Klany

Strony

poniedziałek, 20 marca 2017

Od Dessin c.d Silver



Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam w jakimś namiocie, a obok mnie kręciło się kilkoro wilków. Nie czułam bólu. Prawdę mówiąc, to nie czułam nic. Jedynie przyjemne ciepło. W powietrzu unosił się zapach ziół i roślin, których nazwy dokładnie znałam. Znalazłam się u medyków? Jak? Pamiętałam to, że przeszłam już kawał drogi. Później zachorowałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć momentu, kiedy tutaj wracałam. Byłam słaba, nie przyszłabym tu sama. Odetchnęłam głośno, kiedy poczułam mocne szturchnięcie. Otworzyłam oczy i podniosłam łeb. Silver stał nade mną i udawał, że jest czymś zajęty.
– Dobrze było – wymamrotałam zachrypniętym głosem.
Basior ponownie położył się obok mnie. Wtuliłam się w jego miękką, białą sierść. Potrzebowałam ciepła. Było mi strasznie wstyd i jednocześnie byłam wdzięczna Silverowi za to, że postanowił mnie odszukać. Gdyby nie on, byłabym świetnym obiadem dla padlinożerców.
– Jesteś strasznie głupia – mruknął, obejmując mnie łapą. – Tak samo jak ja. Oboje jesteśmy idiotami.
– Wiem – wyszeptałam. – Dziękuję.
Zamilknął na chwilę. Słyszałam jego spokojny oddech i miarowe bicie serca.
– Muszę się troszczyć o członków swojego klanu – odezwał się.
– Zwłaszcza o mnie – prychnęłam i uśmiechnęłam się. – Przez ciebie zginęłabym już dwa razy.
– Do trzech razy sztuka – zaśmiał się.
Zgromiłam go wzrokiem. W odpowiedzi wzruszył barkami. Nachylił się nade mną. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Chciałam zaprotestować, wstać, uciec z tego miejsca jak najdalej, ale nie mogłam się poruszyć. Ten odruch paniki szybko minął, kiedy poczułam jego pysk przy swoim. Medycy zawyli, coś do nas mówili, ale nic nie słyszałam. Byłam głucha na wszystkie dźwięki. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w jego oddech.
Po chwili odsunął się ode mnie. Spuściłam wzrok, patrząc na swoje łapy. Było mi na przemian gorąco i zimno. Próbowałam się uspokoić, bo moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Silver podszedł do jednego z medyków, rozmawiając z nim chwilę. Czułam, że reszta medyków uporczywie mi się przygląda. Ogarnęły mnie wątpliwości. Silver to przywódca. On może mieć każdą waderę, którą tylko zechce. Wiele samic zrobiłoby wszystko, aby być teraz na moim miejscu. Silver może się przecież tylko mną bawić. Mogę być tylko na dzisiaj, a jutro zacznie udawać, że nic się nie stało. Chciało mi się płakać.
– Możesz już wrócić do domu – powiedział basior, podchodząc do mnie.
Podniosłam się bez słowa i w milczeniu ruszyłam za nim w stronę wyjścia z namiotu.
– Trapi cię coś? – zapytał. – Nie martw się, już nie będę próbował cię zabić – zażartował.
– Słuchaj... – zaczęłam – ty jesteś przywódcą i możesz mieć, co tylko zechcesz...
– Jesteś okropnie głupia – powiedział. – Z jednym się zgodzę, mogę mieć, co zechcę. I właśnie to dostałem.

---

>Silver?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz