Klany

Strony

wtorek, 30 maja 2017

Od Alex'a cd. Senill "Ja to mam szczęście..."


[takie słabe +12]

... jakiś bliżej nieokreślony osobnik rzucił się w stronę wciąż siedzącej na trawie trójki ludzi. Ci nie mieli jednak czasu na reakcję, toteż była to scena rodem wyjęta z filmu: niebezpieczeństwo zmierza wprost na głównych bohaterów, a ci przez swego rodzaju zaskoczenie oraz szok nie są w stanie nawet się poruszyć. Tak też było tym razem z tą różnicą, iż osoba odpowiedzialna za tamtą rzeź kotów rzuciła się nie na całą grupę, a pojedynczą osobę. I nie, nie była to Senill czy też sam czarnowłosy. Postać z siekierą w ręce za cel obrała sobie przywódczynię klanu ludzi, której oczy omal nie wypadły z orbit na widok narzędzia tamtej zbrodni, uniesionego ku górze w wyrazie zamachu. Któraś z dziewczyn wydała stłumiony krzyk, chłopak usłyszał chyba jeszcze czyiś pisk. Nie zwracał jednak większej uwagi na te drobne szczegóły. W tamtym momencie, zamiast biernie przyglądać się rozgrywanej przed jego oczami scenie, instynktownie wstał i zasłonił samym sobą próbującą ukryć się za swoimi dłońmi Katelyn. Gest dziewczyny nie miał jednak większego sensu w walce z zapewne ostrą jak brzytwa oraz wciąż oblepioną krwią klingą.
Niektórzy mogą teraz sądzić, iż Walker bawi się w bohatera. Nie można zaprzeczyć, że w pewnym sensie to prawda. Warto jednak wziąć pod uwagę, że są trzy rodzaje wybawców. Pierwsi z nich, kiedy wszystko jest ok i nie ma żadnych problemów, ogłaszają się jako obrońcy ludzi, żądając oklasków za nic-nie-robienie. Kiedy natomiast robi się gorąco, nagle ów herosi znikają, pozostawiając wierzących w nich ludzi na pastwę losu. Z kolei ci, którzy uwielbiają być w centrum uwagi, robią to nie tyle co z powinności, a ze względu na uznanie. Oto właśnie udawanie bohatera, czyli drugi typ. Jaki jest więc trzeci, ostatni? To osoby, które robią to, co uważają za słuszne. Nie oczekują niczego w zamian, starając się niezbyt wyróżniać od innych. Taki właśnie podział zrodził się w głowie Alex'a kilkanaście lat temu, kiedy postanowił należeć do tej trzeciej grupy. Jego ego ciągle nie pozwala mu dopuścić do siebie myśli, czy aby na pewno wciąż jest jej członkiem, ale wtedy nie miało to większego znaczenia.
Tak naprawdę czarnowłosy nie pamięta, co wtedy dokładnie robił. Ma jedynie mgliste wspomnienie tego, jak zablokował uderzenie napastnika, zatrzymując rękojeść siekiery swoim przedramieniem. Następnie jakby znikąd w jego dłoniach pojawiły się dwa noże, na widok których oczy przeciwnika rozszerzyły się nieznacznie. Warto także dodać, iż jego twarz agresora zasłonięta była maską podobną do tej należącej do Deadshot'a, bohatera "Legionu Samobójców", ale to tak nawiasem mówiąc. Przez chwilę oboje mierzyli się nawzajem wzrokiem, zapewne obliczając swoje szanse na wygraną. W prawdzie osobowość chłopaka nie pozwalała mu dopuścić się chociażby pomyślenia o przegranej, jednak wszystko jest przecież możliwe, czyż nie? Opcja ta stawała się jeszcze bardziej realna, kiedy zobaczył przyczepione do pasa swojego wroga dwie sztuki broni palnej wraz z dodatkowymi magazynkami, przy czym nie miał najmniejszej wątpliwości co do tego, iż to nie jedyny arsenał znajdujący się w zanadrzu osoby stojącej naprzeciwko niego. W końcu zwrócił uwagę na kolor tęczówek, nienaturalnie ciemnych, z omal nieodróżniającą się źrenicą. Pałały one dziwną żądzą zemsty oraz czegoś na kształt złości z tego, że ktoś w dokonaniu owego odwetu przeszkodził.
- Facet, spierdalaj mi stąd. Mam robotę, a wieczorem chcę obejrzeć sobie jeszcze jakiś film, tak więc bądź tak miły i pozwól mi dokończyć robotę. A właśnie, zakupy jeszcze muszę zrobić.
Walker nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej. To, że napastnik się w ogóle odezwał, fakt, iż jego głos był podejrzanie zmiękczony przez maskę czy też to, że ten zaczął go obrażać. Nikt nie ma bowiem prawa zwracać się w taki sposób do Alex'a, nawet sama przywódczyni.
- Spierdalaj se sam, rzeźniku od siedmiu boleści. Ja też chcę sobie obejrzeć wieczorem swój ulubiony serial, a i zakupy to nie jest zły pomysł. Poza tym, mam jeszcze parę innych spraw na głowie. Tak więc widzisz, skoro oboje mamy tyle pracy, może bez zbędnych ceregieli pozwolisz mi skopać sobie dupsko, po czym nie piśniesz słówka, kiedy będę je wrzucać do aresztu. Co powiesz na taki układ, ty niedorozwoju ludzkiego pochodzenia? - Odpowiedział.
Zamiast słów czarnowłosy zauważył wzmacniający się wokół rękojeści broni uchwyt dłoni, nieco dziwnie wyglądającej w rękawicach będącymi częściami jakiegoś uniformu roboczego, w niektórych miejscach poprzecieranego lub zabrudzonego. Nie można było rozpoznać, do jakiej profesji byłby odpowiedni, ale to już mniejsza z tym. Aktualnie chłopak nie zwracał na to uwagi, poświęcając ją nagłym ruchom ze strony swojego przeciwnika. Ten bowiem ponowił zamach, za swój cel obierając osobę za plecami Walkera. On jednak powtórzył wcześniejszą czynność, przy okazji odpychając wroga kilka metrów dalej z głupim i nieodpowiednim do sytuacji kpiarskim uśmieszkiem, mówiąc:
- Jak chcesz się do niej dostać, to tylko i wyłącznie po moim trupie, a to się zbyt szybko nie zdarzy, przykro mi. Tak więc masz do wyboru: albo zabrać siedzenie gdzie pieprz rośnie, albo porozmawiać sobie ze mną inaczej. Twoja decyzja, czas ograniczony. Tik -tak.
- Nie będę się zniżać do twojego poziomu. Poza tym, jeszcze twoja śliczna buźka ucierpi i czym będziesz wyrywał panienki? Teksty dużo ci nie dadzą, a osobowość masz paskudną.
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, a w połowie drugiego zdania czarnowłosy omal nie wybuchnął śmiechem. Kto bowiem inny podejrzewałby go o taką pustotę jak zupełnie obcy człowiek, który za cel życia obrał sobie śmierć przywódczyni? Nie trzeba także mówić, iż to stwierdzenie niemało rozbawiło chłopaka... No bo jak to? Jego charakter paskudny? Przecież te dwa wyrazy nie mają prawa istnieć w jednym, twierdzącym oraz spójnym zdaniu.
- By być na równo z moim poziomem, musiałbyś się nieźle napracować, bowiem to właśnie ty nie dorastasz mi nawet do pięt. Co się tyczy natomiast mojej buźki, zawsze możesz mi przecież pożyczyć swoją maskę, prawda? Da mi ona +300 do zajebistości, a panienki nie będą w stanie oderwać ode mnie wzroku. - słysząc pełne irytacji westchnienie gościa w masce, na jego twarzy ponownie zagościł szyderczy uśmiech - A tak poza tym, nieco nie fair za przeciwnika wybierać osoby bezbronne czy też słabsze. Zmierz się ze mną, wtedy masz szanse na przegraną. I to dużą. Chyba, że się boisz.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. We wtórze dziwnie wysokiego okrzyku bojowego, marna kopia Deadshot'a ruszyła w stronę chłopaka. Ten poczekał kilka sekund, aby w odpowiednim momencie wykonać szybki oraz zwinny unik, jednocześnie fundując napastnikowi mocne uderzenie w lewy bok, wykorzystując do tego rękojeść trzymanego przez siebie ostrza. Zdenerwowany przeciwnik ponowił próbę, nie raz i nie dwa starając się przepchnąć obok Walkera, torując sobie w ten sposób drogę do przywódczyni. Alex jednak zdecydowanie zadbał o to, aby Katelyn bliżej było do zostania multimilonerką niż trupem. Ów wymiana ciosami trwała kilka minut, w ciągu których wróg klanu ludzi zdążył się porządnie zmęczyć, o czym świadczył urywany oraz ciężki oddech. Natomiast przedstawiciel całej trójki jak gdyby nigdy nic przyglądał się temu wszystkiemu z kpiarskim uśmiechem, obracając w dłoniach oba noże. Nim zdążył jednak ponownie rzucić jakiś kąśliwy komentarz, przeciwnik ponowił atak, tym razem trafiając go w szczękę z wykopu. Zszokowany, obrócił się o 90°, wzrokiem natrafiając na przytulone do siebie i oglądające wszystko z otwartymi buziami dziewczyny.
- Co wy tu jeszcze robicie, do diabła? Senill, zabierz stąd Katelyn. Już. I bez dyskusji.
Mimo iż nie krzyczał, jego głosowi daleko było do delikatności. Jednym z powodów był szybko rozchodzący się po szczęce ból, który aktualnie rozcierał swoją lewą dłonią, trzymając ostrze między palcami. Zerknął wrogim spojrzeniem na swojego wroga, w którego oczach nie dało się nie zauważyć zadowolenia.
- Nie patrz mnie wkurwiać. Nie mam nastroju do żartów, a uwierz - lepiej mnie nie denerwować.
Ten w odpowiedzi zaśmiał się głośno, próbując przy okazji ponowić swój ruch. Teraz jednak został on zablokowany przez dłoń Walkera, który nie pozwolił znów wrócić kończynie na ziemię. Od napastnika dało się wyczuć z wolna ogarniającą go panikę na widok uwięzionej między palcami chłopaka łydki, której zdecydowanie nie miał w planach puścić.
- Czy do twojego debilnego mózgu nie dociera to proste zdanie "Nie patrz mnie wkurwiać"? - rzucił czarnowłosy, powoli podnosząc wzrok na osobę stojącą naprzeciwko niego - Tak więc wytłumaczę ci je nieco inaczej.
W tamtym momencie Alex zapomniał o wszystkim dookoła. W głowie znów pojawiły się te wszystkie nauki, którymi tak truł go ojciec od najmłodszych lat. Teraz miały one swoje ujście i zastosowanie w tej właśnie potyczce, w której po przekręceniu nogi przeciwnik upadł twarzą do ziemi, przy okazji ponownie wydając podejrzanie wysoki okrzyk bólu. Czarnowłosy nie zwracał jednak na to uwagi, wykonując zamach oraz przewracając leżącego na plecy, by następnie usiąść na nim okrakiem tylko i wyłącznie po to, by zacisnąć dłonie na jego szyi. W świadomości zapaliła mu się czerwona lampka, lecz w tamtym momencie był zbyt zaabsorbowany potrząsaniem wijącym się pod spodem ciałem byłego śmieszka, z którego gardła wydobywały się teraz podejrzane odgłosy bólu.
- A teraz powiedz, kto cię nasłał oraz dlaczego to robisz. I nie wciskaj mi kitu, że nie wiesz, o co chodzi, bo i tak ci nie uwierzę. Nie mam pięciu lat. - Powiedział, zmniejszając nieco uścisk, aby ten mógł odpowiedzieć.
Zamiast tego usłyszał jednak wiązankę przekleństw pod swoim adresem, szybko stłumioną przez odcięcie dopływu tlenu. Chwila wyczekiwania sprawiła, że przeciwnik w końcu poddał się, patrząc na Walkera nienawistnym spojrzeniem ciemnych oczu. To jednak nie ruszało jego "kata", który przez kilka następnych minut powtarzał ten sam praktycznie rozkaz, kończący się za każdym razem tak samo. Był tym tak zajęty, iż nie zauważył nadchodzącego z bocznej uliczki podobnego do tego leżącego pod nim przebierańca. Z jego obecności zdał sobie sprawę dopiero wtedy, gdy pod butami skradającej się osoby można było usłyszeć zgrzyt kamieni. W ostatniej chwili pochylił głowę, unikając spotkania swojej potylicy z łomem. Niestety, jego ruch spowodował zmniejszenie odległości między nim a jego ofiarą, czego ta nie śmiała przepuścić. Nie ma się więc czemu dziwić, że tak szybko jak chłopak uciekł przed narzędziem, tak szybko cofnął się w efekcie uderzenia w twarz. Spowodowało to, iż uścisk wokół szyi byłego napastnika zelżał, przez co wkrótce Alex klęczał na ziemi sam, palcami rozcierając nos.
- Teraz też będziesz taki mądry, panie zakuty łeb? - oschłe pytanie przecięło ciszę.
Czarnowłosy podniósł wzrok tylko i wyłącznie po to, by na wysokości swoich oczu zobaczyć ostrze jego własnego noża skierowane w stronę swojego właściciela. Trzymane było ono przez osobę chcącą pozbawić życia przywódczyni, za której plecami stał jej towarzysz, ubrany podobnie jak swój wspólnik w podniszczony strój roboczy. Ten jednak miał maskę coś a la Batman, jednak z jednym uchem krótszym niż drugie.
- Ja zawsze jestem mądry, bo ktoś przecież na tym popierdolonym świecie musi mieć jakieś pojęcie o paru rzeczach, nie będąc ograniczany przez mózg wielkości orzeszka. - zauważając drgające nerwowo mięśnie całej dwójki, uśmiechnął się do siebie w myślach i kontynuował, nie spuszczając wzroku ze swojego pierwszego przeciwnika - Ja widzę to tak. Twojego kumpla rozłożę w dwie sekundy, fundując mu ciosy przydatne w czasie samoobrony przy duszeniu od przodu. Ty natomiast będziesz próbować zranić mnie moim własnym nożem, który dla niekumatych w tych sprawach jest specjalnie wykonany dla osób leworęcznych, a z tego co widziałem i widzę, twoja prawa ręka jest z pewnością sprawniejsza. Będziemy unikać zranień przez kilka minut, w czasie których twój liczący gwiazdki na niebie wspólnik zdąży się pozbierać. Kiedy jednak zobaczy naszą dwójkę, w trosce o swoje męskie przyrodzenie ucieknie gdzie pieprz rośnie. Ty natomiast tak się na niego wkurzysz, iż nie zauważysz mojego ciosu, który nawiasem mówiąc będzie ostatni w tej potyczce. Jakieś pytania?
Odpowiedział mu jedynie gromki śmiech ze strony stojącej przed nim dwójki. Ten westchnął głęboko, a po wspomnieniu przez przyszłe trupy o jego pewności siebie, rzucił:
- A więc przekonajmy się o mojej nieomylności. Przecież i tak kłamię jak z nut, prawda?
Po odebraniu ostrza, kilku minutach przekleństw pod różnymi adresami oraz kilku płytkich ranach, biała klinga Meridies znalazła się na ozdobionej już siniakami skórze napastnika. Wszystko potoczyło się tak, jak powiedział o tym Walker. Jego ego już chyba bardziej napuchnąć nie może.
- Poznajmy może, kto kryje się za tą maską... Chyba że jesteś kimś w rodzaju Spider-Man'a, którego tożsamości nikt nie może poznać... A nie, przecież on ratował ludzi, a nie ich krzywdził... - przeciągał, prawą ręką próbując ściągnąć ów nakrycie z twarzy osoby przyciskanej do ściany.
Ta szarpała się, ale ze względu na skrępowane ręce (co na to poradzić, że się szarpała) oraz sztylet nie mogła nic poradzić na to, co chciał zrobić chłopak. Bez zbędnych ceregieli ściągnął kamuflaż z głowy przeciwnika, widząc...
- Jasny gwint... - tylko to było w stanie opuścić jego gardło, kiedy przyglądał się ciemnobrązowym, wręcz czekoladowym włosom swojego nemezis, który okazał się być... kobietą.
Oczy omal nie wypadły mu z orbit, a ogólne zaskoczenie na chwilę odebrało zdolność rejestrowania czegokolwiek. Zostało to wnet wykorzystane, przez co kilka sekund później czarnowłosy stał sam z wciąż uniesionym ku górze ostrzem. Z tego transu wyrwał go dopiero spanikowany głos Senill, która wypadła z najbliższego zaułku z zapytaniem, gdzie jest wróg i czy nic mu się nie stało. Ten, po rozejrzeniu się dookoła siebie, oparł się plecami o ścianę, po czym rzucił:
- Chyba się zakochałem.

- - -

<Senill? Słoiczki nie pomogły, ale czekolada tak ^^ A tak nawiasem mówiąc, powodzenia xd Alex >:3 >

1 komentarz: