Klany

Strony

piątek, 24 lutego 2017

Od Alex'a cd. Katelyn


Chłopak ostatkiem sil powstrzymywał się przed wyrzuceniem w powietrze ów natrętnego stworzenia. Zafundowałby mu darmową lekcję latania. Lądowanie nie wchodziłoby jednak w zakres szkolenia. Wiedział jednak, że jeśli zrobi jakąkolwiek krzywdę zwierzakowi przywódczyni Klanu Ludzi bardzo prawdopodobne, że będzie mógł pożegnać się ze swoim życiem. Tylko jak tu odczepić od siebie tą upierdliwą istotę? Nie mógł jej strząsnąć ani odepchnąć od swojej nogi. Zaryzykował nawet pociągnięciem za kark, jednak ten mały drań ani drgnął. Alex westchnął głęboko i spojrzał na właścicielkę tego przeklętego stworzenia z nadzieją, że ta jakoś zareaguje. Dziewczyna jednak ciągle uśmiechała się szeroko, przyglądając jego zmaganiom.
Nie miał zamiaru dłużej przebywać w towarzystwie swojej byłej rozmówczyni, jednak wbijający już pazury w jego nogę kot chyba jednak nie miał zamiaru go wypuścić. Chłopak jeszcze raz spojrzał w stronę jego właścicielki, a widząc jej reakcję, a raczej jej brak, westchnął głęboko i... odwrócił się na pięcie, po czym ruszył w przeciwnym kierunku. Nie minęły nawet trzy sekundy, gdy przywódczyni Klanu Ludzi krzyknęła za nim, żeby się zatrzymał. On to jednak zignorował, podobnie jak próbował nie zwracać uwagi na coraz mocniej wbijające się w łydkę małe, aczkolwiek ostre pazurki futrzaka. W końcu dziewczyna zrównała z nim krok, by w następnej sekundzie stanąć na jego drodze, zmuszając go w ten sposób do zatrzymania się.
- Masz w tej chwili oddać mojego Tekliusza, złodzieju ty jeden. - Powiedziała, zaciskając dłonie w pięści. Brakowało tylko, żeby policzki przybrały różową barwę oraz tupnięcia nogą, aby Alex uznał ją za zabawną i wybuchnął śmiechem. O! Pierwszy warunek spełniony!
- Chcę zauważyć, że nie trzymam tego kota siłą. Sam się do mnie przylepił. - Odpowiedział, na dowód potrząsając obejmowaną przez kota nogą - Co ty, nie karmisz ich czy jak?
Po tych słowach oczy dziewczyny rozszerzyły się gwałtownie. W następnej sekundzie przeszukiwała już kieszenie, by po chwili w jej dłoniach pojawił się woreczek z... ciasteczkami? Alex nie miał pojęcia, kto normalny chodzi z paczką ciastek w kieszeni. Wszelkie zdziwienie zniknęło zastąpione przez ulgę w momencie, gdy ów żądny krwi swojej ofiary kot puścił nogawkę spodni chłopaka zaraz po tym, jak jego właścicielka wyciągnęła jedną z owych słodkości i pomachała nią centralnie przed nosem futrzaka. Wtedy zabrał swoje łapki i ochoczo ruszył za swoją panią, nie zaszczycając nieco zaskoczonego czarnowłosego nawet spojrzeniem. Zamiast tego łasił się do przywódczyni Klanu Ludzi tak długo, dopóki nie otrzymał okrągłej, kruchej dawki szczęścia, w skrócie ciasteczka. Jednak coś tu nie pasowało...
- Karmisz je tym? - zapytał, patrząc uważnym wzrokiem na oblizującą się właśnie Teklę. Drugi z kotów już dawno skończył swoją porcję.
Na twarzy dziewczyny wykwitł diabelski uśmieszek, kiedy odpowiedziała, podsuwając woreczek ze słodkościami pod nos chłopaka:
- Tak, to ich ulubiona przekąska. Proszę, częstuj się. Ludzie też mogą je jeść.
Alex już miał zamiar sięgnąć po ten smakołyk, jednak w tamtym momencie przypomniała mu się cenna lekcja z przeszłości. Długo by opowiadać, ale morał był taki, by nie przyjmować jedzenia od obcych.
- Wybacz, ale nie jestem głodny. - powiedział, cofając się o krok - Poza tym, dbam o linię i nie chcę roztyć się tak bardzo, by aby wyciągnąć mnie z domu najpierw należałoby ten budynek zburzyć. W dodatku muszę coś jeszcze załatwić, więc przepraszam, że nie dotrzymam ci towarzystwa w drodze powrotnej.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i pobiegł przed siebie, kontynuując w ten sposób przerwaną wcześniej przez dziewczynę czynność. Nim jednak to zrobił, uniósł ku górze lewą dłoń w geście pożegnania. Przez całą drogę do swojego mieszkania rozmyślał, jak duże problemy przyczepią się go teraz i czy jeszcze kiedyś będzie miał szczęście, a raczej pecha, by po raz kolejny znaleźć się w podobnej sytuacji jak dzisiaj. Miał jednak cichą nadzieję, że już nigdy więcej nie podpadnie przywódczyni klanu.
Jego wywody przerwało dość głośne burczenie w brzuchu. Zmuszony przez siłę wyższą, czarnowłosy skierował się więc do swojego domu najkrótszą z możliwych dróg, by następnie spędzić ponad godzinę w kuchni wyklinając w trzy diabły spadający mu na stopę garnek czy też rozsypany na szafce cukier.
To zdecydowanie nie był jego najszczęśliwszy dzień.

---

<Kotek? Wiem, zawaliłam sprawę, ale cóż za piękna liczba słów: 666 >:3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz