych ani zazdrosnych, szczególnie porywczym też nazwać go nie można. Zamiast tego jest trochę zbyt sentymentalny, empatyczny i dobroduszny. Cóż, bywają gorsze czarne owce, prawda?
Umiejętności: Przede wszystkim iluzja, jednak nie ta, którą można by podciągnąć pod prawdziwą magię, a jedynie sztuczki pokroju wsadzania popielniczki do butelki po winie. Od lat jest to pasja Telo, który wciąż z zapałem doskonali swoje umiejętności i opanowuje coraz to nowe triki - a od mniej więcej roku stanowi także główne źródło utrzymania. Zwinne palce czynią z niego także całkiem sprawnego kieszonkowca i włamywacza (nie żeby kiedykolwiek próbował swoich sił w którymś z tych zawodów, skądże znowu). Ponad to całkiem nieźle radzi sobie ze szpadą i potrafi grać na skrzypcach.
Zainteresowania: Magia i iluzjonistyka, co chyba nie jest już w tym momencie szczególnie zaskakujące. Interesuje się też trochę ornitologią, do której pociąg odziedziczył po matce, przepada za literaturą grozy oraz jazdą konną. Ponad to od pewnego czasu do grona jego zainteresowań dołączyła także historia starożytna.
Zauroczenie: Pewien niespełniony pisarz
Co lubi:

  • Spać do późna
  • Odpoczywać
  • Wiosnę
  • Śnieg
  • Zwięrzęta, w szczególności gtaki i gady
  • Pływanie
  • Kawę bez mleka i cukru
  • Whiskey i czerwone wino
  • Kraciaste koszule
  • Owoce
  • Czekoladę

Czego nie lubi:

  • Swojego pełnego imienia
  • Szampana
  • Wysiłku
  • Być zmuszany do czegokolwiek
  • Nadprogramowych obowiązków
  • Papryki w jakiejkolwiek postaci
  • Roślin doniczkowych
  • Ropuch

Ciekawostki:

  • Bardzo lubi wywijać dobrym znajomym jego zdaniem wybitnie zabawne numery, chętnie też prezentuje im wszelkiego rodzaju nowości w swoim programie artystycznym (najczęściej również z zaskoczenia).
  • Od pewnego czasu coraz poważniej zastanawia się nad spróbowaniem swoich sił w malarstwie, nie ma jednak żadnych motywacji, by się za to zabrać.
  • Ma skłonność do zbyt szybkiego mówienia, zwłaszcza jeśli akurat jest wzburzony. Trajkocze wtedy jak katarynka, a wszelkie próby zwrócenia mu na to uwagi to walka z wiatrakami.
  • Jego rekwizyty zajmują w mieszkaniu więcej miejsca niż przedmioty codziennego użytku i pod żadnym pozorem nie pozwala ich dotykać. Nikomu.
  • Do tej pory utrzymywał się z występów na przyjęciach, jednak w chwili obecnej wisi nad nim widmo konieczności poszukania stałej pracy.
  • Jest dosyć stały, jeśli chodzi o uczucia. Jak już sobie kogoś upatrzy, to zauroczenie za szybko mu nie przechodzi.

Kierujący: Katiś1

czwartek, 26 stycznia 2017

Od Yvris'a c.d Katelyn

Niedzielne przedpołudnia od zawsze stanowiły dla Yvrisa przykry obowiązek, jeden z tych, na samą myśl o których zbiera ci się na lekkie mdłości, ale i tak wiesz świetnie, że nawet gdybyś wychodził z siebie, to i tak nie byłbyś w stanie nic na ich istnienie poradzić. Niedzielne przedpołudnia były dla niego tym, co każdy człowiek musi przełknąć z gorzką miną i bez słowa sprzeciwu. Niedzielne przedpołudnia były samotne i boleśnie oddalone od kojącej ciszy i spokoju biblioteki, zamkniętej na weekend na cztery spusty.
W niedzielne przedpołudnia Yvris przeważnie najzwyczajniej w świecie nie potrafił już wysiedzieć w swoim niewielkim domku pod laskiem, tak malowniczo przecież położonym, ale niebędącym znajomymi regałami, kurzem i unoszącym się w powietrzu zapachem starych książek. Był podobny, to fakt. W niektórych aspektach nawet bardzo. Ale wciąż nie potrafił zastąpić mężczyźnie jego miejsca pracy, chyba już bardziej nadającego się na jego dom niż rzeczywisty dom sam w sobie.
To było ciepłe przedpołudnie. Na tyle ciepłe, że nawet wiecznie marznący Yvris nie był zmuszony do założenia kurtki, gdy wychodził z domu na krótki spacer. Nie zamierzał włóczyć się po mieście, wśród tłumiku młodzieży, która zapewne zdązyła wylec już na zewnątrz, tak jak on korzystając z przyjemnej pogody. Zamiast tego zdecydował się przysiąść na ławce opodal niewysokiego drzewa wiśniowego, pokrytego gubiącymi już z wolna płatki kwiatami, i wcisnąć nos w dobrą książkę. Nawet dziewczęciu, które wkrótce później pojawiło się pod wiśnią, nie udało się na dobre oderwać go od lektury - ot tylko, rzucił jej parę niespecjalnie zaciekawionych spojrzeń znad swojego starego, zmaltretowanego przez setki czytań wydania Lotu nad kukułczym gniazdem.
Rozważał przez chwilę podejście i zaoferowanie pomocy, gdy w drodze powrotnej zdarzyło jej się upaść, ale myśl ta szybko opuściła go z własnej inicjatywy. Nie był opiekunką do dzieci, by podnosić ją z ziemi, ani nauczycielem, by uczyć ją jak chodzić. Mruknął jedynie pod nosem coś o nieuważności dzisiejszej młodzieży, czując się przy tym jedynie odrobinkę staro.

<Katelyn?>

wtorek, 24 stycznia 2017

Do wszystkich

Pamiętam te stare czasy... 
Jak było tyle ludzi na chacie... Ach... 
Nowe osoby będą dołączać, a Ci, którzy są na blogu teraz nie piszą. Miałam zamiar dodać furry oraz psy, ale to może kiedyś tam. Ech... Nigdy jeszcze nie widziałam bloga z kotami, wilkami, ludźmi, psami, zmiennokształtnymi i furry razem! 
Kochani, ten wpis jest dla Yvris'a i Avafo. Tylko wy nie napisaliście pierwszego opka, a wasz czas na napisanie upłynął. 
Avafo coś napisze, ale Yvris...? Nie odpisuje :')

I pod koniec tego miesiąca będzie konkurs kto najwięcej napisał opek ^^ Nagroda będzie wybrana przeze mnie. Ale to nie będzie byle jaka nagroda... Takie coś będzie co dwa miesiące ^^ A więc do pisania, bo nagroda czeka! 
Na razie ja mom najwięcej, huehue. Zgarnę nagrodę sama przy tej waszej aktywności...
~Katelyn ♥

niedziela, 22 stycznia 2017

Od Katelyn c.d Yvris, bo tak.

Katelyn siedziała przy stole wpatrując się w książkę leżąca na owym meblu. Westchnęła. Nie chciało jej się wstawać. Otworzyła niepewnie książkę na pierwszej stronie. Przejechała (?) ręką po stronie książki. Popatrzyła na swoją rękę i uderzyła głową o stół. Nie, o książkę. Wstała i podeszła do lodówki. Pewniej już ją otworzyła i wyciągnęła czekoladę. Podeszła do swego znienawidzonego lustra i delikatnie uderzyła je czekoladą. Uśmiechnęła się lekko. Dziewczyna podeszła wraz z czekoladą do drzwi i niepewnie otworzyła je. Wyszła z domu i zaczęła rozglądać się. Patrzyła na świat otaczający ją. Westchnęła ponownie. Włożyła czekoladę do kieszeni oraz usiadła pod pobliskim drzewem wiśni. Płatki zaczęły spadać z drzewa. Kat otworzyła czekoladę. Po chwili wstała. "Coś mi tu nie pasuje..." - pomyślała. To było dziwne. Czuła, że ktoś ją obserwuje. Zaczęła powoli kierować się w stronę domu. Kat potknęła się i upadła.
<Ktosiuuuu? Beznadziejne, wiem. Czekolada...? Albo nie. Wezmę do tego opka kogoś, kto jeszcze nie pisał, hihi. Emmm... Yvris? Huehue, Kat zua.>

środa, 18 stycznia 2017

Od Dessin c.d Silver

– Nie – odparła. – Nie teraz, nie jutro i prawdopodobnie nigdy. A teraz, jeśli pozwolisz, już sobie pójdę.
– Czegoś nie rozumiem – odezwał się basior, a Dessin odwróciła się w jego stronę. – Jesteśmy razem w stronnictwie wilków. Walczymy razem, jemy razem i pomagamy sobie nawzajem. Masz jakiś powód, dla którego mogłabyś mi nie ufać?
Wadera przystanęła na chwilę. No właśnie, ma jakiś powód? Słowa nieznajomego uderzyły w nią jak fala zimnej wody, która całkowicie oczyściła jej umysł. Miał rację w każdym wypowiedzianym słowie. Biała mruknęła z niezadowolenia, że nawet w głębi duszy musiała przyznać basiorowi rację.
– Dessin.
– Silver. – Skłonił się lekko i uśmiechnął do niej szelmowsko. Biała skrzywiła się.
– Nie pytałam.
Nowy znajomy zdawał się być lekko zbity z tropu. Spojrzał na nią pytająco i zmarszczył brwi.
– Masz coś do mnie? – fuknął. – Zachowujesz się, jakbym wyrządził ci jakąś krzywdę.
Dessin postanowiła przemilczeć to pytanie. Znowu nie wiedziała, co odpowiedzieć. Czym basior jej zawinił? Ha, prawdopodobnie tym, że zjawił się nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiedniej porze. Mógłby w ogóle się tutaj nie pojawiać.
– Jeśli masz mi coś do powiedzenia, mów. Mam nadzieję, że wyjawisz mi chociaż powód twojego zachowania.
– Mógłbyś się choć na chwilę przymknąć? Myślę – warknęła.
– Och, no to nie przeszkadzam – uśmiechnął się ironicznie. – Potrzebujesz spokoju? Wiem, wiem, przy hałasie trudno myśleć.
Dessin próbowała zachować spokój. Odetchnęła głęboko, jednak wiedziała, że to się na nic nie zda. Zawsze denerwowała się szybko. Zgromiła basiora wzrokiem licząc, że na tym się skończy, jednak jej ciało samo rwało się do tego, żeby zadać Silverowi cios. Najlepiej bardzo mocny. Najlepiej w pysk. Najlepiej taki, po którym się nie pozbiera. No i uderzyła.
<Silver?>

niedziela, 15 stycznia 2017

Od Silvera do Dessin

    Właśnie wstał nowy dzień. Silver otworzył oczy. Znajdował się w lesie, a ptaki zaczynały śpiewać. Basior machnął leniwie ogonem po trawie. Słońce właśnie szczytowało- była najgorętsza pora dnia. Świetnie, przynajmniej jest ciepło. Niedawno dołączył do stronnictwa wilków. Wszędzie widział pomykające futrzaki, ale jakoś nikt nie zagadnął go. Jakie chamstwo! Ktoś musi tu zaprowadzić porządek.-pomyślał Silv. Wiedział, że wilki jako jedyne nie mają przywódcy. Miały niedługo rozpocząć się wybory. Cóż, ten biały wilk na pewno zaprowadziłby porządek. Ale to zależy od innych.
    Postanowił nie rozmyślać nad tym i ruszył w drogę. Wpierw chciał zapolować, by nasycić się i potem nawiązać z kimś jakąś znajomość. Nos prowadził go po ledwo wyczuwalnym tropie, jednak z każdym krokiem czuł coraz wyraźniejszą woń zwierzęcia. W końcu zauważył stadko, któremu przewodniczył samiec jelenia z pięknym porożem- żaden wilk raczej nie chciałby mieć z nim do czynienia. Ale przecież nie jego chciał atakować. Wyszukał wzrokiem najsłabszą samicę- trzymała się na uboczu i wyglądała na osłabioną. Idealny obiad. Najpierw sprawdził kierunek wiatru- wiało na niego, więc ona go nie wyczuje. Dobrze. Teraz, czy podłoże nie ma żadnych przepaści ani większych wgłębień. Nie ma. Można przystąpić do ataku.
    Nagle jednak z drugiej strony wybiegła biała postać, która widocznie miała chrapkę na tego samego osobnika. Ponieważ jednak owy wilk stał źle ustawiony do wiatru, samica go wyczuła i pognała w kierunku Silvera. Ten nagle wybiegł z krzaków, zaskakując i wilka i sarnę. Skoczył na nią i wbił zęby w jej szyję. Pociekła krew, a ona straciła równowagę. Po chwili była już martwa.
-Ej! Zabrałeś mi ją!-basior odwrócił się. Wypowiedziała to ta wadera, która spłoszyła zwierzynę. Była biała, o silnej sylwetce, miała malutkie skrzydła i dziwny wzór ciągnący się od oka do szyi. W tej chwili oczy płonęły jej gniewem, a postawa sygnalizowała gotowość do ataku.
-Uspokój się. Teoretycznie to ty zabrałaś mi obiad. Od pewnego czasu czaiłem się w krzakach.-powiedział Silver.
-Pfff, dobre sobie. Pierwsza zaatakowałam. Jest moja!-odparowała wadera.
-Tak? Cóż, wydaje mi się, że to JA ją zabiłem, a ty jedynie spłoszyłaś stado.-Silv spojrzał na pustą już polanę.
-I co z tego? Oddawaj!- warknęła już naprawdę zdenerwowana. Normalnie Silver oddałby jej padlinę, gdyby nie to, że dziwnym trafem spodobało mu się denerwowanie nieznajomej. Postanowił zastosować inną taktykę. Przybrał ironiczny uśmieszek i spytał:
-A jak w ogóle masz na imię?
-Nic ci do tego.-burknęła.
-Cóż, jakbym znał twoje imię, przynajmniej wiedziałbym, komu oddaję jedzenie. A byle ktosiowi o okropnie żałosnej zdolności do polowania tak łatwo nie oddam.
-Ja? Żałośnie poluję? Nikt cię nie uczył, że nie ocenia się po pozorach?
-Coś o tym słyszałem. A co, myślisz, że trzeba cię poznać, by cię ocenić?  Spojrzałem raz i już wiem, z kim mam do czynienia.-to zdanie było przesycone ironią. Wadera nagle rzuciła się na niego. Przez chwil nie mógł oddychać. Zaraz jednak wyksztusił:
-Co...ty...robisz?! Nie masz... honoru?
-Widocznie nie mam. I ty raczej też nie, skoro masz czelność mnie obrażać.-uśmiechnęła się biała, ciesząc się z porażki rywala. Puściła go, a basior obrzucił ją spojrzeniem pełnym oburzenia.
-A teraz spadaj. Chcę w końcu coś zjeść.-rzekła wadera, patrząc na niego z wyższością. To źle zadzierać z tym, kto cię przed chwila pokonał. Nawet jeśli nieczysto.-pomyślał Silver i spytał:
-A może razem ją zjemy?
-W życiu. Zostajesz pokonany jak szczeniak i jeszcze chcesz żebrać? Spadaj bo zaraz naprawdę cię uduszę.
-Nie.
     Wadera zamilkła na chwilę, zdziwiona. Widocznie była przyzwyczajona, że po takim zdaniu wszyscy posłusznie odchodzą.
-Nie?-po chwili otrząsnęła się.-Ja ci dam "nie"! Zaraz wrócisz tam, skąd przyszedłeś z podkulonym ogonem!
-A co, chcesz walczyć?- spytał Silv z przekąsem.
-Ty chyba naprawdę jesteś głupi. Pokonałam cię a ty nadal chcesz próbować?
-Nie byłem przygotowany.
-W porządku.-rzekła i znów rzuciła się na niego. Ale on tym razem wiedział, co robić. Odskoczył do tyłu i pysk wadery natrafił na ziemię. Poczekał, aż wstanie. Zaraz jednak złapała go za nogę i powaliła. Basior już wiedział, że ona ma zbyt mocny charakter by bawić się w honorowego psiaka. Teraz walczył równie brutalnie jak ona.
    Po długiej wyrównanej walce obydwoje padali ze zmęczenia. Byli wytrzymali, więc walczyli do późnego wieczora. Martwa sarna już dawno była zimna. Puścili się i zaczęli dyszeć. Po chwili na oddech Silver ponowił swe pytanie:
-Zjemy ją razem?- ona bąknęła, że tak. Zaczęli pochłaniać zimne mięso z apetytem. Byli zmęczeni.
-Nieźle walczysz.-pochwalił ją po chwili Silver. Znów stał się honorowym psiakiem.
-A ty jak baba.-odparła z ironicznym uśmiechem.
-No, to już wiem, na czym stoję. Ile mi brakuje do faceta?-zaśmiał się Silver nad jedzeniem. Wadera zaczęła lustrować go wzrokiem, po czym rzekła:
-Co najmniej dwa razy tyle. I musisz mieć więcej masy.
-Dzięki. Czy teraz poznam twoje imię?-spytał Silver.

<Dess? Miało być krótkie a wyszło długie :P Na chwilę Silv cię zmiękczył, ale wyjaw mu imię i potem znów bądź wredna XD>

Przywódca wilków i aktywność

Na początku powiem, że macie pisać opka, bo bynde zua, muahahah.

A teraz na szybko napiszę kto się zapisał na przywódcę wilków.

Silver



I to tyle. Można zapisać wilka w komentarzu lub na hw.
Sory, że tak na szybko i bez kolorów, ale się spieszę.


No i na chacie prawie nikt oprócz mnie, Silvera i Avafo nie siedzi ;-;

Nowa postać!

"Sięgaj gwiazd- często są bliżej niż te wszystkie "bardzo realne" cele. 
https://pre07.deviantart.net/7661/th/pre/i/2016/111/8/e/imagine_the_possibilities_by_tiffashy-d9zbq4g.png
Autor zdjęcia: Tiffashy

Imię: Pełne imię basiora brzmi Silver Spirit Fire. Ale pomyślmy, czy ktoś mógłby wołać go tak długim imieniem? Przykładowo, jest wojna, leje się wiele krwi. Ktoś go woła, by mu pomógł. Ledwo dojdzie do trzeciego słowa i pada martwy. Dlatego wszyscy nazywają go Silver. Akceptuje większość ksywek, ale nie oszukujmy się. Zdołasz wymyślić mu jakąś niewymuszoną ksywkę poza Silv?
Płeć: Basior
Orientacja:Silver, związany silnie z naturą nie wyobraża sobie wilka o innej orientacji niż do płci przeciwnej. Tak, jest heteroseksualny.
Wiek: Nie jest już wyrostkiem, niedojrzałym i nieznający w ogóle świata. Silver w Grudniu skończył 6 lat.
Głos: Niski i melodyjny, z wyraźnie wyczuwalną nutką ironii. Silver uwielbia swój głos i chcąc nie chcąc gardzi stworzeniami o skrzeczących, piskliwych głosach. Lubi tony miękkie i niskie.
Rodzina: Silver zna tylko swoją matkę- czarną jak noc waderę o imieniu Grzmiąca Łapa (w jego rodzinnych stronach wilki nosiły imiona na podstawie ich charakteru, umiejętności czy żywiołu). Na pewno kiedyś była ona miłą, pogodną wilczycą, jednak nieszczęśliwa (i głupia, mawia Silver) miłość i pustynny skwar sprawił, że bardzo młoda Grzmiąca była już bardzo zmęczona życiem. Nic jej nie cieszyło, a syna nie była w stanie obdarzyć prawdziwą miłością. O tak, na pewno go kochała- ale zawsze przypominał on jej ojca małego Silvera, słynnego Pustelnika, którego jedynym celem była podróż przez żółty piasek, który nie przywiązywał się do nikogo i niczego, nie chciał towarzystwa. Czarna jednak zakochała się w nim, a wynik tej miłości to właśnie Silv. Zaraz po stosunku opuścił jednak waderę- odszedł w nocy, pozostawiając ją na pastwę losu i skwar pustyni. Załamana chciała wpierw wracać do rodzinnej watahy, zaraz jednak uznała, że i tak pustynia jest zbyt wielka, by mogła odnaleźć swoją rodzinę. Powiedziała sobie " wpakowałam się w to bagno, choć przestrzegali mnie od szczeniaka, że On jest dziwnym wilkiem, który nie jest w stanie się przywiązać. Cóż, miałam mieszkać na pustyni, to i na niej umrę- nie pożyję długo, a moi krewni i tak by mnie wyśmiali. A ja się nie dam. Wytrwam do końca.". Była honorowa i odważna, nigdy nie stchórzyła i dzielnie wychowywała syna. Potem jednak umarła, a Silver został sam- jego ojciec chcąc nie chcąc przekazał mu odporność na pustynną spiekotę. Pochował matkę w piasku i ruszył w podróż. Potem trafił na inne wilki i z nimi został- zwłaszcza z pewnego powodu...
Rasa: Wilk, to chyba jasne.
Żywioł:Wiadomym jest, że żywiołem Silvera jest ogień. Po części też może eter, ale tego nie jest pewny.
Moce: 
* Wiadomo, skoro jego żywioł to ogień jest go w stanie tworzyć. Gorące płomienie wydobywają się z jego łap, więc często przy użyciu mocy zdarza mu się podpalić trawę. 
* Tutaj używa trochę eteru- Może sprawić, że wokół niego lub innej żywej istoty latają kulki z ognia. I, choć to dość dziwne- mimo, że oświetlają drogę i wydzielają ciepło, są niebiesko- białe i nie da się nimi oparzyć. To raczej nie jest moc do walki, ale bardzo przydatna w terenie.
*Jego trzecią mocą jest tzw. samozapłon. Czyli jego sierść bez żadnego kontaktu z ogniem potrafi zapłonąć, a basiorowi nie sprawia to bólu oraz jego sierść się nie niszczy. Ale nie jest w stanie zapłonąć w zimnie- musi być ciepłe powietrze.
Charakter: Jaki jest Silver? Przede wszystkim bardzo bezpośredni- niczego się nie wstydzi, zawsze wali prosto z mostu, nie owija w bawełnę ani szmatki. Nigdy się nie waha i zazwyczaj najpierw ocenia szybko sytuację, potem robi i na końcu myśli. Z pewnością nie jest tchórzem, choć jego zdaniem wilk niczego się nie bojący to głupi wilk. Jest w stanie wskoczyć za tym, na kim mu zależy w ogień. Woli trzymać się z boku- nie dlatego, że jest samotnikiem, tylko dlatego, że skrywając się dowiaduje się więcej rzeczy i ma większe pole manewru. Jest optymistą i nie rozumie pesymistów, którzy trują sobie dupę zwykłymi przypuszczeniami. Co jak co, dla niego szklanka zawsze będzie pełna, nawet jeśli jest pusta (no bo jest pełna powietrza, prawda?) i będzie bronił swojego stanowiska do upadłego. Nie jest typem, który robi lub mówi coś "bo tak"- zazwyczaj ma sensowne wytłumaczenie swojego postępowania. W innym przypadku- ma mało sensowne wytłumaczenie swojego postępowania. Ma o sobie bardzo wysokie mniemanie, co niektórzy odbierają jako przejaw egoizmu trzeciego stopnia. Cóż, może Silv jest trochę egoistyczny, no ale trochę musi być, bo dałby się wykorzystywać. Dla przyjaciół i sojuszników jest w stanie zrobić prawie wszystko- od neutralnych ludków żąda swego rodzaju zapłaty. Posiada poczcie humoru, jednak jego żarty nie wszyscy rozumieją. Nie jest wstydliwy- ukrywa jedynie płacz, ale tylko ten "babski", bo łez, gdy ktoś umiera nie szczędzi. Ma bzika na punkcie honoru i nie ma zamiaru walczyć z kimś, kto nie rozumie podstawowych zasad dobrego smaku podczas walki. Taki trochę rycerz, prawda?
Aparycja: Silver na pierwszy rzut oka jest biały. I na drugi też. No cóż, jest biały- to jego pierwsza cecha. Gdy jednak stanie tam, gdzie nie dopadają go promienie słoneczne (co zdarza się naprawdę rzadko) widać, że jest sierść jest srebrzysta, a nie śnieżna, jak to wygląda w świetle dnia. Ma natomiast biały nos- tutaj już nie ma dyskusji. Kolor jego oczu ciężko zgadnąć, coś pomiędzy niebieskim a fioletem. Zresztą przysłaniają je granatowo-fioletowe pióra. Dokładnie takie miała mama, tylko w innym kolorze. Są bardzo przydatne- w chwili "męskiej słabości" przysłania nimi oczy. Na grzbiecie ma osadzone skrzydła, z takich samych piór jak te przy oczach. Ma silne, umięśnione ciało i łapy z atramentowymi pazurami. Posiada też nienaturalnie długi ogon pokryty bogato fioletowymi pręgami.
Umiejętności: 
~ Ma skrzydła, więc oczywiście potrafi latać. Ale nie, nie śmiga w powietrzu jak motorówka ani nie pływa w obłokach- mimo wszystko jego skrzydła są dość małe, a jego masa (mięśniowa, of cors) + żałośnie mała rozpiętość skrzydeł sprawia, że może on latać jedynie ok. 10 metrów nad ziemią.
~Jest bardzo wytrzymały. To jedna z cech pozostawionych przez ojca. Bo w końcu, jak on miałby siłę przechodzić przez te żółte wydmy?
~Druga cecha po ojcu- jest niesamowicie odporny na gorąco, wytrzyma bardzo wysokie temperatury- trzymanie go w podpalonej klatce na rozżarzonych węglach nie zrobi na niego żadnego wrażenia. Jest natomiast bardzo słaby, jeśli chodzi o chłód.
~Jest silnym basiorem, choć na pewno są jacyś silniejsi.
Zauroczenie: Kocha ją równie mocno jak nienawidzi.
Partner: Dessin- najukochańsza, najzacniejsza i najbardziej znienawidzona wilczyca Silvera.
Potomstwo: Brak- nie chce być taki jak Pustelnik i zrobić dzieci pierwszej lepszej.
Towarzysz: Nie ma. Mało który ptak czy koń przeżyłby te wysokie temperatury, jakie przeżywa Silver. Ewentualnie feniks, ale basior nie spotkał jeszcze żadnego.
Co lubi: 
  • Mięso. Ciężko mu przełknąć coś innego.
  • Ciepło- nie ma to jak przyjemnie się wygrzać na słońcu lub wytarzać w piasku.
  • Wbrew pozorom uwielbia kąpać się w wodzie i z chęcią potapla się w jeziorze. Warunek-  woda nie może być zimna.
  • Wkurzać Dessin (hehe)
  • Dyskutować z Dessin (To nie słaba wadera, potafi się uargumentować)
  • Tańczyć- oczywiście nie przy wszystkich, choć na imprezach (wilki mają jakieś imprezy?) wymiata.
  • Nawet lubi szczeniaki.
Czego nie lubi:
  • Kiedy Dessin go ignoruje.
  • Z pewnością nie lubi zielska- fuj.
  • Pustyni- przypomina mu cenę, jaką zapłaciła jego matka.
  • Latać- robi to w ostateczności.
  • Owijania w bawełnę.
Ciekawostki:
# Jest uczulony na taką jedną roślinę...Nie pamięta jednak, na jaką.
# Nie ma rodzeństwa- Grzmiąca Łapa była za słaba by urodzić więcej. Chyba poroniła jego braci i siostry.
# Nie czuje się za dobrze w towarzystwie kotów czy ludzi.
# Gdy słucha długich nakazów, rozkazów czy innych takich, ma ochotę zabić tego ważniaka, który psuje mu dzień.
# Stara się być miły dla wszystkich, którzy są mili dla niego- co nie znaczy, że od razu ich lubi.
# Gdy ktoś go obraża mówi: "Szkoda, że nie wiesz co JA o tobie myślę.". Wie, że myśli często są dużo gorsze od słów. 
# Bardzo cenił swoją matkę, mimo iż była głupia.
# Boi się wszelkich anormalnych rzeczy (oczywiście wiedząc, że żyje on w magicznym świecie), czyli demonów, istot ciemności etc.
Inne zdjęcia: Brak
Kierujący: cmagda93 [H] | Peruna [DG]

piątek, 13 stycznia 2017

Od Sombry.

Dzień był piękny. Słonce świeciło, ptaszki ćwierkały.. Pogoda była wprost nieziemska. Wstałam po długich godzinach od komputera. Uwielbiałam siedzieć sama. Przy komputerze i hackować. To było i jest moje powołanie. Rozprostowałam obolałe kości. Światło raziło mnie w oczy. Od wielu dni w sumie nie wychodziłam do ludzi. Ile to dokładnie było? Jakiś tydzień. Wyszłam  na zewnątrz.
- Wow. Ale ten świat ma zajebistą grafikę! - zażartowałam.
- Komputerowiec. - stwierdziła dziewczyna siedząca na ławce.
- Hackerka. - odparłam znużona.
- Na jedno wychodzi. - odpowiedziała.
- Wcale że nie. - rzekłam, po czym dotknęłam czubkiem paznokcia tabletu, który trzymała w dłoni.
- EJ! - zawołała.
- Taka właśnie jest różnica pomiędzy hackerem, a informatykiem. - powiedziałam.
- Kim jesteś? - zapytała dziewczyna.
- Sombra. Nie musisz mi się przedstawiać. Wiem kim jesteś. - odparłam.
< Ktoś? >

Opowiadania!

Kochani,
Skończyło się. 
Czas pisać opowiadania, co? Kilka osób dołączyło. Poza tym w regulaminie jest nowa zasada. Widział ktoś? 
Jak nie, to zobacz sobie.
A więc do pracy. Dwie osoby: Evelyn, Avaresh napisali już opowiadania. Jednak następnym nie pogardzę. Odpisałam Ev, teraz jej kolej. Co do Avaresh'a to niestety nie posiadam wilka. 
A co do reszty: Czas coś napisać!
Opowiadania wyślijcie do mnie na Howrse. 
~Katelyn

czwartek, 12 stycznia 2017

Od Katelyn c.d Evelyn

Katelyn siedziała bezsensownie przy stole. Nie, to miało sens. Mogła przemyśleć wiele rzeczy. Westchnęła i podeszła do lustra. Popatrzyła na siebie. Uśmiechnęła się lekko, jednak uśmiech szybko zszedł jej z twarzy. Odgarnęła włosy i wyszła z domu.
 Pomknęła niezauważona do pobliskiego lasu. Lubiła tam chodzić, jednak obowiązki nie pozwalały na to. Czasami jednak wymykała się do tego magicznego miejsca. Niestety, potem miała jeszcze więcej pracy.
 Uśmiechnęła się sama do siebie i rozejrzała się. Pobiegła bezszelestnie w głąb lasu. Tam usiadła na pobliskim pniu. Westchnęła. ,,Jestem tu sama..." - pomyślała. Niestety to nie było prawdą, zza drzewa za nią wyszedł czarny koń. Dziewczyna wstała i odwróciła się. Popatrzyła na niego przerażona i wyciągnęła obie ręce. Powoli. Zaczęła się powolutku cofać. Koń natomiast szedł do przodu. Z każdym krokiem Kat w tył, on szedł do przodu. Dziewczyna westchnęła i opuściła ręce.
- Koniu, czemu za mną idziesz? - zapytała.
 Taaak, bo koń na pewno jej odpowie. Czekaj. To magiczna kraina, tu wszystko może się zdarzyć. Katelyn podeszła do niego bardzo powoli. Wyciągnęła jedną rękę.
- No chodź... Gdzie Twoja pani? - zapytała.
Istotą podeszła do niej. Dziewczyna była przekonana, iż koń da jej się pogłaskać. Zdziwiła się, zwierzę poszło przed siebie.
- Czekaj! - zawołała i pobiegła za nim.
***
Czarny doprowadził ją do małego domku. Był w złym stanie. Może w środku jest lepiej? Na zewnątrz nie wyglądał zbyt dobrze. Popatrzyła na zwierzę i zapukała do drzwi. Po chwili otworzyła dziewczyna. Nie wyglądała zbyt sympatycznie.
- Jam jest Katelyn Moon - zastępca przywódcy tego oto stronnictwa. - ukłoniła się. - A tak na poważnie, ten koń do mnie przyszedł i zaprowadził mnie tu.
Dziewczyna popatrzyła na czarnego uciekiniera.
- Dark Knight! - podeszła do niego i pogłaskała go. - Gdzie ty byłeś?
Katelyn przypatrywała się tej scence.
- A ty skąd jesteś? - zapytała czarnowłosa stojąca obok zwierzęcia.
- Ja? Stąd. - odpowiedziała.

---

<Evelyn? Wena chyba jakoś powróciła. Jestem zadowolona z początku, z końca nie zbyt. Ale jakoś wyszło. Mam nadzieję, że w miarę szybko odpiszesz. Jak masz jakieś pytania, to oczywiście możesz je napisać do mnie na hw, a ja ci wyjaśnię.>

środa, 11 stycznia 2017

Avafo ma towarzysza!


Imię: Iskra
wiek: 4 lata
Żywioł: Szybkość, woda
Moce: Umie gnać jak wiatr (lub szybciej), mało co ją prześcignie. Jest koniem. Kiedy połączymy swoje moce to tylko uciekać. Albo się bronić...
Właściciel: Avafo

♥Szukamy przywódcy wilków! ♥

♥Witajcie kochani♥
Z tej strony Katelyn, która kocha pisać posty informacyjne :3 A więc szukamy przywódcy wilków, tak jak nazwa głosi. 
Co trzeba zrobić?
  • Oczywiście mieć wilka,
  • Być aktywnym,
  • Zgłosić się do mnie na Howrse (kulka 2005),
  • Trzeba być zalogowanym na chacie,
  • Z aktywnością na chacie nie wspominam.
I to tyle ♥
Będzie ankieta. Ten, kto zdobędzie najwięcej głosów zostanie przywódcą ^^ tym samym modem na chacie. 
Chciałam jeszcze powitać nowych, którzy dołączyli, czyli Evelyn, Avafo, Dessin i Yvris!
Witamy i życzymy weny~!
Mam nadzieję, że będzie Wam się tu dobrze pisało, oraz będziecie aktywni
Słyszałam też, że kilka nowych osób chce dołączyć ♥ ale ciiii...

No i regulamin uległ zmianie. Proszę o zapoznanie się z nim!


Bardzo kolorowo, wiem. Ale tak jest fajnie ♥ 
A więc żegnam i pozdrawiam♥♥♥

wtorek, 10 stycznia 2017

Nowa postać!

Wiele minęło, wiele trwa - i chociaż już nie jesteśmy mocą tą, co niegdyś ziemią i niebem trzęsła, czym jesteśmy, jesteśmy: związkem mężnych serc, osłabłych pod ciężkim czasu i losu brzemieniem, silnych pragnieniem, by się z losem zmagać, szukać, znajdować, wędrować do końca.
Autor: black apollonia
Imię: Yvris
Pseudonim: Brak, choć w dzieciństwie matka nazywała go Ivy
Płeć: Mężczyzna
Nazwisko: Guthrie
Orientacja: Biseksualny, demiromantyczny
Rodzina:
• Edwin Guthrie - ojciec, szanowany profesor historii ogólnej; lat 61
• Sydna Guthrie - matka, gospodyni domowa; lat 58
• Mirth Coves - młodsza siostra, szczęśliwa mężatka i matka dwójki dzieci; lat 32
• Abram Coves - szwagier, prawnik i współwłaściciel dobrej kancelarii; lat 32
• Dillan i Prima Coves - siostrzeniec i siostrzenica, lat 9 i 6
Wiek: 34 lata
Głos: KLIK!
Charakter: Nie jest jednym z tych przystojnych kobieciarzy o morderczo wręcz białym uśmiechu i spojrzeniu przyciągającym płeć piękną niczym ten przysłowiowy magnes, jak to się często dzieje w podobnych historiach. Nie jest również mrocznym aniołem zemsty, który od środka aż wytatuował się obrazem śmierci żony i dwójki dzieci, poszukującym sprawiedliwości i zemsty na ludziach, którzy są odpowiedzialny za jego nieszczęścia. Nawet nie strzela magią z palca, w przeciwieństwie do większości otaczających go w chwili obecnej stworzeń rozumnych. Jest niczym więcej jak zgorzkniałym profesorem, niespełnionym literatą, tak różnym od osoby, którą niegdyś był. Młody student literatury, podchodzący do dzieł od strony czysto naukowej, podświadomie analizujący wszystko i wszystkich, niespecjalnie lubiący bawić się w wielkie uczucia i uparcie twierdzący, że ogniste romanse dobre są dla smarkaczy - on był przecież człowiekiem światłym, wykształconym, stojącym ponad gawiedzią i głoszącym mądrości minionych pokoleń, on nie miał czasu na takie głupoty jak miłość czy związki. Ambicja i arogancja buchały z niego w równych ilościach, doprawione dużą ilością dumy sprawiającej, że z natury patrzył na innych mocno z góry, uważając się za lepszego, mądrzejszego, niemal za istotę wyższą. Był inteligentem z krwi i kości, miłującym wyłącznie praktyczność, a za jedyną kochankę mającym naukę, pragnącym ze wszelkich sił naprawić świat i zbawić go od grzechu ciemnoty, niewiedzy, głupoty wynikającej z prostego braku edukacji i świadomości. Więc, ściągając na siebie ogromny gniew ojca wraz pogardą środowiska naukowego, rzeczywiście poszedł go naprawiać. I szybko okazało się, że rzeczywistość zwyczajnie go przerasta. Praca u podstaw okazała się być stekiem bzdur wymyślonym przez grupkę narwanych filozofów dla omamienia głupiego ludu - on nie miał do tego głowy, cierpliwości, a wkrótce także i chęci. Na zadupiu, gdzieś między magicznymi wilkami a kotami zmieniającymi postać na ludzką wedle własnego uznania, tytuł profesorki był nikomu do niczego niepotrzebny; ktokolwiek pragnął się edukować, już dawno z tego wygwizdówka uciekł, pozostawiając za sobą tłumek osób zbyt głupich lub zbyt zajętych pracą fizyczną zapewniającą im utrzymanie, by skorzystać z szansy podsuwanej im przez Yvrisa. Stał się znacznie bardziej nerwowy, o wiele szybciej wpadał w gniew i tracił nerwy nawet przy drobych wykroczeniach od jego własnych, prywatnych norm - a że od zawsze był językowym purystą i pedantem, to w rekordowo krótkim czasie irytować zaczęło go praktycznie wszystko w otaczających go ludziach, ich zachowaniach, przyzwyczajeniach, zwyczajach, słownictwie, sposobie mówienia i stylu bycia. Począł odizolowywać się od społęczeństwa, które przecież jeszcze niedawno pragnął wyciągnąć z umysłowej ciemnoty, szybko zyskując sobie - zresztą bardzo zasłużoną - opinię burkliwego, wiecznie o coś lub na coś wściekłego gbura najlepiej czującego się we włąsnym towarzystwie. Odrobinę ukojenia dla zszarganych nerwów znalazł w otoczeniu przyrody, której kojący wpływ sprawił, że jego nastawienie do życia z wolna zaczęło się zmieniać; nie analizował już, jak to kiedyś miał w zwyczaju, z oświeceniowca stając się kimś na kształt postromantyka, skrycie próbującego marzyć o tej samej wielkiej miłości, której kiedyś tak gorliwie się wypierał, ale nie odważając się przyznać do tego nawet przed samym sobą - któż bowiem zechciałby tak ponurego zrzędę jak on? Ostatecznie wkradła się do jego duszy obawa przed dopuszczaniem ludzi bliżej siebie i zamknął się przed nimi jeszcze bardziej, lękając odrzucenia. Wkrótce potem nadeszła spowodowana rutyną apatia i poczucie beznadziei, bezsilności, braku celu; wielkie ambicje zniknęły wraz z natchnieniem literackim pod wpływem szarej rzeczywistości oraz niemożności znalezienia w tej niedużej społeczności zrozumienia dla swych wielkich ideałów, a do połowy skończona powieść, dzieło i, można by rzec, jedyne, co wciąż łączyło go z poprzednim życiem, wylądowała zapomniana na ddnie szuflady. Był artystą, stał się czymś na kształt rośliny wegetującej bezmyślnie w miejscowej, niemal nieodwiedzanej bibliotece, starającej się jakoś przetrwać kolejny, łudząco podobny do poprzedniego dzień. A przecież liście usychają mu coraz bardziej, sprawiając, że i on sam coraz bardziej robi się podenerwowany, coraz bardziej krzykliwy i coraz bardziej niemiły w obyciu, coraz mniej się do kogokolwiek uśmiecha, bo i coraz mniej ma do uśmiechów powodów. Artyści bowiem bez uwagi otoczenia i sławy nie mogą żyć, tak jak roślina nie może żyć bez wody, a człowiek zwykły bez pokarmu i powietrza; a Yvris nie posiada ani jednego, ani drugiego, podobnie jak przeświadczenia, że może jednak jest jeszcze komuś do czegoś potrzebny. Prędko się denerwuje, często z błahych powodów (choć fakt faktem, że jemu samemu się one tak znowu błahymi nie wydają). Rzadko bywa agresywny, ale za to wyprowadzony z równowagi całkiem sporo przeklina. Potrafi co prawda zażarcie bronić swoich poglądów i racji, ale dzieje się tak praktycznie tylko i wyłącznie w wypadku dyskusji na temat literatury bądź czegokolwiek z nią związanego - wtedy zawsze musi mieć ostatnie słowo i można być pewnym, że nieprędko zapomni przeciwnikowi wykłócanie się z nim o coś, o czym ze względu na studia i pasję wie znacznie więcej. Ale w inne rozmowy rzadko się wdaje. W ogóle nieczęsto odzywa się niezapytany, jest mrukliwy, burkliwy i ogółem rzecz biorąc dość nieprzyjemny w obyciu, zupełnie jakby złośliwością i ponurym wyrazem twarzy starał się celowo odstraszać od siebie ludzi, ustrzegając się tym samym przed możliwością przypadkowego zaangażowania się w jakąkolwiek znajomość - odsuwanie od siebie innych wychodzi mu więc świetnie i najlepiej mu jest wmawiać sobie, że dobrze mu samemu, że nie potrzebuje nikogo i niczego, by w spokoju przeżyć swoje życie, już nawet nie myśląc o szczęściu. Szczęście bowiem od lat zdaje się być daleko poza jego zasięgiem, zwyczajnie dał więc sobie spokój z próbami złapania go. Jest dobrze tak, jak jest, bo zawsze mogło być przecież gorzej. Lubi myśleć, że chyba wreszcie nauczył się doceniać te małe rzeczy, a nie po prostu poddał się i zrezygnował ze swoich własnych marzeń. Okłamywanie się zawsze bądź co bądź przychodziło mu z zaskakującą łatwością.
Umiejętności: Od najmłodszych lat powtarzano mu, że posiada wyjątkowo lekkie pióro; bardzo dbano o jego edukację, cechuje się więc również bardzo bogatym słownictwem (ubożejącym nagle i w dużej mierze zastępowanym przekleństwami, gdy Yvris wpadnie we wściekłość), w zdarzających się więc coraz rzadziej chwilach natchnienia wciąż potrafi usiąść przy biurku i zacząć pisać. Dobrze piecze, potrafi gotować na poziomie podstawowym - jajecznica, naleśniki, herbata, może jakaś smażona pierś kurczaka z ryżem albo makaron z sosem ważywnym, ale raczej nic bardziej skomplikowanego. Płynnie w mowie i piśmie posługuje się językiem angielskim i włoskim, zna podstawy francuskiego i łaciny. Nie potrafi grać na instrumentach, nienajlepiej radzi sobie z technologią, a pod względem fizycznym jego pole zawsze było bardzo ograniczone - przy swoich 164 centymetrach wzrostu i drobnej budowie ciała nigdy nie należał do osób obdarzonych wybitną tężyzną fizyczną, szybko się męczył, a próby ćwiczenia baletu porzucił po pierwszych kilku miesiącach. Co prawda można uznać go za personę dość zwinną, biegałby również całkiem przyzwoicie, gdyby nie jego marna kondycja. Nie umie jeździć konno, nie uczęszczał na zajęcia szermierki czy łucznictwa, pływa również dość marnie - na tyle dobrze, by utrzymywać się na powierzchni i nie utonąć, ale pływaka olimpijskiego nikt nigdy nie próbował z niego zrobić, bo i sensu nie było. Jest raczej typem intelektualisty, inteligentnym, z rozległą wiedzą i bardzo dobrą pamięcią, ale oprócz tego raczej mało czym może zaimponować.
Zainteresowania: Literatura piękna i poezja (w szczególności postromantyzm wiktoriański), także niektóre okresy historii; częściowo cukiernictwo, a z braku innego zajęcia od pewnego czasu wypełnia sobie puste godziny nauką języków obcych
Zauroczenie: Brak
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Towarzysz: Brak
Co lubi:
• Ciszę i spokój
• Zapach książek
• Książki same w sobie
• Ciepłe wieczory
• Cukiernictwo i pieczenie ciast
• Zieloną herbatę
Czego nie lubi:
• Natrętnych, męczących ludzi
• Narzucania się
• Zawracania mu głowy niezależnie od powodu
• Deszczu i brzydkiej pogody
• Zimna
• Ekranizacji powieści
• Pozerstwa
• Hałasu
• Dzieci
• Dorosłych
• Osób starszych
• Nucenia, gwizdania, stukania albo pstrykania palcami
• Nieporządku i bałaganu
• Spóźnialstwa
• Późnego wstawania
• Lenistwa
• Prób wykręcenia się od pracy z powodu wyżej wymienionego
Ciekawostki:
• Ma bardzo niski próg bólu i potrafi zemdleć z powodu czegoś tak prozaicznego jak nieco silniejszy ból brzucha.
• Jego kanaliki łzowe zdają się momentami zupełnie go nie słuchać; Yvrisowi zdarza się, dość często zresztą, płakać z silniejszych emocji, głównie wściekłości lub bezsilności, i nie ma na to absolutnie żadnego wpływu - w jednej chwili łaja jednego ze swoich podwładnych, drąc się na całe gardło, a w drugiej czuje jak łzy zaczynają płynąć mu po policzkach, co przeważnie powoduje u niego jedynie jeszcze większą wściekłość.
• Jest ogromnym miłośnikiem poezji Alfreda Tennysona i Williama Blake'a, a także powieści Jane Austen i Victora Hugo.
• Ma paskudne uczulenie na orzechy, a do tego jego żołądek należy do tych przesadnie delikatnych i wybrednych, urządzających rewolucje przy jakichkolwiek odstępstwach od diety. Brzuch okropnie boli go szczególnie po potrawach ostrych.
• Nienawidzi nieporządku, a o swoją bibliotekę, wraz z każdym obecnym w niej tomem, dba jak o to przysłowiowe oczko w głowie. Pracoholizm, który narodził się z nudy i rutyny, w połączeniu z OCD każą mu kilka razy dziennie sprawdzać, czy wszystkie książki są na swoim miejscu, czy nic nie zostało przesunięte o niechciany centymetr w prawo, czy nic nie zostało uszkodzone. Spróbuj wprowadzić jakikolwiek chaos w jego rewirze, a będziesz mieć bardzo wściekłego i w stu procentach gotowego do dokonania mordu rytualnego Yvrisa na karku.
• Zamieszkuje w niewielkim jednopiętrowym domku na obrzeżach osady, na tyle blisko biblioteki, by mógł być w niej codziennie o siódmej rano, ale zarazem na tyle daleko od centrum, by w okolicy panowała idealna cisza i spokój. W ciepłe wieczory, po powrocie z pracy, ma w zwyczaju siadywać na ganku lub pod rosnącym nieopodal dębem z nosem w książce. W chłodniejsze zaś na ogół wybiera się na spacer do pobliskiego lasu.
• Mimo zamiłowania do natury, nie przepada za zwierzętami, a do roślin kompletnie nie ma ręki - od chwili, w której jako licealista zabił kupionego mu przez siostrę kaktusa, doszedł do wniosku, że woli więcej nie bawić się w ogrodnika.
• Podobnie ma się sprawa z jego zamiłowaniem do cukiernictwa: lubi przesiadywać w kuchni, bawiąc się w małego kuchcika i zagracając stół wypiekami, ale sam rzadko kiedy tknie jakiekolwiek słodkości, w szczególności te zrobione własnoręcznie. Otatecznie lądują więc one w pobliskiej cukierni, której właścicielka jest prawdopodobnie jedyną wciąż przychylną mu osobą w całym mieście (a zarazem jedyną osobą, do której sam Yvris czuje coś na kształt przyjaźni).
• Nie utrzymuje kontaktu z ojcem, który z kolei zabrania żonie kontaktować się z synem. Jednak z siostrą i szwagrem rozmawia dość często, skutecznie ukrywając przy tym przed nimi swoje problemy, niepewności i żale.
• Jest dalekowzroczny - choć jego wada nie należy do ogromnych, to jednak do czytania i pisania wciąż potrzebuje okularów.
• Nienawidzi zapachu papierosów i otwarcie gardzi każdym, kto się nimi truje. Sam nigdy nie palił, a głowę ma wyjątkowo słabą i upija się już przy trzecim kieliszku.
• Z natury mało sypia - na ogół nie więcej niż pięć i pół, czasem sześć godzin na dobę. Nie pija także kawy, uparcie twierdząc, że kofeina szkodzi zdrowiu.
Kierujący: frania099 / frania099@gmail.com

Nowa postać!

 ,,Sarkazm to najniższa forma humoru, ale najwyższa forma inteligencji."


Imię: Niewiele stworzeń miało ten zaszczyt, żeby poznać jej imię. Wadera bowiem postanowiła zachować dla siebie. Sama nie wie, czy niechęć do ujawniania swojego imienia została pokierowana tym, że chce zachować tajemniczość albo ostrożnością, którą nabyła w okresie dzieciństwa. Jeśli już bardzo chcesz wiedzieć, naszą bohaterkę zwą Dessin. Imię to wywodzi się z języka francuskiego, oznacza ,,wzór" i odnosi się do ciekawej przypadłości wadery. Jeśli już poznałeś imię tej postaci, staraj się nie używać zdrobnień. A więc wszelkie ,,Dess", ,,Desi" i inne zdrobnienia możesz od razu skreślić. Wadera tego nienawidzi.
Płeć: Wadera
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: Dessin sama nie potrafi określić swojego wieku. Mawia się przecież, że szczęśliwi czasu nie liczą. Zwykle podaje przybliżony wiek, czyli trzy lata. O ile to mija się z prawdą? Nie wiadomo...
GłosKLIK!
Rodzina: Wadera nigdy nie wspomina swojej rodziny. Nie dlatego, że o niej zapomniała. Nie dlatego, że się jej wstydzi. Dessin zabiła swoją rodzinę. Może nie do końca to jej łapy umoczyły się w krwi, ale to ona do tego dopuściła. Morderca, który został wpuszczony na tereny watahy przez młodą Dessin, która została wyznaczona do stróżowania, wybił wiele wilków. W tym również jej rodziców. Matka miała na imię Rea. Co noc, we śnie Dessin słyszy jej krzyk. Obudziła się na tyle wcześnie, żeby spostrzec, że coś jest nie tak. Dlaczego jest tak cicho? Nie zdążyła jednak cokolwiek zrobić, kiedy została zaatakowana przez napastnika. Rea pokładała w córce wszystkie swoje nadzieje. Uważała, że wyrośnie na kogoś wielkiego. Miała wielkie, błękitne oczy, w których często odbijała się radość. Nigdy nie płakała. Potrafiła w każdym dostrzec jego dobre strony, kiedy on już całkowicie siebie nienawidził. Była istnym aniołem wśród innych wilków. To jej śmierć Dessin przebolała najbardziej. Ojcem był dumny basior o imieniu Kefa. Ciemna sierść i umięśnione ciało sprawiało, że wyglądał na doskonałego dowódcę. Na takiego się właśnie zachowywał. Chciał dla siebie jak najlepiej, a los innych go nie obchodził. Dessin nigdy nie potrafiła zrozumieć, jak matka mogła go pokochać. Nierzadko zdarzało się, że Rea, która nie chciała mu się podporządkować, zostawała uderzona przez wściekłego basiora. Umarł we śnie. Dessin miała jeszcze małego braciszka o imieniu Chester. Często wyręczała matkę w opiece nad nim i dzięki temu między nią a basiorem utworzyła się bardzo silna więź. Chester zawsze brał starszą siostrę za przykład. Jego również spotkał ten sam los, rodziców Dessin.
Rasa: Wilk
Żywioł: Dzięki białej sierści i delikatnemu, zgrabnemu poruszaniu się Dessin można wywnioskować, że jej żywiołem jest śnieg.
Moce: 

  • Zamiana wody w lód – moc, która nie powoduje dużego zużycia energii. Dessin potrafi zamienić wodę w każdej ilości w lód. Działania nie może odwrócić. 
  • Zamiana czegoś ostrego w płatki śniegu – moc, która może nam się wydawać trochę wyjęta z bajki. Wadera potrafi zamienić ostrze, które leci w jej kierunku w śnieg. Nie jest to jednak tak proste, jak się wydaje. Zamiana trwa kilka sekund.

Charakter: Życie każdego z nas uczy czegoś innego. Ale na pewno większość istot przekonała się o tym, że nie warto wierzyć pozorom. Pozory są zjawiskiem naprawdę magicznym. Na czym więc polega ich magia? A no na tym, że potrafią w naszych oczach ukazać coś całkowicie odmiennym, niż jest w rzeczywistości. Kto nie spotkał się z tym, że małe, bezbronne zwierzątko potrafi boleśnie ugryźć? Skoro poznaliście już trochę magię pozorów, powiedzcie mi, jak ocenilibyśmy białą, niedużą waderę o ślicznym pyszczku? Zastanówcie się przez chwilę. Domyślam się, że uznalibyście ów wilczycę za istotę o równie pięknej i czystej duszy jak jej wygląd oraz bez skazy na sumieniu. Tutaj muszę was zaskoczyć, bo oceniliście Dessin zupełnie źle. Mimo ślicznego wyglądu wadera ta nie użyje, rozmawiając z tobą żadnego miłego słówka. Ha, jeśli w ogóle będzie raczyła z tobą porozmawiać. Ignoruje tych, którzy według niej poradzą sobie bez odpowiedzi na pytanie. Nie rozmawia z byle kim. Potrafi rzucić sarkazmem w przypadkową istotę i całkowicie kogoś zdołować. Co z tego, że masz depresję, kompleksy? Ona nie zawaha się przed ,,dobiciem" cię. Co za tym idzie, Dessin nie potrafi pocieszać. Wszystkich płaczących i potrzebujących omija szerokim łukiem. Czy jest egoistką? Trudno stwierdzić. Nie przywłaszcza wszystkiego dla siebie. Bierze tyle, ile jej potrzeba, ale sama nikomu nie da niczego. Chyba że będzie jej to zbędne. Dessin jest bardzo ostrożna. Nie uwierzy w nic, jeśli się jej tego nie udowodni. Stara się nie rozmawiać z obcymi i unikać tych, którzy wyglądają na podejrzanych. Nie uważa siebie za władcę i nie chce, żeby wszyscy jej się podporządkowali. Woli trzymać się bardziej na uboczu, a dyrygowanie wszystkimi pozostawić tym, którzy się do tego nadają. Łatwo ją zdenerwować. Dessin rzadko pamięta o czymś takim jak pamiętanie nad sobą, więc uważaj, żeby nie przyozdobiła twojej głowy guzem, bo dysponuje ogromną siłą. Prawie wcale nie płacze. A jeśli już zamierza to zrobić, to dopiero po upewnieniu się, że nikt jej nie widzi. Nie lubi, kiedy ktoś wie o jej słabościach. Woli dawać wrażenie nieugiętej i obojętnej na wszystko. W sumie to jest obojętna. Przechodzenie obok czyjegoś cierpienia bez odwrócenia głowy w jego stronę można nazwać obojętnością. Wadera jest zawsze szczera. Nie potrafi kłamać i bez problemu można odkryć, że łże. Mimo swojej wrednej natury Dessin zdarza się też kogoś polubić. Z reguły nie lubi przebywać w czyimś towarzystwie, a inni sami od niej uciekają. Jeśli jednak przekona się do kogoś i uzna, że można go polubić, będzie skłonna skoczyć za nim w ogień. Wadera potrafi silnie się przywiązać. Nie wyżala się nikomu. Swoje sekrety i problemy zostawia tylko i wyłącznie dla siebie. Źle by się czuła z tym że ktoś zna jej tajemnice i w każdej chwili może je wyjawić komuś nieodpowiedniemu. Dessin nie jest marzycielką. Zawsze patrzy na świat okiem realisty. Jest inteligentna, chociaż czasem zdarza jej się najpierw zrobić, a później pomyśleć. Ma bardzo dobrą pamięć. Jeśli już komuś zaufała (a potrzebuje do tego na prawdę wiele czasu) i została przez niego zraniona, prawdopodobnie nigdy mu tego nie zapomni. Utratę zaufania można porównać do stłuczenia drogiego, szklanego naczynia. Można posklejać kawałki, ale zawsze pozostaną ślady po upadku. Dessin nie potrzebuje pomocy. Jest samowystarczalna i najlepiej poradzi sobie bez niczyjej pomocy. Nie okazuje skruchy nawet przed najbliższymi. Jest na to zbyt dumna. Sama nie wymaga od innych przeprosin. Wystarczy tylko, że ten, kto ją zranił, najszybciej usunie się z jej życia. Zwykle nie mówi dużo, zwłaszcza o sobie. Potrafi się jednak rozgadać. Jest opiekuńcza i uwielbia towarzystwo szczeniąt. Przy nich stara się być miła i delikatna.
Aparycja: Jak już wspomniałam, imię wadery nie jest przypadkowe. Przypomnę, że oznacza ,,wzór". Oko Dessin otaczają bowiem dwa okręgi – jedno niebieskie, a drugie czerwone. Pojawiają się one na jej sierści po kawałku co jakiś czas. Nie wiadomo, skąd one się biorą. Sierść waderywadery jest biała i miękka w dotyku. Mimo niewielkiego wzrostu Dessin jest silna. Jej wielkość pozwala jej na wykonywanie szybkich zwrotów w trakcie biegu, a dobrze umięśnione łapy zapewniają szybkość. Boki wadery zdobią skrzydła, które są jednak zbyt małe, żeby ich posiadaczka mogła wznieść się na nich w górę. Pełnią więc funkcję ozdoby, a także odpychają napastników. Ofiara, która w każdej chwili może odlecieć, nie jest przecież dobrym celem.
Umiejętności:
Dessin potrafi coś szybko zaplanować.
Ojciec uczył ją walczyć, a więc potrafi się obronić.
Zna się na roślinności i potrafi odróżnić rośliny trujące od jadalnych.
Potrafi przebyć długi dystans bez zmęczenia.
Zauroczenie: Dessin z trudem przychodzi nawiązanie nowych znajomości, a tym bardziej zakochanie się w kimś. Wielu adoratorów uciekało już od niej z podkulonym ogonem. Żaden basior dotychczas nie zwrócił jej uwagi.
Partner: Silver
Potomstwo: Nie ma potomstwa, a posiadanie go jest jednym z jej najskrytszych marzeń.
Towarzysz: Posiadanie towarzysza jest dla niej zbędne. Nie ma i prawdopodobnie nie będzie miała.
Co lubi: 

  • Młode,
  • Przyrodę.

Czego nie lubi:

  • Użalania się nad sobą,
  • Wywyższania się,
  • Silver'a

Ciekawostki:

  • Boi się wody. Jako mały wilk wpadła do rzeki i nie mogła się z niej wydostać. 
  • Często choruje.
  • Ma dobrze rozwinięte zmysły.

Kierujący: samoyed [H]

Od Evelyn

Obudziły mnie natarczywe promienie słońca, walące prosto w moją twarz.

- Jakby nie było innego miejsca na świecenie. - westchnęłam do siebie i przeciągając się zeszłam z mojego łóżka.

W zasadzie to była stara kanapa z której wystawały sprężyny ale mniejsza z tym. W końcu idealnie spełniała swoje zadanie; miała nie dopuścić abym zasnęła na dobre. Poczłapałam do kuchni, zabrałam kromkę chleba posmarowaną musem z truskawek i ją zjadłam. Potem wróciłam do sypialni, przebrałam się w moje ciuchy i po namyśle przypasałam sobie pochwę z moim mieczem, a przez ramię przewiesiłam łuk. Wyszłam z domu i skierowałam się jak co dzień do leśnego jeziora, które znajdowało się niedaleko mojej polany. Rozejrzałam się dookoła, upewniając się że nikt mnie nie obserwuje ani nie znajduje się w pobliżu, zrzuciłam ubrania ubrania i dałam nurka do lodowatej wody. Chwilę popływałam, rozkoszując się orzeźwiającą kąpielą i wyszłam na brzeg. Osuszyłam się ciepłym prądem powietrza, który gdzieś niedaleko swawolnie dryfował w przestrzeni i ubrałam ubrania, które wcześniej bezwstydnie porzuciłam. Potem truchtem wróciłam na polankę na której stał mój domek i weszłam do szopy. Na podłodze wyłożonej sianem leżał Dark Knight i jak gdyby nigdy nic sobie drzemał.

- Wstawaj leniuchu, potrzebuję twojego grzbietu! Knight tylko uchylił powieki, prychnął i stwierdził:

- A tobie niby po co te dwa badyle, które wy ludzie nazywacie nogami?

- Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami i wyszłam z królestwa mojego konia.

Niespiesznie weszłam do lasu i zaczęłam uważnie lustrować otoczenie. Nagle kątem oka dojrzałam poruszenie w trawie. Wytężyłam wzrok starając się rozpoznać postać, która okazała się królikiem. Wzięłam więc nałożyłam strzałę i naciągnęłam łuk, celując w moje przyszłe jedzonko. Przymrużyłam oczy i wypuściłam pocisk. Królik zaniepokojony świstem, stanął słupka i padł przeszyty strzałą.

- Tak! W dziesiątkę. - ucieszyłam się.

Zabrałam łup i wróciłam do domu. Oporządziłam królika i część mięsa wrzuciłam na blachę, przyprawiłam i włożyłam do miejsca przeznaczonego na pieczenie chleba, a drugą część też przyprawiłam i odstawiłam do marynowania. W między czasie zostawiłam cały ten kuchenny rozgardiasz i poszłam do mojego przyjaciela. Dałam mu wody i siana, wyczyściłam go, a po pogawędce wróciłam do kuchni. Wrzuciłam kilka szczapek do pieca i rozpaliłam ogień. Umyłam i pokroiłam warzywa, przełożyłam do garnka i dolałam wody. Gdy już zrobiły się miękkie, mięso wrzuciłam na patelnię i podlałam wodą. Po godzinie obiad był gotowy. - Całe szczęście, bo byłam już naprawdę głodna. Spałaszowałam talerz, a resztę odstawiłam na później.

Czasami naprawdę przeszkadzało mi życie w takiej norze, ale nie znosiłam zbyt nowoczesnych wygód. Bez prądu i wody radziłam sobie doskonale. Jakoś żyłam bez dostępu do techniki. W każdym razie tęskniłam za ludźmi. Czasami czułam się bardzo samotna, ale celowo żyję tu sama. Dobrze że mój koń rozumie jak się czuję i przynajmniej z nim mogę pogadać.

---

<Ktoś?>

niedziela, 8 stycznia 2017

Nowa postać!

autor: safiru

Imię: Avafo
Płeć: wadera
Orientacja: hetero
Wiek: 2lata i 8miesięcy
GłosKLIK!
Rodzina: brak
Żywioł: Woda, powietrze
Moce:

  • Wywołuje wode i może nią kierować, 
  • Może zmieść koty w zasięgu paru metrów

Charakter: Pewna siebie, odważna, odda życie za swoich przyjaciół. [Katelyn: trochę za krótki :/ wyślij mi na Howrse trochę dłuższy ;)]
Umiejętności:

  • umie trochę mówić po ludzku,
  •  całkowicie zna mozliwości swoich mocy.

Zauroczenie: brak
Partner: brak
Potomstwo: brak
Towarzysz: będę mieć ale jeszcze nie teraz
Co lubi: konie, ludzi, opowiadanie historii
Czego nie lubi: kotów
Ciekawostki: brak
Kierujący: corogo (howrse)

Evelyn ma towarzysza!


Imię: Dark Knight
Wiek: 4 lata (końskie jakby co)
Żywioł: Powietrze
Moce: 

  • Może dzielić swoją moc z właścicielem, jeśli tylko mu bezgranicznie ufa, 
  • panuje nad prądami powietrza (lata, panuje nad wiatrem) i wznieca burze

Właściciel: Evelyn

Nowa postać!



Imię: Evelyn
Pseudonim: Evie
Płeć: kobieta
Nazwisko: Charnedlight
Orientacja: hetero
Rodzina: brak
Wiek: 19
Głos: KLIK! (6:09 min)
Żywioł: woda i powietrze
Moce:

  •  komunikacja pozawerbalna (włączając zwierzęta), 
  • panowanie nad prądami powietrza, 
  • panowanie nad wodą, 
  • szybka regeneracja (nie działa gdy zostanie otruta)

Charakter: tajemnicza, małomówna, nieufna, czasami samolubna i egoistyczna, w jej oczach zwykle widać smutek, bystra, pomysłowa. Za krótki :/ prosiłabym o wysłanie dłuższego na Howrse, dzięki.
Umiejętności:

  • posługiwanie się mieczem i łukiem, 
  • zwinność, 
  • jest dość szybka

Zainteresowania: rysowanie, muzyka, jazda konna, czytanie i pisanie książek
Zauroczenie: brak
Partner: brak
Potomstwo: brak
Towarzysz: Dark Knight
Co lubi: uwielbia fantasy, czarny kolor, czekoladę i żelki (w zasadzie słodycze)
Czego nie lubi: Horrorów, otwierania się na ludzi, zwierzeń (w sensie ona komuś), kotów
Ciekawostki:

  • nie ma nic do wilków i pragnie pokoju

Kierujący: W.B (howrse)

sobota, 7 stycznia 2017

Od Avaresh'a

Zacznijmy od tego, że Avaresh zafascynował się czymś takim jak.. książki. Tak, dokładnie książki. Nie raz zdarzyło mu się zabrać je z ludzkich terenów i przechowuje w swojej skrytce, która jest już kompletnie nimi zapchana. Kradzież? Nie.. w końcu się nienawidzimy, gdzie tutaj znajdziesz takie słowo w słowniku. Skoro możemy się mordować i "gwałcić" to co za różnica. Jednakże, przez to narodziła się jego nowa pasja. Zapragnął sam napisać jedną z nich. Nauczył się rzetelnie ludzkiego języka i nie jest już w tym taki zły. Warto jeszcze wspomnieć jakie rodzaje książek polubił i o dziwo nie były to jakieś historyczne, detektywistyczne czy romansidła... pokochał takie, w których pojawiało się coś czego nie znał. Najbardziej pobudziły jego emocje stworzenia nazywane "zombie". Bezmyślne, martwe stworzenia, które zapragnęły ludzkiego mięsa. Wiele razy się zastanawiał, czy napisać coś takiego, jednak jednym z nich będzie... wilk? Nie.. brzmi to co najmniej komicznie. Przysiadł, trzymając w zębach długopis. Zamyślił się i zaczął..
"Nasz kochany rząd wprowadziłby stan wyjątkowy, uruchomił wojewodów i sztaby kryzysowe oraz centra koordynacji na zasadzie zwalczania epidemii. Tylko, że...
Każde duże skupisko ludzi, to wylęgarnia zombie. Każde miasto staje się potencjalnym siedliskiem zarazy. Trzeba by izolować miasta. Wojsko stara się ewakuować wszystkich zdrowych cywili."
Przechodząc z dwoma strażnikami obok ich głównej kwatery usłyszał pierwszy raz to co dzieje się na świecie, spojrzał zszokowany przez szybę wpatrując się w telewizor, tak samo postąpili Ci co go prowadzili. Widział nagranie jak człowiek rzuca się na drugiego. Przecież to niemożliwe... filmy o zombii zawsze były jego ulubionymi, ale takie coś nie miało prawa się stać. Filmowego zombie interesuje tylko jedno, dopaść żywego człowieka i zjeść jego mózg, czy jakikolwiek narząd. Zabity w tak drastyczny sposób człowiek też staje się zombie i rusza na łowy. Filmowe zombie mnożą się w postępie geometrycznym, jak wirusy najbardziej śmiercionośnych chorób. Według ustaleń tych badaczy, gdyby doszło do inwazji zombie, to ludzkość by stanęła na krawędzi zagłady.Chłopak wszystko analizował sobie w głowie, jednak nie potrafił do końca trzeźwo myśleć, czuł strach, ale przez tą mieszaninę emocji przebiła się ulga że te stwory się tutaj nie dostaną, to przecież największe i najlepiej strzeżone więzienie na świecie. Chłopak ponownie skupił się na magicznym pudełku który jest jedynym źródłem informacji z zewnątrz. Widział wojsko, próbujące ratować miasta. Z drugiej strony ewakuacja całego miasta trwa za długo. Odizolowanie i ewakuacja "zakażonej" dzielnicy to operacja nie do wykonania w krótkim czasie potrzebnym do ograniczenia ogniska zarazy. A trzeba uruchomić wszystkie służby medyczne do identyfikacji zainfekowanych. Wyobrażacie sobie histerię i panikę w szpitalu, gdzie trafia człowiek w trakcie przemiany? Luxio, krótkowłosy młodzieniec czuł, że postępował tak jak jest w filmach, ale ich także nie powinno się ślepo słuchać, w każdym pojawiają się inne, próbował dostrzec najmniejsze szczegóły na wszelki wypadek i mu się udało. Jeden z żołnierzy strzelił przemienionemu człowiekowi w głowę, a ten już się nie podniósł, już wie jak je zabić, chociaż tyle. Nagle obraz zaczął być niewyraźny i słychać było szumy. Jeden ze strażników wstał jak najszybciej machając na prawo i lewo anteną. Poczuł uderzenie w tył głowy.
- Ruszaj się - Usłyszał w głosie strażnika przerażenie.
Jego cela była w Sektorze dalej, dużo tędy już go prowadzili irytowało ich to jak im mądrze odpowiadał na pytania, był uczonym. No tak co ktoś inteligentny robi w więzieniu. W jego wypadku posiadanie mocy było przekleństwem straciłem wszystko na co zapracował. Ale szybko zrozumiał, że teraz może mu to uratować życie. Wrócił myślami do "apokalipsy" Blokady ulic, zamknięcie dworców kolejowych, autobusowych, lotnisk daje w efekcie masową panikę ludzi, którzy chcą znaleźć się jak najdalej od zagrożenia.. Grzeczne prośby o pozostanie w domu nie zdadzą się na nic. Masowy exodus z miast prowadzi do paraliżu komunikacyjnego i wywleczenia zarazy na prowincję poza wszelką kontrolą. Chciał nie chciał trzeba wprowadzić stan wojenny. Skądś to znamy, ale tym razem zombie nie niosą transparentów solidarności. Wcześniej czy później wojsko zacznie strzelać do ludzi. Zaufanie do państwa, o ile takie jeszcze istniało, trafia szlag. Poza wojskiem, policją, służbami porządkowymi, strażą graniczną, sokistami, ochroniarzami prawie nikt nie jest przygotowany do zwalczania zombich, nie ma czym oprócz środków improwizowanych. Kwestia wiary, religii i kościoła tylko komplikuje sprawę, bo im większe skupisko ludzi, tym więcej potencjalnych zombie. Każda instytucja państwowa, samorządowa, społeczna, każda jednostka organizacyjna przestaje istnieć. Przetrwają odizolowane grupki wegetujące do wyczerpania zapasów. Wiedział, że może analizować sytuacje jeszcze spory czas, gdyż do jego celi była nie krótka droga. Jednak usłyszał okropne wrzaski. Spojrzałem przed siebie, na końcu korytarza w plamie czołgał się mężczyzna w niebieskim stroju strażnika.
- U-u-uciekaj... - Nie dokończył gdy nagle skoczył na niego inny mężczyzna w tym samym stroju nasiąkniętym krwią. Chłopak poczuł jak jego ciało drży, a drobinki potu spływają po czole. Stwór wstał i zaczął patrzeć się w jego stronę. Ku*wa.. Ku*wa.. Ku*wa.. Luxio czuł że tutaj zginie, ale nie chciał tego, zobaczył jak strażnicy wyjmują pistolety drżącymi rękoma.
- Stój! Nie zbliżaj się! - Wrzasnął jeden z nich i w tamtym momencie to coś ruszyło na nich biegiem
No strzelajcie do ku*wy nędzy! Poczuł jak nogi uginają się pod nim. W końcu usłyszał strzał, niestety koło jego ucha, upadł na ziemię a wszystko było rozmazane i ten okropny pisk w uszach. Słyszał krzyki coś przebiegło nad nim. Nie wiedział co się dzieje. Zaczął się szarpać w nadziei, że znajdujące się kajdanki na jego rękach ustąpią, ale nic to nie dało. Próbował uspokoić przyspieszony oddech i serce które prawie wyszło z klatki piersiowej, przed jego oczami pojawiły się wszystkie wspaniałe chwile z życia. Mam zginąć tutaj? W taki sposób? Poczuł ogromny ciężar na sobie, czyjeś ciało go przygniotło, od razu jego orientacja w napływie strachu się poprawiła. Poczuł jak kropelki krwi kapią na jego policzek. Przerażonymi oczami patrzył na ciało funkcjonariusza z dziurą w głowie znajdującą się centralnie przed jego twarzą. Jego skóra była popękana i stara, a krew zakrzepła. Przecież to niemożliwe, przecież dosłownie sekundę temu zginął. Rozejrzał się nerwowo dokoła, słyszał wielokrotne strzały i co chwile koło niego upadały kolejne ciała, które po chwili wstawały. Nie widziały go.. jakim cudem? Przypatrywał im się uważnie. Nie atakują swoich rzucają się tylko na funkcjonariuszy. W dodatku były okropnie szybkie, nie minęło kilka minut a stwory przedostały się przez mur uzbrojonych ochroniarzy. Leżał tak cały czas wpatrując się w sufit, nie mógł uwierzyć, ze to się dzieje, musi się jak najszybciej stąd wydostać. Myślał nad tym co by najprawdopodobniej postąpili wojskowi, natychmiast zamknęliby i uszczelnili granice patrolowane z lądu, wody i powietrza. Deklarują pomoc medyczną i humanitarną, wsparcie ratownicze i wojskowe, które nadchodzi w znikomej ilości niesione tylko przez ochotników. Żesz ku*wa, poczuł łzy w oczach, jak to g*wno tak szybko się tutaj dostało? Przecież to wybuchło cztery państwa dalej... Nagle zauważył, że już jakiś czas jest cisza. Chłopak wydostał się powoli spod ciała. Rozejrzał się gwałtownie i stwierdzając że nie ma tutaj zagrożenia podniósł broń sprawdzając jej magazynek, pusty... Dokoła było mnóstwo zużytych naboi. Nosz... zacisnął pięści i przejrzał kilka pistoletów miał szczęście, gdyż natrafił na dwa naboje. Najwyżej jeden będzie dla niego. Dopiero teraz zauważył, że kajdanki które go więziły były wręcz połamane. Czyżby jakieś nadprzyrodzone moce się w nim budziły? To raczej nie czas na żarty... Ruszył powolnym krokiem przed siebie, obrał kierunek swojej celi bo tylko tamte tereny znał.
- - - -
Wbił sztylet w ścianę pociągając go mocno w skos tworząc kolejną kreskę. Ile to już? Spojrzał na ścianę pokrytą zarysowaniami, a każde oznaczało jeden dzień. 7 miesięcy... Najprawdopodobniej w kraju panuje zdrowa paranoja, żadnego zaufania do drugiego człowieka, wzajemna wrogość. Z trudem powstają małe wspólnoty ocalonych. Muszą szukać odizolowanych, samowystarczalnych miejsc z ograniczonymi drogami dostępu. I tak wracamy do plemiennego średniowiecza. Każda zdolna przetrwać grupa musi "oczyszczać" teren wokół siebie. Oparł czoło o szarą ścianę, samotność jest w tym wszystkim najgorsza, co prawda tak najłatwiej jest przeżyć, chociaż grupa też ma swoje plusy. Przejechał ręką po karku gdzie była wszczepiona maska, nadal się do tego nie przyzwyczaił, czuł pewien dyskomfort mimo iż sam to wymyślił. Przyłożył dłoń do ust i wydał z siebie głuchy dźwięk zmęczenia, poczuł jak jego oczy powoli się zamykają. Kiedy przyszedł czas by je otworzyć zobaczył przed sobą czyjąś sylwetkę..."
Basior czując pokrzepiający ból w karku wyprostował się.
- Chyba czas na przerwę - Charknął pod nosem i zaczął rozmyślać, nic nie mogło odciągnąć go od jego opowiadania. Zastanawiał się jak postąpić dalej. Oczywiście miał w głowie rozbudowaną całą fabułę, kiedy co i jak ma napisać, jednak... przed mężczyzną umieścić obrzydliwego stwora, czy może kobietę i zarazem bratnią duszę. Martwił się, że raczej nie poradził by sobie z głębokim romansem w takim otoczeniu. A zombie, byłoby takie oczywiste.
- Typowe myśli wilka, nieprawdaż? - Zaśmiał się sam do siebie i nieoczekiwanie dostał odpowiedź.

---

<Zabawię się w "ktosia". xD Ktoś?>

wtorek, 3 stycznia 2017

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Nowa postać!

Bardzo serdecznie witamy pierwszego członka, oprócz adminów :D! Cieszę się, że spodobała Ci się nasza wataszka i życzymy dużo weny u nas! Najdłuższy formek jaki widziałam <3 

Embarence Your Dreams
And Whatever happens 
Proteckt your Honor
Wykonał/a: tiffashy
Imię: Avaresh
Płeć: Basior
Orientacja: Heteroseksualny
Wiek: 6 lat
Głos: KLIK!
Rodzina: Ofiary wiecznych walk, ma jeszcze siostrę, której nie widział od lat.
Żywioł: Światło
Rasa: Wilk
Moce: Potrafi wytworzyć kulę światła, która wybucha i oślepia przeciwnika. Pomyślicie, że ktoś może przecież odwrócić wzrok, jednak ma zdolność tworzenia jej w dowolnym miejscu z zasięgiem dwudziestu metrów. Już bardziej rozbudowaną umiejętnością jest tworzenie takowej kuli i doprowadzić ją do prawdziwej eksplozji. Im dłużej przeczeka, tym większy zasięg ma wybuch. Bardzo przydatną umiejętnością jest regeneracja, gdzie stoi w promieniach słońca, bardzo szybko odzyskuje siły.
Mina - rzuca na ziemię klątwę, która przybiera postać skomplikowanego symbolu. Kiedy oponent stanie na minie, ta zaczyna piszczeć. Jeśli osoba stojąca na symbolu poruszy się, mina wybucha. Jest jednak trudno w nią wpaść, gdyż świeci, taki minut jego żywiołu, jednak wielu jest zainteresowanych światełkiem i sami w to wchodzą.
Charakter: Można go poznać z dwóch perspektyw, przyjaciela i dowódcy (Dowódcy - ma bardzo władczy charakter, co jest zwykle ukazywane na początku). Obie się od siebie różnią i nigdy nie pokrywają. Zacznę jednak od jego nieposkromionego i bystrego umysłu, gdy rządzi innymi twardą ręką, mimo braku posiadania wysokiego stanowiska. Początkowo nie był akceptowany przez swój lud, uważali, że ktoś bez praw nie powinien się rządzić. Dodatkowo rozpoczął to w bardzo młodym wieku. Mimo braku zaakceptowania, Avaresh rozpoczął rządy ogromnymi zmianami, w tym walką z ludźmi o tereny. Teraz jest bezwzględnym władcą i bohaterem swego ludu. Nie raz pokazał, że jego lud jest dla niego cenniejszy niż jego własna dusza. Pomyślicie, że jest psychiczny i do tego zadufany w sobie? Cóż trzeba sobie jakoś radzić. Jednak tak uzyskał bezwzględne oddanie i zaufanie wilków. Utrzymuje nieskazitelną reputację swoich ludzi, jeśli coś niedozwolonego stanie się na ich terenie, bierze za to pełną odpowiedzialność. Nawet, gdy dojdzie do ataku ludzi z wcześniej nieprzewidzianej perspektywy. W czasie obrad, wypowiada się ze spokojem i dumą, lecz rozumie, że kiedy nie podziałają argumenty, musi podnieść głos, co mu się nierzadko zdarza. Do takowych walk dochodzi z jednym ze starszych i doświadczonych wilków. Oba osobniki niestety nie potrafią podtrzymać dumy jeśli przychodzi do konfrontacji. Mimo traktowania, każdego równo Avaresh uważa go za bezmózgiego osiłka, natomiast opinia Halforca na temat wilka sięga do: jedynie wymądrzałych gadek i braku działania. Zdanie Avarasha jest bardzo szanowane przez dowódców, jest on nie tylko błyskotliwy, ale także dostał miano taktyka, jednak nie potrafi on dobrze rozłożyć ataków, jest on w tym co najmniej słaby. Jednak nazywają go tak, gdyż ma niezwykłe pomysły ulepszania zapraw obronnych. Mimo wieku, nadal jest brany za rozmarzonego młodzieńca. Dzięki niezwykle dobrym umiejętnościom logicznego myślenia i sokolego wzroku potrafi szybko podać przybliżoną liczbę atakujących przeciwników. Potrafi także prędko podejmować decyzje, lecz w połowie przypadków są one błędne, jednak dzięki szybkiemu reagowaniu straty są dużo mniejsze, niż jest to przypuszczane. Jest on bardzo punktualny i nie zabraknie go na żadnym bardziej lub mniej ważnym wydarzeniu. Kiedy do jego rąk dojdzie dokument mówiący o potrzebie wsparcia, wyśle je natychmiastowo nie zważając, czy jest to przegrana już bitwa, jednak sam zawsze rusza na pole bitwy. Jak mają ginąć jego ludzie, to on razem z nimi. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że wilki mają rację mówiąc iż jest to nieodpowiedzialne zachowanie, gdyż tracąc ludzi możemy stracić tereny. Ma on na to sposób, za każdym razem zostawia notkę z napisem imienia i nazwiska kolejnego następcy. Co śmieszniejsze za każdym razem widnieją na niej inne dane. Ewidentnie traktuje siebie jak króla i myśli, że inni też tak robią, co za beznadziejny przypadek. Przez liczne walki utrzymał niezwykłą formę. Niesie to jednak za sobą, również złe skutki, jego ciało jest w wieku miejscach okaleczone, raz stracił całą łapę, jednak ta część ciała została przyszyta. Z powodu wiecznego, jak on to nazywa "zrzędzenia" innych, stał się lekko rozkojarzony, przez co w pewnym momencie potrafi podać niezwykle mądry pomysł, a po chwili jakby zapomniał co powiedział i zaczyna rozpaczać, żałując tego co powiedział, bo jest święcie przekonany, że z jego ust wyszły same brednie. Warto wspomnieć, że względem swoich już genialnych pomysłów, popartych przez wilki jest bardzo zdeterminowany i chce je wykonać na zaraz, nawet jeśli są to kilkuletnie prace. Co potrafi dokonać wilk, gdy ma przy sobie wsparcie innych. Podczas bitew potrafi być niezwykle szlachetny, czasami uprzedza wrogów (spotykając ich kilka kilometrów przed wojskami wilków) i sugeruje im by zawrócili. Jedni uważają to za głupotę i lekkomyślność, drudzy powiadają, że niemożność zabijania nie jest słabością. Avaresh ma "talent" do jednania sobie ludzi, kiedy poznajesz go pierwszy raz masz wrażenie, że wszelkie historie(Przynajmniej on myśli, że takowe istnieją) na jego temat nie są ani trochę przesadzone i tak pozostanie póki ma na sobie "koronę", a wraz z tym dumny chód i szlachetne słowa. Jednak, kiedy ten najbardziej ceniony przez niego przedmiot znajdzie się na czerwonej poduszce, nagle masz wrażenie, że te historyjki to jakieś żarty. W końcu jak spotykasz roześmianego wilka na środku polany, dodatkowo zakrytego peleryną nigdy nie pomyślałbyś, że to ktoś rozsądny. Na temat jego wyglądu krążą jedynie plotki, a i tak rzadko kiedy ktoś go rozpozna. Kiedy staje się "zwykłym" basiorem, jest bardzo uszczęśliwiony pogodnymi wymianami zdań z resztą wilków. Więc tak poznajemy jaki jest za swoją dowódczą godnością! Pierwszą rzucającą się w oczy cechą jest to że chciałby zbawić cały świat i zakończyć wszelkie wojny. Sam zdaje sobie sprawę z tego, że to tylko dziecięce mrzonki, jednak z nich nie rezygnuje i jest pewien każdego słowa, które wyszło jego usta. Ma niezwykły talent jednania sobie ludzi, sam jego charakter sprawia, że inni chcą za nim podążać i go wspierać. W prywatnym towarzystwie wychodzi zwykle na głupka z przebłyskami mądrości, ponieważ zawsze chce poprawić komuś humor. Jedyne momenty, gdy staje się dupkiem, to w momencie, gdy jest bliski śmierci, nie boi się stawić jej wyzwanie. Jest w tedy kimś zupełnie innym. Jako osoba z nie do końca sprawną łapą namawia zdrowych ludzi do wykorzystania swoich silnych nóg, by iść wciąż do przodu. O tak, lubi wspierać linnych, a najbardziej uwielbia zafascynowane nim szczeniaki, wtedy jego inteligencja przekracza dopuszczaną normę. Wsłuchują się w każde jego słowo, ale nie można mu odmówić, że jego słowa w takich momentach są na prawdę pouczające. Pokazuje także jego heroizm, zrobiłby wszystko dla dobra innych. Pozostańmy jednak przy jego nastawieniu do obcych. Nie pokazuje wielu uczuć prócz miłego uśmiechu na ustach, a czasem nawet przyjaznego śmiechu. Jak bardzo ciekawy świata jak i ludzi. Nie ma trudności zadawać nawet najbardziej prywatne pytania. Każdego uważa za swojego przyjaciela, a jeśli ktoś nie chce nim być i ucieka się do wulgarnych słów to wyzywa go na pojedynek. Oczywiście pod warunkiem, że jeśli wygra zostaną przyjaciółmi. Równie dziecinny, naiwny i śmieszny sposób co w przypadku karteczki z imieniem następcy. Jednak podczas takich potyczek jest honorowy. Z chęcią dzieli się z ludźmi swoimi poglądami i nie stara się zmienić innych, przynajmniej oni tak myślą. Delikatnie przekazuje, że to co robią jest złe (jeśli rzeczywiście takie jest). Może się wydawać, że Avaresh wypracował chęć częściowego zauważenia. Jednak nie pod względem dowódctwa, a przyjaciela i towarzysza. Nie raz odczuwa srogą samotność i nie można mu odmówić delikatności wobec uczuć. Kiedyś dowiedział się przez to jaką wielką wadą jest chęć zemsty i każdego napotkanego od tego odciąga. Chęć to tylko początek, niestety nie ma rozwinięcia, jest dokonanie zemsty i to koniec... pozostaje po tym tylko żałować. (Uwaga charakter specjalnie miał wyjść na taki groteskowy - groteskowy oznacza przesadzony/nad wyolbrzymiony)
Aparycja: Umaszczenie Avaresha składa się z czterech kolorów. Całe jego podbrzusze, uszy i dolna szczęka są pokryte ciemną szarością. Komponuje się to z granatową sierścią, która pokrywa resztę ciała, prócz karku, pleców i ogona. Jego oczy są koloru głębokiego błękitu, który znajduję sie także na "antence" włosów i końcówce ogona. Długa i postrzępiona sierść znajduje się na jego karku, a im dalej od tego punktu, to staje się coraz krótsza. Czerń pokrywa całe jego plecy i początek ogona. Tego samego koloru, ma również skarpetę na przedniej lewej łapie.
Umiejętności:
-Potrafi szybko nawiązać z kimś dobry kontakt,
-Szybka regeneracja, przez posiadanie dużej wytrzymałości i witalności,
-Szybkie i rozważne podejmowanie decyzji,
-Podczas ważnych przemówień w ogóle nie odczuwa stresu,
-Szybko uczy się nowych mocy,
-Umie się targować,
-Zna wiele języków i biegle się nimi posługuje,
-Nie najgorsze umiejętności walki wręcz.
Zauroczenie: -
Partner: -
Potomstwo: -
Towarzysz: -
Co lubi:
-Wygrzewać się w słońcu
-Użalać się na sobą
Czego nie lubi:
-Walk
-Hazardu - bardzo często bawiła się w to jego siostra

Ciekawostki:
-Uwielbia rośliny i opiekę nad nimi,
-Ma bardzo złe dni i zachowuje się jak ostatni.. no sami wiecie,
-Często jego miły uśmiech jest mylony z aroganckim, taki jego urok,
-Często mówi, że jest złą osobą, przez jego przeszłość, co jest całkowitą prawdą, od tamtego czasu jego charakter się drastycznie zmienił,
-Ma przebłyski charakteru z "dawnego siebie".




Kierujący: talon (H) bystan666@gmail.com