Witam. Odchodzę z bloga. Po tym co się stało nie mam po co tu być, skoro adminki mnie nie chcą, a ja nie chcę się zamęczać tą kłótnią i innymi. Mimo to dobrze, że reszta członków nie była świadkiem tego, bo to nie jest ich wina. Ja odchodzę i nie mam zamiaru wracać. Zrobiłam sobie kopię najważniejszych rzeczy (Oczywiście nie będę korzystać z tego, co nie moje tzn. fabuły) aby kiedyś może z tego skorzystać, co zrobiłam. Chcę odejść w pokoju, więc nie wykorzystam tego postu do wypisywania moich argumentów tylko chcę powiedzieć Dess, jeśli tu wejdzie, że napisałam do niej na Howrse i proszę, by zajrzała tam. Co adminki zrobią z tym blogiem - nie wiem, ale co zrobią to będzie. Trudno. Choć przeżyłam tu wiele miłych chwil to muszę to skończyć, by się nie męczyć ani nie "wkurwiać" Alexa.
Maybe kiedyś się spotkamy w pokoju, by normalnie porozmawiać, a tym czasem żegnam was,
Percia
Klany
▼
Strony
▼
niedziela, 23 lipca 2017
Senill i Alex opuszczają szeregi bloga!
Niestety, jak widać jest to smutna wiadomość. Ze względu na brak telefonu oraz problemy związane z komputerem i internetem, Senill zmuszona została do odejścia z bloga.
Jeżeli jednak kiedykolwiek będziesz chciała wrócić, Seni, drzwi są zawsze szeroko otwarte c:
Jako osoba odpowiedzialna za czystkę, za zadanie miałam przeprowadzać "selekcję" osób aktywnych od tych nieaktywnych, którzy jeżeli się nie poprawiali, zostali wyrzucani z bloga. Ostatnio jednak ktoś mi powiedział, że ja również zaliczam się do tego drugiego grona, mało wynoszących do bloga osób. Nie ukrywam - z moją aktywnością ostatnio było słabo, jak nie bardzo słabo.
Mogłabym się tłumaczyć, dlaczego było tak a nie inaczej, jednak uważam, że to bez sensu. Bo kto by chciał słuchać o tym, że ktoś już ledwo ma czas na sen, bo w wakacje nie tak jak inni wyjeżdża na wycieczki czy też wstaje o 10 rano, tylko zamiast tego od rana do wieczora pracuje, czas wolny poświęcając na rzeczy ważniejsze niż internet?
Chcąc być zatem sprawiedliwa w stosunku do innych osób, których powodem wyrzucenia była słaba bądź znikoma aktywność postanawiam, aby
ALEX OPUŚCIŁ SZEREGI BLOGA
Tym razem naprawdę, całkowicie i nieodwracalnie. Wraz z moją postacią odchodzę ja sama, wykluczając w ten sposób siebie samą z administracji, pozostawiając opiekę nad The World of Fiction pozostałym dwóm adminkom. Przecież podobno nic takiego nie zrobiłam dla bloga, więc nawet nie odczujecie mojej nieobecności, prawda?
Wierzę, że dacie sobie radę bez takiego członka na pokaz jakim byłam ja, a TWoF odzyska czasy dawnej świetności.
Wszystkim pozostałym tutaj członkom życzę weny oraz niezapomnianych chwil spędzonych na blogu, powodzenia w życiu i czego tam jeszcze można od świata chcieć.
Teraz usuwam się w cień, nie chcąc dłużej przeciągać tego mojego marnego wywodu.
Gdyby ktoś jeszcze kiedykolwiek chciał ze mną porozmawiać, zapraszam tutaj:
sylwuś.com [How]
Pozdrowienia od tego psychopaty we mnie i... do zobaczenia kiedyś..?
Alex >:3
piątek, 7 lipca 2017
Od Yvris'a c.d Toluen
Yvris przez chwilę mógł przysiąc, że czuje, jak żołądek przewraca mu się na lewą stronę, i był wdzięczny losowi, że od rana nie miał czasu na żaden posiłek. Zaraz jednak skarcił się w myślach. Głupi, i po co panikujesz? Przecież nie masz żadnych, absolutnie żadnych powodów do bycia zdenerwowanym. Fakt, to trochę niezręczna sytuacja, no ale wciąż - nie pierwszy raz w życiu jesteś z kimś w kawiarni i pewnie nie ostatni. Weź się w garść.
Mimo wszystko znów tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem, na ułamek sekundy podnosząc wzrok na siedzącego naprzeciw niego uśmiechniętego radośnie Telo tylko po to, by niemal natychmiast wbić go w podsuniętą mu właśnie kartę. Rzeczywiście, widniejące w niej nazwy były nad wyraz zawiłe i niemal niezrozumiałe, szczególnie jeśli było się podenerwowanym bez jakiegoś wyraźniejszego powodu - i z tej racji dodatkowo także zirytowanym na samego siebie.
Z tego wszystkiego Yvris przestał być głodny, o ile w ogóle taki był wychodząc z pracy, ostatecznie zdecydował się więc na samą filiżankę zielonej herbaty. Jeden z kelnerów zniknął właśnie w drzwiach do kuchni, drugi zajęty był stolikiem po drugiej stronie sali, najwyraźniej byli więc zmuszeni poczekać ze złożeniem własnego zamówienia, co pozostawiało ich w kolejnej chwili niezręcznej ciszy.
A przynajmniej dla Yvrisa taka ona była. Po kolejnym nieśmiałym zerknięciu doszedł do niezbitego wniosku, że jego towarzysz najwyraźniej świetnie się bawi i jest w swoim żywiole. Szkoda że bibliotekrz nie mógł powiedzieć tego samego o sobie... chciał, żeby to było miłe popołudnie, naprawdę, nie pogardziłby takim, szczególnie że Telo zdawał się być w gruncie rzeczy całkiem miłym facetem jeśli pominęło się warstwy nachalności i beztroski. I nawet jeśli działały mu one na nerwy, to teraz chyba ich nie było, a poza tym nie pamiętał kiedy ostatnio wyszedł gdzieś po pracy, przed pracą, w trakcie pracy, tak naprawdę kiedykolwiek, bo od chwili przeprowadzki spędzał życie albo w domu, albo w bibliotece, albo w drodze z jednego do drugiego, i mógłby zażyć trochę odpoczynku od obowiązków, a taka kawiarnia zdawała się dobrym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości, nawet jeśli tylko na chwilę. Wystarczyło się trochę postarać, prawda?
- Więc znasz się z właścicielem - stwierdził dość jednoznaczą oczywistość po paru kolejnych przeciągających się momentach, trochę nerwowo bawiąc rogiem karty. - Od jak dawna?
Mimo wszystko znów tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem, na ułamek sekundy podnosząc wzrok na siedzącego naprzeciw niego uśmiechniętego radośnie Telo tylko po to, by niemal natychmiast wbić go w podsuniętą mu właśnie kartę. Rzeczywiście, widniejące w niej nazwy były nad wyraz zawiłe i niemal niezrozumiałe, szczególnie jeśli było się podenerwowanym bez jakiegoś wyraźniejszego powodu - i z tej racji dodatkowo także zirytowanym na samego siebie.
Z tego wszystkiego Yvris przestał być głodny, o ile w ogóle taki był wychodząc z pracy, ostatecznie zdecydował się więc na samą filiżankę zielonej herbaty. Jeden z kelnerów zniknął właśnie w drzwiach do kuchni, drugi zajęty był stolikiem po drugiej stronie sali, najwyraźniej byli więc zmuszeni poczekać ze złożeniem własnego zamówienia, co pozostawiało ich w kolejnej chwili niezręcznej ciszy.
A przynajmniej dla Yvrisa taka ona była. Po kolejnym nieśmiałym zerknięciu doszedł do niezbitego wniosku, że jego towarzysz najwyraźniej świetnie się bawi i jest w swoim żywiole. Szkoda że bibliotekrz nie mógł powiedzieć tego samego o sobie... chciał, żeby to było miłe popołudnie, naprawdę, nie pogardziłby takim, szczególnie że Telo zdawał się być w gruncie rzeczy całkiem miłym facetem jeśli pominęło się warstwy nachalności i beztroski. I nawet jeśli działały mu one na nerwy, to teraz chyba ich nie było, a poza tym nie pamiętał kiedy ostatnio wyszedł gdzieś po pracy, przed pracą, w trakcie pracy, tak naprawdę kiedykolwiek, bo od chwili przeprowadzki spędzał życie albo w domu, albo w bibliotece, albo w drodze z jednego do drugiego, i mógłby zażyć trochę odpoczynku od obowiązków, a taka kawiarnia zdawała się dobrym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości, nawet jeśli tylko na chwilę. Wystarczyło się trochę postarać, prawda?
- Więc znasz się z właścicielem - stwierdził dość jednoznaczą oczywistość po paru kolejnych przeciągających się momentach, trochę nerwowo bawiąc rogiem karty. - Od jak dawna?
---
<Trzecia w nocy to dobra pora na Yvrisa, a już szczególnie Yvrisa, który jest Niezręczny™>
czwartek, 22 czerwca 2017
Koniec czystki nr 2!
Druga już czystka na blogu dobiegła końca! Łącznie wpisało się na nią dziesięć osób. Nie powiem, że ta liczba mnie zadowala, lecz teraz przynajmniej widać, kto w ogóle interesuje się jeszcze blogiem. Jedyny pozytyw, jaki widzę w tym wszystkim to to, że pozostały osoby wciąż chcące należeć do naszego skromnego grona.
Poniżej zamieszczę listę osób, którzy postanowili dalej być częścią The World of Fiction:
Alex
Bergen
Dessin
Finn
Katelyn
Reaven
Senill
Silver
Toluen
Yvris
Ci natomiast, których imiona pojawią się za chwilę albo całkowicie olali ludzi tutaj piszących, a tym samym bloga, albo po prostu zabrakło im odwagi na wpisanie swojego imienia między krzyżyki. Nie mam pojęcia, jaki był powód braku reakcji z ich strony. Pragnę zaznaczyć, że nikt z nich nie miał zgłoszonej nieobecności. Jednak żeby nie przedłużać, oto lista postaci, które wkrótce trafią do tych, którzy odeszli:
Evelyn
Tsugi
Nie będę tego komentować, gdyż uważam to za zbędne. Nie będę także poniżać się do tego stopnia jak ostatnio, kiedy to wysłane zostały przeze mnie prywatne wiadomości z zapytaniem, czy właściciele postaci wciąż chcą należeć do bloga. Moja duma dosyć już na tym ucierpiała,
Na koniec pragnę prosić wszystkich o zwiększenie aktywności.
Ostatnio na blogu wieje pustkami, a to mnie niemało dobija. I nie tylko mnie.
Termin następnej czystki: Kiedy ponownie przebudzi się we mnie System Alex 2000+, czyli nie wiadomo.
Dziękuję za uwagę i życzę miłego weekendu oraz piątku.
Alex >:3
Pierwszy nieśmiertelny na blogu!
Tak, wiem, że byłoby fajnie. Muszę się jednak jeszcze zastanowić, czy chcę was skazać na użeranie się z Panem M. do końca waszych dni. Choć nie ukrywam, pomysł jest kuszący >:3
Po tej mince wiecie już pewnie, kto pisze tego posta. Jak wiadomo, wakacje dla niektórych rozpoczęły się już dzisiaj (przynajmniej dla mnie. Kto idzie do szkoły dopiero w piątek po świadectwo? XD), a co za tym idzie: mniej więcej każdy może wejść na stronę i przeczytać sobie ów posta.
Niestety, uwielbiam zwracać waszą uwagę dziwnymi tytułami, a więc już wyjaśniam: Alex jest wciąż starzejącym się człowiekiem kawalerem, który poszukuje dziewczyny. Żadnej nieśmiertelności i tak dalej. Chociaż jeszcze kilka opek i może nagle przestanie się... Dobra, koniec śmieszków. Do rzeczy.
Tak jak było mówione wcześniej, a jak pięknie nazwała to Percia, co jakiś czas organizowana będzie czystka. A ponieważ mam dzisiaj zły dzień, nic mi się nie chce (chociaż mam natłok prac) i się nudzę, macie dzisiaj zaszczyt przeczytania mych nędznych wypocin.
Jako że aktywność spadła, - nie będę wspominać, że niedługo będzie ją można przyrównać do wartości zera bezwzględnego - nadszedł czas na listę obecności. Zasada ta sama - liczą się tylko komentarze pod postem:
/imię postaci\ - zostaję
ximię postacix - odchodzę
Powtórzę także to samo, co wcześniej: jeżeli postanowisz opuścić bloga, nikt - a przynajmniej ja - nie będzie mieć ci tego za złe. Najważniejsza jest szczerość.
Proszę jednak o solidne przemyślenie swojej decyzji. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o osoby, które od dłuższego czasu należą do bloga, ale ich aktywność pozostawia wiele do życzenia. Nie będę wymieniać ich z imion i nazwisk, bo to bez sensu, jednak polecam zastanowić się nad jednym: Czy warto należeć do TWoF tylko i wyłącznie na pokaz? Bez obrazy, ale w sytuacji niektórych tak to wygląda.
Polecam też zerknąć do zakładki "Aktywność", gdyż została ona dzisiaj zaktualizowała.
Czas wpisywania się na listę dla wszystkich aktywnych członków upływa dnia 22.06 br o godzinie 20.00.
Dla osób nieobecnych, tj. dla Silvera i Finn'a, czas upływa 29.06 br również o godzinie 20.00.
W kwestii Bergena czekam wyjątkowo do 14.07 br ze względu na jego nieobecność na czas nieokreślony.
Ode mnie to wszystko. Czekam na waszą reakcję.
Tik-tak.
Alex >:3
sobota, 17 czerwca 2017
Od Reaven
Siedziałam sobie na dachu w środku nocy, użyłam mocy aby deszcz na mnie nie padał. Nie wiem na co czekałam, siedziałam tak po prostu. Patrzyłam na horyzont i się zastanawiałam coś się będzie dalej działo. Czy będziemy mieć jedno wielkie królestwo i wszyscy będziemy żyć razem? A może będzie wojna i wszystko pójdzie z dymem.. Tego nikt nie wie. Teleportowałam się na dół i spacerowałam będąc sucha. Szłam w nieokreślonym kierunku, przywołałam sobie z cienia Tygrysa Irisa. Lubię go, bo jeśli nikogo nie dotknie może być ze mną przez dłuższy czas. Miło mieć towarzystwo, choć nie zbyt duże Dalej szłam, mijałam to nowe miejsca. Jakies sklepy, budynki. Było pusto, gdyż w nocy większość jak i nie wszyscy śpią. Choć miałam gdzie mieszkać, większość czasu Chodziłam bez większego celu i zwiedzałam choć już pamiętam, każda drogę na pamięć. To nie takie trudne. Stanęłam dopiero gdy byłam przy wodzie, usiadłam i pomoczyłam, nogi. Choć było troszkę chłodno, to i tak miło. Choć jak to ja. Mam myśli. - Biedna woda, pada tylko, a ludziom i tak jest źle. To nie wina wody, że ludzie czy też inne stworzenia się topia. To ich głupota... Zboczyłam myślami z tematu. Widziałam wschód słońca, cudowny widok. Choć co dzień taki jest, ale zawsze jest coś nowego. Nowe barwy, chmury, powiew wiatru. Choć pogoda się nie zmieniła. To przez parę chwil, wstrzymałam deszcz, aby choć co po niektórzy ujrzeli wschód słońca. Lecz po dłuższym czasie już musiałam go wznowić. Gdy wracałam natknąłam się na jakąś osobę, ten otóż osobnik. Ujrzał jak wstrzymuje wode. Chciałam wyminać i iść w swoim kierunku, tam gdzie miałam iść. Lecz zostałam zatrzymana.
- Oni zobaczyli w końcu wschód słońca od nie pamiętnego czasu. Czemu nie utrzymałas tego dłużej aby inni mogli zobaczyć. Czemu? - powiedziała osoba, co nam mu odpowiedzieć.
- To deszcz, on decyduje kiedy się skończy. A ja nie jestem stworzona do tego aby utrzymać w ryzach deszcz. Nie mogłam utrzymać dłużej, bo to nie możliwe aby się tak dało. Mam swój limit. Jeśli Ci się to nie podoba to znajdź innego maga wody i niech on ci pomoże, a teraz żegnam. - teleportowałam się do mojego mieszkania.
Poszłam przekąsic jakieś jedzonko i usiadłam przeglądając księgę o smokach o historie o sercu wyspy.
---
Ktoś?
czwartek, 15 czerwca 2017
Od Toluena c.d Yvris
"Italiana" była jednym z tych przytulnych lokali, które wydawały się w magiczny sposób rozszerzać i nigdy, bez względu na ilość gości, nie sprawiały wrażenia zatłoczonych. Nawet gdy wszystkie stoliki były zajęte, a przy ladzie tłoczyli się klienci chcący kupić coś na wynos, kawiarnia wciąż zachowywała ten swój specyficzny spokój i to także w jakiś sposób kojarzyło się Toluenowi z Yvrisem, nawet jeżeli bibliotekarz nie należał do najspokojniejszych osób, z jakimi miał okazję mieć do czynienia.
Telo odetchnął raz jeszcze przepełnionym zapachem kawy i słodkich wypieków powietrzem i rozsiadł się wygodnie na stosunkowo cienkiej poduszce wyściełającej podniszczone krzesło z ciemnego drewna.
Upór, uznał. Właśnie mają ze sobą wspólnego.
Uśmiechnął się mimowolnie słysząc ciche półpytanie bibliotekarza.
- Dosyć często - odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. - Dość dobrze dogaduję się z właścicielem, więc sam rozumiesz.
Yvris skwitował to cichym "aha", po którym na dłuższą chwilę zapadł ten dziwny, przytłaczający rodzaj ciszy.
Telo spojrzał na mężczyznę badawczo i z zaniepokojeniem zauważył jego zmieszanie. Wydawało się, że nie jest szczególnie zachwycony tym wypadem, a Telo bardzo nie chciał, by się wymęczył i jego najlepszym wspomnieniem z tego popołudnia był powrót do domu.
Może to wina lokalu? Zaklął w duchu i sięgnął nieco mechanicznie po menu, czy jakkolwiek inaczej Fred zatytułował tę dziwną broszurkę zawierającą rozpiskę dostępnych deserów i napojów. Zaklnął jeszcze raz, jak gdyby wyglądający na niego z pierwszej strony kawałek szarlotki coś mu zrobił. Pewnie, że to wina lokalu. Uraziłeś go, przyrównując go do miejsca, które zupełnie mu się podoba. Cudownie, choleraa jasna. Ty idioto.
No nic, musiał jakoś uratować sytuację. Drugiej takiej okazji nie będzie.
- Nigdy nie umiem się zdecydować, co wziąć - zagadnął wesoło, chcąc jakoś ponownie zacząć rozmowę. - I zwykle kończę z czarną kawą i szarlotką, plując sobie w brodę, że to nie ten świetnie wyglądający deser który niosą do stolika obok. - Uśmiechnął się i podał Yvrisowi menu, odwracając je, by nie musiał czytać do góry nogami. - No ale jak tu się rozeznać, skoro nawet głupia, ale swoją drogą wyborna szarlotka ma taką fikuśną nazwę?
Telo odetchnął raz jeszcze przepełnionym zapachem kawy i słodkich wypieków powietrzem i rozsiadł się wygodnie na stosunkowo cienkiej poduszce wyściełającej podniszczone krzesło z ciemnego drewna.
Upór, uznał. Właśnie mają ze sobą wspólnego.
Uśmiechnął się mimowolnie słysząc ciche półpytanie bibliotekarza.
- Dosyć często - odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. - Dość dobrze dogaduję się z właścicielem, więc sam rozumiesz.
Yvris skwitował to cichym "aha", po którym na dłuższą chwilę zapadł ten dziwny, przytłaczający rodzaj ciszy.
Telo spojrzał na mężczyznę badawczo i z zaniepokojeniem zauważył jego zmieszanie. Wydawało się, że nie jest szczególnie zachwycony tym wypadem, a Telo bardzo nie chciał, by się wymęczył i jego najlepszym wspomnieniem z tego popołudnia był powrót do domu.
Może to wina lokalu? Zaklął w duchu i sięgnął nieco mechanicznie po menu, czy jakkolwiek inaczej Fred zatytułował tę dziwną broszurkę zawierającą rozpiskę dostępnych deserów i napojów. Zaklnął jeszcze raz, jak gdyby wyglądający na niego z pierwszej strony kawałek szarlotki coś mu zrobił. Pewnie, że to wina lokalu. Uraziłeś go, przyrównując go do miejsca, które zupełnie mu się podoba. Cudownie, choleraa jasna. Ty idioto.
No nic, musiał jakoś uratować sytuację. Drugiej takiej okazji nie będzie.
- Nigdy nie umiem się zdecydować, co wziąć - zagadnął wesoło, chcąc jakoś ponownie zacząć rozmowę. - I zwykle kończę z czarną kawą i szarlotką, plując sobie w brodę, że to nie ten świetnie wyglądający deser który niosą do stolika obok. - Uśmiechnął się i podał Yvrisowi menu, odwracając je, by nie musiał czytać do góry nogami. - No ale jak tu się rozeznać, skoro nawet głupia, ale swoją drogą wyborna szarlotka ma taką fikuśną nazwę?
---
<Przeklinam cię, notatniku. Shame.>
wtorek, 13 czerwca 2017
Nowa postać!
Autor nieznany |
Napij się i wyobraź sobie najgorsza rzecz jaką cie spotkała. I jaka jest najgorsza?
Imię: Reaven LeyaPseudonim: Riv, River, Lay, Avera.
Płeć: Kobieta
Nazwisko: Darxman
Orientacja: Hetero.
Wiek: 18 lat
Rodzina: Wszyscy nie żyją bądź też uciekli. Tym samym zostawiając ją sama.
Głos: Klik!
Rasa: Człowiek.
Żywioł: Woda, Mrok
Moce:
- Wodne macki jak i bańki czy też kule - Dzięki wodzie może stworzyć macki, które może kierować/atakować ludzi czy też inne gatunki. Może ja głaskać oraz gdy księżyc jest wysoko. Macki mogą błyszczeć jam małe diamenty. W bańkach może być utrzymany przeciwnik do nie przytomności, może kulami rzucać czy też tworzyć je z otoczenia wysysywać ją.
- Teleportacja potrafi na niewielki odległości te co widzi bądź pamięta się przenieść lecz musi uważać gdy za często jej używa jej włosy nabierają białego koloru.
- Bicze, zatrzymywanie deszczu - gdy znajduje się wokół niej woda tworzy wodne bicze, które same za siebie mówią do czego służą. Gdy chce pozostać sucha może zatrzymać deszcz wokół siebie i swobodnie iść, może także nasilić deszcz. Bawi się wodą.
- Potrafi powierzchniowo leczyć rany u siebie jak u innych, a nawet jeśli ma dużo energii to może uratować komuś życie lecz jest wtedy obawa, że może stracić swoje.
- Z mroku jak i cienia potrafi tworzyć kopie różnych gatunków są one realistyczne mogą cie dotknąć i zostawić po sobie lekki chłód, który z czasem zmieni się w coś innego.
- Nieraz woda i mrok mogą się nawzajem łączyć...
Charakter: Riv jest nietypową osoba, choć czasem zdarza się jej nagle wybuchy. To przez to, że wiele przeszła. Jakoś nie jest zbytnio wesoła ani smutna czasem nie odczuwa tego. Jest jak taki wampir, który wyłącza swoje człowieczeństwo. Jest nadzwyczajnie spokojna uspokaja ja woda. Ma też mroczna stronę. Lecz o tym innym razem.
Aparycja: Riv ma masę blizn na ciele, lecz nie widmo skąd się wzięły. Ma specyficzny styl. Ma dwukolorowe oczy. Jedno fioletowe (czasem przypomina róż) natomiast drugie jaśniutko niebieskie. Nosi często różnego rodzaju medialiony, lecz nie mówi o tym czemu. Nie pozwala ich dotykać.
Umiejętności:
1. Od dziecka, gdy została opuszczona musiała walczyć o prawo do życia. Coraz więcej osób byli poturbowanych, a ona miała coraz to większa wyprawę.
2. Avera miała raz przez przypadek w dłoniach broń, od tamtej pory ma parę broni białej. Można rzec, że ma pokaźną kolekcje.
3. Jazda konna wychodzi jej całkiem nieźle.
4. Całkiem nieźle opanowuje swoje żywioły.
5. Kradnie, rabuje piękne drogocenne skarby. Choć tego nie chce.
6. Potrafi z niczego stworzyć broń.
7. Medytuje
Zainteresowania:
1. Czyta wiele ksiąg, uczy się to nowych języków.
2. Potrafi grać na bębnach.
3. Riv rysuje aby wyrazić swoje emocje oraz się odstresować.
4. Lubi świetna muzykę jak i sama próbuje ja tworzyć i pisać.
5. Próbuję zrozumieć magię i iluzje i także chce się tego nauczyć.
6. Interesuje ja serce wyspy.
7. Potrafi śpiewać, ale się tym nie afiszuje.
Zauroczenie: Nie ma nikogo takiego..na razie.
Partner: Brak.
Potomstwo: Nie ma.
Towarzysz: Nie ma.
Co lubi:
- Pomagać innym
- Pływanie
- Odpoczywać
- Ciepło
- Alkohol
- Owoce
- Tęcze
- napoje gazowane
Czego nie lubi:
- Koszmarów.
- Zimna
- Rozkazów
- Pająków i węży
- Różowego koloru
- Ostrych dań
- Być w centrum uwagi
- Obojętności
Ciekawostki:
- Cierpi na bezsenność.
- Ma lęki.
- Jest obureczna.
- Pali i czasem/rzadko kiedy bierze narkotyki.
- Zawsze ma przy sobie gdziekolwiek jest jakiś napój.
- Często można zobaczyć słuchawkę jakby z kimś rozmawiała.
- Ma silna głowę.
- Ma pełno blizn, nie wie po czym.
Inne zdjęcia:
|| X || X || X || X ||
Kierujący: [Howrse] Zenddi, [Mail'a] lidzia1108@gmail.com
niedziela, 11 czerwca 2017
Mechanika
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale została dodana zakładka "mechanika", która zawiera wszelkie aspekty gry na naszym blogu. Proszę o zapoznanie się z nią i nie zabijanie mnie za postarzanie o 12 lat zapamiętanie, bowiem będzie to teraz jedna z najważniejszych zakładek.
~Percia/Krul Silver
~Percia/Krul Silver
czwartek, 8 czerwca 2017
Od Yvris'a c.d Toluen
Na zewnątrz było przyjemnie ciepło i już odrobinę mniej przyjemnie duszno, a na horyzoncie powoli zbierały się ciemne, zwiastujące ulewny deszcz kołtuny chmur. Yvris musiał przyznać szczerze, że czuł się nieco dziwnie; nie był przyzwyczajony do tak wczesnego wychodzenia z pracy i jeszcze przez większość drogi do kawiarni upatrzonej przez młodszego mężczyznę miał wrażenie, że wcale nie powinno go tu być, że powinien siedzieć teraz za swoim biurkiem w bibliotece i zajmować się... właściwie czymkolwiek, no, pracą tak ogółem. Swoimi obowiązkami. Co on tu w ogóle robi, w mieście, które tak rzadko ma w zwyczaju odwiedzać, na dodatek w czyimś towarzystwie?
Wzmiankę o wystroju puścił koło uszu, mrucząc coś tylko niezrozumiale pod nosem i udając, że wcale się głupio nie rumieni. Wcale. Ani trochę! Ale kiedy przekroczyli próg lokalu przy akompaniamencie cichego dźwięku dzwoneczka zamontowanego na drzwiach wejściowych, nie potrafił nie rozejrzeć się ukradkiem. I rzeczywiście, ściany utrzymane w stonowanych odcieniach beżu i bieli, ciemne drewno oraz kilka książek ułożonych na parapecie dużego, sięgającego niemal od podłogi do sufitu okna sprawiało, że atmosfera była zaskakująco przyjemna. Na tyle przyjemna, że Yvris nie narzekał na akurat taki wybór miejsca.
- Bywasz tu często? - mruknął, chcąc jakby wygłosić oczywistą oczywistość, ale w ostatniej chwili decydując się jednak na dorzucenie na końcu znaku zapytania, ostatecznie wyszło z tego więc coś pomiędzy zwykłym stwierzeniem, a nieco niezręcznym, zwyczajowym pytaniem. Nie czuł się zupełnie swobodnie, kiedy zajmowali jeden ze stolików w spokojnym, cichym kąciku kawiarni, niedaleko od okna, ale przynajmniej się starał. W końcu to właściwie on zaproponował to wyjście, nawet jeśli pomysł sam w sobie jego nie był, i zwyczajnie nie wypadało teraz ani milczeć, ani tym bardziej udawać, że wypadło mu coś bardzo ważnego i jednak musi pilnie wracać do domu.
Wzmiankę o wystroju puścił koło uszu, mrucząc coś tylko niezrozumiale pod nosem i udając, że wcale się głupio nie rumieni. Wcale. Ani trochę! Ale kiedy przekroczyli próg lokalu przy akompaniamencie cichego dźwięku dzwoneczka zamontowanego na drzwiach wejściowych, nie potrafił nie rozejrzeć się ukradkiem. I rzeczywiście, ściany utrzymane w stonowanych odcieniach beżu i bieli, ciemne drewno oraz kilka książek ułożonych na parapecie dużego, sięgającego niemal od podłogi do sufitu okna sprawiało, że atmosfera była zaskakująco przyjemna. Na tyle przyjemna, że Yvris nie narzekał na akurat taki wybór miejsca.
- Bywasz tu często? - mruknął, chcąc jakby wygłosić oczywistą oczywistość, ale w ostatniej chwili decydując się jednak na dorzucenie na końcu znaku zapytania, ostatecznie wyszło z tego więc coś pomiędzy zwykłym stwierzeniem, a nieco niezręcznym, zwyczajowym pytaniem. Nie czuł się zupełnie swobodnie, kiedy zajmowali jeden ze stolików w spokojnym, cichym kąciku kawiarni, niedaleko od okna, ale przynajmniej się starał. W końcu to właściwie on zaproponował to wyjście, nawet jeśli pomysł sam w sobie jego nie był, i zwyczajnie nie wypadało teraz ani milczeć, ani tym bardziej udawać, że wypadło mu coś bardzo ważnego i jednak musi pilnie wracać do domu.
---
<Yvris tak bardzo niezręczny.>
Imprezka ;w;
Hejka ;w;
A winc organizuję z Tekliuszem (ale odrzucił zaproszenie :<) imprezę, jak widać :3 Każdy jest zaproszony, więc... Zapraszam? xd
Niestety, ale nie będzie żadnego ślubu *smuteczeq*, ale i tak będzie fajnie ^^
Lubię imprezy, ale na razie nie zapowiada się na imprezę z okazji 300 (?) postów, niestety :c
Impreza odbędzie się jutro (9.06) o godzinie 20:40, na chacie i tym razem, obiecuję, nie spóźnię się! :O
Nie rozpisuję się, zapraszam^^
~Katuś i Tekliusz miau =^.^=
wtorek, 6 czerwca 2017
Od Alex'a cd. Katelyn
Tak naprawdę mało obchodziło go teraz, co stanie się z tym przebrzydłym, wyliniałym oraz wrednym kociskiem. Chciał bowiem, aby jego właścicielka miała jakąś nauczkę oraz radę na przyszłość, aby nie zadzierać z jego psem. Kto widział bowiem okładać zwierzaka gałęzią tylko i wyłącznie za samą obecność? Co racja to racja, Aker lubi sobie poszczekać oraz pogonić swoich odwiecznych wrogów, ale karanie go za te rzeczy można porównać do chęci zabronienia kotu miauczenia czy też samotnych wędrówek, z których owy gatunek jest tak dobrze znany. Alex postawił więc na równouprawnienie tych dwóch jakże różnych od siebie istot, nie robiąc kompletnie nic w tej sprawie. W takim postanowieniu wytrzymał ledwo trzy minuty, w czasie których zarówno odgłos wydawany z zadowolonego nową zabawą psa oraz okrzyki wyrażające zdenerwowanie przywódczyni zdążyły w znacznym stopniu umilknąć. Po tym czasie westchnął głęboko i we wtórze cichej łaciny wymrukiwanej pod nosem, ruszył w kierunku, w którym ostatni raz widział tą całą trójkę. Nieco minęło, nim znalazł ich w podobnej sytuacji, jak poprzednio. Towarzysz chłopaka znów ujadał jak najęty, a dziewczyna próbowała zagrodzić mu drogę, zupełnie jakby był jakimś potomkiem jaszczurek i potrafił chodzić po drzewach, które szczególnie upodobał sobie Tekliusz. Niestety, nie pomogło gwizdanie ani nawoływanie pupila, toteż czarnowłosy zmuszony był do podejścia i złapania za jego kark, ciągnąc przy okazji w przeciwną stronę. Zwierzak z początku stawiał opór, lecz w końcu uległ "namowom" swojego właściciela, pozwalając się odciągnąć od tego całego harmidru. Dla pewności Alex uklęknął przy nim, wzmacniając jednocześnie uścisk wokół szyi psa, by temu nie przyszło ponownie do głowy zaatakować pupila przywódczyni. Jak natomiast zareagowała ona sama? Wyglądała, jakby samym swoim spojrzeniem chciała wypalić dziurę zarówno w osobie będącej naprzeciwko niego, jak i jego zwierzaku. Ci nie pozostali jej dłużni, odpowiadając tym samym, jednak ze zdwojoną siłą. Ów wojna na spojrzenia trwała niemal całą minutę, która zakończyła się kapitulacją z lekka podnerwionej Katelyn.
- Czy ty nie potrafisz trzymać tego psa na smyczy? Albo załóż mu kaganiec...
- Nie będziesz mi mówić, jak mam zachowywać się wobec własnego psa. Równie dobrze ja też mogę kazać ci pozbyć się tego wrednego sierściucha, który zapewne już teraz obmyśla nowy plan na to, jak bardziej utrudnić mi życie.
Jak na zawołanie kot zeskoczył z drzewa, lecz zamiast zatrzymać się przy swojej właścicielce, ruszył niezbyt zgrabnym pędem w stronę Aker'a. W połowie drogi czarnowłosy zobaczył, jak łapy jego wroga wyposażone zostały w pazurki, pozostawiające po sobie małe wgniecenia w ziemi. Zareagował intuicyjnie, wstając oraz zastępując drogę temu małemu króliczkowi samego Lucyfera, który mimo tego się nie zatrzymał. Z całej siły - wynikającej z wagi (niestety, szczupłą sylwetką nie grzeszy), a także rozpędu - wbił się zatem w nogę Alex'a, który dał o tym znać jedynie poprzez wściekłe spojrzenie, kiedy zwracał się w stronę dziewczyny, mówiąc i przy okazji wskazując na swoją nogę:
- Oto dowód na to, że ten zwierzak jest nienormalny i powinien zostać uśpiony albo coś w ten deseń. Na mnie to nie robi większego znaczenia, ale pomyśl sobie, co by było, gdyby ktoś inny był na moim miejscu. Przecież ten zwierzak jest jakiś podejrzany, nie wspominając o tym, że zachowuje się jak człowiek. Mam chociaż nadzieję, że zaszczepiłaś go przeciwko wściekliźnie... - widząc zagubiony wzrok przywódczyni klanu ludzi, dopowiedział - Czyli jednak nie. No to pięknie, po prostu cudownie.
Lekko wprowadzony z równowagi, bez zbędnych ceregieli oderwał naprzykrzającego się mu już od czasu pierwszego spotkania Tekliusza od swojej nogi, resztkami strzępków sumienia powstrzymując się od rzucenia nim na odległość. Zamiast tego puścił go na ziemię, a ten niemal natychmiast pobiegł w kierunku swej właścicielki, nieznacznie podkulając ogon. Następnie Walker, patrząc w stronę psa, wykonał ponaglający gest głową, dodając:
- Chodź, spadamy stąd. Nie mam zamiaru więcej widzieć tego czegoś na oczy.
Pies, wyczuwając emocje targające swoim panem, usłużnie poszedł za nim w stronę osady, nie zwracając uwagi na nic poza równym tempem oraz podążaniu krok w krok za chłopakiem. Ani jeden, ani drugi nie odwrócił się już więcej w stronę postawionej w kompletnym osłupieniu Katelyn, trzymającej na rękach swojego małego towarzysza.
- - -
<Kotek? Wybacz bezsens, ale mam dzisiaj zły dzień i musiałam jakoś pozbyć się tego czegoś... I tak jak obiecałam, 666 słów >:3 No i życzę powodzenia ^^ >
poniedziałek, 5 czerwca 2017
Od Dessin C.D Finn'a
Truchtem ruszyłam za Finn'em, który w radosnych podskokach gnał przed siebie. Burza ustała tak szybko, jak się zaczęła i znowu mogliśmy się cieszyć pięknym słońcem. Ciemne chmury odsunęły się gdzieś na zachód, ponownie odsłaniając błękitne niebo. Szliśmy przed siebie, właściwie sami nie wiedzieliśmy, gdzie może zaprowadzić nas wąska, ledwie widoczna ścieżka wydeptana przez wilki. Ale skoro została wydeptana, to ktoś musiał już tędy chodzić, a więc droga gdzieś prowadziła. Przedzieraliśmy się przez krzaki, mijaliśmy slalomem duże głazy, a po kilku godzinach nieustannego marszu zgodnie uznaliśmy, że to bez sensu. W dodatku, w ciągu ów kilku godzin, dwa razy zgubiłam Finn'a, który pobiegł za jakimś ptaszkiem czy motylkiem. Nagle Finn odzyskał nadzieję, że coś znajdziemy i zarządził, że dopóki gdzieś nie dotrzemy, nie możemy kończyć naszej wędrówki. Byłam pewna, że ścieżka zaprowadzi nas donikąd, ale bez entuzjazmu przystanęłam na propozycję Finn'a. Nie uszliśmy daleko, kiedy naszym oczom ukazały się duże budowle. Spojrzeliśmy po sobie i razem popędziliśmy w ich stronę. Naszym oczom ukazało się starożytne miasto, które musiało istnieć tutaj już kilkaset albo kilka tysięcy lat. Widzieliśmy prawie rozpadające się kamienne budynki, budowle przypominające świątynie. Błądziliśmy między nimi, oglądając to, co zostało wybudowane bardzo dawno temu. Pozostawało tylko jedno pytanie. Przez kogo?
– Musimy donieść o tym Silver'owi – zadecydowałam.
Finn skinął głową, ciesząc się jak małe dziecko. Byli tu kiedyś ludzie? Może to jakieś wilki z bardzo rozwiniętymi talentami do budownictwa? Albo... jakieś istoty pozaziemskie.
<Finn?>
– Musimy donieść o tym Silver'owi – zadecydowałam.
Finn skinął głową, ciesząc się jak małe dziecko. Byli tu kiedyś ludzie? Może to jakieś wilki z bardzo rozwiniętymi talentami do budownictwa? Albo... jakieś istoty pozaziemskie.
<Finn?>
wtorek, 30 maja 2017
Od Alex'a cd. Senill "Ja to mam szczęście..."
[takie słabe +12]
... jakiś bliżej nieokreślony osobnik rzucił się w stronę wciąż siedzącej na trawie trójki ludzi. Ci nie mieli jednak czasu na reakcję, toteż była to scena rodem wyjęta z filmu: niebezpieczeństwo zmierza wprost na głównych bohaterów, a ci przez swego rodzaju zaskoczenie oraz szok nie są w stanie nawet się poruszyć. Tak też było tym razem z tą różnicą, iż osoba odpowiedzialna za tamtą rzeź kotów rzuciła się nie na całą grupę, a pojedynczą osobę. I nie, nie była to Senill czy też sam czarnowłosy. Postać z siekierą w ręce za cel obrała sobie przywódczynię klanu ludzi, której oczy omal nie wypadły z orbit na widok narzędzia tamtej zbrodni, uniesionego ku górze w wyrazie zamachu. Któraś z dziewczyn wydała stłumiony krzyk, chłopak usłyszał chyba jeszcze czyiś pisk. Nie zwracał jednak większej uwagi na te drobne szczegóły. W tamtym momencie, zamiast biernie przyglądać się rozgrywanej przed jego oczami scenie, instynktownie wstał i zasłonił samym sobą próbującą ukryć się za swoimi dłońmi Katelyn. Gest dziewczyny nie miał jednak większego sensu w walce z zapewne ostrą jak brzytwa oraz wciąż oblepioną krwią klingą.
Niektórzy mogą teraz sądzić, iż Walker bawi się w bohatera. Nie można zaprzeczyć, że w pewnym sensie to prawda. Warto jednak wziąć pod uwagę, że są trzy rodzaje wybawców. Pierwsi z nich, kiedy wszystko jest ok i nie ma żadnych problemów, ogłaszają się jako obrońcy ludzi, żądając oklasków za nic-nie-robienie. Kiedy natomiast robi się gorąco, nagle ów herosi znikają, pozostawiając wierzących w nich ludzi na pastwę losu. Z kolei ci, którzy uwielbiają być w centrum uwagi, robią to nie tyle co z powinności, a ze względu na uznanie. Oto właśnie udawanie bohatera, czyli drugi typ. Jaki jest więc trzeci, ostatni? To osoby, które robią to, co uważają za słuszne. Nie oczekują niczego w zamian, starając się niezbyt wyróżniać od innych. Taki właśnie podział zrodził się w głowie Alex'a kilkanaście lat temu, kiedy postanowił należeć do tej trzeciej grupy. Jego ego ciągle nie pozwala mu dopuścić do siebie myśli, czy aby na pewno wciąż jest jej członkiem, ale wtedy nie miało to większego znaczenia.
Tak naprawdę czarnowłosy nie pamięta, co wtedy dokładnie robił. Ma jedynie mgliste wspomnienie tego, jak zablokował uderzenie napastnika, zatrzymując rękojeść siekiery swoim przedramieniem. Następnie jakby znikąd w jego dłoniach pojawiły się dwa noże, na widok których oczy przeciwnika rozszerzyły się nieznacznie. Warto także dodać, iż jego twarz agresora zasłonięta była maską podobną do tej należącej do Deadshot'a, bohatera "Legionu Samobójców", ale to tak nawiasem mówiąc. Przez chwilę oboje mierzyli się nawzajem wzrokiem, zapewne obliczając swoje szanse na wygraną. W prawdzie osobowość chłopaka nie pozwalała mu dopuścić się chociażby pomyślenia o przegranej, jednak wszystko jest przecież możliwe, czyż nie? Opcja ta stawała się jeszcze bardziej realna, kiedy zobaczył przyczepione do pasa swojego wroga dwie sztuki broni palnej wraz z dodatkowymi magazynkami, przy czym nie miał najmniejszej wątpliwości co do tego, iż to nie jedyny arsenał znajdujący się w zanadrzu osoby stojącej naprzeciwko niego. W końcu zwrócił uwagę na kolor tęczówek, nienaturalnie ciemnych, z omal nieodróżniającą się źrenicą. Pałały one dziwną żądzą zemsty oraz czegoś na kształt złości z tego, że ktoś w dokonaniu owego odwetu przeszkodził.
- Facet, spierdalaj mi stąd. Mam robotę, a wieczorem chcę obejrzeć sobie jeszcze jakiś film, tak więc bądź tak miły i pozwól mi dokończyć robotę. A właśnie, zakupy jeszcze muszę zrobić.
Walker nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej. To, że napastnik się w ogóle odezwał, fakt, iż jego głos był podejrzanie zmiękczony przez maskę czy też to, że ten zaczął go obrażać. Nikt nie ma bowiem prawa zwracać się w taki sposób do Alex'a, nawet sama przywódczyni.
- Spierdalaj se sam, rzeźniku od siedmiu boleści. Ja też chcę sobie obejrzeć wieczorem swój ulubiony serial, a i zakupy to nie jest zły pomysł. Poza tym, mam jeszcze parę innych spraw na głowie. Tak więc widzisz, skoro oboje mamy tyle pracy, może bez zbędnych ceregieli pozwolisz mi skopać sobie dupsko, po czym nie piśniesz słówka, kiedy będę je wrzucać do aresztu. Co powiesz na taki układ, ty niedorozwoju ludzkiego pochodzenia? - Odpowiedział.
Zamiast słów czarnowłosy zauważył wzmacniający się wokół rękojeści broni uchwyt dłoni, nieco dziwnie wyglądającej w rękawicach będącymi częściami jakiegoś uniformu roboczego, w niektórych miejscach poprzecieranego lub zabrudzonego. Nie można było rozpoznać, do jakiej profesji byłby odpowiedni, ale to już mniejsza z tym. Aktualnie chłopak nie zwracał na to uwagi, poświęcając ją nagłym ruchom ze strony swojego przeciwnika. Ten bowiem ponowił zamach, za swój cel obierając osobę za plecami Walkera. On jednak powtórzył wcześniejszą czynność, przy okazji odpychając wroga kilka metrów dalej z głupim i nieodpowiednim do sytuacji kpiarskim uśmieszkiem, mówiąc:
- Jak chcesz się do niej dostać, to tylko i wyłącznie po moim trupie, a to się zbyt szybko nie zdarzy, przykro mi. Tak więc masz do wyboru: albo zabrać siedzenie gdzie pieprz rośnie, albo porozmawiać sobie ze mną inaczej. Twoja decyzja, czas ograniczony. Tik -tak.
- Nie będę się zniżać do twojego poziomu. Poza tym, jeszcze twoja śliczna buźka ucierpi i czym będziesz wyrywał panienki? Teksty dużo ci nie dadzą, a osobowość masz paskudną.
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, a w połowie drugiego zdania czarnowłosy omal nie wybuchnął śmiechem. Kto bowiem inny podejrzewałby go o taką pustotę jak zupełnie obcy człowiek, który za cel życia obrał sobie śmierć przywódczyni? Nie trzeba także mówić, iż to stwierdzenie niemało rozbawiło chłopaka... No bo jak to? Jego charakter paskudny? Przecież te dwa wyrazy nie mają prawa istnieć w jednym, twierdzącym oraz spójnym zdaniu.
- By być na równo z moim poziomem, musiałbyś się nieźle napracować, bowiem to właśnie ty nie dorastasz mi nawet do pięt. Co się tyczy natomiast mojej buźki, zawsze możesz mi przecież pożyczyć swoją maskę, prawda? Da mi ona +300 do zajebistości, a panienki nie będą w stanie oderwać ode mnie wzroku. - słysząc pełne irytacji westchnienie gościa w masce, na jego twarzy ponownie zagościł szyderczy uśmiech - A tak poza tym, nieco nie fair za przeciwnika wybierać osoby bezbronne czy też słabsze. Zmierz się ze mną, wtedy masz szanse na przegraną. I to dużą. Chyba, że się boisz.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. We wtórze dziwnie wysokiego okrzyku bojowego, marna kopia Deadshot'a ruszyła w stronę chłopaka. Ten poczekał kilka sekund, aby w odpowiednim momencie wykonać szybki oraz zwinny unik, jednocześnie fundując napastnikowi mocne uderzenie w lewy bok, wykorzystując do tego rękojeść trzymanego przez siebie ostrza. Zdenerwowany przeciwnik ponowił próbę, nie raz i nie dwa starając się przepchnąć obok Walkera, torując sobie w ten sposób drogę do przywódczyni. Alex jednak zdecydowanie zadbał o to, aby Katelyn bliżej było do zostania multimilonerką niż trupem. Ów wymiana ciosami trwała kilka minut, w ciągu których wróg klanu ludzi zdążył się porządnie zmęczyć, o czym świadczył urywany oraz ciężki oddech. Natomiast przedstawiciel całej trójki jak gdyby nigdy nic przyglądał się temu wszystkiemu z kpiarskim uśmiechem, obracając w dłoniach oba noże. Nim zdążył jednak ponownie rzucić jakiś kąśliwy komentarz, przeciwnik ponowił atak, tym razem trafiając go w szczękę z wykopu. Zszokowany, obrócił się o 90°, wzrokiem natrafiając na przytulone do siebie i oglądające wszystko z otwartymi buziami dziewczyny.
- Co wy tu jeszcze robicie, do diabła? Senill, zabierz stąd Katelyn. Już. I bez dyskusji.
Mimo iż nie krzyczał, jego głosowi daleko było do delikatności. Jednym z powodów był szybko rozchodzący się po szczęce ból, który aktualnie rozcierał swoją lewą dłonią, trzymając ostrze między palcami. Zerknął wrogim spojrzeniem na swojego wroga, w którego oczach nie dało się nie zauważyć zadowolenia.
- Nie patrz mnie wkurwiać. Nie mam nastroju do żartów, a uwierz - lepiej mnie nie denerwować.
Ten w odpowiedzi zaśmiał się głośno, próbując przy okazji ponowić swój ruch. Teraz jednak został on zablokowany przez dłoń Walkera, który nie pozwolił znów wrócić kończynie na ziemię. Od napastnika dało się wyczuć z wolna ogarniającą go panikę na widok uwięzionej między palcami chłopaka łydki, której zdecydowanie nie miał w planach puścić.
- Czy do twojego debilnego mózgu nie dociera to proste zdanie "Nie patrz mnie wkurwiać"? - rzucił czarnowłosy, powoli podnosząc wzrok na osobę stojącą naprzeciwko niego - Tak więc wytłumaczę ci je nieco inaczej.
W tamtym momencie Alex zapomniał o wszystkim dookoła. W głowie znów pojawiły się te wszystkie nauki, którymi tak truł go ojciec od najmłodszych lat. Teraz miały one swoje ujście i zastosowanie w tej właśnie potyczce, w której po przekręceniu nogi przeciwnik upadł twarzą do ziemi, przy okazji ponownie wydając podejrzanie wysoki okrzyk bólu. Czarnowłosy nie zwracał jednak na to uwagi, wykonując zamach oraz przewracając leżącego na plecy, by następnie usiąść na nim okrakiem tylko i wyłącznie po to, by zacisnąć dłonie na jego szyi. W świadomości zapaliła mu się czerwona lampka, lecz w tamtym momencie był zbyt zaabsorbowany potrząsaniem wijącym się pod spodem ciałem byłego śmieszka, z którego gardła wydobywały się teraz podejrzane odgłosy bólu.
- A teraz powiedz, kto cię nasłał oraz dlaczego to robisz. I nie wciskaj mi kitu, że nie wiesz, o co chodzi, bo i tak ci nie uwierzę. Nie mam pięciu lat. - Powiedział, zmniejszając nieco uścisk, aby ten mógł odpowiedzieć.
Zamiast tego usłyszał jednak wiązankę przekleństw pod swoim adresem, szybko stłumioną przez odcięcie dopływu tlenu. Chwila wyczekiwania sprawiła, że przeciwnik w końcu poddał się, patrząc na Walkera nienawistnym spojrzeniem ciemnych oczu. To jednak nie ruszało jego "kata", który przez kilka następnych minut powtarzał ten sam praktycznie rozkaz, kończący się za każdym razem tak samo. Był tym tak zajęty, iż nie zauważył nadchodzącego z bocznej uliczki podobnego do tego leżącego pod nim przebierańca. Z jego obecności zdał sobie sprawę dopiero wtedy, gdy pod butami skradającej się osoby można było usłyszeć zgrzyt kamieni. W ostatniej chwili pochylił głowę, unikając spotkania swojej potylicy z łomem. Niestety, jego ruch spowodował zmniejszenie odległości między nim a jego ofiarą, czego ta nie śmiała przepuścić. Nie ma się więc czemu dziwić, że tak szybko jak chłopak uciekł przed narzędziem, tak szybko cofnął się w efekcie uderzenia w twarz. Spowodowało to, iż uścisk wokół szyi byłego napastnika zelżał, przez co wkrótce Alex klęczał na ziemi sam, palcami rozcierając nos.
- Teraz też będziesz taki mądry, panie zakuty łeb? - oschłe pytanie przecięło ciszę.
Czarnowłosy podniósł wzrok tylko i wyłącznie po to, by na wysokości swoich oczu zobaczyć ostrze jego własnego noża skierowane w stronę swojego właściciela. Trzymane było ono przez osobę chcącą pozbawić życia przywódczyni, za której plecami stał jej towarzysz, ubrany podobnie jak swój wspólnik w podniszczony strój roboczy. Ten jednak miał maskę coś a la Batman, jednak z jednym uchem krótszym niż drugie.
- Ja zawsze jestem mądry, bo ktoś przecież na tym popierdolonym świecie musi mieć jakieś pojęcie o paru rzeczach, nie będąc ograniczany przez mózg wielkości orzeszka. - zauważając drgające nerwowo mięśnie całej dwójki, uśmiechnął się do siebie w myślach i kontynuował, nie spuszczając wzroku ze swojego pierwszego przeciwnika - Ja widzę to tak. Twojego kumpla rozłożę w dwie sekundy, fundując mu ciosy przydatne w czasie samoobrony przy duszeniu od przodu. Ty natomiast będziesz próbować zranić mnie moim własnym nożem, który dla niekumatych w tych sprawach jest specjalnie wykonany dla osób leworęcznych, a z tego co widziałem i widzę, twoja prawa ręka jest z pewnością sprawniejsza. Będziemy unikać zranień przez kilka minut, w czasie których twój liczący gwiazdki na niebie wspólnik zdąży się pozbierać. Kiedy jednak zobaczy naszą dwójkę, w trosce o swoje męskie przyrodzenie ucieknie gdzie pieprz rośnie. Ty natomiast tak się na niego wkurzysz, iż nie zauważysz mojego ciosu, który nawiasem mówiąc będzie ostatni w tej potyczce. Jakieś pytania?
Odpowiedział mu jedynie gromki śmiech ze strony stojącej przed nim dwójki. Ten westchnął głęboko, a po wspomnieniu przez przyszłe trupy o jego pewności siebie, rzucił:
- A więc przekonajmy się o mojej nieomylności. Przecież i tak kłamię jak z nut, prawda?
Po odebraniu ostrza, kilku minutach przekleństw pod różnymi adresami oraz kilku płytkich ranach, biała klinga Meridies znalazła się na ozdobionej już siniakami skórze napastnika. Wszystko potoczyło się tak, jak powiedział o tym Walker. Jego ego już chyba bardziej napuchnąć nie może.
- Poznajmy może, kto kryje się za tą maską... Chyba że jesteś kimś w rodzaju Spider-Man'a, którego tożsamości nikt nie może poznać... A nie, przecież on ratował ludzi, a nie ich krzywdził... - przeciągał, prawą ręką próbując ściągnąć ów nakrycie z twarzy osoby przyciskanej do ściany.
Ta szarpała się, ale ze względu na skrępowane ręce (co na to poradzić, że się szarpała) oraz sztylet nie mogła nic poradzić na to, co chciał zrobić chłopak. Bez zbędnych ceregieli ściągnął kamuflaż z głowy przeciwnika, widząc...
- Jasny gwint... - tylko to było w stanie opuścić jego gardło, kiedy przyglądał się ciemnobrązowym, wręcz czekoladowym włosom swojego nemezis, który okazał się być... kobietą.
Oczy omal nie wypadły mu z orbit, a ogólne zaskoczenie na chwilę odebrało zdolność rejestrowania czegokolwiek. Zostało to wnet wykorzystane, przez co kilka sekund później czarnowłosy stał sam z wciąż uniesionym ku górze ostrzem. Z tego transu wyrwał go dopiero spanikowany głos Senill, która wypadła z najbliższego zaułku z zapytaniem, gdzie jest wróg i czy nic mu się nie stało. Ten, po rozejrzeniu się dookoła siebie, oparł się plecami o ścianę, po czym rzucił:
- Chyba się zakochałem.
- Co wy tu jeszcze robicie, do diabła? Senill, zabierz stąd Katelyn. Już. I bez dyskusji.
Mimo iż nie krzyczał, jego głosowi daleko było do delikatności. Jednym z powodów był szybko rozchodzący się po szczęce ból, który aktualnie rozcierał swoją lewą dłonią, trzymając ostrze między palcami. Zerknął wrogim spojrzeniem na swojego wroga, w którego oczach nie dało się nie zauważyć zadowolenia.
- Nie patrz mnie wkurwiać. Nie mam nastroju do żartów, a uwierz - lepiej mnie nie denerwować.
Ten w odpowiedzi zaśmiał się głośno, próbując przy okazji ponowić swój ruch. Teraz jednak został on zablokowany przez dłoń Walkera, który nie pozwolił znów wrócić kończynie na ziemię. Od napastnika dało się wyczuć z wolna ogarniającą go panikę na widok uwięzionej między palcami chłopaka łydki, której zdecydowanie nie miał w planach puścić.
- Czy do twojego debilnego mózgu nie dociera to proste zdanie "Nie patrz mnie wkurwiać"? - rzucił czarnowłosy, powoli podnosząc wzrok na osobę stojącą naprzeciwko niego - Tak więc wytłumaczę ci je nieco inaczej.
W tamtym momencie Alex zapomniał o wszystkim dookoła. W głowie znów pojawiły się te wszystkie nauki, którymi tak truł go ojciec od najmłodszych lat. Teraz miały one swoje ujście i zastosowanie w tej właśnie potyczce, w której po przekręceniu nogi przeciwnik upadł twarzą do ziemi, przy okazji ponownie wydając podejrzanie wysoki okrzyk bólu. Czarnowłosy nie zwracał jednak na to uwagi, wykonując zamach oraz przewracając leżącego na plecy, by następnie usiąść na nim okrakiem tylko i wyłącznie po to, by zacisnąć dłonie na jego szyi. W świadomości zapaliła mu się czerwona lampka, lecz w tamtym momencie był zbyt zaabsorbowany potrząsaniem wijącym się pod spodem ciałem byłego śmieszka, z którego gardła wydobywały się teraz podejrzane odgłosy bólu.
- A teraz powiedz, kto cię nasłał oraz dlaczego to robisz. I nie wciskaj mi kitu, że nie wiesz, o co chodzi, bo i tak ci nie uwierzę. Nie mam pięciu lat. - Powiedział, zmniejszając nieco uścisk, aby ten mógł odpowiedzieć.
Zamiast tego usłyszał jednak wiązankę przekleństw pod swoim adresem, szybko stłumioną przez odcięcie dopływu tlenu. Chwila wyczekiwania sprawiła, że przeciwnik w końcu poddał się, patrząc na Walkera nienawistnym spojrzeniem ciemnych oczu. To jednak nie ruszało jego "kata", który przez kilka następnych minut powtarzał ten sam praktycznie rozkaz, kończący się za każdym razem tak samo. Był tym tak zajęty, iż nie zauważył nadchodzącego z bocznej uliczki podobnego do tego leżącego pod nim przebierańca. Z jego obecności zdał sobie sprawę dopiero wtedy, gdy pod butami skradającej się osoby można było usłyszeć zgrzyt kamieni. W ostatniej chwili pochylił głowę, unikając spotkania swojej potylicy z łomem. Niestety, jego ruch spowodował zmniejszenie odległości między nim a jego ofiarą, czego ta nie śmiała przepuścić. Nie ma się więc czemu dziwić, że tak szybko jak chłopak uciekł przed narzędziem, tak szybko cofnął się w efekcie uderzenia w twarz. Spowodowało to, iż uścisk wokół szyi byłego napastnika zelżał, przez co wkrótce Alex klęczał na ziemi sam, palcami rozcierając nos.
- Teraz też będziesz taki mądry, panie zakuty łeb? - oschłe pytanie przecięło ciszę.
Czarnowłosy podniósł wzrok tylko i wyłącznie po to, by na wysokości swoich oczu zobaczyć ostrze jego własnego noża skierowane w stronę swojego właściciela. Trzymane było ono przez osobę chcącą pozbawić życia przywódczyni, za której plecami stał jej towarzysz, ubrany podobnie jak swój wspólnik w podniszczony strój roboczy. Ten jednak miał maskę coś a la Batman, jednak z jednym uchem krótszym niż drugie.
- Ja zawsze jestem mądry, bo ktoś przecież na tym popierdolonym świecie musi mieć jakieś pojęcie o paru rzeczach, nie będąc ograniczany przez mózg wielkości orzeszka. - zauważając drgające nerwowo mięśnie całej dwójki, uśmiechnął się do siebie w myślach i kontynuował, nie spuszczając wzroku ze swojego pierwszego przeciwnika - Ja widzę to tak. Twojego kumpla rozłożę w dwie sekundy, fundując mu ciosy przydatne w czasie samoobrony przy duszeniu od przodu. Ty natomiast będziesz próbować zranić mnie moim własnym nożem, który dla niekumatych w tych sprawach jest specjalnie wykonany dla osób leworęcznych, a z tego co widziałem i widzę, twoja prawa ręka jest z pewnością sprawniejsza. Będziemy unikać zranień przez kilka minut, w czasie których twój liczący gwiazdki na niebie wspólnik zdąży się pozbierać. Kiedy jednak zobaczy naszą dwójkę, w trosce o swoje męskie przyrodzenie ucieknie gdzie pieprz rośnie. Ty natomiast tak się na niego wkurzysz, iż nie zauważysz mojego ciosu, który nawiasem mówiąc będzie ostatni w tej potyczce. Jakieś pytania?
Odpowiedział mu jedynie gromki śmiech ze strony stojącej przed nim dwójki. Ten westchnął głęboko, a po wspomnieniu przez przyszłe trupy o jego pewności siebie, rzucił:
- A więc przekonajmy się o mojej nieomylności. Przecież i tak kłamię jak z nut, prawda?
Po odebraniu ostrza, kilku minutach przekleństw pod różnymi adresami oraz kilku płytkich ranach, biała klinga Meridies znalazła się na ozdobionej już siniakami skórze napastnika. Wszystko potoczyło się tak, jak powiedział o tym Walker. Jego ego już chyba bardziej napuchnąć nie może.
- Poznajmy może, kto kryje się za tą maską... Chyba że jesteś kimś w rodzaju Spider-Man'a, którego tożsamości nikt nie może poznać... A nie, przecież on ratował ludzi, a nie ich krzywdził... - przeciągał, prawą ręką próbując ściągnąć ów nakrycie z twarzy osoby przyciskanej do ściany.
Ta szarpała się, ale ze względu na skrępowane ręce (co na to poradzić, że się szarpała) oraz sztylet nie mogła nic poradzić na to, co chciał zrobić chłopak. Bez zbędnych ceregieli ściągnął kamuflaż z głowy przeciwnika, widząc...
- Jasny gwint... - tylko to było w stanie opuścić jego gardło, kiedy przyglądał się ciemnobrązowym, wręcz czekoladowym włosom swojego nemezis, który okazał się być... kobietą.
Oczy omal nie wypadły mu z orbit, a ogólne zaskoczenie na chwilę odebrało zdolność rejestrowania czegokolwiek. Zostało to wnet wykorzystane, przez co kilka sekund później czarnowłosy stał sam z wciąż uniesionym ku górze ostrzem. Z tego transu wyrwał go dopiero spanikowany głos Senill, która wypadła z najbliższego zaułku z zapytaniem, gdzie jest wróg i czy nic mu się nie stało. Ten, po rozejrzeniu się dookoła siebie, oparł się plecami o ścianę, po czym rzucił:
- Chyba się zakochałem.
- - -
<Senill? Słoiczki nie pomogły, ale czekolada tak ^^ A tak nawiasem mówiąc, powodzenia xd Alex >:3 >
poniedziałek, 29 maja 2017
Od Katelyn c.d Alex
Kat nie była zadowolona, ale nie czuła się winna. Przecież to wina... Tekliusza! To wszytko jego plan, ten niezwykle piękny kot jest do tego naprawdę inteligentny.
Dziewczyna odwróciła się i zaczęła powoli odchodzić mówiąc coś przy tym do swojej kotki. Była wręcz oburzona zachowaniem Alex'a. Dalej była zdania, że to nie jest jej wina, ale każdy zna prawdę. Na początku dziewczyna chciała wzbudzić poczucie winy u chłopaka, jak to zawsze robiła, ale niestety tym razem jej plan nie powiódł się tak dobrze. Odetchnęła, odwróciła się i spojrzała na psa. Alex zaśmiał się pod nosem, chociaż dziewczyna dalej nie wiedziała o co mu chodzi. Wyglądała na zdenerwowaną i właśnie tak było. Tekliusz miauknęła i zaczęła wbijać się pazurami w rękę Kat.
- Tekliusz! - zawołała dziewczyna. Nie był to niewiadomo jak głośny krzyk, aczkolwiek Alex z pewnością to usłyszał. - Zostaw mnie, ty zły kocie.
Chłopak zaśmiał się. Tym razem głośniej niż ostatnio i spojrzał na niezadowoloną dziewczynę oraz jej przestraszonego kota.
- I co? Twój Tekliusz nie jest takim "kochanym kotkiem", nieprawdaż? - ponownie zaśmiał się. Tym razem z takim złośliwym spojrzeniem, które bardzo zdenerwowało dziewczynę.
- Zazdrościsz mi takiego kota? - zapytała, ale nie była zadowolona ze swojej wypowiedzi. Tekliusz był przecież idealnym kotem...
Pomyślała sobie, że przecież Alex nie jest tak super żeby nawet patrzeć na tego małego kota.
W pewnej chwili kotka przywódczyni wyrwała jej się z rąk i ruszyła przed siebie, a za nią pies Alex'a. Bez namysłu dziewczyna ruszyła biegiem za swoim ukochanym Tekliuszem. Biedny kot... Chociaż znając go, wejdzie na drzewo, a tam pies go nie złapie. Kat nie odwracała się, ale była wręcz pewna, że Alex nie ruszy się z miejsca.
Dziewczyna odwróciła się i zaczęła powoli odchodzić mówiąc coś przy tym do swojej kotki. Była wręcz oburzona zachowaniem Alex'a. Dalej była zdania, że to nie jest jej wina, ale każdy zna prawdę. Na początku dziewczyna chciała wzbudzić poczucie winy u chłopaka, jak to zawsze robiła, ale niestety tym razem jej plan nie powiódł się tak dobrze. Odetchnęła, odwróciła się i spojrzała na psa. Alex zaśmiał się pod nosem, chociaż dziewczyna dalej nie wiedziała o co mu chodzi. Wyglądała na zdenerwowaną i właśnie tak było. Tekliusz miauknęła i zaczęła wbijać się pazurami w rękę Kat.
- Tekliusz! - zawołała dziewczyna. Nie był to niewiadomo jak głośny krzyk, aczkolwiek Alex z pewnością to usłyszał. - Zostaw mnie, ty zły kocie.
Chłopak zaśmiał się. Tym razem głośniej niż ostatnio i spojrzał na niezadowoloną dziewczynę oraz jej przestraszonego kota.
- I co? Twój Tekliusz nie jest takim "kochanym kotkiem", nieprawdaż? - ponownie zaśmiał się. Tym razem z takim złośliwym spojrzeniem, które bardzo zdenerwowało dziewczynę.
- Zazdrościsz mi takiego kota? - zapytała, ale nie była zadowolona ze swojej wypowiedzi. Tekliusz był przecież idealnym kotem...
Pomyślała sobie, że przecież Alex nie jest tak super żeby nawet patrzeć na tego małego kota.
W pewnej chwili kotka przywódczyni wyrwała jej się z rąk i ruszyła przed siebie, a za nią pies Alex'a. Bez namysłu dziewczyna ruszyła biegiem za swoim ukochanym Tekliuszem. Biedny kot... Chociaż znając go, wejdzie na drzewo, a tam pies go nie złapie. Kat nie odwracała się, ale była wręcz pewna, że Alex nie ruszy się z miejsca.
---
<Kruszynko? Tekliusz towarzyszyła mi przy pisaniu tego opowiadania ♥>
Od Katelyn c.d Evelyn
Kat przyglądała się towarzyszowi Ev z zaskoczeniem w oczach. Zainteresowanie również towarzyszyło jej w chwili obecnej. Nigdy wcześniej nie widziała konia na żywo, a co dopiero rozmawiać z nim. Dalej zastanawiała się o co tu chodzi. Bez słowa powoli podeszła do konia i pogłaskała go po grzywie, co temu z kolei najwyraźniej się nie spodobało.
- Przestań. - mruknął niezadowolony. Dziewczyna spojrzała na niego jeszcze bardziej zaskoczona. Czuła się bardzo dziwnie i dalej była myśli, że to tylko sen. Na pewno nie był to jeden z lepszych snów... - Nie widzisz, że jestem zajęty? - dodał po chwili.
Dziewczyna spojrzała na Evelyn śmiejącą się pod nosem. Przywódczyni mruknęła coś pod nosem i skierowała się w stronę swojego domku. Nowo poznana dziewczyna najwyraźniej nie była chętna do pójścia za Kat. Natomiast przywódczyni miała mały plan.
- Nie idziesz? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - Teraz pokażę ci mój dom! - zawołała i ruszyła biegiem do swojego dość dużego mieszkania.
Evelyn ciężko odetchnęła i pobiegła za przywódczynią krzycząc coś do konia.
***
- Chciałabym ci przedstawić najlepszą, najważniejszą, najwspanialszą i w ogóle naj osobę... - ciągnęła Katuś.
Otworzyła drzwi przed nową znajomą i obie ujrzały... Tekliusza!
- Oto Tekliusz! - zawołała. - Jest taki piękny...
Evelyn nie była zachwycona. Wyglądała jakby zaraz miała powiedzieć "mam dość, wychodzę". Smutne trochę. Tylko jedna osoba mogła tak bardzo zachwycić się widokiem małego kotka, który, trzeba przyznać, nie był tak wyjątkowo piękny jak inne rasowe koty.
- Przestań. - mruknął niezadowolony. Dziewczyna spojrzała na niego jeszcze bardziej zaskoczona. Czuła się bardzo dziwnie i dalej była myśli, że to tylko sen. Na pewno nie był to jeden z lepszych snów... - Nie widzisz, że jestem zajęty? - dodał po chwili.
Dziewczyna spojrzała na Evelyn śmiejącą się pod nosem. Przywódczyni mruknęła coś pod nosem i skierowała się w stronę swojego domku. Nowo poznana dziewczyna najwyraźniej nie była chętna do pójścia za Kat. Natomiast przywódczyni miała mały plan.
- Nie idziesz? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - Teraz pokażę ci mój dom! - zawołała i ruszyła biegiem do swojego dość dużego mieszkania.
Evelyn ciężko odetchnęła i pobiegła za przywódczynią krzycząc coś do konia.
***
- Chciałabym ci przedstawić najlepszą, najważniejszą, najwspanialszą i w ogóle naj osobę... - ciągnęła Katuś.
Otworzyła drzwi przed nową znajomą i obie ujrzały... Tekliusza!
- Oto Tekliusz! - zawołała. - Jest taki piękny...
Evelyn nie była zachwycona. Wyglądała jakby zaraz miała powiedzieć "mam dość, wychodzę". Smutne trochę. Tylko jedna osoba mogła tak bardzo zachwycić się widokiem małego kotka, który, trzeba przyznać, nie był tak wyjątkowo piękny jak inne rasowe koty.
---
<Evelyn? ^^ Nie wyszło tak źle, słoiczki Seni chyba jednak pomogły^^>
poniedziałek, 22 maja 2017
Od Senill cd. Alex
Przeszedł mnie dreszcz mający w sobie zarówno strach jak i odrazę. Minęła minuta czy dwie, nim opanowałam panikę. Wzięłam głębszy oddech i powoli odwróciłam się w stronę tego makabrycznego widoku. Patrząc na to istne miejsce grozy, jakaś myśl mi się nasuwała. Wiedziałam, o co tu chodzi. Wiedziałam, dlaczego to się stało. Jednak nadal nie mogłam skojarzyć, o co tu chodzi... Gdy nagle mnie olśniło. I jednocześnie zemdliło ze zdwojoną siłą.
-Zagłada... Kotów... - wydusiłam bardzo cichym szeptem ze zduszonego gardła. Byłam prawie pewna, że stojący obok chłopak tego nie usłyszał, jednak ten zaskoczył mnie swoim dobrym słuchem.
-Na to wygląda. - dodał obojętnie, jak gdyby w ogóle nie robiło to na nim wrażenia. Choć takie było silne wrażenie, wiedziałam, że nie jest mu to całkiem obojętne. Z jego oczu wyczytałam, że jest odrobinę zaskoczony. Emanowała również od niego ogromna ciekawość oraz odrobina, ledwo wyczuwalna nutka strachu. Chciałam jeszcze raz zapytać chłopaka, czy nie moglibyśmy wrócić poprostu wrócić do domów, jednak doskonale wiedziałam, że on się nie zgodzi. Zbyt go to zaciekawiło. Postanowiłam więc skorzystać ze swoich umiejętności nabytych w dzieciństwie. Z ogromnym trudem opanowywując mdłości zbliżyłam się do jednego kociego truchła leżącego w krwi. Z jeszcze większą odrazą stwierdziłam, że omało co nie nadepnęłam na jego leżącą nieopodal łapę. Powstrzymując panikę przyklękłam przy szczątkach ciała. Przez cały ten czas Alex przyglądał mi się z ciekawością. "Zastanawia się pewnie ile jeszcze wytrzymam bez wymiotowania" - stwierdziłam i ironicznie uśmiechnęłam się w duchu zastanawiając się jak żałośnie muszę wyglądać.
-Blee - wydałam z siebie krótki, cichy oddźwięk obrzydzenia, jakie się we mnie znajdowało w danym momencie. Zamoczyłam dwa palce prawej ręki w krwi i powąchałam ją, po czym szybko wytarłam krew o trawę. Czułam ogromne mdłości. Chłopak musiał zauważyć, że zaraz mogę stracić przytomność, bo złapał mnie za ramię i odciągnął od kałuży.
-Są świeże... Mają najwyżej kilkanaście godzin... - powiedziałam cicho.
-Skąd to wiesz? - zapytał czarnowłosy z lekką niepewnością, jednak widząc mój stan, zrozumiał, że wytłumaczę mu to kiedy indziej. Sam podszedł do zwłok i zrobił to samo co ja, by mieć pewność, że się nie mylę. Ja w tym czasie otrząsnęłam się trochę. Gdy wrócił do miejsca, w którym parę metrów od kałuży siedziałam na trawie.
-Miałaś rację. - powiedział kiwając głową. W tym momencie dotarł do mnie fakt, który spowodował, że mdłości wróciły. Skoro zbrodni dokonano najwyżej kilkanaście godzin wcześniej, ten ktoś, lub, co gorsza, coś, mogło nadal się tu kryć. Jednak odpędziłam te myśli. -Musimy powiadomić o tym Katelyn. - chłopak skinął głową - złożymy jej nocną wizytę - uśmiechnął się łobuzersko, jednak był to słaby uśmiech, ponieważ pewnie nie w aż takim stopniu jak ja, ale odrobinę się tym niepokoił.
***
Gdy doszliśmy do domu Kat, przez okno widać było jeszcze słabe światło. Byłam ciekawa, co też może ona robić o tej porze. Alex głośno zapukał w drzwi. Po chwili w drzwiach stanęła przywódczyni klanu ubrana w piżamę.
-O co chodzi? Co was do mnie sprowadza o tak późnej porze? - zapytała i ziewnęła przeciągle. Pokrótce opowiedzieliśmy jej o naszym odkryciu. W zamyśleniu Katelyn szybko ubrała się, wzięła kilka niezbędnych rzeczy i ruszyliśmy w zaułek. Gdy tam doszliśmy stanęłam nieco z tyłu, ponieważ nie miałam ochoty na kolejną falę mdłości. Alex i Katelyn rozmawiali właśnie o tym, co widzą. Ja, nie wiedząc, co mogłabym zrobić, postanowiłam przybrać formę wilka i powęszyć dookoła. Wykonałam rękami znak ying-yang. Otoczyła mnie wodna mgiełka i po chwili stałam już na czterech łapach. Pociągnełam nosem. Krew. Krew krew krew. Wszędzie ten okropny zapach krwi. Ruszyłam w stronę dziwnie układającej się kępy trawy i wsadziłam w nią nos. Moim oczom ukazała się zakrwawiona siekiera. "Niedobrze. Najpewniej to narzędzie zbrodni." - pomyślałam, po czym krzyknęłam do Katelyn i Alex'a, by tu przyszli. Powęszyłam jeszcze trochę dookoła, ale nic prócz zapleśniałej kanapki nie znalazłam.
Mimo zapału Alex'a do dalszych poszukiwań, Katelyn zdołała go przekonać, abyśmy kontynuowali poszukiwania jutro. Wróciliśmy więc do swoich domów. Przez długi czas bałam się zasnąć. Kilkakrotnie sprawdziłam, czy wszystkie drzwi i okna są dobrze zamknięte. Zasunęłam też wszystkie rolety. Normalnie tego nie robiłam, ale dziś nie czułam się bezpiecznie. Po kilku godzinach leżeniu w łóżku i myśleniu nad tym, co się przydażyło tej nocy, w końcu udało mi się zasnąć.
Na następny dzień kontynuowaliśmy poszukiwania, jednak znów spełzły na niczym. Przeszukiwaliśmy również tereny dookoła miejsca zdarzenia, ale i tak nic to nie dało. Wieczorem usiedliśmy na trawie w miejscu, gdzie to się wszystko zaczęło. Zaułek pogrążał się w ciszy i mroku. Alex i Katelyn znów wdali się w rozmowę, a ja rozglądałam się dookoła myśląc nad tym wszystkim. Gdy w pewnym momencie mój mózg coś zarejestrował. Powoli przeczesałam wzrokiem jeszcze raz ten sam obszar, który ostatnio. I jeszcze jeden raz. I w końcu dostrzegłam to, co mi nie pasowało. Ujrzałam parę oczu. Dużych, ciemnych niczym bezchmurna noc, głębokich. Były to oczy przerażające. Udawałam, że ich nie zauważyłam, by to coś nie mogło się dowiedzieć, że odkryłam jego pozycję. Z każdą steną sekundy napawało mnie to coraz większym lękiem, ponieważ udało mi się też doatrzec refleks odbitego księżycowego światła od... Siekiery.
-Alex... - szturchnęłam chłopaka szepcząc cicho - dyskretnie spójrz na drugą... - ucichłam, a chłopak udał, że odwraca się w moją stronę. Tak naprawdę próbował zarejestrować to, co zarejestrowały moje oczy. Odwrócił się znów do Katelyn, by i ją o tym poinformować. Jednak nie starczyło mu na to czasu, bo w tym samym momencie...
-O co chodzi? Co was do mnie sprowadza o tak późnej porze? - zapytała i ziewnęła przeciągle. Pokrótce opowiedzieliśmy jej o naszym odkryciu. W zamyśleniu Katelyn szybko ubrała się, wzięła kilka niezbędnych rzeczy i ruszyliśmy w zaułek. Gdy tam doszliśmy stanęłam nieco z tyłu, ponieważ nie miałam ochoty na kolejną falę mdłości. Alex i Katelyn rozmawiali właśnie o tym, co widzą. Ja, nie wiedząc, co mogłabym zrobić, postanowiłam przybrać formę wilka i powęszyć dookoła. Wykonałam rękami znak ying-yang. Otoczyła mnie wodna mgiełka i po chwili stałam już na czterech łapach. Pociągnełam nosem. Krew. Krew krew krew. Wszędzie ten okropny zapach krwi. Ruszyłam w stronę dziwnie układającej się kępy trawy i wsadziłam w nią nos. Moim oczom ukazała się zakrwawiona siekiera. "Niedobrze. Najpewniej to narzędzie zbrodni." - pomyślałam, po czym krzyknęłam do Katelyn i Alex'a, by tu przyszli. Powęszyłam jeszcze trochę dookoła, ale nic prócz zapleśniałej kanapki nie znalazłam.
Mimo zapału Alex'a do dalszych poszukiwań, Katelyn zdołała go przekonać, abyśmy kontynuowali poszukiwania jutro. Wróciliśmy więc do swoich domów. Przez długi czas bałam się zasnąć. Kilkakrotnie sprawdziłam, czy wszystkie drzwi i okna są dobrze zamknięte. Zasunęłam też wszystkie rolety. Normalnie tego nie robiłam, ale dziś nie czułam się bezpiecznie. Po kilku godzinach leżeniu w łóżku i myśleniu nad tym, co się przydażyło tej nocy, w końcu udało mi się zasnąć.
Na następny dzień kontynuowaliśmy poszukiwania, jednak znów spełzły na niczym. Przeszukiwaliśmy również tereny dookoła miejsca zdarzenia, ale i tak nic to nie dało. Wieczorem usiedliśmy na trawie w miejscu, gdzie to się wszystko zaczęło. Zaułek pogrążał się w ciszy i mroku. Alex i Katelyn znów wdali się w rozmowę, a ja rozglądałam się dookoła myśląc nad tym wszystkim. Gdy w pewnym momencie mój mózg coś zarejestrował. Powoli przeczesałam wzrokiem jeszcze raz ten sam obszar, który ostatnio. I jeszcze jeden raz. I w końcu dostrzegłam to, co mi nie pasowało. Ujrzałam parę oczu. Dużych, ciemnych niczym bezchmurna noc, głębokich. Były to oczy przerażające. Udawałam, że ich nie zauważyłam, by to coś nie mogło się dowiedzieć, że odkryłam jego pozycję. Z każdą steną sekundy napawało mnie to coraz większym lękiem, ponieważ udało mi się też doatrzec refleks odbitego księżycowego światła od... Siekiery.
-Alex... - szturchnęłam chłopaka szepcząc cicho - dyskretnie spójrz na drugą... - ucichłam, a chłopak udał, że odwraca się w moją stronę. Tak naprawdę próbował zarejestrować to, co zarejestrowały moje oczy. Odwrócił się znów do Katelyn, by i ją o tym poinformować. Jednak nie starczyło mu na to czasu, bo w tym samym momencie...
---
<Wybacz Alex, że tak długo nie było tego opka. Zuy komputer i te sprawy... Ale w końcu jest. A teraz zostawiam cię tu z tym, abyś wymyślała, co dalej.> Seni >:3>
czwartek, 18 maja 2017
Od Toluena c.d Yvris
Telo spojrzał na bibliotekarza z niejakim zaskoczeniem, które jednak niemal od razu zostało zastąpione przez pełen samozadowolenia uśmiech. Po tym, w jak chłodny i pełen irytacji sposób Yvris zwykle się do niego odnosił, kompletnie nie spodziewał się, że wyciągnięcie go gdziekolwiek będzie aż tak łatwe - szczególnie w dzień roboczy, w godzinach, w których biblioteka powinna jeszcze pracować.
- Cieszę się bardzo, że jednak się zdecydowałeś - stwierdził, starając się, by jego ton głosu mimo wszystko zbyt mocno nie zdradzał, jak bardzo się cieszy. Szczególnie że drugi mężczyzna nie wydawał się jakoś wyjątkowo zachwycony wizją wypadu, który właśnie sam zaproponował, a Telo naprawdę bardzo nie chciał, by postanowił jednak zmienić zdanie. Koniec końców nie wiedział przecież, kiedy - i czy w ogóle - nadarzy się kolejna taka okazja.
Jeszcze trochę minęło, zanim Yvris upewnił się, że między regałami nie pałęta się jakiś zbłąkany czytelnik, zamknął bibliotekę i trzy razy sprawdził, czy na pewno jest dobrze zabezpieczona przed wszelkimi książkokradami. Młodszy mężczyzna czekał w milczeniu, niekoniecznie cierpliwie, usadowiwszy się po turecku na niskim murku oddzielającym trawnik od wąskiego, pofałdowanego miejscami przez korzenie rosnącego nieopodal dębu chodnika. Zaczął bawić się zerwanym źdźbłem trawy, próbując przypomnieć sobie, jak się na nim grało.
Uśmiechnął się do bibliotekarza, gdy ten w końcu wrócił, i wstał, odruchowo chowając trzymaną w ręce trawę do kieszeni.
- Gotowy? - zagadnął wesoło. - Jestem pewien, że spodoba ci się nowy wystrój Italiany. Od razu przyszedłeś mi na myśl, gdy go zobaczyłem.
- Cieszę się bardzo, że jednak się zdecydowałeś - stwierdził, starając się, by jego ton głosu mimo wszystko zbyt mocno nie zdradzał, jak bardzo się cieszy. Szczególnie że drugi mężczyzna nie wydawał się jakoś wyjątkowo zachwycony wizją wypadu, który właśnie sam zaproponował, a Telo naprawdę bardzo nie chciał, by postanowił jednak zmienić zdanie. Koniec końców nie wiedział przecież, kiedy - i czy w ogóle - nadarzy się kolejna taka okazja.
Jeszcze trochę minęło, zanim Yvris upewnił się, że między regałami nie pałęta się jakiś zbłąkany czytelnik, zamknął bibliotekę i trzy razy sprawdził, czy na pewno jest dobrze zabezpieczona przed wszelkimi książkokradami. Młodszy mężczyzna czekał w milczeniu, niekoniecznie cierpliwie, usadowiwszy się po turecku na niskim murku oddzielającym trawnik od wąskiego, pofałdowanego miejscami przez korzenie rosnącego nieopodal dębu chodnika. Zaczął bawić się zerwanym źdźbłem trawy, próbując przypomnieć sobie, jak się na nim grało.
Uśmiechnął się do bibliotekarza, gdy ten w końcu wrócił, i wstał, odruchowo chowając trzymaną w ręce trawę do kieszeni.
- Gotowy? - zagadnął wesoło. - Jestem pewien, że spodoba ci się nowy wystrój Italiany. Od razu przyszedłeś mi na myśl, gdy go zobaczyłem.
---
<Wcale nie znam dobrze właściciela, który wcale nie da nam najlepszego stolika.>
sobota, 13 maja 2017
Żegnamy się!
Tak jak obiecałam, czas wpisywania się na listę obecności upłynął.
I tak, wiem że wciąż jestem leniwą pizzą, bo post ten miał być opublikowany 11.05 a nie dopiero dzisiaj, jednak wykazałam dobroć serca i oczekiwałam na odpowiedź jednej z osóbek na How. Niestety, nie otrzymałam żadnej wiadomości, co nie ukrywam mnie trochę podnerwiło, ale dobra. Nie to nie, nie będę się narzucać i skakać dookoła tylko po to, by ta osoba została na blogu.
I tak, wiem że wciąż jestem leniwą pizzą, bo post ten miał być opublikowany 11.05 a nie dopiero dzisiaj, jednak wykazałam dobroć serca i oczekiwałam na odpowiedź jednej z osóbek na How. Niestety, nie otrzymałam żadnej wiadomości, co nie ukrywam mnie trochę podnerwiło, ale dobra. Nie to nie, nie będę się narzucać i skakać dookoła tylko po to, by ta osoba została na blogu.
Wracając do rzeczy, większość z członków bloga zadeklarowała się pozostać, co niezmiernie mnie cieszy.
Niektórzy natomiast albo nie wpisali się na listę, albo otwarcie powiedzieli, że odchodzą. Jak wspominałam, nie mam i nie będę mieć im tego za złe. Tym drugim jestem jednak wdzięczna za szczerość, tak rzadką w ostatnich czasach.
Przechodząc do rzeczy. Poniżej znajdzie się lista osób wciąż wykazujących chęć przynależności do bloga:
Alex
Bergen
Dessin
Evelyn
Finn
Katelyn
Senill
Silver
Toluen
Tsugi
Yvris
Jak widać, jest ona dość skromna w porównaniu do jej wcześniejszej wersji wraz z innymi. Niestety, nie każdy mógł sobie pozwolić na pozostanie z nami ze względu na powody prywatne bądź inne, których nie wypada wymieniać. Nie ma co ukrywać jednak, że niektórzy po prostu olali bloga i ludzi tu piszących. Nie będę wymieniać ich z imion oraz nazwisk, bo tak tylko w sądzie, ale pragnę zaznaczyć, iż takowe osoby są. Sądzę jednak, że wkrótce sami zdacie sobie sprawę z tego, kto był kim. Aby więc dłużej nie przeciągać, oto lista imion, które wkrótce dołączą do etykiet na dole strony z nazwą "Odchodzą...":
Aiden
Alix
Avafo
Cerisane
Obi
Mimma
Nerai
Shiryu
Myślę, że taka lista obecności to dość dobry pomysł. Dlatego będzie ona regularnie przeprowadzana w wiadomym tylko i wyłącznie dla mnie terminie. Nie pytajcie się ani Katelyn, ani Perci, bowiem one też nie znają dnia ani godziny.
Radzę nie sugerować się także jakimś systemem typu "co miesiąc" albo "każdego 20 dnia parzystego miesiąca". Lista będzie wtedy, kiedy najdzie mnie taka ochota.
Radzę nie sugerować się także jakimś systemem typu "co miesiąc" albo "każdego 20 dnia parzystego miesiąca". Lista będzie wtedy, kiedy najdzie mnie taka ochota.
Jak na razie to tyle ode mnie, dzięki za dobrnięcie do końca tego jakże długiego posta.
PS. Korzystając z tego, że jest to post informacyjny, a nie chcąc zaśmiecać bloga niepotrzebnymi krótkimi wiadomościami, pragnę w imieniu adminów prosić wszystkich o cień aktywności w pisaniu opowiadań.
Dziękuję za uwagę.
Alex >:3
środa, 10 maja 2017
Alex odchodzi! To koniec...
Joke. Nadałam taki tytuł, aby przyciągnąć twoją uwagę do tego posta. Podejrzewam bowiem, że większość członków bloga nie czyta postów informacyjnych dodawanych przez administrację. A skoro doczytałeś/aś już do tego momentu, co ci szkodzi doczytać do końca?
Dobra, nie ma co przeciągać. Chyba każdy widzi, że tutaj, na TWoF, strasznie przycicichło. Czasami zdarza mi się spotkać Evelyn czy też Seni na chacie, ale przeważnie przychodzę z opóźnieniem. Nie chodzi mi jednak o to, żeby nagle każdy z was siedział na blogu tak długo, dopóki nie pojawi się też inna osoba. Chodzi mi bardziej o to, iż bardzo prawdopodobny jest fakt, że nikt tutaj nie zagląda. Strasznie mnie to smuci oraz poniekąd denerwuje, ale nie piszę tego posta po to, by wyżalić się wam z moich zachowań. Post ten ma za zadanie sprawdzić, kto jeszcze interesuje się tym blogiem. Pozwolę więc sobie skopiować pomysł naszej Tyks (błagam, wybacz mi tą jakże jawną kradzież pomysłu, ale nic innego mający podobny skutek nie przychodzi mi do głowy), tworząc pod tym postem listę obecności.
Każdy, kto nadal chce należeć do bloga, wpisuje się pod tym postem w komentarzach w taki sposób:
/imię postaci\
Osoby, które nie wpiszą się w komentarzach do 10.05 br. imienia swojej postaci, zostaną uznane za niezainteresowane blogiem i usunięte z niego.
Jeżeli natomiast chcesz odejść, wpisz się tak:
×imię postaci×
Nikt (przynajmniej ja) nie będzie mieć ci tego za złe, a twoja postać zostanie wtedy dołączona do listy opublikowanej 11.05
Aha, zapomniałabym. Pewne osoby, ktorych imiona wkrótce wymienię, muszą napisać jakieś opowiadanie do 07.05 br. Inaczej nawet lista obecności nie będzie mnie interesować. Oto lista imion:
Aiden
Alix
Avafo
Cerisane
Obi
Shiryu
Nerai
W sumie, nikomu nie zaszkodzi, gdyby inni członkowie też coś napisali.
Co się tyczy Toluena, ze względu na jego nieobecność TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA NIEGO czas na wpisywanie się na listę zostanie wydłużony do 30 maja.
Nie interesują mnie zapewnienia w wiadomościach prywatnych ani na chacie. Akceptuję tylko komentarze pod tym postem.
Nie interesują mnie zapewnienia w wiadomościach prywatnych ani na chacie. Akceptuję tylko komentarze pod tym postem.
Czekam na waszą reakcję.
Tik - tak
Alex >:3
poniedziałek, 8 maja 2017
Od Alex'a cd. Katelyn
W sumie może nawet lepiej, że koty wróciły do domu przywódczyni. W przeciwnym wypadku mogłyby zostać ofiarą wciąż zdenerwowanego Alex'a, który z niedającym się ukryć grymasem wyrzucił do kosza pusty papierek po czekoladzie, będącym ostatnim posiłkiem Tekliusz w jego domu. Nigdy już bowiem więcej nie wpuści tego pupilka Lucyfera do środka, nawet gdyby nadeszła powódź czy coś w tym rodzaju. Za jedyny plus tej sytuacji można uznać fakt, iż kakaowy smakołyk już wcześniej został w dość dużym stopniu pochłonięty przez czarnowłosego. Lecz jak to się ma do tego, że ten wyliniały kot pożarł aż sześć kostek? Przecież to niedopuszczalne... Walker będzie się musiał solidnie zastanowić, czy aby sojusz z krwiożerczym kotem wciąż jest i będzie aktualny. Odłożył sobie jednak ten temat na później, gdyż teraz - zaabsorbowany rytuałem krojenia ciasta oraz wyobrażaniu sobie, jak też smakuje - wolał się skupić bardziej na przyjemniejszych i dających więcej radości rzeczach niż na rozmyślaniu o przebrzydłym futrzaku oraz swojej zemście na nim.
- Alex... Ja chcę większy kawałek. Zasłużyłam sobie na niego.
Wypowiedź Kat przerwała jego rozmyślania, przez co wrócił do rzeczywistości. Spojrzał spod zmrużonych lekko powiek na ukrojony fragment ciasta, który powinien spokojnie zaspokoić głód dorosłego człowieka. Następnie przeniósł wzrok na dziewczynę, odpowiadając:
- Na moje to ci wystarczy. Poza tym, martwię się o ciebie i nie chcę, żebyś się przejadła. Nie mam lekarstw na problemy gastryczne.
Ta, wyczuwając fałszywość jego słów, odpowiedziała z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy:
- Dobra, a tak na serio? Przyznaj się, że chcesz go mieć w większości tylko i wyłącznie dla siebie.
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem, zabierając swoją - skromniejszą w porównaniu do tej znajdującej się na talerzyku dziewczyny - porcję wypieku.
- A tak na serio nie chcę potem słuchać twojego biadolenia na temat tego, że przeze mnie przytyłaś. Poza tym, cukier ci skoczy, a nie mam zamiaru biegać za tobą po całej osadzie i tłumaczyć się innym, iż nie brałaś dragów ani innych proszków szczęścia. Już kiedyś tak miałem i nie mam zamiaru powtarzać tych jakże banalnych wymówek. I niestety, ale ciasto zostaje u mnie. Moje składniki, mój piekarnik, moja forma, mój dom. Tort też więc mój, ewentualnie mogę oddać ci lukier, który swoją drogą nawet jest dobry. - Kończąc oblizał łyżeczkę, jeszcze przed chwilą zawierającą porcję wypieku.
Dziewczyna poszła w jego ślady, odpowiadając dopiero po chwili:
- Egoista. Nie przytyję od jednego kawałka, a ciebie nie zbawi malutki fragmencik podarowany mnie. W końcu to był mój przepis, a i ja nieco pomogłam w przygotowaniu.
Czarnowłosy podniósł wzrok do góry, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał.
- Hmm... Nie. - Powiedział, ponownie nabierając na łyżeczkę nieco bomby cukrowej.
- I tak wiem, że odstąpisz mi kawałek. Przecież mnie lubisz, prawda? Nie daj się prosić...
Alex w odpowiedzi pokręcił przecząco głową, uśmiechając się kpiąco w jej stronę.
- Jestem uparty, musiałabyś mieć więc dość mocny argument na to, bym się podzielił. A wiedz, że jak na razie bardziej realistyczne jest dla mnie wyrzucenie tego do śmietnika niż oddanie tobie chociażby okruszka. Sprawę lubienia ciebie wolę zostawić pod znakiem zapytania.
Ta zrobiła obrażoną minę, wymachując ciągle oblepioną od lukru łyżeczką tuż przed oczami Walkera.
- Jako przywódczyni klanu ludzi rozkazuję ci dać mi pozostałe ciasto. I bez dyskusji.
- Taki argument jakoś słabo do mnie przemawia. Muszę cię uświadomić, że nie słucham nikogo innego oprócz siebie samego. Ta rozmowa może więc trwać w nieskończoność, jeśli nie wymyślisz lepszego powodu. Tak więc jak na razie odpowiadam nie. I bez dyskusji.
~~~~~~~^^~~~~~~~
Od tamtego wydarzenia minęło kilka tygodni, w czasie których ciemnowłosa zapewne zaczęła przeklinać dzień, w którym postanowiła wybrać się tamtej feralnej godziny na spacer wraz ze swoimi towarzyszami. Był to swoisty wybór X, ponieważ to od niego wszystko się zaczęło. A co konkretnie? Otóż Alex zna już na wylot rozkład mieszkania Katelyn, niejednokrotnie sprowadzając na nią stan przedzawałowy pojawiając się jakby znikąd w jej lokum. Dziewczyna dała sobie jednak w końcu spokój z prośbami o zaprzestaniu "napastowania" jej osoby ze strony czarnowłosego, za wszelkie nagłe ubytki w lodówce oraz innych produktach żywnościowych obwiniając właśnie jego. Praktycznie nie mijało się to w dużym stopniu z prawdą, ale to już mniej ważne. Jak miała się relacja między Walkerem a Tekliusz? Można by powiedzieć, iż zaczęli się wspólnie znosić. Co jakiś czas zdarzały im się spięcia na kształt ludzkich kłótni, lecz w końcu i z tym dawali sobie spokój. Sytuacja pogorszyła się jednak wraz z obecnością pewnego zwierzaka, jakże lubianego przez Midnight'a.
- Aker! Zostaw tą zdechłą wiewiórkę, idziemy!
Pies zareagował niemal natychmiast, na odchodnym rzucając nieco zawiedzione spojrzenie w stronę truchła. Następnie puścił się biegiem, w kilka sekund zrównując krok ze swoim właścicielem. Alex miał nadzieję, że jeśli jego towarzysz nieco sobie pobiega, przez resztę dnia da mu święty spokój. Jak na razie metoda ta okazała się być skuteczna, dzięki czemu czarnowłosy miał więcej czasu na nic nie robienie. Sprawy nieco się skomplikowały, toteż ostatnio nie wiedział, co ma robić z wolnym czasem. Najczęściej wychodził na plac i obserwował ludzi tam się gromadzących albo odwiedzał przywódczynię, jakże łatwo dającą się wyprowadzić z równowagi. Jeśli natomiast chciał nieco poleniuchować w domu, jego zwierzak wnet znalazł mu jakieś zajęcie. Głaskanie, drapanie po karku, zabawa w "znajdź ten przedmiot", najczęściej ukryty za poduszką najbliższą ręce jego właściciela to tylko kilka z jakże zmyślnych pomysłów, jakie znalazły się w tej nadzwyczaj inteligentnej głowie futrzaka. Teraz na szczęście pies był bardziej skupiony na równym truchcie u boku chłopaka oraz na równoczesnym pokonywaniu tych samych przeszkód co on. Sierściuch nie musiał oczywiście pochylać się, aby nie zaliczyć spotkania twarzą w korę ze zwisającymi nisko gałęziami. Mimo tych niedogodności Walker wolał zdecydowanie bardziej to niż tak jak inni ciągle przebywać w tym gwarnym oraz tłocznym mieście. Czasami trzeba po prostu odetchnąć od tego wszystkiego... Jego rozmyślania zostały przerwane przez nagle zatrzymującego się towarzysza. Chłopak zauważył to dopiero po chwili, dlatego przystanął kilka metrów dalej, patrząc na psa z wyczekiwaniem.
- Dalej, idziemy. Jeszcze tylko dwa kilometry i wracamy do domu.
Ten jednak nie zareagował, pochylając pysk ku ziemi, po czym węsząc ruszył w stronę, z której oboje przybiegli. Czarnowłosy nie widział zatem innego wyjścia jak tylko ruszyć za zwierzakiem. Pies powoli wędrował w kierunku wysokiego żywopłotu tylko i wyłącznie po to, by nagle zniknąć po jego drugiej stronie. Alex po chwili poszedł w jego ślady, w duchu obiecując sobie, że jeśli to kolejny "pościg" za martwą wiewiórką, przez następne dni psiak nie dostanie kości na obiad. Chociaż znając życie, w takim postanowieniu wytrzymie godzinę, może dwie. W końcu rozejrzał się dookoła, a kiedy nie zauważył niczego godnego uwagi, westchnął głęboko i rzucił w stronę psa, odwracając się jednocześnie na pięcie.
- Aker, wracamy. Tu nic nie ma, a ja nie mam zamiaru szwędać się po les...
Nie skończył, bowiem w tamtym momencie jego czworonożny towarzysz zawył przeciągle, puszczając się biegiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Czarnowłosy zaklnął pod nosem, po czym zawołał futrzaka. Nie odzyskał jednak odpowiedzi, wręcz przeciwnie. Sierściuch przyspieszył, za nic mając prośby swojego właściciela o powrót. Wkrótce zniknął z pola widzenia człowieka, który poważnie zaczął rozważać zostawienie pupila w środku lasu. W końcu doszedł jednak do wniosku, iż prędzej czy później zacznie szukać piechura. Zrezygnowany ruszył więc wgłąb gęstwin, pod nosem mrucząc niezbyt miłe słowa skierowane pod adresem Aker'a. Mimo to dobrze wiedział, że gdy tylko zobaczy psa niewidzialny oraz niepożądany przez Midnight'a kamień spadnie z jego serca. Zdążył już bowiem przyzwyczaić się do zwierzaka i pomimo tych wszystkich nerwów, jakich ów towarzysz przysporzył chłopakowi, nie mógłby teraz pozwolić na to, by coś mu się stało. Chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo się o niego martwi. Nie raz i nie dwa futrzak sam wracał do domu, odnajdując do niego drogę nawet z drugiego końca osady. Sęk w tym, że wtedy nie pobiegł za niczym konkretnym, a został tam celowo zostawiony (tak, aż wstyd przyznać) przez samego Alex'a. Z początku miało to za zadanie pomóc w odnalezieniu jego prawdziwego domu, lecz z czasem stała się to forma sprawdzenia "inteligencji" zwierzęcia. Jak widać do dzisiejszego poranka, za każdym razem wrócił. Teraz Walker nie miał jednak takiej pewności co do tego, iż znów znajdzie drogę. W mieście jest bowiem wiele punktów orientacyjnych, w lesie natomiast jest nieco gorzej. Po raz kolejny wzdychając głęboko, przyspieszył nieco. Niestety, wnet zmuszony był zwolnić, przedzierając się przez gęste, nisko rosnące krzaki. Usta po raz kolejny opuściła salwa obcego języka, niezbyt przyjemnego dla uszu. Kiedy w końcu pokonał tą jakże niewygodną przeszkodę, w oddali usłyszał szczeknięcie psa. Jak najprędzej ruszył w tamtą stronę, po drodze znajdując tropy w postaci śladów odcisków łap w podmokłej glebie. Przykuły one uwagę Walkera jedynie na chwilę, gdyż po okolicy znów rozniósł się odgłos należący do zwierzęcia, tym razem będący przeciągłym - sprawiającym wrażenie smutku - wyciem. Chłopak słyszał je tylko raz. Było to w domu tego perfidnego voodoo, kiedy to sam czarnowłosy miał zostać marionetką w rękach "dziecka zła", jak głosił napis na jego koszulce. Nic więc dziwnego, że kiedy dźwięk ucichł, człowiek bez chwili zawahania - podobnie jak piechur wcześniej - puścił się sprintem w stronę, z której dobiegło go to smętne wołanie. W czasie biegu raz po raz wykrzykiwał imię psa. Ten natomiast odpowiadał mu kolejną salwą wycia, z każdym pokonywanym przez Midnight'a krokiem będącą coraz głośniejszą. Po kilku minutach, które zdawały się trwać godzinę, Alex wpadł zasapany na niewielką polanę. Nie zdążył się jednak nawet wyprostować po wręcz morderczym biegu przełajowym, kiedy został powalony na ziemię przez pewną sierściową kupę mięcha.
- Jasny gwint, Aker. Złaź ze mnie, oddychać nie mogę. - Rzucił z niezbyt dobrze ukrywaną urazą w kierunku czworonoga.
Ten za nic miał niestety jego mało przyjemną prośbę, zsuwając się jedynie nieco z klatki piersiowej chłopaka. On usiadł raptownie, dopiero teraz dostrzegając powód "zrozpaczenia" swojego towarzysza. Czarnowłosy chwycił oburącz pysk zwierzaka, przyglądając się wbitej w górną wargę w okolicy nosa, dość sporej wielkości drzazgę. Człowiek westchnął z irytacją, próbując złapać palcami odłamek drzewa.
- I było uciekać? Zaraz ci to wyciągnę, zaufaj mi.
Pies w odpowiedzi zaskomlał cicho, jednak nie odsunął się nawet na centymetr. Kilka sekund później "ciało obce" zostało odrzucone wiele metrów dalej, a pupil w ramach wdzięczności polizał swojego właściciela po twarzy, następnie wydając wesoły okrzyk radości w postaci szczeknięcia.
- Aker, ile razy mam ci mówić, że nie po oczach? Szczekania tak blisko mnie też się to tyczy. - Rzucił jakby od niechcenia, wycierając powieki o rąbek koszulki.
Sierściuch po raz kolejny wydał swój jakże charakterystyczny odgłos, a Walker uśmiechnął się mimowolnie. Następnie poklepał lekko towarzysza po karku, wstając z ziemi. Zrobił to tylko i wyłącznie po to, by poznać powód owego nieposłuszeństwa psa.
- Casper? Co ty tu robisz? - zapytał opierającą się o pobliskie wiekowe drzewo dziewczynę, z której oczu wręcz wyciekała... nienawiść?
- Co ja tu robię? Mogłabym zapytać cię o to samo, podobnie jak tego twojego wstrętnego kundla...
Alex słysząc tą obrazę pod adresem swojego psa, zrobił krok w stronę przywódczyni, próbując zachować swobodny ton oraz obojętny wyraz twarzy. Udało mu się to dość średnio.
- Czekaj no, coś ty powiedziała? Teraz wstrętny kundel, a jakiś czas temu zachwalałaś go tylko i wyłącznie dlatego, żebym nie oddawał go do schroniska. Poza tym, ciekaw jestem, co też mogło ci się stać, że nagle aż tak bardzo go nie lubisz.
Ta w odpowiedzi wyciągnęła spod płaszcza (zaprawdę powiadam wam, nie mam pojęcia, kto przy temperaturze powyżej 15°C chodzi w tak grubym nakryciu) swojego przesławnego kota Tekliusza. Dziwne było nieco to, że jego futerko było całe mokre mimo tego, iż nie padało.
- Ten twój super pies - zaczęła, wyciągając przed siebie ręce wraz z kociakiem, a chłopak musiał syknąć cicho w kierunku towarzysza, by ten nie pobiegł na złamanie karku w stronę Miauczysława - omal nie pożarł mi Tekli. W ostatniej chwili zdołałam ją uratować.
Czarnowłosy przez chwilę zachował pełną powagi twarz, jednak w końcu dał za wygraną. Zgiął się w pół ze śmiechu, opierając lewą dłoń na szyi zwierzaka, aby temu nie przyszło czasami na myśl ponowić próbę "zabójstwa".
- Mam nadzieję, że twój mały Lucyferek nie będzie miał traumy na przyszłość. Co to by była za tragedia... - powiedział w przerwach między kolejnymi falami śmiechu.
Ciemnowłosa po raz kolejny spojrzała ze złością na chłopaka, odpowiadając mu z jadowitym uśmieszkiem niezwiastującym niczego dobrego.
- Tekliusz jest silna, da sobie radę. Przecież była miażdżona ledwo kilka sekund, a twojego kundla obkładałam gałęzią o wiele dłużej.
To momentalnie przywróciło chłopaka do wcześniej utraconej powagi, kiedy mierząc chłodnym spojrzeniem przywódczynię zapytał tonem, który niejednego człowieka mógłby przyprawić o ciarki:
- Coś ty powiedziała? Nie, nie chodzi mi o tego kundla. Biłaś mojego psa kawałkiem drewna?
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, a Tekla znów zniknęła pod płaszczem:
- Najpierw szczekał, więc chciałam go odgonić. On nie reagował, dlatego uderzyłam go kilka razy, na co ten... Niemal połknął mojego kochanego kotka w całości. Dopiero, kiedy złamałam na nim gałąź, zaczął wyć jak głupi i puścił Tekliusz. Potem ty przyszedłeś...
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że najpierw ty zaczęłaś go walić jak jakaś wariatka kijem, a potem się dziwisz, iż chciał ci zjeść kota? - zapytał, przerywając jej jednocześnie i nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się w stronę psa i poklepał go po pysku, mówiąc - Dobry pies. Niech Kat ma nauczkę na przyszłość.
- Aker! Zostaw tą zdechłą wiewiórkę, idziemy!
Pies zareagował niemal natychmiast, na odchodnym rzucając nieco zawiedzione spojrzenie w stronę truchła. Następnie puścił się biegiem, w kilka sekund zrównując krok ze swoim właścicielem. Alex miał nadzieję, że jeśli jego towarzysz nieco sobie pobiega, przez resztę dnia da mu święty spokój. Jak na razie metoda ta okazała się być skuteczna, dzięki czemu czarnowłosy miał więcej czasu na nic nie robienie. Sprawy nieco się skomplikowały, toteż ostatnio nie wiedział, co ma robić z wolnym czasem. Najczęściej wychodził na plac i obserwował ludzi tam się gromadzących albo odwiedzał przywódczynię, jakże łatwo dającą się wyprowadzić z równowagi. Jeśli natomiast chciał nieco poleniuchować w domu, jego zwierzak wnet znalazł mu jakieś zajęcie. Głaskanie, drapanie po karku, zabawa w "znajdź ten przedmiot", najczęściej ukryty za poduszką najbliższą ręce jego właściciela to tylko kilka z jakże zmyślnych pomysłów, jakie znalazły się w tej nadzwyczaj inteligentnej głowie futrzaka. Teraz na szczęście pies był bardziej skupiony na równym truchcie u boku chłopaka oraz na równoczesnym pokonywaniu tych samych przeszkód co on. Sierściuch nie musiał oczywiście pochylać się, aby nie zaliczyć spotkania twarzą w korę ze zwisającymi nisko gałęziami. Mimo tych niedogodności Walker wolał zdecydowanie bardziej to niż tak jak inni ciągle przebywać w tym gwarnym oraz tłocznym mieście. Czasami trzeba po prostu odetchnąć od tego wszystkiego... Jego rozmyślania zostały przerwane przez nagle zatrzymującego się towarzysza. Chłopak zauważył to dopiero po chwili, dlatego przystanął kilka metrów dalej, patrząc na psa z wyczekiwaniem.
- Dalej, idziemy. Jeszcze tylko dwa kilometry i wracamy do domu.
Ten jednak nie zareagował, pochylając pysk ku ziemi, po czym węsząc ruszył w stronę, z której oboje przybiegli. Czarnowłosy nie widział zatem innego wyjścia jak tylko ruszyć za zwierzakiem. Pies powoli wędrował w kierunku wysokiego żywopłotu tylko i wyłącznie po to, by nagle zniknąć po jego drugiej stronie. Alex po chwili poszedł w jego ślady, w duchu obiecując sobie, że jeśli to kolejny "pościg" za martwą wiewiórką, przez następne dni psiak nie dostanie kości na obiad. Chociaż znając życie, w takim postanowieniu wytrzymie godzinę, może dwie. W końcu rozejrzał się dookoła, a kiedy nie zauważył niczego godnego uwagi, westchnął głęboko i rzucił w stronę psa, odwracając się jednocześnie na pięcie.
- Aker, wracamy. Tu nic nie ma, a ja nie mam zamiaru szwędać się po les...
Nie skończył, bowiem w tamtym momencie jego czworonożny towarzysz zawył przeciągle, puszczając się biegiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Czarnowłosy zaklnął pod nosem, po czym zawołał futrzaka. Nie odzyskał jednak odpowiedzi, wręcz przeciwnie. Sierściuch przyspieszył, za nic mając prośby swojego właściciela o powrót. Wkrótce zniknął z pola widzenia człowieka, który poważnie zaczął rozważać zostawienie pupila w środku lasu. W końcu doszedł jednak do wniosku, iż prędzej czy później zacznie szukać piechura. Zrezygnowany ruszył więc wgłąb gęstwin, pod nosem mrucząc niezbyt miłe słowa skierowane pod adresem Aker'a. Mimo to dobrze wiedział, że gdy tylko zobaczy psa niewidzialny oraz niepożądany przez Midnight'a kamień spadnie z jego serca. Zdążył już bowiem przyzwyczaić się do zwierzaka i pomimo tych wszystkich nerwów, jakich ów towarzysz przysporzył chłopakowi, nie mógłby teraz pozwolić na to, by coś mu się stało. Chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo się o niego martwi. Nie raz i nie dwa futrzak sam wracał do domu, odnajdując do niego drogę nawet z drugiego końca osady. Sęk w tym, że wtedy nie pobiegł za niczym konkretnym, a został tam celowo zostawiony (tak, aż wstyd przyznać) przez samego Alex'a. Z początku miało to za zadanie pomóc w odnalezieniu jego prawdziwego domu, lecz z czasem stała się to forma sprawdzenia "inteligencji" zwierzęcia. Jak widać do dzisiejszego poranka, za każdym razem wrócił. Teraz Walker nie miał jednak takiej pewności co do tego, iż znów znajdzie drogę. W mieście jest bowiem wiele punktów orientacyjnych, w lesie natomiast jest nieco gorzej. Po raz kolejny wzdychając głęboko, przyspieszył nieco. Niestety, wnet zmuszony był zwolnić, przedzierając się przez gęste, nisko rosnące krzaki. Usta po raz kolejny opuściła salwa obcego języka, niezbyt przyjemnego dla uszu. Kiedy w końcu pokonał tą jakże niewygodną przeszkodę, w oddali usłyszał szczeknięcie psa. Jak najprędzej ruszył w tamtą stronę, po drodze znajdując tropy w postaci śladów odcisków łap w podmokłej glebie. Przykuły one uwagę Walkera jedynie na chwilę, gdyż po okolicy znów rozniósł się odgłos należący do zwierzęcia, tym razem będący przeciągłym - sprawiającym wrażenie smutku - wyciem. Chłopak słyszał je tylko raz. Było to w domu tego perfidnego voodoo, kiedy to sam czarnowłosy miał zostać marionetką w rękach "dziecka zła", jak głosił napis na jego koszulce. Nic więc dziwnego, że kiedy dźwięk ucichł, człowiek bez chwili zawahania - podobnie jak piechur wcześniej - puścił się sprintem w stronę, z której dobiegło go to smętne wołanie. W czasie biegu raz po raz wykrzykiwał imię psa. Ten natomiast odpowiadał mu kolejną salwą wycia, z każdym pokonywanym przez Midnight'a krokiem będącą coraz głośniejszą. Po kilku minutach, które zdawały się trwać godzinę, Alex wpadł zasapany na niewielką polanę. Nie zdążył się jednak nawet wyprostować po wręcz morderczym biegu przełajowym, kiedy został powalony na ziemię przez pewną sierściową kupę mięcha.
- Jasny gwint, Aker. Złaź ze mnie, oddychać nie mogę. - Rzucił z niezbyt dobrze ukrywaną urazą w kierunku czworonoga.
Ten za nic miał niestety jego mało przyjemną prośbę, zsuwając się jedynie nieco z klatki piersiowej chłopaka. On usiadł raptownie, dopiero teraz dostrzegając powód "zrozpaczenia" swojego towarzysza. Czarnowłosy chwycił oburącz pysk zwierzaka, przyglądając się wbitej w górną wargę w okolicy nosa, dość sporej wielkości drzazgę. Człowiek westchnął z irytacją, próbując złapać palcami odłamek drzewa.
- I było uciekać? Zaraz ci to wyciągnę, zaufaj mi.
Pies w odpowiedzi zaskomlał cicho, jednak nie odsunął się nawet na centymetr. Kilka sekund później "ciało obce" zostało odrzucone wiele metrów dalej, a pupil w ramach wdzięczności polizał swojego właściciela po twarzy, następnie wydając wesoły okrzyk radości w postaci szczeknięcia.
- Aker, ile razy mam ci mówić, że nie po oczach? Szczekania tak blisko mnie też się to tyczy. - Rzucił jakby od niechcenia, wycierając powieki o rąbek koszulki.
Sierściuch po raz kolejny wydał swój jakże charakterystyczny odgłos, a Walker uśmiechnął się mimowolnie. Następnie poklepał lekko towarzysza po karku, wstając z ziemi. Zrobił to tylko i wyłącznie po to, by poznać powód owego nieposłuszeństwa psa.
- Casper? Co ty tu robisz? - zapytał opierającą się o pobliskie wiekowe drzewo dziewczynę, z której oczu wręcz wyciekała... nienawiść?
- Co ja tu robię? Mogłabym zapytać cię o to samo, podobnie jak tego twojego wstrętnego kundla...
Alex słysząc tą obrazę pod adresem swojego psa, zrobił krok w stronę przywódczyni, próbując zachować swobodny ton oraz obojętny wyraz twarzy. Udało mu się to dość średnio.
- Czekaj no, coś ty powiedziała? Teraz wstrętny kundel, a jakiś czas temu zachwalałaś go tylko i wyłącznie dlatego, żebym nie oddawał go do schroniska. Poza tym, ciekaw jestem, co też mogło ci się stać, że nagle aż tak bardzo go nie lubisz.
Ta w odpowiedzi wyciągnęła spod płaszcza (zaprawdę powiadam wam, nie mam pojęcia, kto przy temperaturze powyżej 15°C chodzi w tak grubym nakryciu) swojego przesławnego kota Tekliusza. Dziwne było nieco to, że jego futerko było całe mokre mimo tego, iż nie padało.
- Ten twój super pies - zaczęła, wyciągając przed siebie ręce wraz z kociakiem, a chłopak musiał syknąć cicho w kierunku towarzysza, by ten nie pobiegł na złamanie karku w stronę Miauczysława - omal nie pożarł mi Tekli. W ostatniej chwili zdołałam ją uratować.
Czarnowłosy przez chwilę zachował pełną powagi twarz, jednak w końcu dał za wygraną. Zgiął się w pół ze śmiechu, opierając lewą dłoń na szyi zwierzaka, aby temu nie przyszło czasami na myśl ponowić próbę "zabójstwa".
- Mam nadzieję, że twój mały Lucyferek nie będzie miał traumy na przyszłość. Co to by była za tragedia... - powiedział w przerwach między kolejnymi falami śmiechu.
Ciemnowłosa po raz kolejny spojrzała ze złością na chłopaka, odpowiadając mu z jadowitym uśmieszkiem niezwiastującym niczego dobrego.
- Tekliusz jest silna, da sobie radę. Przecież była miażdżona ledwo kilka sekund, a twojego kundla obkładałam gałęzią o wiele dłużej.
To momentalnie przywróciło chłopaka do wcześniej utraconej powagi, kiedy mierząc chłodnym spojrzeniem przywódczynię zapytał tonem, który niejednego człowieka mógłby przyprawić o ciarki:
- Coś ty powiedziała? Nie, nie chodzi mi o tego kundla. Biłaś mojego psa kawałkiem drewna?
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, a Tekla znów zniknęła pod płaszczem:
- Najpierw szczekał, więc chciałam go odgonić. On nie reagował, dlatego uderzyłam go kilka razy, na co ten... Niemal połknął mojego kochanego kotka w całości. Dopiero, kiedy złamałam na nim gałąź, zaczął wyć jak głupi i puścił Tekliusz. Potem ty przyszedłeś...
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że najpierw ty zaczęłaś go walić jak jakaś wariatka kijem, a potem się dziwisz, iż chciał ci zjeść kota? - zapytał, przerywając jej jednocześnie i nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się w stronę psa i poklepał go po pysku, mówiąc - Dobry pies. Niech Kat ma nauczkę na przyszłość.
- - -
<Kotek? Miało być krótko, ale jestem łakoma na punkty xd Aha, powodzenia ^^>
niedziela, 7 maja 2017
Od Silvera C.D Dessin "Lennowski wieczorek", cz. 1
Och tak, Dessin była niewątpliwie głupia. Przecież gdyby mu nie zależało, to by tu nie przychodził...Oczywiście nie mówił nic o śnie, bo nie chciał, by Dess uznała go za trzęsiportka.
Ale cóż, widocznie przekonanie Silvera wcale nie pomogło waderze, bo wciąż miała wątpliwości.
-Wiem. Ale przecież mogę być tylko na chwilę.
-Och nie pie*dol....Znaczy, oczywiście, że nie! Wiesz, że lubię takie długie spacery?-uśmiechnął się, a ta spojrzała na niego spojrzeniem pt. "WTF, co ty gadasz? No ale okej, jak chcesz robić z siebie idiotę."
-To co, wracamy?-zapytał, zbity z tego bardzo nędznego tropu, jakim było gadanie o długich spacerach i...Ekhem...
-Cały czas to robimy.-rzekła, śmiejąc się.
***
W końcu dotarli na miejsce. Pierwszy odruch, jaki wykonał basior, to, oczywiście, powitanie swojej służby.
-ISABELLE!-ryknął na całą, bardzo obszerną siedzibę. Czarna wadera od razu podbiegła ze służalczą miną.
-Tak, panie? Od razu mówię, żadni niepożądani goście nie naszli na nasze tereny.
-ZRÓB COŚ DO JEDZENIA! I TO JUŻ, MAMY GOŚCIA...Yyy...-widząc minę Dessin, zmienił ton-Znaczy...Yyy...Proszę, zrób coś do jedzenia w trybie nał, bo mamy gościa i ten, no, to nie byłoby fajne jej niczym nie poczęstować...Okej, Isabelle?
Wyraz twarzy i postawa Isabelle nie wyrażała nic poza głębokim szokiem.
Ogólnie, to gdyby był w korytarzu wejściowym ktoś poza nią i dwoma strażnikami przy wejściu (którym, swoją drogą, opadły szczeny) to Silver miałby cały przedsionek pełen "trupów". Wszyscy byli przyzwyczajeni do dość głośnego i mało grzecznego wydawania rozkazów, a słowo "proszę" pojawiało się tutaj tak często jak ruskie pierogi-czyli nigdy. Nic więc dziwnego, że był to po prostu wybuch mózgu dla takiej biednej samicy.
-Isabelle? Halo?-szepnął basior.
Zero odpowiedzi.
-Isabelle? Nie rób jaj i rusz się!
Znowu nic.
-ISABELLE TY LENIWY WORKU KARTOFLI RUSZ SWOJE GRUBE DUPSKO I DO ROBOTY!-krzyknął, wkurzony i nie mogąc powstrzymać swojego powołania, jakim jest, za przeproszeniem "darcie mordy".
Natomiast to już podziałało, bo ta kiwnęła lekko głową i zaczęła szybko mrugać, po czym rzekła:
-T-tak, o panie. MARIOLA!-krzyknęła w stronę kuchni. Po chwili pojawiła się owa różowa wadera, która wcześniej została posądzona o "zdradę za skrzydła".- Przygotuj kolację na dwie porcję. Taką wystawną. Masz dziesięć minut.-Mariola zlustrowała wzrokiem Silvera i rzekła:
-Aż tak chce pan pobić rekord Guinessa na najbardziej otyłego wilka?
-TO NIE DLA MNIE TY IDIOTKO, MAMY GOŚCIA, WIĘC OKAŻ TROCHĘ SZACUNKU ALBO SKAŻĘ CIĘ NA WĄCHANIE CUDZYCH SIKÓW...To znaczy...sprawdzania znaczeń terenu. ROZUMIEMY SIĘ?!
-T-taa...
Nagle Isabelle spojrzała na Dessin. Ta leżała na na podłodze i zanosiła się śmiechem.
-Jeśli u was tak zawsze, to chcę tu zamieszkać. To lepsze niż amerykańska komedia!
***
-Proszę, o panie.-rzekła różowa wadera, kładąc przez Silverem ostatni półmisek z pieczonymgównem klopsikami po żebracku. Pewnie zastanawiacie się, skąd ta nazwa? No bo cóż, było ich bardzo mało i to bez żadnych sosów czy innych rzeczy. Absolutne przeciwieństwo tego, co codziennie jadał przywódca, czego, oczywiście, nie omieszkał wytknąć szefowej kuchni.
-CO TO ZA BOBKI MI PODAJESZ?! JA CHCĘ JEŚĆ, A NIE ZLIZYWAĆ RESZTKI Z TALERZA!
-Zamknij się, Silv.-rzekła Dess, ale on spojrzał się na nią, marszcząc się. Ona jadła w najlepsze prawie wszystko, co jej podano. On tknął jedynie pieczeń z łosia, jedyne "godne" danie. Nagle spostrzegł niosącą olbrzymi świecznik waderę w beżu, która, jednym tupnięciem o posadzkę zapaliła wszystkie knoty.
-Skąd wytrzasnęłaś ten podtrzymywnik na płonące topiące się cośki?-basior był pod wrażeniem. Pierwszy raz widział coś takiego. Dessin parsknęła w swój gulasz.
-Był w łupach z okolicznego miasta ludzi.-odparła wadera beznamiętnie.
-Jak skończymy, przenieś mi to coś do sypialni, podoba mi się.-rzekł. Biała wadera siedząca na przeciwko niego znowu zaczęła chichotać brudząc nos sosem.- Co znowu?- zapytał, widząc to.
-Już wiem, co ci kupić na urodziny, hehe.
-Co?
-Taki sam świecznik, tylko na sufit.
-Uooou...Kurde!-mruknął po chwili.
-Co?
-Teraz ja będę ci musiał coś kupić!
-Oj tak, nie odpuszczę ci tego.-zaczęła się śmiać. Silver był oburzony, ale szybko się rozchmurzył.
Skończyli jeść. Pozostawała jeszcze kwestia spania.
-Isabelle, umieść Dessin w sypialni gościnnej.-rzekł basior władczym (bardzo) tonem. Ta jednak stała.
-Nie stój tak, słyszałaś rozkaz!
-Ale mi nie mamy sypialni gościnnej.-powiedziała cicho wilczyca, czekając na wybuch króla.
-COOOOOO? JAK TOOOOO?
-Tak to. Nigdy nie kazałeś nam jej zbudować.
-TO TRZEBA BYŁO O TYM POMYŚLEĆ, MOJA DROGA!
-Ostatnio, jak parzyłyśmy z Mariolą, Beatą i Stellą melisę bez twojego pozwolenia zrobiłeś nam panie awanturę.
-Nie chodziło mi wtedy o to, że ją parzyłyście bez pozwolenia.-rzekł cicho.-Tylko o to, że mi nic nie zostawiłyście!
-Myślałam, że gardzisz herbatkami ziołowymi, o panie.
-Nie gardź nimi, bo jeśli tak dalej pójdzie będziesz musiał je regularnie przyjmować-powiedziała Dessin.
-A zamilcz. Idź ćpać na dworze.
-CO?-zdębiała. Ja NIE ćpam!
-O matko, chodziło mi o spanieeee.-ziewnął.-Śpij na dworze albo ze mną. Chyba, że lubisz spać na podłodze, to wyjątkowo pozwolę ci klapnąć w składziku. ALE TYLKO RAZ!
-Dobra. Śpię u ciebie.
-No i fajno.-wadera pobiegła do sypialni. O dziwo wiedziała, gdzie to jest. On postanowił się nie śpieszyć. Wszedł i aż oniemiał. Ona leżała sobie w najlepsze na JEGO łóżku.
-Hmm, wygodnie tu u ciebie.-mruknęła.
-Ej, WYPAD Z MOJEGO ŁOŻA!-nagle przypomniał sobie do dobrych manierach-Znaczy, yyyy... Chyba będziemy musieli się tu zmieścić. Suń się.
Ale cóż, widocznie przekonanie Silvera wcale nie pomogło waderze, bo wciąż miała wątpliwości.
-Wiem. Ale przecież mogę być tylko na chwilę.
-Och nie pie*dol....Znaczy, oczywiście, że nie! Wiesz, że lubię takie długie spacery?-uśmiechnął się, a ta spojrzała na niego spojrzeniem pt. "WTF, co ty gadasz? No ale okej, jak chcesz robić z siebie idiotę."
-To co, wracamy?-zapytał, zbity z tego bardzo nędznego tropu, jakim było gadanie o długich spacerach i...Ekhem...
-Cały czas to robimy.-rzekła, śmiejąc się.
***
W końcu dotarli na miejsce. Pierwszy odruch, jaki wykonał basior, to, oczywiście, powitanie swojej służby.
-ISABELLE!-ryknął na całą, bardzo obszerną siedzibę. Czarna wadera od razu podbiegła ze służalczą miną.
-Tak, panie? Od razu mówię, żadni niepożądani goście nie naszli na nasze tereny.
-ZRÓB COŚ DO JEDZENIA! I TO JUŻ, MAMY GOŚCIA...Yyy...-widząc minę Dessin, zmienił ton-Znaczy...Yyy...Proszę, zrób coś do jedzenia w trybie nał, bo mamy gościa i ten, no, to nie byłoby fajne jej niczym nie poczęstować...Okej, Isabelle?
Wyraz twarzy i postawa Isabelle nie wyrażała nic poza głębokim szokiem.
Ogólnie, to gdyby był w korytarzu wejściowym ktoś poza nią i dwoma strażnikami przy wejściu (którym, swoją drogą, opadły szczeny) to Silver miałby cały przedsionek pełen "trupów". Wszyscy byli przyzwyczajeni do dość głośnego i mało grzecznego wydawania rozkazów, a słowo "proszę" pojawiało się tutaj tak często jak ruskie pierogi-czyli nigdy. Nic więc dziwnego, że był to po prostu wybuch mózgu dla takiej biednej samicy.
-Isabelle? Halo?-szepnął basior.
Zero odpowiedzi.
-Isabelle? Nie rób jaj i rusz się!
Znowu nic.
-ISABELLE TY LENIWY WORKU KARTOFLI RUSZ SWOJE GRUBE DUPSKO I DO ROBOTY!-krzyknął, wkurzony i nie mogąc powstrzymać swojego powołania, jakim jest, za przeproszeniem "darcie mordy".
Natomiast to już podziałało, bo ta kiwnęła lekko głową i zaczęła szybko mrugać, po czym rzekła:
-T-tak, o panie. MARIOLA!-krzyknęła w stronę kuchni. Po chwili pojawiła się owa różowa wadera, która wcześniej została posądzona o "zdradę za skrzydła".- Przygotuj kolację na dwie porcję. Taką wystawną. Masz dziesięć minut.-Mariola zlustrowała wzrokiem Silvera i rzekła:
-Aż tak chce pan pobić rekord Guinessa na najbardziej otyłego wilka?
-TO NIE DLA MNIE TY IDIOTKO, MAMY GOŚCIA, WIĘC OKAŻ TROCHĘ SZACUNKU ALBO SKAŻĘ CIĘ NA WĄCHANIE CUDZYCH SIKÓW...To znaczy...sprawdzania znaczeń terenu. ROZUMIEMY SIĘ?!
-T-taa...
Nagle Isabelle spojrzała na Dessin. Ta leżała na na podłodze i zanosiła się śmiechem.
-Jeśli u was tak zawsze, to chcę tu zamieszkać. To lepsze niż amerykańska komedia!
***
-Proszę, o panie.-rzekła różowa wadera, kładąc przez Silverem ostatni półmisek z pieczonym
-CO TO ZA BOBKI MI PODAJESZ?! JA CHCĘ JEŚĆ, A NIE ZLIZYWAĆ RESZTKI Z TALERZA!
-Zamknij się, Silv.-rzekła Dess, ale on spojrzał się na nią, marszcząc się. Ona jadła w najlepsze prawie wszystko, co jej podano. On tknął jedynie pieczeń z łosia, jedyne "godne" danie. Nagle spostrzegł niosącą olbrzymi świecznik waderę w beżu, która, jednym tupnięciem o posadzkę zapaliła wszystkie knoty.
-Skąd wytrzasnęłaś ten podtrzymywnik na płonące topiące się cośki?-basior był pod wrażeniem. Pierwszy raz widział coś takiego. Dessin parsknęła w swój gulasz.
-Był w łupach z okolicznego miasta ludzi.-odparła wadera beznamiętnie.
-Jak skończymy, przenieś mi to coś do sypialni, podoba mi się.-rzekł. Biała wadera siedząca na przeciwko niego znowu zaczęła chichotać brudząc nos sosem.- Co znowu?- zapytał, widząc to.
-Już wiem, co ci kupić na urodziny, hehe.
-Co?
-Taki sam świecznik, tylko na sufit.
-Uooou...Kurde!-mruknął po chwili.
-Co?
-Teraz ja będę ci musiał coś kupić!
-Oj tak, nie odpuszczę ci tego.-zaczęła się śmiać. Silver był oburzony, ale szybko się rozchmurzył.
Skończyli jeść. Pozostawała jeszcze kwestia spania.
-Isabelle, umieść Dessin w sypialni gościnnej.-rzekł basior władczym (bardzo) tonem. Ta jednak stała.
-Nie stój tak, słyszałaś rozkaz!
-Ale mi nie mamy sypialni gościnnej.-powiedziała cicho wilczyca, czekając na wybuch króla.
-COOOOOO? JAK TOOOOO?
-Tak to. Nigdy nie kazałeś nam jej zbudować.
-TO TRZEBA BYŁO O TYM POMYŚLEĆ, MOJA DROGA!
-Ostatnio, jak parzyłyśmy z Mariolą, Beatą i Stellą melisę bez twojego pozwolenia zrobiłeś nam panie awanturę.
-Nie chodziło mi wtedy o to, że ją parzyłyście bez pozwolenia.-rzekł cicho.-Tylko o to, że mi nic nie zostawiłyście!
-Myślałam, że gardzisz herbatkami ziołowymi, o panie.
-Nie gardź nimi, bo jeśli tak dalej pójdzie będziesz musiał je regularnie przyjmować-powiedziała Dessin.
-A zamilcz. Idź ćpać na dworze.
-CO?-zdębiała. Ja NIE ćpam!
-O matko, chodziło mi o spanieeee.-ziewnął.-Śpij na dworze albo ze mną. Chyba, że lubisz spać na podłodze, to wyjątkowo pozwolę ci klapnąć w składziku. ALE TYLKO RAZ!
-Dobra. Śpię u ciebie.
-No i fajno.-wadera pobiegła do sypialni. O dziwo wiedziała, gdzie to jest. On postanowił się nie śpieszyć. Wszedł i aż oniemiał. Ona leżała sobie w najlepsze na JEGO łóżku.
-Hmm, wygodnie tu u ciebie.-mruknęła.
-Ej, WYPAD Z MOJEGO ŁOŻA!-nagle przypomniał sobie do dobrych manierach-Znaczy, yyyy... Chyba będziemy musieli się tu zmieścić. Suń się.
<CDN, i to już 18+ ( ͡° v ͡° )>
sobota, 6 maja 2017
Od Katelyn c.d Alex
Katelyn mruknęła coś pod nosem i popatrzyła na swojego małego kota, Tekliusza. Zwierzak zrobił to samo po czym ruszył w stronę swojego kociego towarzysza. Przywódczyni zauważyła coś dziwnego między tymi dwoma sierściuchami. Już wcześniej zachowanie kotów wydawało się jej podejrzane, ale teraz to było coś zupełnie innego. Tekliusz powiedział coś w swoim tajnym i nieznanym nikomu języku. Śnieżynka odwzajemniła jego, a raczej jej słowa i wstała z kanapy, na której leżała. Zaczęła się powoli rozciągać. Wyglądała na zmęczoną. Miałknęła coś tam, a Tekla zrobiła coś nieprzewidywalnego, coś, co nigdy nie miało się stać, coś, czego Kat tak bardzo się bała... Szybko wskoczyła na blat kuchenny i zaczęła lizać leżącą tam czekoladę... To się stało naprawdę! Alex nie wyglądał na zadowolonego. Kat od razu wzięła Teklę na ręce, by nie jadła czekolady, ale za późno... To było niezwykle smutne.
***
Kilka godzin minęło od tamtego
nieszczęścia. Koty za karę poszły do domu.
***
Kilka godzin minęło od tamtego
nieszczęścia. Koty za karę poszły do domu.
---
<Kruszynko? Wim, że jest beznadziejne :C nie miałam pomysłu. TO WSZYSTKO SJEM WYDARZYŁO :VV>
sobota, 29 kwietnia 2017
Lauren odchodzi!
... No cóż. Mam nadzieję, że kiedyś powrócisz do nas, o ile ten blog będzie jeszcze istniał.
czwartek, 27 kwietnia 2017
Od Finn'a c.d Finn "quest na zmiennokształtność"
Wpatrywałem się w mojego serdecznego przyjaciela, Fryderyka. Nie wiem, czy zmieniłem orientację czy co, ale to trochę dziwne, to chyba miłość.
Położyłem się w jaskini na moim legowisku. Fryderyk leżał na przeciwko mnie. Wyglądał jak anioł. Patrzyłem na niego tak, jak Katelyn patrzyła na mnie gdy była na terenie wilków. Nie powiem, była ładna i w ogóle, ale jak już to będę z Dessin albo z Fryderykiem. Teraz tak sobie myślę, że może jestem Bi. W sumie to możliwe, ale to takie złe! Hmm... Trzeba patrzeć na dobre strony.
- Lol, spać mi się chce. - powiedziałem do Fryderyka i założyłem okulary gangstera.
Chciałem był cool [czytaj: kul], ale wyszło jak zwykle...
- Finn, co ty odkurteczkujesz? - zapytał złośliwie mój wybranek serca.
Zaśmiałem się wściekły, ale przebaczyłem mu bo był piękny i fajny. Postanowiłem iść spać.
~*~*~*~* następnego dnia
Isabelle, służąca naszego wielkiego krula Silvera przyszła nad ranem do mojej jaskini i zapukała do niej.
- Halo? Finn'ie? - pytała.
Nie otwierałem jaskini, bałem się że to jakiś pedofil albo inny taki.
- kto tam? Ręce do góry! - wrzasnąłem.
Najwyraźniej była to wadera, jej niski głos był dla mnie znajomy.
- Ach, to ty... - mruknąłem. - Czego chcesz, Isabelle? Dalej jesteś służącą tego starego grzyba Silvera? - zapytałem śmiejąc się.
Otworzyłem jaskinię, a wadera popatrzyła na mnie poirytowana.
- Krul Silver cię wzywa. - warknęła.
- K, ale najpierw muszę pod krzaczek. - uśmiechnąłem się i ruszyłem za krzaczek.
- Typowy Finn... - szepnęła Isabelle.
***
- Możemy iść! - zawołałem zadowolony i pusty. - Już po wszystkim.
Byłem szczęśliwy. Służąca basiora ruszyła do przodu, a ja za nią. Dopytywałem się jej o wszystko, ale ona za każdym razem odpowiadała "Dowiesz się w swoim czasie".
Kiedy wreszcie już tam byliśmy zauważyłem wielkiego Silvera, za którym jakoś szczególnie nie przepadałem. Wydawało mi się, że jest zwykłym wilkiem, który chce mieć władzę. Pomyślałem o Dessin, mojej pięknej wilczce... Była cudowna, ale ona leciała na innego, właśnie na Silvera. On był duży, miał władzę i był dziwny. Każdy by go chciał, co nie? NIE. Moim zdaniem był tylko kapciem, z jednej strony to pozytywne określenie. Kapcie są puszyste, miękkie i fajne... Och...
- Finn... - mruknął Silver. - LOL, co tak długo? - krzyknął.
Popatrzyłem na niego wściekłym wzrokiem. Nie szanowałem go. Dla mnie był zwykłym wilkiem.
- Nie czepiaj się, stary. - powiedziałem, a on krzyknął coś pod nosem.
- CISZA! - krzyknął. - ZAMKNIJ SIĘ!!!
Pospiesznie zeskoczył ze swojego tronu zbudowanego z odchodów zwierząt i zmarłych poddanych i podleciał do mnie.
- Jeszcze raz powiesz takie coś, a będzie po tobie... - szepnął tak, żeby Isabelle nie słyszała i zaczął mnie dusić.
Przycisnął mnie do ziemi i łapą przyciskać. Powoli traciłem powietrze, a on dalej to robił.
- Z-zostaw mnie... Ty... - mówiłem coraz bardziej tracąc powietrze.
Isabelle przyglądała się temu z politowaniem. Nie była zadowolona, jednak sama nie chciała skończyć jak ja, więc postanowiła nie ruszać się z miejsca.
- Panie...? - zapytała cichutko, jednak Silver usłyszał ją.
Nie spojrzał na nią, ale krzyknął:
- ZAMKNIJ SIĘ!
Wadera uciszyła się i spuściła posłusznie głowę. Bez słowa.
Po chwili przed nami pojawiła się biała wadera. Była piękna. To... DESSIN!
- Silver, zostaw mojego... przyjaciela! - krzyknęła trochę niepewnie.
Silver posłusznie zostawił mnie.
- Dessin, ty...? - mruknął Silver. - LOL, ale żal.pl
Zaśmiałem się, ale on tego nie usłyszał. Dessin zmierzyła go wzrokiem. Przywódca odetchnął tak jak ja. Kaszlałem i dusiłem się po tej męczącej sprawie. To nie było przyjemne. Nie było mi po śmiechu. Po odpoczynku moja piękna zniknęła a Silver zaczął mówić:
- Wezwałem cię, bo jesteś najlepszym wilkiem z Klanu, zaraz po mnie oczywiście! Musisz złapać mordercę, który grasuje na terenach naszego klanu wilków, najlepszego klanu na świecie. I jakby co, Dess jest moja.
Bez słowa uciekłem. Byłem niezwykle zainteresowany. Cieszyłem się, że Silv mnie docenił. Poszedłem do swojej jaskini, żeby pożegnać się z Fryderykiem i wyruszyć w podróż. Możliwe, że nie wrócę z niej, więc nie zobaczę ani mojej pięknej wilczycy, ani mego towarzysza. Chociaż Silver będzie mógł mieć piękną Dess, a cały Klan Wilków będzie mnie wielbił i przejdę do historii.
Wszedłem do jaskini. Zastałem tam Fryderyka robiącego na drutach.
- Mój drogi... Fryderyk? - zapytałem pukając do jaskini.
- Wejdź, Finn. To przecież twój dom, więc lol. - powiedział.
Frytek zauważył, że jestem zdenerwowany. Zapytał w myślach, "co się stało?". Usłyszałem to i odpowiedziałem:
- J-Ja muszę wyruszać... Jestem najlepszy i Silv mnie wyznaczył do podróży. - po tych słowach zacząłem płakać.
Fryderyk zaakceptował to i zaczął mnie pocieszać. Wyjaśniłem mu co i jak.
- No k. - odpowiedział.
Zdziwiła mnie jego reakcja na moje słowa. Byłem smutny, a on raczej się tym nie przejmował. Był dziwny i tajemniczy, jak ja i Silver krul.
***
Po nocy wyruszyłem. Byłem trochę smutny, ale nie przejmowałem się Fryderykiem, przeżyje...
Po chwili zauważyłem jak jakiś gościu, lub po prostu coś, ktoś, porusza się z prędkością światła kilka metrów ode mnie. Postanowiłem to zbadać. Chyba należał do grupy tak zwanych "gangsterów", czyli ludzi, którzy są tacy super gangsta i w ogóle cool (czytaj: kul). Zbliżyłem się do niego, ale mnie zauważył, niestety...
- Ej! Ty tam, mały! Kim jesteś?! - zawołał lekko, a nawet bardzo poddenerwowany. - Weź spadaj!
Wkurzyłem się. To było niedopuszczalne żeby taki prostak i kapeć paradował sobie spokojnie po terenach samego krula silwera, którego z każdą chwilą zaczynałem coraz bardziej tolerować. Nie był już taki drętwy i kapciowaty.
- Jak masz jakieś wąty, to idź do ortodonty! - zawołałem po gangstersku.
Zaśmiał się i podszedł do mnie bliżej. Jeszcze raz się zaśmiał. Mogłem przyjrzeć się jego twarzy i zrobić zapis w swojej jakże mądrej głowie.
- Czego chcesz? To ty jesteś tym mordercą? - zapytałem spokojnie.
- Tak. - odpowiedział i uśmiechnął się radośnie.
Złapałem jego kurtkę. To był... CIEŃ!!! Nigdy w życiu się tego nie spodziewałem. PRZECIEŻ GO ZABIŁEM!!!
- CIEŃ!!!??!!!?!?!!????!;! - krzyknąłem oszołomiony.
Nie byłem sobą. Niby to był tylko mój zły sen, koszmar, ale to było prawdziwe, to prawda! Może nie tamto z cieniem, Prutem, ale to? A jakże! Oczywiście że to prawda. Moje życie jest w niebezpieczeństwie.
- Jak mogłeś zabić tyle osób?! Jak?!!!?!!??? Jak???!!! - krzyczałem i nie mogłem przestać. Wpadłem w furię i w depresję. Nie miałem na nic ochoty. Cień bawił się moimi emocjami, a do tego zabił niewinne wilki. On chciał mnie, tylko mnie... - WIEM ŻE CHCESZ MNIE! DLACZEGO TO ROBISZ?! CZEMU?! - upadłem na moje wilcze kolana trzymając czarną jak kruk kurtkę cienia krzycząc - J-JAK??!! CZ-CZ-CZEEEEEE-EEEEEMUUUU-UUU???!!! - jąkałem się i dławiłem gorzkimi łzami. Jestem bardzo wrażliwy...
Po chwili zdałem sobie sprawę, że nawet nie znałem tych wilków i nie wiem kim są. Nie wiem czy to prawda, że on je zabił.
- LOL - uspokoiłem się.
Z całej siły walnąłem Cienia w twarz i poleciała mu krew. Upadł, a krew zaczęła spływać mu z ust. Kaszlał i dławił się nią.
- Masz za swoje... - mruknąłem zadowolony, lecz nie z siebie.
Złapałem za nóż kuchenny i chciałem zakończyć jego marny żywot mordercy i cienia, ale on chciał chyba coś powiedzieć.
- F-Fi-FFinn, F-F-Fi-nn, s-s-słuchaaaaj...
W końcu coś powiedział.
- Finn, Prut t-t-to... - ciągnął.
- MÓW! - krzyknąłem zły.
On przestraszył się, jednak nie miał już sił. Był chory i głodny. No i pić mu się chciało.
- T-to... O-On żyje... - po tych słowach odszedł.
Nie przejąłem się i odszedłem, ale najpierw przyczepiłem do jego ciała kartkę z napisem "Dzielny Finniusz Mroczny lecz Serdeczny "Frytek" zabił mnie, złego mordercę cienia, Hahahah".
***
Zrobiłem co mogłem i jestem z siebie dumny. Pokonałem złego bandytę! Postanowiłem iść do naszego drogiego krula silwera.
- Już po nim. - mruknąłem zadowolony z siebie.
Silw zrobił wielkie oczy i się zdziwił.
- Łał... - powiedział. - Tu masz proszek dzięki któremu możesz zmienić się w... Człowieka! Super, co nie? - podał mi jakiś super brzydko zapakowany proszek, no cóż, przecież jesteśmy wilkami. - Nasyp go na siebie, a zmienisz się w człowieka. - powiedział.
Zdziwiłem się. Byłem taki dumny! Ale po co mam się zmieniać w człowieka...? Lubię być sobą, wilkiem. Ale jeśli będę człowiekiem to... Silv przerwał moje przemyślenia i zaczął mówić znów:
- Zdobądź zaufanie przywódczyni Klanu ludzi, Katelyn Moon, i zdradź mi wszystkie tajemnice tego klanu ludzi!
Silver uśmiechnął się mrocznie. Zacząłem się zastanawiać, a on zrobił kwaśną minę, bo chyba zauważył, że rozmyślam nad tym.
- Jesteś wierny klanowi wilków? - zapytał.
Bez chwili namysłu odpowiedziałem:
- Tak!
Na co on odpowiedział i to dość długo:
- To zdobądź jej zaufanie. Dzięki tobie będziemy najsilniejszym klanem.
Uśmiechnąłem się. Byłem zadowolony z siebie trzeci raz.
- Tak jest!
Po tych słowach odszedłem do Fryderyka. Nie będę mógł z nim spędzać tyle czasu. No chyba, że wezmę do tam, do klanu ludzi na misję! Tak!
Wszedłem do jaskini z dobrą nowiną.
- Fryderyk! - zawołałem, a on podbiegł do mnie. - Mogę zmieniać się w człowieka i pójdę do klanu ludzi! A ty ze mną! No chyba, że nie chcesz...
Frytek Junior nie zastanawiał się zbyt długo.
- Tak!
Musiałem mu jeszcze powiedzieć o cieniu, z którym dzielnie walczyłem.
- Pokonałem cienia!
- Cienia? - zapytał. - Kto to?
Zaśmiałem się.
- Potem ci opowiem, a teraz idę spać bo jutro idę do klanu ludzi!
Mój mały przyjaciel uśmiechnął się.
- Ja też...
***
Ciągle interesowała mnie sprawa Pruta. Cień mówił, że on żyje. Ale to przecież tylko stary grzyb, chory i dziwny. Hmm... No ale dlaczego miałby kłamać lub żartować, zmyślać? Lubił bawić się moimi uczuciami, wiem to...
- Fryderyk!! - zawołałem przyjaciela.
- Finn... Czego chcesz? - zapytał ciągle śpiąc, zmęczony.
- Idziemy do klanu ludzi! - zawołałem radośnie. - No ej!
Fryderyk od razu wstał i pobiegł za mną. Nasypałem na siebie trochę proszku magicznego i... BUM! Jestem człowiekiem! Zacząłem biec do klanu ludzi, ale.. ups... Te nogi były dziwne! Po kilku minutach nauczyłem się na nich chodzić, to łatwe. Razem z Finn'em Juniorem pobiegliśmy do klanu. Na swojej drodze spotkałem serce krainy... A tam, brzydki kamień. Ruszyłem do przodu z moim słodkim kumplem, LOL. Miałem nadzieję, że to nie daleko...
***
Pierwszą osobą, jaką zauważyłem była ciemnowłosa dziewczyna, z pewnością krulowa. Za nią stał czarnowłosy chłopak, pewnie krul ludzi i jej mąż. Niestety, ciężko będzie zdobyć jej zaufanie. Ten czarny wyglądał trochę jak cień.
- Czeeeść, to ty jesteś ten nowy? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - F-Finn?
Uśmiechnąłem się do niej i do jej kumpla.
- Tak, Finn. - powiedziałem śmiało. - A ty jesteś... Katelyn? - uśmiechnąłem się gangstersko z nutą romantycznego Finn'a i podszedłem do niej bliżej.
Uśmiechnąłem się. Dziewczyna posłała mi wściekłe spojrzenie, więc się odsunąłem. Wyglądała na groźną. Zainteresował mnie także czarnowłosy chłopak, a że jestem bi, to wiadomo.
- LOL. - mruknąłem cicho, żeby nikt nie usłyszał.
W tej chwili nie myślałem o Dessin. Mój mały kumpel Fryderyk kaszlał, bym zwrócił na niego uwagę.
- Aha, a to mój przyjaciel, towarzysz. - powiedziałem. - Fryderyk.
Pokazałem na niego ręką, a on uśmiechnął się.
- Ooo, jaki słodziak! - zawołała dziewczyna i podbiegła do niego.
Pogłaskała go i zaczęła przytulać.
- Heh, jestem zazdrosny. - powiedziałem, a po chwili byłem już zły na siebie za to. - Wybacz!
Kate zaśmiała się, tak jak chłopak.
- A to jest Alex. - wstała i stanęła obok chłopaka.
- Jestem zastępcą przywódczyni. - mruknął chłopak.
- Jesteś takim przydupasem Katelyn? LOL - zaśmiałem się. - bez urazy. - byłem miły i to powiedziałem miło.
- Haha, nie. - powiedział.
Zaczęliśmy się wszyscy śmiać.
- Pokażemy ci twój dom, okej? - zapytała Katelyn.
- Tak, dzięki! - zawołałem.
Dobrze mi się tutaj było, a ludzie byli mili. Chciałem jednak wrócić do mojego ukochanego klanu wilków. Tam był silwer, Dessin... Moi przyjaciele! Nie znałem ich za bardzo, ale okej. Mimo wszystko wolę silwa i Dess.
Katelyn i Alex pokazali mi moje nowe mieszkanie, które było piękne. Chociaż moja jaskinia była lepsza. Oni sobie poszli, a ja postanowiłem obejrzeć dom. W nocy, gdy wszyscy będą spali, pójdę do silwa i mu wszystko opowiem...
Położyłem się w jaskini na moim legowisku. Fryderyk leżał na przeciwko mnie. Wyglądał jak anioł. Patrzyłem na niego tak, jak Katelyn patrzyła na mnie gdy była na terenie wilków. Nie powiem, była ładna i w ogóle, ale jak już to będę z Dessin albo z Fryderykiem. Teraz tak sobie myślę, że może jestem Bi. W sumie to możliwe, ale to takie złe! Hmm... Trzeba patrzeć na dobre strony.
- Lol, spać mi się chce. - powiedziałem do Fryderyka i założyłem okulary gangstera.
Chciałem był cool [czytaj: kul], ale wyszło jak zwykle...
- Finn, co ty odkurteczkujesz? - zapytał złośliwie mój wybranek serca.
Zaśmiałem się wściekły, ale przebaczyłem mu bo był piękny i fajny. Postanowiłem iść spać.
~*~*~*~* następnego dnia
Isabelle, służąca naszego wielkiego krula Silvera przyszła nad ranem do mojej jaskini i zapukała do niej.
- Halo? Finn'ie? - pytała.
Nie otwierałem jaskini, bałem się że to jakiś pedofil albo inny taki.
- kto tam? Ręce do góry! - wrzasnąłem.
Najwyraźniej była to wadera, jej niski głos był dla mnie znajomy.
- Ach, to ty... - mruknąłem. - Czego chcesz, Isabelle? Dalej jesteś służącą tego starego grzyba Silvera? - zapytałem śmiejąc się.
Otworzyłem jaskinię, a wadera popatrzyła na mnie poirytowana.
- Krul Silver cię wzywa. - warknęła.
- K, ale najpierw muszę pod krzaczek. - uśmiechnąłem się i ruszyłem za krzaczek.
- Typowy Finn... - szepnęła Isabelle.
***
- Możemy iść! - zawołałem zadowolony i pusty. - Już po wszystkim.
Byłem szczęśliwy. Służąca basiora ruszyła do przodu, a ja za nią. Dopytywałem się jej o wszystko, ale ona za każdym razem odpowiadała "Dowiesz się w swoim czasie".
Kiedy wreszcie już tam byliśmy zauważyłem wielkiego Silvera, za którym jakoś szczególnie nie przepadałem. Wydawało mi się, że jest zwykłym wilkiem, który chce mieć władzę. Pomyślałem o Dessin, mojej pięknej wilczce... Była cudowna, ale ona leciała na innego, właśnie na Silvera. On był duży, miał władzę i był dziwny. Każdy by go chciał, co nie? NIE. Moim zdaniem był tylko kapciem, z jednej strony to pozytywne określenie. Kapcie są puszyste, miękkie i fajne... Och...
- Finn... - mruknął Silver. - LOL, co tak długo? - krzyknął.
Popatrzyłem na niego wściekłym wzrokiem. Nie szanowałem go. Dla mnie był zwykłym wilkiem.
- Nie czepiaj się, stary. - powiedziałem, a on krzyknął coś pod nosem.
- CISZA! - krzyknął. - ZAMKNIJ SIĘ!!!
Pospiesznie zeskoczył ze swojego tronu zbudowanego z odchodów zwierząt i zmarłych poddanych i podleciał do mnie.
- Jeszcze raz powiesz takie coś, a będzie po tobie... - szepnął tak, żeby Isabelle nie słyszała i zaczął mnie dusić.
Przycisnął mnie do ziemi i łapą przyciskać. Powoli traciłem powietrze, a on dalej to robił.
- Z-zostaw mnie... Ty... - mówiłem coraz bardziej tracąc powietrze.
Isabelle przyglądała się temu z politowaniem. Nie była zadowolona, jednak sama nie chciała skończyć jak ja, więc postanowiła nie ruszać się z miejsca.
- Panie...? - zapytała cichutko, jednak Silver usłyszał ją.
Nie spojrzał na nią, ale krzyknął:
- ZAMKNIJ SIĘ!
Wadera uciszyła się i spuściła posłusznie głowę. Bez słowa.
Po chwili przed nami pojawiła się biała wadera. Była piękna. To... DESSIN!
- Silver, zostaw mojego... przyjaciela! - krzyknęła trochę niepewnie.
Silver posłusznie zostawił mnie.
- Dessin, ty...? - mruknął Silver. - LOL, ale żal.pl
Zaśmiałem się, ale on tego nie usłyszał. Dessin zmierzyła go wzrokiem. Przywódca odetchnął tak jak ja. Kaszlałem i dusiłem się po tej męczącej sprawie. To nie było przyjemne. Nie było mi po śmiechu. Po odpoczynku moja piękna zniknęła a Silver zaczął mówić:
- Wezwałem cię, bo jesteś najlepszym wilkiem z Klanu, zaraz po mnie oczywiście! Musisz złapać mordercę, który grasuje na terenach naszego klanu wilków, najlepszego klanu na świecie. I jakby co, Dess jest moja.
Bez słowa uciekłem. Byłem niezwykle zainteresowany. Cieszyłem się, że Silv mnie docenił. Poszedłem do swojej jaskini, żeby pożegnać się z Fryderykiem i wyruszyć w podróż. Możliwe, że nie wrócę z niej, więc nie zobaczę ani mojej pięknej wilczycy, ani mego towarzysza. Chociaż Silver będzie mógł mieć piękną Dess, a cały Klan Wilków będzie mnie wielbił i przejdę do historii.
Wszedłem do jaskini. Zastałem tam Fryderyka robiącego na drutach.
- Mój drogi... Fryderyk? - zapytałem pukając do jaskini.
- Wejdź, Finn. To przecież twój dom, więc lol. - powiedział.
Frytek zauważył, że jestem zdenerwowany. Zapytał w myślach, "co się stało?". Usłyszałem to i odpowiedziałem:
- J-Ja muszę wyruszać... Jestem najlepszy i Silv mnie wyznaczył do podróży. - po tych słowach zacząłem płakać.
Fryderyk zaakceptował to i zaczął mnie pocieszać. Wyjaśniłem mu co i jak.
- No k. - odpowiedział.
Zdziwiła mnie jego reakcja na moje słowa. Byłem smutny, a on raczej się tym nie przejmował. Był dziwny i tajemniczy, jak ja i Silver krul.
***
Po nocy wyruszyłem. Byłem trochę smutny, ale nie przejmowałem się Fryderykiem, przeżyje...
Po chwili zauważyłem jak jakiś gościu, lub po prostu coś, ktoś, porusza się z prędkością światła kilka metrów ode mnie. Postanowiłem to zbadać. Chyba należał do grupy tak zwanych "gangsterów", czyli ludzi, którzy są tacy super gangsta i w ogóle cool (czytaj: kul). Zbliżyłem się do niego, ale mnie zauważył, niestety...
- Ej! Ty tam, mały! Kim jesteś?! - zawołał lekko, a nawet bardzo poddenerwowany. - Weź spadaj!
Wkurzyłem się. To było niedopuszczalne żeby taki prostak i kapeć paradował sobie spokojnie po terenach samego krula silwera, którego z każdą chwilą zaczynałem coraz bardziej tolerować. Nie był już taki drętwy i kapciowaty.
- Jak masz jakieś wąty, to idź do ortodonty! - zawołałem po gangstersku.
Zaśmiał się i podszedł do mnie bliżej. Jeszcze raz się zaśmiał. Mogłem przyjrzeć się jego twarzy i zrobić zapis w swojej jakże mądrej głowie.
- Czego chcesz? To ty jesteś tym mordercą? - zapytałem spokojnie.
- Tak. - odpowiedział i uśmiechnął się radośnie.
Złapałem jego kurtkę. To był... CIEŃ!!! Nigdy w życiu się tego nie spodziewałem. PRZECIEŻ GO ZABIŁEM!!!
- CIEŃ!!!??!!!?!?!!????!;! - krzyknąłem oszołomiony.
Nie byłem sobą. Niby to był tylko mój zły sen, koszmar, ale to było prawdziwe, to prawda! Może nie tamto z cieniem, Prutem, ale to? A jakże! Oczywiście że to prawda. Moje życie jest w niebezpieczeństwie.
- Jak mogłeś zabić tyle osób?! Jak?!!!?!!??? Jak???!!! - krzyczałem i nie mogłem przestać. Wpadłem w furię i w depresję. Nie miałem na nic ochoty. Cień bawił się moimi emocjami, a do tego zabił niewinne wilki. On chciał mnie, tylko mnie... - WIEM ŻE CHCESZ MNIE! DLACZEGO TO ROBISZ?! CZEMU?! - upadłem na moje wilcze kolana trzymając czarną jak kruk kurtkę cienia krzycząc - J-JAK??!! CZ-CZ-CZEEEEEE-EEEEEMUUUU-UUU???!!! - jąkałem się i dławiłem gorzkimi łzami. Jestem bardzo wrażliwy...
Po chwili zdałem sobie sprawę, że nawet nie znałem tych wilków i nie wiem kim są. Nie wiem czy to prawda, że on je zabił.
- LOL - uspokoiłem się.
Z całej siły walnąłem Cienia w twarz i poleciała mu krew. Upadł, a krew zaczęła spływać mu z ust. Kaszlał i dławił się nią.
- Masz za swoje... - mruknąłem zadowolony, lecz nie z siebie.
Złapałem za nóż kuchenny i chciałem zakończyć jego marny żywot mordercy i cienia, ale on chciał chyba coś powiedzieć.
- F-Fi-FFinn, F-F-Fi-nn, s-s-słuchaaaaj...
W końcu coś powiedział.
- Finn, Prut t-t-to... - ciągnął.
- MÓW! - krzyknąłem zły.
On przestraszył się, jednak nie miał już sił. Był chory i głodny. No i pić mu się chciało.
- T-to... O-On żyje... - po tych słowach odszedł.
Nie przejąłem się i odszedłem, ale najpierw przyczepiłem do jego ciała kartkę z napisem "Dzielny Finniusz Mroczny lecz Serdeczny "Frytek" zabił mnie, złego mordercę cienia, Hahahah".
***
Zrobiłem co mogłem i jestem z siebie dumny. Pokonałem złego bandytę! Postanowiłem iść do naszego drogiego krula silwera.
- Już po nim. - mruknąłem zadowolony z siebie.
Silw zrobił wielkie oczy i się zdziwił.
- Łał... - powiedział. - Tu masz proszek dzięki któremu możesz zmienić się w... Człowieka! Super, co nie? - podał mi jakiś super brzydko zapakowany proszek, no cóż, przecież jesteśmy wilkami. - Nasyp go na siebie, a zmienisz się w człowieka. - powiedział.
Zdziwiłem się. Byłem taki dumny! Ale po co mam się zmieniać w człowieka...? Lubię być sobą, wilkiem. Ale jeśli będę człowiekiem to... Silv przerwał moje przemyślenia i zaczął mówić znów:
- Zdobądź zaufanie przywódczyni Klanu ludzi, Katelyn Moon, i zdradź mi wszystkie tajemnice tego klanu ludzi!
Silver uśmiechnął się mrocznie. Zacząłem się zastanawiać, a on zrobił kwaśną minę, bo chyba zauważył, że rozmyślam nad tym.
- Jesteś wierny klanowi wilków? - zapytał.
Bez chwili namysłu odpowiedziałem:
- Tak!
Na co on odpowiedział i to dość długo:
- To zdobądź jej zaufanie. Dzięki tobie będziemy najsilniejszym klanem.
Uśmiechnąłem się. Byłem zadowolony z siebie trzeci raz.
- Tak jest!
Po tych słowach odszedłem do Fryderyka. Nie będę mógł z nim spędzać tyle czasu. No chyba, że wezmę do tam, do klanu ludzi na misję! Tak!
Wszedłem do jaskini z dobrą nowiną.
- Fryderyk! - zawołałem, a on podbiegł do mnie. - Mogę zmieniać się w człowieka i pójdę do klanu ludzi! A ty ze mną! No chyba, że nie chcesz...
Frytek Junior nie zastanawiał się zbyt długo.
- Tak!
Musiałem mu jeszcze powiedzieć o cieniu, z którym dzielnie walczyłem.
- Pokonałem cienia!
- Cienia? - zapytał. - Kto to?
Zaśmiałem się.
- Potem ci opowiem, a teraz idę spać bo jutro idę do klanu ludzi!
Mój mały przyjaciel uśmiechnął się.
- Ja też...
***
Ciągle interesowała mnie sprawa Pruta. Cień mówił, że on żyje. Ale to przecież tylko stary grzyb, chory i dziwny. Hmm... No ale dlaczego miałby kłamać lub żartować, zmyślać? Lubił bawić się moimi uczuciami, wiem to...
- Fryderyk!! - zawołałem przyjaciela.
- Finn... Czego chcesz? - zapytał ciągle śpiąc, zmęczony.
- Idziemy do klanu ludzi! - zawołałem radośnie. - No ej!
Fryderyk od razu wstał i pobiegł za mną. Nasypałem na siebie trochę proszku magicznego i... BUM! Jestem człowiekiem! Zacząłem biec do klanu ludzi, ale.. ups... Te nogi były dziwne! Po kilku minutach nauczyłem się na nich chodzić, to łatwe. Razem z Finn'em Juniorem pobiegliśmy do klanu. Na swojej drodze spotkałem serce krainy... A tam, brzydki kamień. Ruszyłem do przodu z moim słodkim kumplem, LOL. Miałem nadzieję, że to nie daleko...
***
Pierwszą osobą, jaką zauważyłem była ciemnowłosa dziewczyna, z pewnością krulowa. Za nią stał czarnowłosy chłopak, pewnie krul ludzi i jej mąż. Niestety, ciężko będzie zdobyć jej zaufanie. Ten czarny wyglądał trochę jak cień.
- Czeeeść, to ty jesteś ten nowy? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - F-Finn?
Uśmiechnąłem się do niej i do jej kumpla.
- Tak, Finn. - powiedziałem śmiało. - A ty jesteś... Katelyn? - uśmiechnąłem się gangstersko z nutą romantycznego Finn'a i podszedłem do niej bliżej.
Uśmiechnąłem się. Dziewczyna posłała mi wściekłe spojrzenie, więc się odsunąłem. Wyglądała na groźną. Zainteresował mnie także czarnowłosy chłopak, a że jestem bi, to wiadomo.
- LOL. - mruknąłem cicho, żeby nikt nie usłyszał.
W tej chwili nie myślałem o Dessin. Mój mały kumpel Fryderyk kaszlał, bym zwrócił na niego uwagę.
- Aha, a to mój przyjaciel, towarzysz. - powiedziałem. - Fryderyk.
Pokazałem na niego ręką, a on uśmiechnął się.
- Ooo, jaki słodziak! - zawołała dziewczyna i podbiegła do niego.
Pogłaskała go i zaczęła przytulać.
- Heh, jestem zazdrosny. - powiedziałem, a po chwili byłem już zły na siebie za to. - Wybacz!
Kate zaśmiała się, tak jak chłopak.
- A to jest Alex. - wstała i stanęła obok chłopaka.
- Jestem zastępcą przywódczyni. - mruknął chłopak.
- Jesteś takim przydupasem Katelyn? LOL - zaśmiałem się. - bez urazy. - byłem miły i to powiedziałem miło.
- Haha, nie. - powiedział.
Zaczęliśmy się wszyscy śmiać.
- Pokażemy ci twój dom, okej? - zapytała Katelyn.
- Tak, dzięki! - zawołałem.
Dobrze mi się tutaj było, a ludzie byli mili. Chciałem jednak wrócić do mojego ukochanego klanu wilków. Tam był silwer, Dessin... Moi przyjaciele! Nie znałem ich za bardzo, ale okej. Mimo wszystko wolę silwa i Dess.
Katelyn i Alex pokazali mi moje nowe mieszkanie, które było piękne. Chociaż moja jaskinia była lepsza. Oni sobie poszli, a ja postanowiłem obejrzeć dom. W nocy, gdy wszyscy będą spali, pójdę do silwa i mu wszystko opowiem...
---
CDN